Mocha Breve
Witam wszystkich niedobitków, którzy jeszcze jako tako czekali na kolejny rodział tego... dziwnego ff. Z góry przepraszam za tą w chuj długą przerwę, ale jakoś nie umiałam się za to zabrać. No i przy okazji doszłam do 3 innych fandomów. Rozdział nie jest wybitnie dobrze napisany, szczerze powiedziawszy nie jest nawet sprawdzany przez betę, ale specjalnie rozpisałam się dwa razy bardziej niż poprzednio, aby jakoś wynagrodzić wam czekanie. Poprawię go przy najbliższej okazji, ale mimo to dedykuję go wszystkim, którzy czekali. Nie rozumiem zbytnio dlaczego ktoś miałby czekać na takie coś, ale bardzo wam za to dziękuję. Enjoy.
I jeszcze raz:
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Świergot ptaków jeszcze nigdy nie irytował mnie do tego stopnia co teraz.
Szliśmy z Chrisem przez zadbany park, gdzie wręcz roiło się od japońskich wiśni i zieleni. Makkachin biegł obok mnie zadowolony, z wywalonym jęzorem, bo w końcu to już jego drugi spacer dzisiaj.
Zupełnie nieplanowany.
- A więc... po chuja mnie tu przyprowadziłeś? - zapytałem blondyna, który przyszedł po mnie godzinę temu i obecnie marnował mi dzień wolny.
Chris prychnął na moje słowa i usiadł na ławce w parku, klepiąc miejsce obok siebie, abym tam usiadł.
Co ja pies? Może mam jeszcze zaszczekać?
Warknąłem na niego i siadłem, całą swoją postawą dając mu znać, że nie podoba mi się, że mnie wyciągnął w połowie odcinka Gry o Tron.
No i chuj. Nie wiem czy wskrzeszą Jona czy nie.
Ehhh... tak to jest, gdy się jest dwa sezony w dupie.
A Jurij ogląda i jak go znam jebnie mi spoilerem w najgorszym możliwym momencie.
Tak jak było z córką Stannisa... oglądam jej pożegnanie z Davosem i JEB. Do pokoju wszedł Jurij, który oglądał to dzień wcześniej, gdy ja poszedłem z Makką na spacer i tonem, jakby mówił, że wylał sok na dywan powiedział, cytuję:
"To ona jeszcze żyje? Czerwona wiedźma przecież spaliła ją na stosie. Aaaa, ty dopiero na tym jesteś, Łysolu? Stannis przegra, a ta wariatka, jej matka się powiesi. Miłego oglądania."
I wyszedł.
A mnie kurwica wzięła.
Młody wyżywa się na mnie za tą noc tydzień temu, gdy przyłapałem go na płakaniu.
To już naprawdę bym wolał, aby mnie podduszał poduszką z rana, niż walił spoilerami z mojego kochanego serialu. Skoro zrezygnował z tortur fizycznych, to nadrabia to psychicznymi.
Kurwa.
- Spowiadaj się, jak ci idzie. - Chris najwyraźniej nie miał zamiaru bawić się w subtelności.
Kurwa do potęgi n-tej.
- A jak ma iść? Tak niewinnej istoty chyba w życiu nie spotkałem. - burknąłem a on popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
- To chyba dobrze? - zapytał niepewnie a ja mimowolnie parsknąłem.
Za chuja nie było mi do śmiechu.
- Tak, to dobrze. Tylko, że ta niewinność sprawia, że nie widzi tak oczywistego flirtu i sygnałów, że nawet Jurij by się połapał. - odparłem grobowym głosem i ciężko oparłem się plecami o drewniane oparcie ławki.
Wszechświat ze mnie kpi.
- Ale co masz przez to na myśli?
No cholera jasna, nadal nie rozumiem czemu zadaję się z tym idiotą....
- Mam na myśli to, że jakbym do niego nie zagadał w jakikolwiek sposób, to on tego nie widzi. Nie rozumie, że mam coś do niego, bierze to jako przyjacielskie gesty i inne bzdety. Zakumałeś w końcu, czy po japońsku ci wytłumaczyć? - warknąłem na niego zirytowany, a ten prychnął ostentacyjnie.
Pierdolnę mu zaraz...
- Pewnie coś spierdoliłeś. Może byłeś zbyt subtelny? - zaproponował, a ja wręcz poczułem żyłkę niebezpiecznie pulsującą mi na skroni.
