Zaginiona część duszy
Stał pod drzewem i z bezpiecznej odległości przyglądał się wesoło oświetlonemu domostwu. Był zły. Nie. Był wściekły, na Minervę, za to, że musiał tu stać i marznąć. Marzył, by jak najszybciej wrócić do swojej pracowni, by tam móc czytać i odpoczywać. Cieszyć się ciszą, spokojem świątecznej przerwy w szkolnych zajęciach.
Caligo siedziała na szerokiej ławie przed domem. Z radością wdychała ostre mroźne powietrze i z zachwytem wpatrywała się w roztaczający się przed nią widok. W dole pod jej stopami rozciągało się niewielkie miasteczko, otulone pierzyną ze śniegu. Kolorowe świąteczne lampiony, rozświetlały wąskie uliczki, a złote światła wylewały się z domów na podwórka. Cieszyła się, że ma tę rzadką możliwość spędzenia świat z rodzicami. Zawinięta w futro ojca, nie czuła zimna, a głęboki kaptur chronił jej twarz przed szczypiącym mrozem.
— Stella przestań się kręcić — mruknęła, czując jak ciepłe i puszyste zwierzątko, poruszyło się w głębi okrycia głowy i wynurzyło się przy jej policzku.
Aeoptera wystawiła długi lisi pyszczek. Nastawiła ogromne uszy, nasłuchując. Zorza polarna, która pojawiła się na niebie, już od dłuższej chwili, zdradzała obecność wysokiej ciemnej postaci, obserwującej dom. Zwierzątko cicho pisnęło.
— Och, widzę, że tam jest. Myślisz, że jest mu zimno? Na pewno tak, ale jeśli będę próbować podejść do niego, to zniknie tak, jak wczoraj i przedwczoraj. Kompletnie nie rozumiem jego zachowania. Czemu on jest taki uparty?
Stella cicho szczeknęła.
— Wiem, co zrobię! — uśmiechnęła się chytrze.
Aeoptera wystrzeliła w powietrze i zawisła nad nią, popiskując radośnie. Wyglądem przypominała małego lisa, ze skrzydłami. Ciało miała pokryte miękkim połyskującym perłowo futrem. Caligo podniosła się z ławki i weszła do przytulnie ciepłego wnętrza domu.
— Tato! — zawołała, otrzepując buty ze śniegu.
— No co tam, córeczko? — Olbrzymi srebrnowłosy mężczyzna, przechylił się lekko na stołku.
— Musisz mi w czymś pomóc.
— Z przyjemnością — uśmiechnął się szeroko.
Kiedy przekroczył próg domu, otoczyło go przyjemne ciepło, a w nozdrza uderzył go słodko-korzenny zapach pierniczków. Uwielbiał pierniczki.
— Witaj Severusie.
Spojrzał na kobietę o włosach w kolorze popiołu. Caligo siedziała pod oknem i obierała jabłka. Część jej twarzy, oblewało złoto bijące od ognia z kominka, a część, zieleń zorzy polarnej, zalewającej intensywnym blaskiem nocne niebo. Uśmiechnęła się do niego samymi oczyma.
Stella radośnie pisnęła na jego widok. Zerwała się ze swojego miejsca. Potknęła się i wpadła do miski z mąką. Zostawiając ślady na stole, wyskoczyła na Severusa. Przysiadła na jego ramieniu, radośnie pomrukując i ocierając się o jego policzek. Na jego ustach, pojawiło się coś na kształt, zakłopotanego uśmiechu.
— Stella! Co ty wyprawiasz! — krzyknęła Marit. — Co się dziś dzieje z tym zwierzęciem?!
— Stella, bardzo lubi Severusa. — Caligo zerknęła na gościa, nie mogąc ukryć uśmiechu, w którym była odrobina satysfakcji. Wprawić w zakłopotanie Severusa Snape, to był naprawdę duży wyczyn.
— Witaj. Jestem Marit, a ten olbrzym za tobą to Birgen. — Matka Caligo, wytarła ręce w ściereczkę i wyciągnęła je do Severusa. — Bardzo miło nam cię gościć. — Uścisnęła jego dłonie tak, jakby był kimś, kogo dawno nie widziała, a za kim bardzo się stęskniła. — Ale jesteś zmarznięty! Siadaj, zaraz dostaniesz gorącej herbaty, a może chcesz kawy? Nie! Na kawę jest już trochę za późno. Lepsza będzie herbata! Może pierniczka? Caligo mówiła, że bardzo je lubisz.
