Espresso

Dedykowane Bluemiss_96, bo nadal mi nie wybaczyła tych nominek i Rendy-Senpai za użyczenie praw autorskich "ameby" w tym opku.
------------------------------------------------------

Świat mnie nienawidzi.

Albo przynajmniej Jurij.

No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że obudziłem się w własnym, nowym łóżku z poduszką przyciśniętą do twarzy przez tego małego potwora?

Chwilę mrugałem widząc ciemność przed oczami i smyrając przy tym rzęsami po materiale.

Mógłbym przysiąc, że jest 7 rano... ale chwilę potem wszystko przeanalizowałem.

Tiaa... chciałbym. Lenny sam mi się włącza w głowie.

Za długo jestem w celibacie...

-Jurij... co ty robisz?- zapytałem głosem stłumionym przez białą poduszkę, na której odpowiedniku leżałem.

Chłopak słysząc, że jeszcze dycham mocniej docisnął mi narzędzie zbrodni do twarzy, przez co naprawdę zaczynało mi brakować powietrza.

-Robię przysługę światu- odparł.

Ciekawy argument, nie powiem...

Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem zareagować albo czy dać młodemu szansę na zbawienie świata i pozbycie się jednego idioty.

Jednak nie.

Jeden idiota w te, czy we w te nie robi różnicy, ale mam dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną, więc i tak muszę już wstawać.

Poza tym według niego bardziej kwalifikuję się na "amebę" a nie "idiotę".

Ochrzcił mnie już tym tytułem, więc proszę nie wyjeżdżać mi tu z czymś tak oklepanym jak "idiota".

Nawet mnie narysował w tej wersji... ale, że to był ładny rysunek, to powiesiłem go na lodówce i utarłem mu tym trochę nosa, bo myślał, że się obrażę.

-Miło...- mruknąłem i spróbowałem odsunąć poduszkę od twarzy, ale Plisetsky widząc, że jego plan nie wypala zaczął siłować się ze mną.

Przypominam, że miał 6 lat, więc raczej nikogo nie powinno zdziwić to, że nie musiałem się za bardzo wysilać, aby wygrać z jego morderczymi zapędami.

Podniosłem się do siadu i odłożyłem poduszkę na bezpieczną odległość od niego, na wypadek gdyby znowu mu coś takiego strzeliło do głowy.

Młody z naburmuszoną miną zabijał mnie wzrokiem koloru Avady. Dobrze, że jednak nie jest czarodziejem, bo skończyłbym marnie na 1000 sposobów, jak w tym jednym serialu "1000 Ways To Die" na Polsat Play.

Kto wie, może i mnie nagrodzili by pośmiertnie "Nagrodą Darwina" za najgłupszy zgon...

A potem takie epitafium na nagrobku by mi napisali, zapewne jeszcze za sprawką Chrisa:

"Viktor Nikiforov
Lat 27

Został uduszony poduszką przez swojego 6-cio letniego siostrzeńca.

Wyróżniony "Nagrodą Darwina", za najgłupszy zgon.

Pokój jego duszy, a przedpokój głupocie.

P.S. Nie róbcie tego w domu..."

Ach, nie ma to jak trochę czarnego humoru na dzień dobry.

Sprawdza się lepiej niż czarna, mocna kawa...

STOP.

Jednak nie będę bluźnić...

Z trudem podniosłem moje zgrabne cztery litery z wygodnego, ale trochę za dużego na jedną osobę, łóżka i podrapałem się po głowie z przeciągłym ziewnięciem, stojąc już na zimnych panelach.

Miałem na sobie tylko biały t-shirt, czarne bokserki w czerwone całusy i szare skarpetki.

I zapewne gniazdo na głowie.

Nienawidzę poniedziałków...

Jednak zaraz zachwiałem się niebezpiecznie, gdy młody rzucił poduszką centralnie w tył mojej głowy.

Atak z zaskoczenia.

Zawsze tego używa...

Popatrzyłem na niego niechętnie na co odpowiedział mi tym samym spojrzeniem. Zeskoczył z mojego łóżka i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

-Głodny jestem- burknął nadymając policzki i patrząc na mnie spod byka.

