7
Jedzenia jest już więcej. Dzielicie się na drużyny i przeczesujecie las w poszukiwaniu pożywienia. Sasha pilnuje, aby każdy czuł się najedzony. Robi się zimniej i coraz ciaśniej musicie owijać się kurtkami.
Levi od rana siedzi wraz z Arminem w namiocie głównym. Nie jesteś pewna co tam robią. W nocy do późnej nocy zostaje z tobą. Zastanawiasz się, kiedy ten człowiek w ogóle śpi.
Po kilku dniach samowolki Armin przedstawia plan działania.
- Plany są już częściowo skończone. -
Zaczyna. W namiocie jest cicho. Wszyscy czekają na werdykt.
Armin ze smutkiem spogląda na kartkę w swoich dłoniach.
- Szacowane straty: 44 żołnierzy, w tym uszkodzony sprzęt z wyłączeniem koni… -
Wybucha panika. Sasha z Mikasą uspokajają rekrutów, podczas gdy ty wlepiasz wzrok w ziemię.
Dziewczyna obok wymiotuje. Podnosisz się i pomagasz jej wstać. Wszystko wokoło wiruje.
Mija dużo czasu, zanim znów wszyscy zbiorą się przy ognisku. Spojrzenia ludzi są zrezygnowane i przepełnione strachem.
- Dlaczego nie możemy użyć twojego tytana? -
Pada pytanie z ust jednego chłopaka. Reszta mruczy potakująco. Ty też podnosisz wzrok.
- Albo tytana Erena. -
Dodaje dziewczyna obok.
- Dowódcy z Siny… nie wyrazili na to zgody. -
Tłumaczy Armin.
- Niby dlaczego? -
Pytasz, podnosząc wysoko podbródek. Wszyscy patrzą na ciebie.
- Czemu niby musisz wiedzieć? -
- Myślę że wszyscy zasługujemy na wyjaśnienie. Dlaczego mamy ginąć, gdy mamy was? -
Armin wzdycha.
- Twierdzą, że destrukcyjności naszych tytanów może spowodować zniszczenie surowców, które mogły zachować się wewnątrz miasta.
Po zgromadzonych przechodzi szmer oburzenia.
- Jakich surowców? -
- Nie mam takich informacji…
- To się dowiedz! Nie będziemy umierać… -
- Cisza.
Eren wstaje z miejsca i lustruje was wzrokiem.
- Koniec dyskusji. Musimy zacząć przygotowania, a nie narzekać.
Robi się cicho. Dookoła wszyscy wymieniają zdezorientowane spojrzenia. Zauważasz, jak przestraszeni nagle się robią.
Wszyscy boją się Erena, myślisz.
Prawie wszyscy.
- Czy próbowaliście się przeciwstawić? -
Twój głos rozbrzmiewa wśród ciszy jak grzmot podczas burzy.
- Powiedziałem - odpuść. -
Syczy Eren.
Wstajesz, by popatrzeć mu prosto w twarz.
-Z pełnym szacunkiem, ale ja jedynie próbuję upewnić się, czy podjęte zostały wszystkie możliwe działania...
- Przestań.
- Znacie nazwiska osób, które wydały nam taki rozkaz?
- Y/N…
- Czy próbowaliście zakwestionować ich polecenia?
- Myślisz, że nie próbowaliśmy?! Niby czemu tyle to nam zajęło?! -
Krzyczy Eren.
Kręcisz głową z niedowierzaniem.
- Bronimy ich od tak dawna. Umieraliśmy, podczas gdy oni bezpiecznie siedzieli w stolicy. -
Chłopak próbuję ci przerwać, ale mu nie pozwalasz.
- Odbiliśmy mur Maria, a oni tak nam się odwdzięczają? -
Źrenice Erena się zwężają.
- Jacy "my"? -
Cedzi przez zęby
- Ty nie walczyłaś o mury. -
Zamykasz usta. Wiatr rozwiewa ci włosy, szum liści huczy ci w głowie.
Zamachujesz się i wymierzasz mu siarczysty policzek.
Eren upada na ziemię. Ktoś kopie cię w kostkę i sama z hukiem się przewracasz.
Oszołomiona otrzepujesz ręce i podnosisz się do pozycji siedzącej.
Levi patrzy na ciebie z góry. Mikasa podaję Erenowi chusteczkę. Boli cię noga.
- Ktoś jeszcze ma zamiar sprzeciwiać się rozkazom? -
Pyta kapitan szorstko. Nikt się nie odzywa.
- Świetnie. W takim razie rozejść się. -
Wszyscy oprócz ciebie kierują się do swoich namiotów. Armin przechodzi obok.
- Nie żartujemy, Y/N. Naprawdę nic nie da się zrobić.
Zszokowana obracasz wzrok. Levi dalej wpatruje się w ciebie.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. -
Syczysz, pocierając kostkę.
-Stawiałaś opór. -
Tłumaczy.
Kapitan podaję Ci dłoń. Przyjmujesz ją.
- W porządku? -
Próbujesz stanąć na kostce. Szczypie.
- Dam radę. -
Powoli robisz pierwszy krok. Zaciskasz zęby i Przenosisz ciężar ciała na drugą nogę. Levi wzdycha ciężko.
Podtrzymuje cię pod ramię I pomaga postawić kolejny. Chwiejesz sie, ale mężczyzna cię przytrzymuje.
- Mocno kopiesz. -
Mruczysz cicho.
- Jeśli cię to pocieszy, to Erenowi też nie raz się dostało. -
Śmiejesz się pod nosem.
- Domyślam się. -
Dochodzicie do twojego namiotu. Oczywiście dzielisz go z innymi rekrutami, ale teraz jest on pusty.
Levi wprowadza cię do środka I pomaga ci usiąść. Zrezygnowana oglądasz nogę.
- Jutro powinnaś już móc na niej stanąć. -
Stwierdza stanowczo.
- Zabandażuj to dobrze. -
Już ma wstać, gdy jego wzrok pada na przedmiot leżący na krześle obok.
- To moja kurtka? -
Pyta.
- Oh, no tak. -
Szukasz w głowie jakiejś mądrej wymówki.
- Miałam Ci ją oddać, ale zapomniałam. -
Kapitan milczy, więc podsuwasz mu ubranie.
Patrzy na nią nieufnie. Jego usta zaciskają się w cienką kreskę.
- Możesz ją zatrzymać. -
Mówi niechętnie.
Wpatrujesz się w niego. Pierwszy raz dostajesz coś za darmo, dobrowolnie i z czystej sympatii. Czujesz ciepłe uczucie w sercu.
- Okej. -
Odpowiadasz szorstko. Spuszczasz wzrok I wpatrujesz się w beżowy materiał.
- Dziękuję Levi. -
Mówisz szczerze. Kapitan wzrusza ramionami i wychodzi.
Tym razem cię nie poprawia.
𓍊𓋼𓍊𖡼.𖤣𖥧𖡼.𖤣𖥧𓋼𓍊𓋼
Dzisiaj trochę późno, więc w zamian 3 rozdziały zamiast dwóch. Mam nadzieję, że wam się spodoba
love <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top