Trup nam świadkiem

Wade
Obudziłem się około ósmej, ale z racji że jestem panem własnego życia to z łóżka zwlokłem się dopiero w południe. Sprawdziłem wiadomości. Oho trzy zlecenia. Widać ludzie zobaczyli jak łatwo można się wygodnie kogoś pozbyć. Odpisałem na maile żeby umówić się z nimi w Central Parku. Nigdy nie załatwiałem takich rzeczy przez internet i nie zamierzam. Z resztą kiedy patrzę na klienta to jakoś się pewniej czuję. Poumawiałem się na dzisiejsze popłudnie. Potem wziąłem prysznic i zrobiłem sobie grzanki. #niedość że zjarane to jeszcze niedopieczone# *trzebaby kupić nowy toster* Zamówiłem więc nowy sprzęt przez komputer popijając grzanki mocną jak jasny chuj kawą. Czas szybko minął w domowym zaciszu, więc o 15 wyszedłem aby udać się na umówione miejsce z klientami.

Peter
O godzinie szóstej zadzwonił mój budzik. Natychmiastowo zerwałem się z łóżka wsuwając na prawie nagie ciało kostium. Później wystarczyło tylko założyć spodnie, T-shirt i luźną bluzę. Zeskoczyłem na parter, gdzie ciocia czekała już ze śniadaniem. W pośpiechu wpakowałem sobie do buzi tosty. Torbę z książkami oraz deskorolkę zabrałem tuż przy wyjściu. To właśnie ona była moim środkiem transportu do szkoły. W następne dwadzieścia minut dotarłem pod szkołę.
Na zajęciach omawiane były ostatnie tematy, a więc dla mnie nic nowego. Ukradkiem wyjąłem kieszonkowy notesik z zamiarem naszkicowania mężczyzny, który wciąż krążył w moich myślach. Muszę przyznać, iż wyszedł Mi całkiem nieźle...
Po godzinie czternastej byłem już wolny. Wracałem powoli do domu. Zajrzałem jeszcze do jednego z przydrożnych sklepów, których w tym mieście było pełno. Wziąłem pierwszą lepszą kawę w puszce. Po zapłaceniu kontynuowałem powrót, oczywiście przy okazji przejeżdżając przez Central Park. O tej porze roku było w nim naprawdę cudownie. Zwolniłem tempo przyglądając się każdemu człowiekowi w tym miejscu. Dzieci z rodzicami, nastolatki pijące alkohol po krzakach, mężczyźni w eleganckich garniturach, osoby cieszące się swoją spokojną starością. Co mogło się wydarzyć w tym pięknym dniu?

Wade
Życie jest posrane, serio ludzie wierzcie mi *ale jaja* Wiecie co się stało? Poszedłem (oczywiście w cywilu) do parku. Obgadałem sprawę z pierwszym kientem. Około 20-letni syn bogatego biznesmena, który chciał się pozbyć kandydatki na żonę którą wybrał mu ojciec. Potem rozmowa z około 40-letnią kobietę, która chciała się pozbyć kochanki męża. Ostatnią osobą była młoda dziewczyna około 20-latka. Nie chciała wychodzić za mąż bo już kogoś miała... No i okazało się, że ta mała dziwka to ta wybranka ojca tego pierwszego i kochanka tego męża. Stałem naprzeciwko jej a w głowie układałem sobie kosztorys. No niestety, dwie pierwsze propozycje były bardziej opłacalne. Powiedziałem jej, że niestety nie mogę jej pomóc, no bo nie i odszedłem. Szkoda że będę musiał ją zabić. Przebrałem się w taolecie pobliskiej restauracji i w kombinezonku przyglądałem się jak odchodziła z parku. Wystarczyło tylko żeby znalazła się w jakiejś pustej uliczce i będę ją miał z głowy. Poszedłem za nią, uważając aby mnie nie zauważyła.