- Przecież ci do cholery mówię, że robiłem to tak MAŁO subtelnie, że połapali się WSZYSCY oprócz niego. Nawet Pitchit zaczął obstawiać z klientami za ile Yuuri się połapie. Powiedział też, że nas "shippuje", cokolwiek to znaczy...
Chris słysząc to zagwizdał przeciągle.
- Już macie shipera? Ni chuja, nie oddam temu uzależnieńcowi od internetu miana Shipera nr 1 Victuuri - mruknął pod nosem.
No rozpierdolę coś zaraz...
- Jakie. Kurwa. Statki?! Jakie Victuuri?! O czym wy do kurwy jego zajebanej nędzy pierdolicie?! - wydarłem się tak, że przechodzące obok nas matki z dziećmi zasztyletowały mnie wzrokiem.
No co?
Nie wytrzymałem. Musiałem wybuchnąć.
... Takie Allahu Akbar...
Niech się cieszą, że nie mam przy sobie żadnego C4, jak nic bym użył. Taka zabawa w "Terrorystę, zrób to sam".
Zabiłbym w końcu siebie, te cycate cnotki i tego modela z bożej łaski, co więcej razy wypinał się do obiektywu magazynu Playgirl, niż okładek marek odzieżowych.
A skurwiel ma wzięcie.
Też miałem... błędy studenta...
Jezu, aż mi się przypomniała ta pojebana fotografka...
W życiu nikt nie zmolestował mnie do tego stopnia przy samej zmianie pozycji do pozowania.
Co prawda byłem wtedy bi, ale wiadomo jak to jest...
Jakoś nie przepadam za łapami jakiegoś babsztyla z długimi i w chuj ostrymi szponami zawsze pomalowanymi na czerwono, które kiedy tylko mogły wbijały się w mój tyłek odziany tylko w bieliznę Kleina i macały po klejnotach rodzinnych w celu "pomieszczenia zawartości w bieliźnie, bo czytelniczki mogłyby by dostać ślinotoku, gdyby coś wyłapał obiektyw"...
Jakby tego nie robiły i bez tego...
Efekt pozowania tylko w slipach oraz bokserkach.
Ehhh... dlatego wolę facetów.
- Nie drzyj się jak stare gacie. Grzecznie się ciebie pytam, gburze, a ty jak zawsze z ryjem. Weź se zwal albo coś, bo strasznie marudny jesteś. - burknął Giacometti i bezczelnie zignorował mój wkurw.
Zapierdolę, wykastruję, wrzucę do jednego pokoju z głodnym Jurijem, posypię solą zwłoki i podpalę, aby skurwiel nie nawiedzał mnie po śmierci.
Już chciałem się zamachnąć, ręka tak mnie świeżbiła, aby "pogłaskać" jego gębę... ale ten głąb chyba to wyczuł, bo wstał z ławki.
- Wracaj tu, pedale! - warknąłem na niego, bo tak szczerze... nie chce mi się wstać. Niech sam się zgłosi po zasłużony wpierdol.
- A pfff... sam jesteś pedał - prychnął Szwajcar.
- Ty jesteś aktywnym pedałem. Ja jestem w stanie spoczynku od roku. - odburknąłem.
- Czyli uśpionym pedałem. Czas się zbudzić, bo od kiedy jesteś w tym swoim celibacie nie da się z tobą gadać. - poklepał mnie po głowie z miną wyrażającą współczucie pomieszane z litością.
O ty chuju.
Znalazłem w sobie wystarczająco dużo energii, aby zerwać się z ławki i już chciałem się na niego rzucić, aby poobijać mu trochę buźkę, ale nagle coś świstnęło mi koło ucha a zaraz potem kolejne coś popchnęło Chrisa tak, że zwalił się na mnie całym ciężarem ciała.
Z głuchym łoskotem upadłem na plecy z balastem na sobie w postaci blondyna.
Nie dość, że uderzyłem mocno głową i tyłkiem o beton to jeszcze ten ciul unieruchomił mnie niechcący i uderzył swoją twarzą o moją, przy okazji prawie wybijając mi zęby.
Jęknąłem cierpiętniczo, podobnie jak ten blond głąb, ale wtedy moje usta otatły się mocno o coś miękkiego...
O zgrozo...
Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem równie zszokowaną twarz Giacomettiego o wiele za blisko.
Jego usta cały czas były dociśnięte do moich.
...
...
Rzygnę zaraz...
Na studiach skrzętnie unikałem takich sytuacji i wolałbym aby tak zostało.
Nawet po pijaku się pilnowałem, byleby nie być uczestnikiem... tego.