Powiem to jeden jedyny raz. Cholernik potrafił być uroczy.

Po nieudanej próbie zabicia swojego wujka, tak po prostu stał przede mną w swojej czarnej piżamce w kotki, ze skrzyżowanymi rękami i naburmuszoną minką.

Jestem zdecydowanie za dobry, że tak szybko mu wszystko wybaczam...

Jednak nie.

Po prostu jestem zbyt leniwy, aby wykrzesać z siebie coś tak kreatywnego jak wściekłość na tego małego szczyla.

Przetarłem zaspaną twarz dłonią i zerknąłem na niego.

-Wiesz, że jeśli byś mnie udusił, to sam byś musiał sobie zrobić śniadanie?- zapytałem i mógłbym przysiąc, że na jego policzki wkradł się lekki rumieniec.

Chłopak zaraz zakrył twarz swoją złotą grzywką i burknął pod nosem coś co brzmiało jak "głupia ameba".

Aha.

Nie mam więcej pytań.

Westchnąłem przegrany i rzuciłem:

-No, to co chcesz?

Jurij poderwał głowę zaskoczony, ale po chwili znowu zrobił swoją nieprzystępną minkę i odwrócił lekko zarumienioną twarz w bok.

-Naleśniki- usłyszałem ciche mruknięcie.

Szybko zerknąłem na zegar i westchnąłem z ulgą. Zdążę się ze wszystkim wyrobić. Jest 7:10 a rozmowę mam dopiero o 11:00.

-Dobra, no to chodź.- rzuciłem przez ramię i ruszyłem w stronę kuchni.

Słyszałem za sobą tupot jego bosych stópek na jasnych panelach, gdy próbował mnie dogonić, aby po przekroczeniu progu salonu zrównać się ze mną krokiem.

Dopiero teraz zauważyłem, że cały czas miał przy sobie tą maskotkę- tygryska, którego mu wczoraj kupiłem. Uroczo.

Młody wdrapał się na krzesło, przy wyspie kuchennej i przyglądał mi się, gdy rozkładałem składniki na blacie, jednak zaraz znalazł ciekawsze zajęcie w postaci swojej maskotki.

I dobrze, bo nie przepadam za tym, że ktoś patrzy mi na ręce, gdy coś robię.

Ustawiłem sobie ekspres do kawy na podwójne espresso i zająłem ciastem na naleśniki.

-Z czym chcesz?- zapytałem, gdy podrzucałem naleśnik na drugą stronę.

Jurij na nowo zainteresował się moją osobą i oglądał zaciekawiony jak zalewam patelnię ciastem, robiąc już drugi.

-Z czekoladą.

-Aha.- mruknąłem tylko i wyciągnąłem z półki nade mną słoik Nutelli.

Też sobie z tym zrobię, a co.

* * *

Po kilkunastu minutach położyłem stosik naleśników na środku blatu, przy którym siedział mój siostrzeniec i sam się dosiadłem z kawą w ręku.

Zawsze inaczej wyobrażałem sobie idealne poranki, gdzie byłbym budzony całusem na dzień dobry i zapachem świeżo zaparzonej kawy.

Ewentualnie porannym numerkiem w łóżku albo w wannie.

Dalej tak bym chciał, ale chyba już się nie doczekam.

W końcu lat mi nie ubywa i dobijam już do 30-stki.

Jednak gdy tak teraz patrzę, to poza samą pobudką, nie jest najgorzej.

Lekki uśmiech sam wkradł mi się na usta, gdy Jurij nieudolnie próbował ugryźć naleśnika, brudząc przy tym sobie całą twarz i ręce czekoladą.

Pokręciłem z niedowierzaniem głową i pociągnąłem łyk kawy.

Mój kochany napój bogów...

Gdy zauważyłem jak Nutella kapie Jurijowi na blat, zaraz przysunąłem mu talerz pod nos i podałem kubek czarnej herbaty z cytryną, na co kiwnął mi głową z pełnymi ustami.

Chyba mu smakuje... chociaż tyle.

Właśnie wyciągałem dłoń po jednego naleśnika, gdy młody zwinął mi go sprzed nosa i wystawił język, jakby chciał tak pokazać swój triumf.