— Mamo! — zaszokowana, spojrzała na uśmiechniętą od ucha do ucha, drobną kobietę.
Właśnie dostała pstryczka w nos. Teraz ona czuła zmieszanie. Rodzice, pomyślała, bez względu na to, ile masz lat, potrafią narobić ci wstydu.
— Ty i to twoje mamo! Dbam o gościa! — Marita wzruszyła lekko ramionami, śmiejąc się wesoło.
Jeszcze chwilę temu Severus czuł skrępowanie, irytację i złość na siebie, że dał się podejść. Te emocje zniknęły zaraz po tym, jak ciepło i przyjaźnie został przywitany. Zerknął na Caligo, która zawstydzona umknęła spojrzeniem gdzieś w bok. Usiadł przy stole, a Aeoptera siedzącą na jego ramieniu, nagle syknęła gniewnie, strosząc grzbiet. Odsłoniła ostre ząbki, patrząc w stronę kominka.
— Czyżby Hektor był z tobą? — zapytała Caligo, zerkając w tę samą stronę co jej ulubienica. Ucieszyła się, że może odwrócić uwagę od skrępowania, jakie wywołała w niej matka.
— Tak, ale jeśli jest to problem, to go wyprowadzę.
Odkąd wyratował go z rąk znęcających się nad nim Centaurów, gryfon łaził za nim wszędzie, jak pies.
— Nie ma mowy! Żadne stworzenie, magiczne czy nie, nie będzie siedzieć na dworze w taki mróz! — zaprotestował Birgen.
— Hektor? — zaciekawiła się, Marit.
— To gryfon mamo. Dobrze, że przyszedł z Severusem. Będę mogła zająć się jego raną.
— A co mu się stało? — Birgen, zmarszczył brwi.
— Jeden z Centaurów go zranił.
— Dzikusy — mruknął. — Powyrywałbym im kopyta z...
— Tato! — Caligo, spojrzała z wyrzutem na ojca. Co się dziś dzieje z jej rodzicami? Gość w domu, a oni zachowują się jak zbzikowani.
— Z zadów — dokończył, wzruszając
potężnymi ramionami.
— Caligo, znosiła różne stworzenia do domu, ale nigdy nie widziałam gryfona. Czy mógłby się pokazać?
— Nie wiem, czy zechce. Jest uparty.
Zupełnie tak jak ty, pomyślała Caligo, patrząc na Severusa.
— Hektor! — Czarodziej spojrzał w tę samą stronę, co wciąż najeżona Stella.
Przez długą chwilę nic się nie działo. Severus czuł, że jego niewidzialny przyjaciel, nie ma najmniejszej ochoty się pokazywać.
— Nie rób mi wstydu — mruknął.
Po dłuższej chwili usłyszeli zgrzyt pazurów na drewnianej podłodze i szelest piór. Stella zjeżyła się jeszcze bardziej i zasyczała, kiedy z półmroku dostojnie wyszło magiczne stworzenie. Niewielki pół lew pół orzeł. Miał ciemnobrązową głowę i skrzydła, a reszta lwiego ciała mieniła się złotem w blasku ognia i świec.
— Piękny — westchnęła Marita.
Podniosła dłoń, ale zawahała się.
— Mogę? — zapytała, patrząc na Severusa. Ten bez słowa skinął głową.
Hektor podszedł do stołu i skłonił się Maricie, która z troską przyglądała się ranie na jego głowie. Rozcięcie biegło od nastroszonych piór na czubku głowy, przez oko, które pokryło się bielmem i znikło w złocistej sierści na piersi.
— Nie wygląda to najlepiej — westchnęła z rozżaleniem.
— Mamo masz maść z nebulli?
— Tak. Właśnie wczoraj przygotowałam świeżą. Już po nią idę. — Marita, podniosła się od stołu.
Już po kilku chwilach, pojawiła się z niewielką miseczką wypełnioną lśniącą delikatnym błękitem masą. Podała ją córce. Caligo nabrała jej niewielką ilość i delikatnie smarowała rozcięcie na głowie gryfona.
Hektor przyjmował jej dotyk ze spokojem i cierpliwością. Severus przekonał się na własnej skórze, że pierwsza warstwa nałożonej maści bardzo piecze, ale gryfon nawet nie drgnął. Wpatrywał się w Caligo, zdrowym okiem niemal z uwielbieniem.