Szwajcar oderwał się od mojej twarzy i próbował wstać ze mnie, ale jakiś ciężar na jego plecach nie pozwalał mu na to.
No nie wierzę...
Nagle usłyszałem szczeknięcie nad nami i brązowa łapa znowu przycisnęła twarz Chrisa do mojej twarzy i odbiła się od jego głowy do skoku.
NOSZ KURWA!
Zaraz potem mignęło mi coś koło nas i pobiegło za moim psem.
Gdy już w miarę odzyskałem władzę nad ciałem i nie czułem dodatkowego ciężaru, odepchnąłem ciężkie cielsko tego debila, który chyba nie ogarniał co się dzieje...
W sumie... JA TEŻ TEGO KURWA NIE ROZUMIEM!
Zacząłem wypluwać ślinę i wszelkie znaki obecności Szwajacara na moich ustach, a zaraz potem gwałtownie zacząłem je wycierać rękawem.
Ohyda.
- Zajebię cię wujkojebco. - warknąłem do zdezorientowanego Szwajcara, który również wycierał usta nie będąc przy tym zbyt delikatny.
- To nie moja wina! - uniósł obronnie ręce i dla pewności splunął za siebie, aby być pewnym, że nic się nie ostało z tego wypadku.
- A czyja do kurwy nędzy?! - poderwałem się z ziemi i uderzyłem go w tył głowy. Aż mi coś strzeliło w dłoni.
- Twojego psa, barani łbie! Już bym wolał, aby mnie wykastrowali, niż abym miał coś takiego robić z tobą. - powiedział z kwaśną miną i pomasował tył głowy.
- No shit, Sherlock. Wcale nie mam podobnych odczuć.- odparłem sarkastycznie i jeszcze raz obtarłem usta, krzywiąc się niemiłosiernie. Wargi cały czas mnie mrowiły. - Cholera. Muszę to odkazić...
- Ognista woda?
- No a co innego?
- Pan Tadeusz na 40% ?
- Chyba ci się szkoła średnia przypomniała. Byleby zdać.
Chyba za mocno uderzyłem się w głowę, bo gadam od rzeczy.
- Zresztą nieważne... - westchnąłem zrezygnowany i jeszcze raz niemrawo obtarłem usta rękawem. Głowa mnie boli...
Moje spojrzenie mimowolnie ześlizgnęło się z tego idioty za niego i cały zesztywniałem.
To są jakieś jaja...
Jeżeli to jego sprawka to sukinkota zajebię, obiecuję.
Sławna obudowa w chomiczki była zwrócona w naszą stronę, prawdopodobnie to nagrywał, a obok stał jakiś Koreańczyk, który wyglądał, jakby zastanawiał się co on w ogóle tam robi.
Zagwizdał na swojego husky'ego, który zaraz przebiegł obok nas z freezbee w pysku, a za nim podążał łapa za łapą, Makka.
Towarzysz Koreańczyka przyłapany przeze mnie schował telefon do kieszeni i z trudnym do zainterpretowania uśmieszkiem obrócił się do nas plecami i ruszył przed siebie.
- PITCHIT!
* * *
Mr Aktywny Pedał:
Viktor, czy to co się stało zalicza się jako zdrada?
Victoria's secret:
Cholera wie. Nie pytaj mnie. Ja tu jestem ofiarą!
Mr Aktywny Pedał:
To wszystko przez twojego psa! Sam w życiu nawet nie pomyślałbym o tym bez mdłości! Kaźrodztwo mnie nie kręci, do chuja wafla!
Victoria's secret:
Nie zwalaj nic na mojego psa! Od tego masz swojego lubego!
P.S. Nie dość, że eksbicjonista, to jeszcze zoofil... Z kim ja się zadaję...
Mr Aktywny Pedał:
Viciek... Nie pierdol.
Victoria's secret:
No właśnie wolałbym jednak pierdolić.
Mr Aktywny Pedał:
😏
Victoria's secret:
... Spierdalaj.
* * *
- Ej, Yuuri... co oni robią? - zapytałem stojącego obok mnie pierożka, który z nieobecną miną wycierał filiżankę.
Te piski dziewczyn przy stoliku zaczynały mnie irytować...
Popatrzył na mnie i zagryzł mocno wargę z dziwnym do zrozumienia wyrzutem w pięknych oczach. Zaraz jednak pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić coś z niej i wysłał mi słaby uśmiech.
Był niepokojąco blady i zupełnie wyrzuty z energii, co mnie nie mało zmartwiło. Wyglądał jakby zarwał kilka nocek.