Peter
Jeździłem bez celu po parku, gdy nagle moją uwagę zwrócił pewien mężczyzna. Aż zabrakło Mi epitetów, aby opisać jego urodę, ale powiem jedno - był boski. Wpatrywałem się dyskretnie w każdą część jego ciała.
Moje ciche wzdychanie do jego osoby zakończyło się, gdy tamten po prostu odszedł w nieznaną Mi stronę. Czasami właśnie tak bywa. Przecież idąc do szkoły, albo wracając z niej spotykam mnóstwo pięknych osób, z którymi nigdy nie będzie Mi dane zamienić nawet słowa.
Wyjechałem poza granice parku. Poprawiłem bluzę, która w czasie jazdy lekko Mi się przekrzywiła. Dobrze, że nie odkryła przy tym...
Nie skończyłem swojej myśli. Byłem pewny, że po drugiej stronie ulicy mignęła Mi prawie dwu metrowa postać w czerwonym stroju.
Cholera, czyżby to był znowu on?
Zszedłem z deski od razu chwytając ją pod pachę.

Wade
W końcu skręciła w jakąś podejrzaną i wąską uliczkę i zbliżyła się do siedzących tam meneli. Zdziwiłem się nieco kiedy po otrzymaniu zapłaty wydali jej celofanowy woreczek z jakimś białym proszkiem. Wtedy wysunąłem się z cienia. Na mój widok ćpuny czmychnęły mając mnie pewnie za glinę *co za zniewaga* zostałem w alejce z nią sam na sam. Sięgnąłem po pistolet, ale nie pociągnąłem za spust. Jeszcze nie. Kazałem jej wstrzyknąć sobie zawartość torebeczki. Działka była na kilka razy #skąd ty to wiesz??# Pod moim czujnym okiem i pod groźbą strzału przygotowała porcję lecz zawachała się przed wstrzyknięciem. Ponagliłem ją odbezpieczeniem broni. Zrobiła to. Wstrzyknęła sobie ten koks i zaraz potem upadła ciężko dysząc. Z jej ust wydobył się jęk, potem piana a potem znieruchomiała. Jej szklisty wzrok lekko mnie przeraził. Nie miała szansy przeżyć, nie po takiej dawce. Lekarze już nie byli potrzebni. nawet nie musiałem sobie brudzić rąk. Kiedy ktoś ją znajdzie to nic na mnie nie wskazuje. Policja uzna to za przedawkowanie (złoty strzał?) i nie znajdując nic co mogłoby wskazywać na to że ofiara była do tego zmuszona, nawet nie zaczną śledztwa. Po prostu kolejna gówniara przedawkowała i po sprawie. - Niedość, że dziwka, to jeszcze ćpunka- mruknąłem sam do siebie, patrząc na nieruchome ciało.

Peter
Jak najciszej szedłem za czerwonym kolorem. Byłem pewny, że to on. I oczywiście nie myliłem się. Skręcił za jakąś panienką w nie za dużą uliczkę. Ja postanowiłem zostać przed nią, na razie tylko słuchając ich wymiany zdań. Z tego co usłyszałem, kobieta sięgnęła po złoty strzał pod nakazem najemnika. Ktoś tu nie przepada za brudzeniem sobie rączek.
Usłyszałem głos mężczyzny. Niedługo przyślą mu pieniądze, a on poleci po kolejne zlecenie.
Chciałem temu zapobiec, jednakże a takich okolicznościach nie miałem gdzie się przebrać.
Po kilkunastu sekundach zadecydowałem, że po prostu wrócę do domu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż po prostu przewróciłem się o wystający kawałek chodnikowej płyty. Deskorolka wypadła Mi z rąk powoli oraz samowolnie jadąc w głąb uliczki.
-Cholera.... - wyszeptałem do siebie.