Podczas gdy gospodarze zachwycali się i podziwiali gryfona, on rozglądał się dyskretnie dookoła siebie. Z zewnątrz dom wydawał się niewielki, ale w środku okazał się przestronny i wygodny. W punkcie centralnym salonu królowała ogromna choinka, udekorowana słomianymi ozdobami, czerwonymi kokardkami i łańcuchami z kolorowego papieru. Złote drobne lampki połyskiwały hipnotyzująco. Duży kominek dawał światło i ciepło. Ze schodów prowadzących na piętro, zwisały girlandy z ostrokrzewu i wilczomleczu. Wszędzie paliły się świece, które tworzyły ciepły i przytulny nastrój.
Patrzył z zazdrością, jak rodzice doskonale dogadują się z córką. Miał wrażenie, że cały czas się nad nią pochylają w delikatniej, ale nienarzucającej się ochronie. Było to coś, czego on sam nigdy nie zaznał, ani w dzieciństwie, ani też w dorosłym życiu. Ojciec bił go przy każdej nadarzającej się okazji, a matka zaniedbywała. Zdradzany i oszukiwany, zbudował w sercu lodową barierę, chroniącą go przed wszelkimi bliższymi kontaktami. Do tej pory to wystarczało, lecz ostatnio zauważył, że jest ktoś, czyja obecność skutecznie zaczyna się przez nią przebijać. Spokój i wytchnienie, jakie czuł przy Caligo, napełniały go lękiem. Bo co się stanie, kiedy lód wypełniający jego wnętrze stopnieje i nie znajdzie się nic co, by mogło wypełnić pustkę?
Nagle Stella, zeskoczyła z ramienia Severusa, wyrywając go z rozmyślań i skryła się we włosach Caligo, popiskując cicho i żałośnie. Spojrzeli na siebie. Severus zauważył, że coś zmieniło się w jej oczach. Miejsce radości zajęły przygnębienie i żal. Nie rozumiał tego.
Podniosła się od stołu, kładąc dłoń na ramieniu ojca. Pochyliła się nad nim i szepnęła mu coś do ucha. Ten zmarszczył brwi. Mimo że na jego twarzy pojawił się niepokój, to skinął głową, tak jakby wyraził tym gestem, niemą zgodę.
Rozejrzał się po pokoju. Był niewielki, ale bardzo przytulny. Łóżko przykryte ręcznie zrobioną, kolorową narzutą wyglądało na bardzo miękkie i wygodne. Wielki regał z książkami przyciągał wzrok. Przebiegł wzrokiem po tytułach. Znalazł kilka interesujących.
Podszedł do okna. Widok wolno wirującego za oknem śniegu i cichy trzask polan w piecyku uspokajał. Odetchnął głęboko. Ogarnął go spokój, jakiego nie czuł od lat. Jakiego nigdy nie czuł. Dopiero teraz zauważył, że to uczucie pojawiło się zaraz, po przekroczeniu progu tego domu. Tak, jakby nagle wszystkie troski, ból i napięcie zostały zdjęte z jego barków i zostały za drzwiami na śniegu. Nawet blizny nie bolały go tak bardzo, jak zwykle. Magia, pod którą krył swoje prawdziwe oblicze, na chwilę zniknęła, a w szybie zobaczył, rozorane pazurami wilkołaka, skroń i policzek. Blizny ciągnęły się przez szyję, aż do obojczyka, by tam połączyć się z tymi, które pozostały mu po wojnie. Ktoś delikatnie zapukał w uchylone drzwi, przerywając mu rozmyślania.
— Celare — szepnął. Blizny na powrót, pokryła magia.
— Mogę wejść? — cichy głos Caligo, dobiegł go zza drzwi.
— Tak.
Obejrzał się dopiero wtedy, kiedy jego odbicie stało się, akceptowalne dla otoczenia. Caligo weszła do środka.
— Przyniosłam ci pled. To w razie, gdybyś zmarzł w nocy.
— Dziękuję. Nie chciałem... nie miałem pojęcia, że narobię tyle kłopotu... — przez te kilka chwil, poczuł się jak uczniak. Nie znosił tego uczucia.
— Severusie — Caligo, uniosła twarz i spojrzała mu w oczy. — Doskonale wiem, co się dookoła mnie dzieje i dlaczego ty tu jesteś. Wiem, że to Minerva nakazała ci mieć na mnie... oko — mrugnęła do niego, uśmiechając się. — I bardzo ci za to dziękuję.