Zafrasowany odłożyłem sitko od ekspresu, które ciągle czyściłem i położyłem mu dłoń na czole. Zaraz przesunąłem grzbiet jej na jego gładki policzek, na który wróciło odrobinę koloru.
- V- viktor, co ty robisz? - zapytał niepewnie, a ja przyjrzałem się bardziej jego zmęczonej twarzy.
Gdy nie zauważyłem więcej niepokojących symptomów u mojego aniołka, tylko jego zażenowanie, westchnąłem głośno i ściągnąłem dłoń z jego mięciutkiego policzka.
- Sprawdzam czy nie masz gorączki. Blado wyglądasz. - odparłem, na co lekko przygasł. Uciekł wzrokiem w stronę grupki licealistów, którzy na zmianę wsadzali sobie jakiś patyczek do ust i całowali się a inni to nagrywali. Oczywiście jakieś wariatki piszczały za każdym razem.
No normalnie jak początek orgii w wersji dla bab.
- O to pytałeś? - zapytał słabo, na co niemrawo pokiwałem głową.
Co to za grobowa atmosfera między nami?
Chyba Pitchit nie pokazał mu tego nagrania?
Jak tak, to zajebię chomikojebcę.
Yuuri przetarł oczy pod szkłami, krzywiąc się lekko i ponownie popatrzył na grupkę śmiejącą się na całą kawiarenkę, akurat w momencie, gdy dwóch chłopaków postanowiło spróbować.
Lekko się zarumienił i zerknął na mnie na dosłownie ułamek sekundy, ale zaraz umknął wzrokiem z powrotem przed siebie.
Ta dwójka się nie popisała, bo ledwo ich usta miały się zetknąć, to się wycofali, a kawałek tego czegoś upadł między nimi.
Cholera, oni jedzą patyki? Co to za głupia moda?
Ehhh... Japonia.
Ich koleżanki wydały odgłos dezaprobaty, a kumple zaśmiewali się z tego zapisując filmik w telefonach.
Nic tu nie ogarniam...
- To tak zwana Pocky Game. - usłyszałem zmęczony głos Yuuriego i zaraz całą uwagę skupiłem na nim - Bardzo popularna wśród licealistów i studentów. Zasady polegają na tym, że bierze się początek pocky w usta, a druga osoba za drugi koniec. Oboje odgryzają po kawałku, aż całość nie zostanie zjedzona, ale wtedy dochodzi do pocałunku. Przegrywa ten, co nie wytrzymuje i rezygnuje z gry. To chyba wszystko.
Słuchałem go z uwagą i muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się ta gra.
A może by tak...
- Ej! - zawołałem do owej grupki tak nagle, że Yuuri podskoczył przestraszony.
Licealiści, co poznałem po mundurkach, spojrzeli na mnie pytająco na co przywołałem ich ruchem dłoni do siebie.
- Viktor, co ty robisz? - Yuu zapytał mnie niepewnie.
Zobaczysz, kochanie.
Achh, co te zauroczenie ze mną robi...
Tak, zauroczenie. Chyba jeszcze nie zakochałem się w Yuurim na zabój. Trochę za wcześnie na to. Chyba...
Zawsze miałem słabość do brunetów, szczególnie Azjatów. Co nie zmienia faktu, że trzyma mnie to już ponad miesiąc i naprawdę mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie.
Tym bardziej, że słowa Pitchita nie dają mi spokoju. I na pewno nie chcę, aby fotki na jego telefonie ujrzały światło dzienne.
- Chcę zobaczyć, co to te całe pocky. Jakieś patyczki czy jak? - zaśmiałem się, na co on ze słabym uśmiechem pokręcił głową z niedowierzaniem.
Podeszło do nas kilka dziewczyn oraz dwóch chłopaków i usiedli przy ladzie.
- Pan coś chciał? - zapytała jedna z dziewczyn. Najprawdopodobniej ta najodważniejsza, bo jak zdążyłem zauważyć, zagrała w to ze wszystkimi chłopakami przy stoliku i nawet dwoma dziewczynami.
Nada się.
- Jaki pan? Aż tak staro wyglądam? - zapytałem udawanym zbolałym tonem, na co zaraz się wyszczerzyła.
Tak, widziałem jak wodzi za mną wzrokiem od przeszło godziny. Aż tak ślepy nie jestem.
Zachichotała "uroczo" i zasłoniła zarumienioną twarz dłonią, podobnie jak kilka pozostałych dziewczyn. Jakieś zsynchronizowane są...
