👬 24

Obudził go cichy szloch, wydobywający się z postaci obok. Otworzył oczy i dostrzegł.

Opierający się o ścianę chłopak kiwał się w przód i w tył. Dłonie szarpały włosy i boleśnie wyrywały kępami. Oczy otwarte szeroko, całe zaczerwienione i zapłakane, wpatrzone w jeden punkt przed sobą. Usta co chwila otwierane. Szeptał coś przerywanie i brał pożądne chausty* powietrza, co było coraz trudniejsze. Kołysał się szybciej, a ręce sięgały po więcej włosów.

Rwały i rwały, a włosy walały się po całym łózku i podłodze. Na łysych częściach znajdowały się krwiste ślady, spowodowane zbyt mocnym szarpaniem. Głowa pękała z gólu nie tylko z powodu straty włosów, ale też z innych powodów.

Dłonie powędrowały na szyję i mocno zaczęły ją ściskać. On już krzyczał. To nie był szept, a krzyk.

— Zginę, zginę, zginę.

Przerażony nie reagował. Wpatrywał się w obłęd.

Strach go ogarnął i mocno ścisnął. Trzymał go w swoich szponach i nie pozwolił wyjść. Paraliżował go.

— Tak. Tak. Tak.

Szept. Znowu szept. Paznokcie rozszarpywały szyję, a krew sączyła się powoli. Drapał całą twarz.

Oczy.

"To piękny sen, Tae."

Miał przepaskę na oczach.

A teraz je sobie wydrapywał.

Lęk puścił. On rzucił się w jego kierunku. Chwycił jego nadgarstki i spojrzał na twarz. Uśmiechnięta, zakrwawiona twarz.

Bez oczu.

Obudził się.

Dysząc ciężko spojrzał na śpiącego obok Jungkooka. Przysunął się do niego i obrócił jego twarz w swoim kierunku. Ucałował jego czoło.

Miał oczy.


Wena wyjechała na wakacje i nie wraca. Serio przepraszam, że to tylko 200 słów, ale obiecuję, że jak tylko będę miała wenę, napiszę rozdział na nawet 3000 słów. Aktualnie piszę one shota (co z tego, że męcze go od kwietnia (':) i yoonkooka, który ma jak na razie tylko prolog i jeden rozdział, więc chcę to rozkręcić, tak jakoś mi wena ucieka na to. Brakuje jej, ale wróci hihi

Jeszcze wtt postanowił usunąć mi wszystko z biblioteki, dzięki :')

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top