— To ja... — czuł zakłopotanie. — Dziękuję, że zajmujesz się Hektorem.
— Jesteśmy kwita? — Ciemnoniebieskie oczy, błysnęły radością.
— Tak.
— Świetnie.
— Gdzieś idziesz? — Zauważył, że ubrana jest, jak do wyjścia.
Skinęła głową, a uśmiech zniknął z jej ust, jak płomień zdmuchniętej świecy.
— Śnieżyca się zbliża. To niebezpieczne — zmarszczył czarne brwi.
Znów zobaczyła w nim, tego Severusa ze szkoły. Profesora. Stanowczego, nie lubiącego, kiedy ktoś mu się sprzeciwia. Patrzył na nią jak na ucznia, którego ma zamiar skarcić za nieposłuszeństwo.
— Jeden z mieszkańców zmarł dzisiejszego wieczoru. Muszę do nich iść. Potrzebują mnie. — Wytrzymała spojrzenie jego ciemnych oczu.
— Nie możesz zrobić tego jutro? Jak tylko pogoda się zmieni?
— Jestem tym, kim jestem — powiedziała miękko. — Mieszkańcy tego miasteczka chronią moich rodziców... i mnie, dlatego, mam wobec nich zobowiązania.
— Ale...
— Severusie. — Caligo pokręciła głową.
— Pójdę z tobą.
— Nie, nie możesz — spojrzała na niego z wdzięcznością. Z ogromnym zaskoczeniem odkryła, że pod tym grubym, zimnym pancerzem krył się troskliwy mężczyzna. — Jesteś obcy. Ludzie cię nie znają. Będą speszeni i skrępowani obecnością obcej osoby.
Chciała pogładzić go po policzku, ale... nie mogła.
— Nie martw się. Tato ze mną pojedzie. — Uśmiechnęła, a on poczuł, jak na zimnej fasadzie, którą się osłaniał, pojawiła się kolejna rysa.
Stał przy oknie i patrzył na kobietę wsiadającą do sań, zaprzężonych w potężnego białego renifera. Cofnął się o krok, widząc, jak Caligo podnosi głowę i spogląda w okno ponad nią. Znów zachowuje się jak speszony uczniak, pomyślał.
Kiedy sanie zniknęły za śnieżną zasłoną, kręcił się nerwowo po pokoju. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Wybrał więc książkę z przepastnego regału. Usiadł w fotelu, ale po godzinie zrozumiał, że nie jest w stanie się na niej skupić, dłużej niż kilka sekund. Czytał po kilka razy to samo zdanie, a i tak jego sens mu gdzieś umykał. Odłożył książkę na stolik i wyszedł z pokoju. Dom był pogrążony w ciszy. Schodząc po schodach na parter, oglądał zdjęcia wiszące na ścianie. Ta nieruchomość postaci sprawiała, że czuł w pierwszej chwili w lekką konsternację. Przecież był gościem w domu niemagicznych. O wiele bardziej wolał to słowo niż mugole. Na ścianie wisiało mnóstwo rodzinnych zdjęć. Była na nich Caligo ze Stellą, która na każdym z nich przypominała białą smugę. Najwyraźniej nie lubiła być fotografowana. Na kolejnym cała trójka, stała uśmiechnięta, na tle jakiegoś zamku. Na jeszcze innym zobaczył młodą kobietę, o włosach w kolorze popiołu. Z uśmiechu przypominała mu Caligo. Zmarszczył brwi. Ta kobieta była na wielu innych zdjęciach wraz z gospodarzami tego domu, ale nigdy razem z Caligo.
— To Dewa — usłyszał za sobą, cichy głos. — Siostra Caligo.
Severus zatrzymał się zaskoczony. Był pewien, że Marita, odpoczywa w zaciszu sypialni.
— To nasza starsza córka, której Caligo, nigdy nie miała okazji poznać.
Zszedł ze schodów i wszedł do kuchni.
— Śnieżyca przeszkadza ci w odpoczynku?
— Odrobinę.
— Siadaj — zachęciła go ruchem ręki. — Napijesz się ze mną herbaty?
— Z przyjemnością. — Powiedział cicho i usiadł naprzeciwko. Za oknem coraz mocniej sypał śnieg.
Postawiła przed nim duży kubek z gorącym i pachnącym dziką różą napojem. Hektor odszedł stół i stanął obok Marity, wpatrując się w nią zdrowym okiem. Kobieta lekko uniosła brwi w niemym zapytaniu.