Uniosłem brew. Aż taki zabawny jestem? To ciekawe czemu faceci przy stoliku, których zostawiłyście na pastwę losu mieli nieciekawe miny... jakby planowali na mnie kastrację a'la Theon Greyjoy.
Spokojnie koledzy. Nie poderwę wam lasek, mam inny, lepszy pomysł.
- To jak mamy się do ciebie zwracać? Ja jestem Chitose. - zapytała trzepocząc wachlarzem czarnych rzęs.
Sztucznych. Tylko idiota nie zauważyłby tego kleju na powiece.
- Wystarczy Viktor. - błysnąłem swoim białym uzębieniem i to naprawdę cud, że nikt nie oślepł. Oparłem się przedramionami o ladę, aby lepiej nawiązać kontakt wzrokowy.
Yuuri, który nadal stał obok mnie zaczął nerwowo wycierać filiżanki, unikając mojego wzroku jak ognia.
No ej... co ty taki zimny?
Ja z nią nie flirtuję... no nie na poważnie.
Cel uświęca środki.
- Viktor-kun, to powiesz mi, co chciałeś?
Ej, ej, młoda, nie zapędzaj się tak, bo fotoradar ci fotkę jebnie.
Zacisnąłem lekko wargi i wymusiłem czarujący uśmiech.
Yuuriś też wyraźnie najeżył się na to zdrobnienie skierowane do mnie. Uroczo.
- Chciałem się spytać, co to te całe pocky. ... Przyjaciel... mi opowiedział o tej dziwnej grze, ale nie wyjaśnił, co to jest. Jakieś patyczki? - słowo "przyjaciel" ledwo przeszło mi przez gardło.
Yuuri również się wzdrygnął.
Awwwww...
Dziewczyny znowu zachichotały, a te smarkacze za nimi wydały paskudny brecht.
Ta dziewczyna, z którą gadałem miała śmiech jak zarzynany chomik. Nic przyjemnego dla ucha. Zaraz pewnie przybędzie Pitchit, aby uratować swoje gryzonie...
- Musisz być nietutejszy, prawda? - zapytała.
No kurwa, Amerykę odkryła. Wcale nie wyglądam na Europejczyka.
Mam tylko 180 cm wzrostu, bladą skórę, niebieskie oczy, platynowe, prawie srebrne włosy i typowe dla Rosjan rysy twarzy. No i to co mnie łączy z Rosją to również nazwisko, imię i wielkość zawartości moich spodni, ale tego nie musi wiedzieć.
I teraz pytanie. Jak się ona do cholery skapła, że nie jestem Japończykiem?
No kurwa, wieszcz.
Zaśmiałem się tak, aby brzmiało to jak najmniej sztucznie.
- Tak, jestem Rosjaninem. Nie znam się zbytnio na takich rzeczach. Mieszkam tu dopiero kilka tygodni... - tak jakby to kogoś obchodziło...
- Ooo! A więc jesteś Europejczykiem?
Przed chwilą to powiedziałem.
Aż mam ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałem się.
- Tak. To jak... yy, Chitose? Wyjaśnisz mi? - byle skończysz pierdolić od rzeczy.
- Oczywiście! Pocky to takie paluszki w czekoladzie. Bardzo dobre.
Ooo, ciasteczka.
A co można z nimi zrobić?
Ona chyba tylko mogłaby wsadzić je sobie do dupy.
I rzeczywiście byłyby paluszki w czekoladzie.
- Naprawdę? - udałem podekscytowanego. Mam nadzieję, że nie wyglądało to jak jej parodia...
- No jasne! Chcesz spróbować? Albo od razu zagrać? - zapytała, chyba z całej siły próbując mnie poderwać.
Jezu, skończ tak mrugać, bo ci rzęsy odpadną.
Poza tym jestem ponad 10 lat starszy od niej. Jeszcze za pedofila mnie wezmą.
- Okey. To pokaż mi te ciasteczka. Chętnie zagram. - rzuciłem na co zaraz rozległ się podekscytowany pisk damskiej części.
Ała... to bolało... co one mają kurwa z tymi głosami?
Ogłuchnąć można.
- Viktor, chyba powinniśmy pozanosić to na zaplecze. - usłyszałem ponury głos mojego aniołka.
Obróciłem głowę w jego stronę, a on nawet na mnie nie spojrzał, sztyletując Chitose wzrokiem. W dłoniach trzymał duży karton z paczkami kawy.