...

Jednak pozostawię to bez komentarza.

* * *

Po zjedzeniu śniadania przygotowałem Jurijowi ubrania, w których będzie dzisiaj chodził i wpuściłem go przed siebie do łazienki, aby umył zęby i buzię z czekolady.

Oczywiście nie obyło się bez opryskania mnie wodą ze szczoteczki i litanii wyzwisk pod moim adresem.

Powinienem zareagować?

Jednak sobie odpuszczę... szkoda mi tlenu na bezsensowne gadanie, którego i tak nie posłucha.

-Jurij, rusz się. Chce się jeszcze wykąpać zanim wyjdziemy- pospieszyłem go, stojąc oparty o futrynę drzwi od łazienki. Miałem wziąć go ze sobą do kawiarni, w której będę pracować.

Młody tylko pokazał mi środkowy palec i zaczął 5 raz płukać usta.

Czemu mnie to nie dziwi?

Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do mojej sypialni, aby jakoś ogarnąć ten burdel, który tam panował.

W oczy rzuciło mi się kilka moich ubrań porozwalanych na podłodze.

Chwila, co?

Przecież wczoraj wszystko pochowałem do szafki...

Podszedłem do tego "bocianiego gniazda" i podniosłem bokserki, które leżały na szczycie.

Zaraz poczułem jak żyłka zaczyna mi niebezpiecznie pulsować na skroni, gdy zobaczyłem dużą dziurę na odwrocie.

Wyciętą nożyczkami.

Szybko zbadałem stan pozostałych rzeczy i mogę powiedzieć jedno.

Wkurwiłem się.

-JURIJ! CHODŹ TU DO DIABŁA!- wydarłem się tak, że pewnie cały blok mnie słyszał.

3 kraciaste koszule, dwie pary bokserek i mój ulubiony t-shirt z Bjørnem atakującym kogoś toporem i napisem See You In Vallhala poszły się jebać.

NOSZ KURWA JEGO ZAJEBANA MAĆ!!!

Plisetsky, zaraz po tym jak go zawołałem stanął w progu sypialni i przyglądał mi się z zadowolonym uśmiechem.

Zatłukę sukinkota.

Pójdę siedzieć, ale wypuszczą mnie za 25 lat.

Jak ja cię, kurwa, nienawidzę ty mały szczylu...

...

Dobra, uspokój się.

Dzieci się nie bije.

Spojrzałem na niego ledwo panując nad zdenerwowaniem.

-Co. To. Jest.- wyartykułowałem wyraźnie każde słowo ściskając w dłoni mój ukochany t-shirt, który zginął śmiercią tragiczną przez tego małego smarka.

Ten tylko popatrzył na szarą koszulkę i wzruszył ramionami z kpiącym uśmieszkiem.

-Jakaś szmata, a co?- odparł jak gdyby nigdy nic, a ja już cały dygotałem w środku.

-Jakaś... szmata?-wycedziłem przez zaciśnięte zęby- Ty sobie, kurwa, jakieś jaja robisz...

Wiem, że przy dzieciach się nie przeklina... ale teraz mam to w dupie.

Plisetsky popatrzył na mnie jak na idiotę, a ja naprawdę z trudem nad sobą panowałem.

Lucek, odbierz że wreszcie tego gówniarza ode mnie, bo nie ręczę za swoje czyny...

Ktoś by powiedział, że to tylko zwykła koszulka, ale miarka się przebrała.

Rzuciłem materiałem na podłogę i podszedłem do komody przy łóżku, na której leżał mój smartfon.

Szybko wybrałem odpowiedni numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę.

Blondyn nadal przyglądał mi się, ale teraz z obojętnym wyrazem twarzy.

Trzeci sygnał...

Czwarty syg...

Dobra, odebrał.

-Czego?- usłyszałem zaspany głos Chrisa.

-Zbieraj dupsko i widzimy się o wpół do 11 przy fontannie, niedaleko tej kafejki, do której dzisiaj idę.- rzuciłem, nie bawiąc się w powitania.

-Chwila... co?!- chyba się dobudził.