— Zapewne, chce od ciebie wyżebrać kawałek surowego mięsa, którym go wcześniej częstowałaś.
— No tak — roześmiała się cicho.
— Zignoruj go. Chwilę się jeszcze na ciebie pogapi, a później pójdzie w kąt spać.
— Patrzy tak, że nie jestem w stanie mu odmówić. — Podniosła się i podeszła do kuchni. Gryfon, skrobiąc pazurami podłogę, podreptał jej śladem.
Ta drobna kobieta o popielatych włosach i ciemnoniebieskich oczach, była ideałem matki, o jakiej Severus, marzył, będąc dzieckiem. Jego własna, obarczała go problemami dorosłych, a jedyne czym się z nim dzieliła, to chłodem, niedostępnością i wyśrubowanymi ambicjami, które w nim pokładała, a którym on, jako dziecko, nie był w stanie sprostać.
— Chciałam ci podziękować. — Wróciła do stołu, stawiając przed nim miskę pełną pierniczków. — Częstuj się. Śmiało — zachęciła.
— Podziękować? Za co? — Severus lekko przekrzywił głowę. Objął kubek, ogrzewając dłonie.
— Za opiekę nad Caligo. Wiem, że jest ona ci kompletnie nie na rękę...
— Nie — przerwał jej. — To nie tak — zaprotestował cicho.
— Severusie, nie mam takich zdolności jak moja córka, ale kiedy wszedłeś, a ja uścisnęłam twoje dłonie, to natychmiast wyczułam twoją niechęć.
— A myślałem, że jestem mistrzem oklumencji — westchnął.
— Oklumencja? A tak pamiętam, ale niech cię to nie martwi. Przed ludźmi takimi jak ja, czy Caligo nawet ty, nie jesteś w stanie ukryć swoich odczuć.
— Edax tenebrarum. — Zabrzmiało to, jak niegrzeczne mruknięcie, ale Marita, nie zwróciła na to uwagi.
— Edax animae. Pożeracze ciemności albo dusz. Obie nazwy są paskudne — pokręciła ze smutkiem głową.
— Wybacz.
— Dawniej, ludzie z takimi zdolnościami nazywani, byli Rozjemcami. Jest ich niewielu i dlatego, są traktowani niemal jak bardzo rzadki gatunek zwierzęcia.
— A ty?
— Ja jestem tylko Odczuwającym. Przez dotyk wyczuwam wszystkie negatywne emocje danej osoby, ale nie mogę jej od nich uwolnić. Caligo jest Rozjemcą, dlatego dziś, jest tak bardzo potrzebna, jednej z rodzin w miasteczku.
— Rozumiem.
— Wiesz, kim są Rozjemcy?
— Słyszałem o... nich parę razy, ale nigdy nie zagłębiałem się w ich historię.
— Łagodzą tarcia i spory, czasem z dobrym, a czasem z marnym skutkiem, bo ludzka natura uwielbia konflikty. Wędrowali po świecie, starając się jak najwięcej pomagać. Kiedyś w każdej szkole magii, był Rozjemca lub Odczuwający. Pozwolisz, że uprzedzę twoje pytanie. Tak. Uczyłam w jednej ze szkół. Byłam nauczycielem ziołolecznictwa. Ten przedmiot nie wymaga znajomości magii, dlatego moja obecność, jako nie maga, nie była niczym dziwnym.
Severus zmarszczył brwi, a Marita natychmiast zrozumiała, o czym myśli.
— Tylko niewielkie grono wiedziało o naszej obecności w szkole. Byliśmy potrzebni, by panował względny spokój i porządek, ale coś się zmieniło. Pojawił się ktoś, kto uważał, że nasza obecność w waszym świecie jest, łagodnie mówiąc nienormalna, bo ludzie powinni sami dawać sobie radę z własnymi emocjami. To był Tenebris Viraggio.
Severus skinął głową. Doskonale wiedział, o kim mówiła Marita. Tenebris Viraggio, był wybitnym, ale bardzo niebezpiecznym czarnoksiężnikiem. Nikt nie wiedział, skąd przyszedł. Nie było wiadomo, gdzie się urodził i z jakiej rodziny pochodził, dlatego o statusie jego krwi, krążyły różne pogłoski. Był poprzednikiem Gellerta Grinewalda i Toma Ridlle'a zwanego później Voldemortem. Bezwiednie potarł bliznę na przedramieniu. Nawet po śmierci Voldemorta, wciąż czuł w niej nieprzyjemnie i szczypiące mrowienie. Tak, jakby ten dalej miał władzę nad nim.