- Za chwilę, chodź tutaj, też zagrasz. - pociągnąłem go za nadgarstek, na co prawie puścił karton.
- Czekaj, CO?!
- No zagrajmy. Ciekawi mnie to. Grałeś w to kiedyś? - odparłem robiąc dzióbek z ust.
Yuuri zarumienił się po czubki uszu, nie wiem czy z irytacji, czy zażenowania z faktu, że wciągnąłem go w grę, w której ma się całować.
- Nie. Nigdy.
- Ja też! No to chodź, będzie ciekawie. - zrobiłem szczenięce oczka, na co on zacisnął zęby i z przegranym westchnięciem odłożył pudło na podłogę.
Hyhyhy, idzie jak z płatka.
Jedna z dziewczyn z fryzurą a'la postać z mangi niepewnie podniosła dłoń.
Czego znowu?
- Cz-czy mogłabym zagrać z Katsukim-senpaiem? - zapytała cichym, do zarzygu nieśmiałym głosem.
NO CHYBA CIĘ KURWA POPIERDOLIŁO SMARKU!
Z trudem zapanowałem nad grymasem, a Yuu pokręcił głową.
- Nie powiedziałem, że zagram. Przykro mi. - odparł, a mi mimowolnie kamień spadł z serca, czego nie można powiedzieć o dziewczynie, która dostała naprawdę dobitnego kosza.
Tak trzymaj, kochanie.
Uśmiechnąłem się szeroko do Chitose i szczerze podekscytowanym głosem zapytałem:
- Macie to pocky?
Dziewczyna ochoczym gestem wyciągnęła z torby czerwone opakowanie i otworzyła je jak paczkę papierosów, po czym wyciągnęła je w moją stronę, abym wziął jedną sztukę.
No no, robi się ciekawie...
Ostrożnie, aby ciasteczko się nie złamało, wysunąłem je z opakowania i przyjrzałem się mu uważnie.
Rzeczywiście nic nadzwyczajnego...
Mam nadzieję, że chociaż to dobre jest...
- Gramy? - zapytała Chitose podpierając się łokciami o blat i zamykając oczy.
Młoda, jesteś w chuj za blisko.
I po cholerę ci ten dzióbek?
Jeden nieprzyjemny pocałunek już przeżyłem w tym tygodniu, podziękuję.
Aż mnie dźwiga na to wspomnienie...
Mój pierożek poruszył się niespokojnie, jakby chciał odejść, ale złapałem go za nadgarstek zakryty białym mankietem koszuli. Popatrzył na mnie z niezrozumieniem, na co zrobiłem naburmuszoną minę.
- No co ty, Yuuri, mieliśmy zagrać. Gdzie uciekasz?
- C-Co? Ty chcesz ze mną zagrać?! - zapytał z niedowierzaniem, a na jego blade policzki wkradł się przeuroczy rumieniec.
Boże, jaki ty jesteś słodki~
- No przecież ci mówiłem. - przewróciłem oczami z trudem panując nad uśmiechem.
Zobaczymy, czy to co mi mówił Pitchit jest prawdziwe...
Yuuri zagryzł swoją różowiutką wargę w zamyśleniu.
Ciekawe jak smakują?
Kawą, czekoladą a może osobliwym smakiem jaki posiada tylko Yuuri?
Cholera, aż mnie nosi, aby się przekonać.
Od przeszło miesiąca... Ale nie nie ma bata.
Nie mam zamiaru powstrzymywać się dłużej.
Wetknąłem ciasteczko między jego rozchylone wargi w momencie, gdy miał zamiar coś powiedzieć.
Chyba wszyscy zrobili tak wielkie oczy jak Yuuriś, który instynktownie zacisnął swoje kuszące wargi na słodyczy.
- Прошло время, золото. (Czas minął, złotko) - rzuciłem, zanim sam chwyciłem zębami słodycz z drugiej strony.
Zaległa taka cisza, że odgłos odgryzionego kawałka paluszka sprawił, że Yuuri zadrżał i jakby w obronnym ruchu położył mi dłoń na klatce piersiowej, a sam oparł się o ladę.
Teraz za to piski stały się ogłuszające. Jeżu... tłumiki im kupię.
W jego oczach wyraźnie widziałem lęk ale i podekscytowanie. I chyba właśnie ono wygrało, bo zacisnął powieki i sam niepewnie odgryzł kawałek, przez co nasze twarze zbliżyły się do siebie o te cenne minimetry.
Nadciągam kochanie~
Kolejny kawałek, tym razem z czekoladą.
Nawet dobre...