-To co słyszałeś. Weź dzisiaj ode mnie tego małego szczyla, bo będziesz mieć kogoś na sumieniu. Jego albo mnie.- odparłem, a po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.

Gdy już myślałem, czy się rozłączyć, usłyszałem pytanie zadane z lekkim zawahaniem:

-Co zrobił?

Westchnąłem głośno i usiadłem na niepościelonym łóżku, przeczesując ze zrezygnowaniem moje platynowe włosy do tyłu.

Zerknąłem kątem oka na Jurija, który nadal przysłuchiwał mi się z uwagą.

-Kojarzysz tą koszulkę z Vikingów, co dostałem od Nataszy na urodziny?- zapytałem ciszej i już w miarę spokojnie.

Jurij słysząc imię swojej matki zbladł momentalnie, gdy zrozumiał powagę tego, co zrobił.

-Ten ostatni prezent?- upewnił się, a ja w odpowiedzi mruknąłem potwierdzająco- co z nim?

-Leży w strzępach na podłodze.

Przez chwilę znowu był cicho, tak jakby się namyślał, po czym odparł:

-Dobrze, mogę go wziąć do wieczora.

-Dzięki- uśmiechnąłem się blado i chciałem się rozłączyć, ale przerwało mi nagłe pytanie Giacomettiego.

-A ty? Co zamierzasz zrobić?

Wyraźnie słyszałem zaniepokojenie w jego głosie. W sumie mu się nie dziwie. To była ostatnia pamiątka jaką miałem po siostrze. Jurija nie liczę.

-Po rozmowie wrócę do domu i wezmę wreszcie te tabletki. Trochę mi to nerwy zszargało, a nie chce zrobić nic, czego bym potem żałował. Wiesz jaki otępiały i na wpół świadomy po nich jestem... Lepiej, aby młody jednak tego nie widział.- odparłem cicho.

Christophe mruknął potwierdzająco. Nieraz widział mnie w tym przykrym stanie i dobrze wiedział, że po nich jestem bardzo senny i ledwo co kontaktuję z otoczeniem.

-Okej. Przygotuj go jakoś i pozbieraj się przed wyjściem, aby nie wystraszyć swojego przyszłego szefa. Co prawda to mój znajomy, ale to od niego zależy czy dostaniesz tę robotę.

-Wiem. Dzięki Chris. Naprawdę dobry z ciebie przyjaciel...

Rozłączyłem się i popatrzyłem słabo na szary materiał mocno odcinający się od jasnych panel.

To był chyba jedyny prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek od niej dostałem, więc wiadomo, że mnie to zabolało.

Może i byliśmy sobie bliscy jak na rodzeństwo, ale rzadko się widywaliśmy i mało kiedy obdarowywaliśmy się prezentami czy innymi tego typu duperelami, jednak jak już coś sobie daliśmy, to traktowaliśmy to jak świętość.

Młody... chciałeś mnie wykończyć?

Bo jesteś tego naprawdę bliski...

Niemrawo wstałem z łóżka i podniosłem koszulkę. Mimo, że była w opłakanym stanie, to poskładałem ją i wsadziłem do szuflady w komodzie, która stała przy moim łóżku.

Zaraz potem ruszyłem w stronę wyjścia, wymijając przy tym Jurija, który cały czas stał w tym samym miejscu ze spuszczoną głową.

Kąpiel. Zdecydowanie potrzebuję gorącej kąpieli...

------------------------------------------------------

Ohayo 😊

Jest i trzeci rozdział. Trochę smutny... bo taki mi się napisał ¯\_(ツ)_/¯

Jak pewnie zauważyliście są tam odnośniki do "ameby" (pozdro dla kumatych), którą zapoczątkowała Rendy-Senpai swoim rysunkiem, o którym też tam była mowa. A oto on, aby łatwiej było wam z wizualizować sobie rysunek Jurija:

Piękny, prawda :")
Sama mówiłaś, aby to rozprzestrzenić ¯\_(ツ)_/¯

Dalej czekam na twoje Yuri under water 😘

Tradycyjnie już, jak są błędy, to meldować.

No, to narazie wszystko 😉

1970 słów

~asami-chi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top