— To on pierwszy, głośno i stanowczo zaczął sprzeciwiać się naszej obecności w waszym świecie i mówił o tym, jak bardzo jesteśmy niebezpieczni.
— Niebezpieczni? — Severus z niesmakiem uniósł kącik ust.
— Twierdził, że pod pozorem uwalniania od bólu, cierpienia, rozpaczy, kradniemy także po kawałku duszy i nią się żywimy. W Ministerstwie Magii pojawiało się coraz więcej takich którzy, podzielali zdanie Tenebrisa. To wtedy zaczęto nas nazywać Pożeraczami Ciemności, ale jeszcze częściej Pożeraczami Dusz. To miało wzbudzić w ludziach strach i uprzedzenia. Nie chciałam narażać siebie i rodziny dlatego zrezygnowałam z nauczania. Wtedy też zaczęto mówić o dziwnych praktykach w Ministerstwie Magii.
Severus zmarszczył brwi, ale nie przerywał Maricie jej opowieści.
— Szeptano, że władze ściągnęły wszystkich najznamienitszych adeptów czarnej magii, którzy eksperymentują na Rozjemcach.
— Co masz na myśli? — Severus potrząsnął głową. Wiedział o różnych ciemnych sprawkach Ministerstwa, ale widać nie o wszystkich.
— Pierwsi dwaj Rozjemcy zniknęli w dziwnych okolicznościach, a ich ciał nigdy nie znaleziono. Za to w Azkabanie pojawiły się przerażające stworzenia, które zaczęły pilnować przebywających tam więźniów.
— Masz na myśli Dementorów? — uniósł brwi w zdumieniu.
— Tak. Ministerstwo oficjalnie stwierdziło, że Dementorzy pochodzą od istot nazywanych śmierciotulami. Tylko dlaczego pojawili się samym momencie, kiedy zaczęli znikać Rozjemcy?
— Wierzysz w to, że w Ministerstwie Magii, ktoś para się czarną magią i zamienia ludzi w... — Severus z niedowierzaniem potrząsnął głową. — Mam rozległą wiedzę na temat czarnej magii, ale żeby robić coś takiego.
— Tu nie chodzi tylko o wiedzę, na temat czarnej magii. Ty musisz nią być. Twój umysł musi być zatruty przez nią do stopnia, jaki nie jest akceptowalny dla innych czarowników. Ona musi do cna wyzuć cię z jakichkolwiek uczuć i wątpliwości. Tak jak u Tenebrisa Viraggio.
— Ale dlaczego uważasz, że Rozjemcy, padli ofiarą tych... praktyk?
— Dlatego, że umieją uwolnić człowieka od trosk, żalu, rozpaczy. Tych wszystkich uczuć, które potrafią łamać i pozbawiać energii do życia.
A czym się żywią Dementorzy? Są odwrotnością Rozjemców. To upiory, które wysyłają z ciebie wszystkie emocje, czyniące cię szczęśliwym. To ich pokarm. Dzięki temu mogą przetrwać.
Severus widział poczynania Dementorów, podczas Drugiej Wojny Czarodziejów. Byli niczym sfora wściekłych wilków. Odurzeni zapachem żywych, pełnych uczuć ludzi, wygłodniali, rzucali się na nich, niemal rozrywając ich na strzępy.
— Dyrektorom czasem jednak udawało się przemycić, kogoś z nas w szkolne mury, ale ukrywanie tego, kim jesteśmy, nie było łatwe.
— Twoja córka...
— Deva — Marita, uśmiechnęła się ze smutkiem. — Kochała numerologię i chciała jej uczyć. Może gdybym była wobec niej bardziej stanowcza i posłuchała Sybilli... — zwiesiła głos.
— Masz na myśli, Sybill Trelawney?
— To moja przyjaciółka z czasów, kiedy pracowałam jako nauczyciel w Hogwarcie — spojrzała na Severusa. — Tak, wiem. Jest neurotyczna — zobaczyła jak jego usta, lekko się krzywią. — I wszyscy wątpią w jej wróżbiarskie umiejętności, ale nie ja. Ostrzegała mnie, żebym nigdy nie posyłała córki do szkoły magii. Jakiejkolwiek szkoły, ale jej nie posłuchałam. Chciałam, żeby Deva, była szczęśliwa. Doskonale znała francuski, więc zaczęła uczyć w Beauxbaton. Byliśmy z niej tacy dumni, a jednocześnie błagaliśmy ją o ostrożność. Dlatego Deva, ucząc w szkole, opiekowała się tylko uczniami młodszych klas. Nigdy nastolatkami i dorosłymi, którzy mogliby ją zdradzić. To jednak jej nie uchroniło przed nieszczęściem. Nieświadomie wydał ją jeden z uczniów, choć... sama już nie wiem.