Yuuri zarumienił się mocniej i przez chwilę myślałem, że zrezygnuje, ale zrobił malutki gryz, jakby chciał to odwlec w czasie.
Co to to nie, słodziutki.
Odgryzłem pokaźny kawałek paluszka, przez co otworzył oczy przerażony, gdy poczuł mój oddech owiewający jego policzki, ale jego brązowe tęczówki zabłyszczały zdradziecko.
Zacisnął dłoń na mojej koszuli, a drugą zacisnął równie mocno na krawędzi lady, aby jakoś się wesprzeć duchowo.
Czemu mój mały aniołek tak się stresuje?
To chyba nie jest jego pierwszy...
...
*loading*
"Yuuri nigdy nie był w żadnym związku, pewnie nawet nie zna swojej orientacji..."
*error*
...
...
...
NO CHYBA SOBIE KURWA JAJA ROBICIE!!!
A tak w ogóle, czemu słyszę w głowie głos Chrisa?
Zupełnie mi już odbija...
Jednak wpierw muszę to jakoś załagodzić... nie może czuć presji.
Objąłem go opiekuńczo w talii, a drugą dłonią nieco uniosłem jego spuszczony (na ile pozwalało mu pocky) podbródek.
Był ewidentnie spłoszony, a ja nie zamierzałem wymuszać na nim jego, prawdopodobnie, pierwszego pocałunku.
Cholera... ja swój przeżyłem w wieku 10 lat...
Boże, jaka z niego niewinna istotka... Przecież do niedawna był STUDENTEM.
Jak on obronił się przed tymi wszystkimi dzikimi siksami, próbującymi dobrać mu się do spodni?
Moje kochane biedactwo...
Jak nie zrobi gryza i nie będzie tego kontynuować, to zrezygnuję.
Nie chcę go skrzywdzić...
Yuuri przez chwilę przyglądał mi się niepewnie z tak bliskiej odległości, jaką było te kilka centymetrów. Niczym Dean i Castiel... Zawsze.
Dwa gryzy. Tyle starczy, abym mógł poznać jego smak...
Stoimy tak blisko siebie, że nasze nosy już dawno się ocierają, ciepłe oddechy mieszają, a ja mógłbym spokojnie policzyć ciemniejsze plamki w jego oczach.
Oddech Yuuriego nerwowo zadrżał, po czym najwyraźniej ufając mi zrobił ostrożny gryz, tak, że nasze usta dzieliło kilka marnych minimetrów...
Pierdolę to.
Pokonałem je błyskawicznie i naparłem wargami na ciepluteńkie i miękkie jak diabli odpowiedniki Japończyka, który momentalnie zamknął oczy.
Pisk jaki zaraz się rozległ i spokojnie mógłby potrzaskać nam szkło.
Cichajcie.
Dreszcz, jaki przeszedł przez jego plecy aż poczułem na dłoni, którą trzymałem na jego biodrze.
Sam nie jestem lepszy. Zupełnie jakby przechodziła przeze mnie parada równości.
Przygarnąłem go bliżej, samemu przymykając powieki i wsunąłem język do jego lekko rozwartych w próbie złapania oddechu ust.
Jego okulary ciutkę gniotły mój nos...
Odebrałem ostatni kawałek pocky, ale mimo to nie przerywałem uważnego badania językiem jego jamy ustnej.
Tak przyjemnie ciepłej i wilgotnej...
Ten jęk, jaki wydostał się z jego gardła...
Cholera, będę musiał to rozchodzić...
Yuuri niepewnie zaczął naśladować moje ruchy i delikatnie położył mi dłoń na ramieniu.
Czułem na policzku smugi ciepłego powietrza, które wypuszczał nosem trochę nerwowo, ale nie wyglądał, jakby mu się nie podobało...
Jest w tym wszystkim tak rozbrajająco uroczy i nieporadny, że aż mam ochotę zabrać go na zaplecze, gdzie nie będziemy czuć tych wszystkich spojrzeń na sobie...
Zasługuje na więcej intymności... jeszcze to nadrobię. Muszę mu to wynagrodzić.
Tak jak myślałem, smakował kawą, nutką karmelu i ciastkami pocky. Jednak gdzieś tam w jego ślinie wyczułem lekką goryczkę jego własnego smaku.
Obłędne.
Chyba znalazłem swój ulubiony smak.
Usta miał leciutko wyschnięte, co zaraz zmieniłem i odrywając się od niego subtelnie przejechałem wilgotnym językiem po jego wargach.
