9
Shiro w końcu podał jej, do którego szpitala przewieźli go zaraz po wypadku, trochę obawiając się, że mogą jej do niego nie dopuścić, jednak ta stwierdziła, że na pewno ją dopuszczą, a jak nie to zna kilka sposobów na dostanie się do niego. Po niecałych trzydziestu minutach od ich rozmowy stała już na recepcji dopytując o szczegóły dotyczące stanu zdrowia przyjaciela.
- Jest pani jedyną osobą, która do niego przyszła, zakładam więc, że jest mu pani bliska. Pan Shirogane potrzebuje teraz dużo wsparcia i pomocy ze względu na amputacje, pozwolę pani do niego wejść, byleby nie za długo, pan Shirogane musi dużo odpoczywać. - poinformowała ją recepcjonistka.
W jej głowie echem odbiło się tylko jedno słowo, amputacja. Nie byłaby konieczna, gdyby życie Shiro nie byłoby zagrożone, przeszła ją nieprzyjemna fala strachu i gdy tylko dostała numer pokoju ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się u boku przyjaciela. Serce dudniło jej w piersi jak oszalałe, nie wiedziała jak powinna zareagować. Stanęła przed drzwiami, tylko one dzieliły ją od mężczyzny po kilku miesiącach rozłąki, nabrała do płuc powietrza i zapukała, by po chwili nacisnąć klamkę i wejść do pomieszczenia.
Na szpitalnym łóżku leżał Shiro, który nie wyglądał najlepiej, spojrzał na nią. Cieszył się, że mógł ją znowu zobaczyć, szkoda tylko, że w takich okolicznościach i że musiał być akurat w takim stanie.
- Przepraszam Katie. - odparł pierwszy przełamując niepokojącą go ciszę.
Mężczyzna prawdopodobnie miał złamany nos, który został mocno owinięty wacikami, bandażami i czym tylko się dało. Przeszło jej przez myśl, że na pewno jest tym wszystkim wykończony, a potem zobaczyła jego prawą rękę, a raczej jej brak. Podeszła do niego bez słowa, a do jej oczu naszły łzy, jak mogła być tak głupia, żeby w niego wątpić? Zastanawiała się jak w ogóle mogła pomyśleć, że ją tak zostawił. Usiadła na małym krześle, które było zaraz obok jego łóżka i wpatrywała się w niego zmartwionym wzrokiem, powoli przyswajając to co właśnie zobaczyła. Shiro czując, że rozmowa jest na tę chwilę jest zbędna złapał ją za rękę i pozwolił jej się wypłakać, ile tylko tego potrzebowała.
- Ja ciebie też kocham Shiro. - powiedziała przerywając długą ciszę, podniosła głowę i spojrzała głęboko w jego szare oczy.
Mężczyzna nie wiedział co powinien zrobić, nie tego się spodziewał, myślał że zacznie go wypytywać o to jak się czuje, a nie że odpowie na jego wyznanie. Uśmiechnął się delikatnie, trochę mocniej ściskając dłoń dziewczyny.
- Jesteś pewna, że chcesz poświęcać swój czas kalece? - spytał przypominając sobie o braku jednej z kończyn, wiedział, że już nic nie będzie takie samo.
- Chcę poświęcić ci całe życie. - odparła uśmiechając się delikatnie.
///////
- To ostatnie? - spytał patrząc na dziewczynę w ogrodniczkach i zielonej bluzce, której jasne, długie już włosy związane były w wysokiego kucyka.
- Ostatnie. - odparła i uśmiechnęła się do niego szczerze, podeszła w podskokach do narzeczonego i stając na palcach złożyła mu pocałunek na nosie, dokładnie tam gdzie znajdowała się blizna - możemy, w końcu odpocząć.
- Bardzo mnie to cieszy. - powiedział obejmując ją w pasie metalową protezą, która wciąż wymagała wiele poprawek, ale jak na tamtą chwilę i umiejętności Katie sprawdzała się doskonale - jakiś film akcji i idziemy skręcać meble?
- Z tobą zawsze skarbie. - cmoknęła go szybko w usta i szybko się od niego odsunęła - zrobię nam kawy, pora wypróbować nowy sprzęt.
- Kocham cię. - odpowiedział patrząc na odchodzącą kobietę.
- A ja ciebie! - krzyknęła będąc już w kuchni - a właśnie, Matt pytał kiedy mógłby do nas wpaść, chciałby nam podobno kogoś przedstawić.
- Myślę, że za tydzień byłoby tu już wszystko gotowe. - odpowiedział jej.
Mieszkanie może i nie było duże, ale idealne dla nich. Składało się z kilku pomieszczeń salonu, kuchni, łazienki i sypialni. Jedynym minusem dla Katie było to, że nie będzie już mogła mieszkać w swoim artystycznym bałaganie, Shiro chyba, aż za bardzo lubił sprzątać, ale czego się nie znosiło dla miłości? Od wypadku i powrotu Katie minęło cztery lata, cztery szczęśliwe lata, w których o siebie dbali i wspierali się wzajemnie. Oboje mogliby z pewnością stwierdzić, że to najlepsze lata ich życia, a zostało im jeszcze całe życie.
********************
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to opowiadanie najwyższych lotów. Presja czasu związana z tym, że muszę zrobić coś specjalnego dla mojego pratnera, trochę mnie przerosła. Mam jednak nadzieję, że to opowiadanie ci się spodoba skarbie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top