Severus nie był pewien, czy chce wiedzieć, co stało się z siostrą Caligo.
— Któregoś dnia otrzymaliśmy niepokojące wieści od Sybilli. Deva zniknęła. Pojechaliśmy wraz z Dumbledorem do Francji, by dowiedzieć się czegoś więcej. Tam okazało się, że wraz z nią zniknęły wszystkie jej rzeczy i nikt nie ma pojęcia, o kogo pytamy. Wyglądało to tak, jakby wymazano ją z pamięci każdego ucznia i profesora. Gdyby nie te zdjęcia wiszące na ścianie, sami zaczęlibyśmy wątpić w jej istnienie.
— Myślisz, że... — urwał, widząc przybite spojrzenie Marity.
— Prorok Codzienny donosił, że liczba Dementorów planujących więźniów w Azkabanie dziwnie wzrosła. Dziennikarz, który to opisał, nagle ucichł, a Ministerstwo Magii zakazało pisania artykułów o wiezieniu, tłumacząc to dobrem bezpieczeństwa świata magii. Kiedy nasza córka zniknęła, postanowiliśmy nigdy więcej nie mieć dzieci, lecz stało się inaczej. Jakie, były szanse, że kolejne dziecko urodzi się z takimi samymi zdolnościami? Żadne. A jednak. Byliśmy przerażeni, kiedy okazało się, że Caligo na takie same zdolności jak jej siostra. Jest Rozjemcą. Nie chcąc stracić drugiej córki, ukrywaliśmy się przez długie lata.
— To dlaczego pozwoliłaś jej pracować w Hogwarcie? — Severus spojrzał zdumiony na Maritę.
— Wiem, jak to wygląda. To tak, jakbym popełniała drugi raz ten sam błąd. Na kilka miesięcy przed Drugą Wojną Czarodziejów, Dumbledore poprosił nas o pomoc. Zdawał sobie sprawę, że szkoła stanie się głównym celem ataku Voldemorta. Wiedział co będzie później. Traumy, jakich doznali uczniowie, były dla niektórych z nich, nie do udźwignięcia. Widzieli, jak ginęli ich przyjaciele i profesorowie. Uczestniczyli nie w jakiejś tam zabawie. To była prawdziwa walka na śmierć i życie.
Doskonale znał tę historię, bo sam tam nieomal umarł.
— Dumbledore nie chciał, żeby Hogwart umarł wraz z tymi, którzy tam zginęli. Po wszystkim chciał, żeby szkoła na nowo ożyła i do tego potrzebna była mu Caligo. Jak wiesz... — urwała i popatrzyła ze zmarszczonymi brwiami w okno. — Wracają. — Marita, zerwała się z krzesła.
Hektor leżący u jej stóp zaskrzeczał zaniepokojony. Severus, poczuł dziwną ulgę, kiedy zobaczył sanie wynurzające się ze śnieżycy. Po chwili Birgen wprowadził, Caligo do domu. Gdyby nie podtrzymujący ją ojciec z pewnością, by upadła. Patrzył z przerażeniem, na jej niemal trupio bladą twarz i podkrążone oczy.
— Nie powinieneś mnie oglądać, w takim stanie. — Słaby uśmiech zagościł na jej ustach, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
— Nic nie mów córciu. Birgen proszę, zabierz ją do jej pokoju.
Severus patrzył, jak olbrzym bierze córkę na ręce i wnosi po schodach. Spojrzał na Maritę.
— Czy mogę, coś dla niej zrobić? — zapytał cicho.
— Teraz najlepszym lekarstwem jest sen. Birgen z nią posiedzi i poczeka, aż zaśnie — uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu.
Podeszła do kuchni. Najwyraźniej potrzebowała zająć czymś myśli i ręce. Widział, jak bardzo jest przybita stanem córki. Zaczęła uprzątać resztki jedzenia z talerzy i wkładać do zlewu.
— Pomogę ci — zaoferował się. Chciał się na coś przydać.