Odsunąłem się trochę od niego, ale jego dłoń nadal kurczowo zaciskała moją koszulę.
Oddychał płytko i zakrywał wierzchem dłoni lekko zaczerwienione usta, będąc przy tym cały zarumieniony...
O Chuck'u, ten obrazek jest tak cudowny~
Chcę go częściej takiego widzieć...
Popatrzył na mnie z nad swoich szkieł, a jego spojrzenie było tak rozjaśnione, że aż mnie ścisnęło w gardle ze szczęścia.
Lekko odgarnąłem mu grzywkę z oczu i uśmiechnąłem się czule, gdy zawstydzony uciekł wzrokiem w bok.
Chyba właśnie wpadłem dokumentalnie.
Zakochałem się w tym Japończyku na zabój.
Odwołuję te pierdoły co gadałem wcześniej.
Odchrząknąłem lekko i znowu wysłałem swój oślepiający uśmiech zarumienionym licealistką, które patrzyły na nas jak oczarowane.
Ehhh... te fujioshi.
Patrzcie i uczcie się. To co odwalili tamci dwaj było żałosne.
Nie pokażę tego więcej, więc macie prawo być zadowolone z pokazu.
No poza tą flądrą co chciała się dobrać do Yuuriego. Miała minę jakby miała się zaraz popłakać.
A pffffff!
Mój ci on.
Za to Chitose miała ciężką do zainpretowania minę...
Była trochę zła... ale to nie dziwne. Wychujałem ją o ciasteczko. No i ciutkę przybita...
Wybacz, senpai will never notice you.
It's okey to be gay~
Oblizałem lekko usta. Nadal czuję jego smak na wargach...
Vkusno~
- Naprawdę fajna ta gra. - rzuciłem i puściłem im oczko, chociaż bardziej to skierowane było w stronę Yuurusia, który widząc to spłonił się ciut mocniej.
Kocham kocham kochamkochamkocham kurwa.
Zaczynam zachowywać się jak Georgi.
Cóż... pierwszy raz aż tak przywiązałem się do obcej osoby...
Mógłbym wycałować go calusieńkiego, od stóp do głów, nie pomijając przy tym jego vkusno tyłeczka, a nadal byłoby mi za mało.
Nieświadomie uniosłem wzrok i zmrużyłem lekko oczy,
Czej... a co to się tam jarzy w oddali?
Mimowolnie zacisnąłem zęby.
Pitchit. Za dużą paprotką. Nagrywał to.
Co on ma za manię nagrywania...
No kurwa, zero prywatności dla własnego przyjaciela.
Zasztyletowałem go spojrzeniem, dopóki nie schował telefonu do kieszeni zapaski z niewinnym uśmieszkiem, a następnie chwyciłem wcześniej przyniesione przez Yuuriego pudło i bez problemu je podniosłem.
- Viktor-kun, nie gramy dalej? Chcę być następna w kolejce! - usłyszałem irytujący głos Chitose, a zaraz potem ten cały mini tłumek yaoistek.
Chyba za bardzo się spoufaliła.
Co to to nie, kochaniutka.
Spierdalaj.
- Wybacz, ale zaraz ma przyjść Micky i wolałbym nie dostać po uszach za obijanie się podczas pracy. - zrobiłem minę zbitego szczeniaczka.
Iiii...
Yep, łapnęła to.
Zrobiła zawiedzioną minę, ale nie naprzykrzała się więcej.
No i chwała Chuck'owi.
Jednak ta niunia co leci na Yuuriego chyba nie umiała zrozumieć, że dostała kosza.
Zanim zdążyła się odezwać podałem brunetowi karton, a sam schyliłem się po następne dwa.
Yuuruś nie oponował i poczekał na mnie wysyłając młodzieży przepraszający uśmiech.
No aniołek, no...
Gdy tylko zniknęliśmy za drzwiami zaplecza, odłożyłem pudła i zaraz obróciłem się do Yuuriego, który również już prostował się i kierował do wyjścia.
Nadal był uroczo spłoniony.
Oj nie, kochanienki.
Zanim dotarł do drzwi, zatarasowałem mu ręką przejście, przez co przylgnął do ściany. Uśmiechnąłem się lekko drapieżnie.
- Chyba musimy porozmawiać, Yuuriś.
Ciąg dalszy nastąpi...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No... Ktoś się tego spodziewał?
Bardzo proszę, byki - meldować.
Na dzisiaj to wszystko, nie wiem kiedy będzie kontynuacja, ale dam wam znać.
- 4235 słów.
~asami-chi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top