— Dziękuję. Weź ścieżkę, będziesz je wycierał.
— Znam szybsze sposoby.
— Wiem — zerknęła na niego z ukosa. — Ale z tego, co pamiętam, to używanie magii poza szkołą, jest zabronione.
— No tak — uśmiechnął się lekko.
Przez dłuższą chwilę słychać było tylko, plusk wody przerywany cichym pochrapywaniem gryfona, który na powrót ułożył się pod stołem i zasnął.
— To zawsze tak wygląda?
— Tak. Wszystkie nagromadzone w ludziach emocje są jak choroba. Ból, który czuli ci ludzie, teraz czuje Caligo z podwójną siłą. Niezwykłe jest to, że kiedy już go przetrawi... — urwała, łapiąc zdumione spojrzenie Severusa. — Sama, to tak nazwała jeszcze, kiedy była dzieckiem.
— Rozumiem — skinął głową, wycierając z wody, kolejny kubek, który mu podała.
— Więc, kiedy już go przetrawi, potrafi oddać ten ból osobom, które zadają cierpienie, by go poczuły na własnej skórze. Nie proś, bym ci to wytłumaczyła, bo nie mam pojęcia, jak ona to robi. Tylko raz widziałam coś takiego. To było dawno temu, kiedy mieszkaliśmy w małej wiosce na południu Grecji. Był tam chłopiec, który lubił znęcać się nad słabszymi dziećmi i zwierzętami. Oczywiście nie mógł przejść obojętnie obok Caligo. Bez żadnego powodu, ot tak, po prostu uderzył ją. Był tak bezczelny, że zrobił to przy mnie. Zaszokowana jego zachowaniem, że przez chwilę, nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Kiedy ten stał, śmiejąc się z Caligo, ona położyła mu dłoń na piersi. Do dziś pamiętam jak temu chłopcu, oczy nagle uciekły w głąb czaszki, ciało zesztywniało i zaczęło drżeć. Kiedy później zapytałam, co mu zrobiła, odpowiedziała, że poczuł ból wszystkich skrzywdzonych przez siebie istot. Oczywiście musieliśmy natychmiast spakować się i uciekać.
— Czy wszyscy Rozjemcy, mają takie same zdolności? — zapytał, zdumiony tym, co usłyszał.
— Nic mi o tym nie wiadomo.
— Jest jakieś wyjątkowe miejsce, z którego pochodzicie?
— Jak uroczo, to określiłeś — pełen ciepła uśmiech, znów zagościł na twarzy Marity. — Wiesz, czym jest horkruks? — zapytała, wycierając ręce w ścierkę.
— Tak. — Severus skinął głową.
Zaczęła pomagać wkładać czyste naczynia do szafek nad zlewem.
— Są magowie tacy jak Voldemort, którzy świadomie ukrywają cząstki swojej duszy w różnych przedmiotach, by stać się nieśmiertelnymi. Czasem jednak czarodzieje robią to nieświadomie. Nie wiem, może pod wpływem ogromnej traumy, krzywd, jakie im wyrządzono. To, jakbyś chciał uratować, choć te drobną część twojej duszy, przed niszczycielskim bólem. Te okruchy wędrują przez przestrzeń. Czasem może, to trwać bez końca, nie mogąc nigdy wrócić do swojego właściciela, ale czasem łączą się z inną duszą i wtedy rodzą się Rozjemcy i Odczuwający.
Caligo budziła się następnego dnia, koło południa. Miała niemiłosiernie obolałe całe ciało. Śnieżyca, niczym rozwścieczony olbrzym, biła śniegowymi pięściami w okno, usiłując dostać się do wnętrza domu. Uniosła dłoń i przyłożyła ją do skroni. Czuła się tak, jakby jej głowa była naszpikowana kawałkami ostrego szkła. Gdyby próbowała się teraz podnieść, ból natychmiast powaliłby ją na posłanie. Powoli obróciła się na drugi bok. Zaskoczył ją widok, który zobaczyła. W fotelu obok łóżka siedział Severus, pogrążony w lekturze na temat kelpi, wodnych upiorów, przybierających postać koni. Podniósł wzrok znad książki i spojrzał na nią.
— Wesołych świąt, Severusie — uśmiechnęła się z wdzięcznością, widząc ulgę w jego ciemnych oczach.
Świąteczna dedykacja dla JustSeve wielbicielki Severusa Snape i dla justinemariem z obietnicą nadrobienia Twojej twórczości ♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top