Wade
Usłyszałem za sobą rumor i obawiając się że to jakiś naoczny świadek natychmiast puściłem się biegiem automatycznie szykując się do strzału. Kiedy wypadłem za rogu trochę mnie zamurowało. Stał przedemną młody chłopak. Miał na oko jakieś 18-19 lat, był trochę ode mnie niższy, miał brązowe włosy, lekko zwichrzone i piękne ciemne oczy. Opuściłem broń i zatrzymałem stopą deskorolkę, który chyba najzwyczajniej mu zwiała.

Peter
Podniosłem się z kolan powoli je otrzepując.
Czułem jak ktoś zaczął się we mnie wpatrywać. On przede mną stał, prawda?
Uniosłem głowę ku górze. A jakże mogło być inaczej! Ten sam mężczyzna w tym samym stroju. Co innego moźna było powiedzieć o mojej osobie.
- C-cześć... - mruknąłem nieśmiało pokładając ogromne nadzieje w to, że jeszcze pożyję. Przecież mógł uznać mnie słusznie za wygadanego świadka, przez co skończyłbym obok swojej deskorolki z kulą w głowie.

Wade
-Ahoj- powiedziałem swobodnie i mu pomachałem. Przekrzywiłem głowę z zaciekawieniem uważnie go lustrując z góry do dołu. #rżnąłbym jak dziki zwierz# Byłem tak zainteresowany tym chłopakiem że nawet nie zwracałem uwagi na słowa tego gnojka. Brunet wyglądał jak anioł, lekko zestresowany, ale anioł. Cholercia... Chciałbym mu teraz powiedzieć żeby się nie bał, bo nic mu nie zrobię. Ale nie mogłem, przecież mógł widzieć całe zdarzenie. *chciałbyś mu...* #chciałbyś go przelecieć tak, zeby przez tydzień nie mógł usiąść# - Zamknij się!- warknąłem sam do siebie, ale zaraz potem chrząknąłem- No więc... Powiedz mi... Nie widziałeś może czegoś podejrzanego w tej okolicy?- powiedziałem swobodnie opierając się o murek.

Peter
Czułem na sobie wzrok tego mężczyzny, nawet jeżeli jego oczy były ukryte pod maską.
Lekko cofnąłem się do tyłu na jego ledwo słyszalne warknięcie, jednak zaraz uspokoił się on zadając Mi pytanie.
- Nic oprócz Ciebie - oznajmiłem, a zaraz potem schyliłem się po deskorolkę leżącą tuż obok nóg tego osobnika.
Jednak przeżyję jeszcze ten dzień, widocznie nie podejrzewał mnie o żadne oglądanie wcześniejszej akcji.

Wade
- Nic poza mną powiadasz- zamyśliłem się- Jesteś pewien że aby na pewno mnie widziałeś? Bo mi się zdaję, ze nie było mnie w tej okolicy...- miałem nadzieję że załapie aluzję, ale nie potraktuje jej jako groźby. Ja mu nie grożę...chyba...może...raczej...no może troszkę

Peter
- A więc musiałem się przewidzieć... Cześć. - rzuciłem mu. Podłożyłem deskorolkę pod swoje nogi, aby zaraz na niej ustać i po prostu odjechać.
Nie poznawał mnie, a więc miałem nad nim ogromną przewagę.
Nawet nie próbowałem się odwrócić, aby spojrzeć na tego osobnika po raz ostatni. Po prostu jechałem przed siebie drogą, która prowadziła prosto do mojego domu.
Czekał na mnie jeszcze stos pracy domowej. Przydałyby Mi się jakieś korepetycje, albo przynajmniej dodatkowe zajęcia.
Chciałem dostać się na jak najlepsze studia. I nie robiłem tego tylko dla siebie, a głównie dla cioci. Codziennie ciężko pracowała na nasze utrzymanie, a ja w tym czasie skakałem między budynkami.

Wade
- Grzeczny chłopiec- mruknąłem do siebie, kiedy zniknął mi z oczu odwróciłem się i wróciłem do domu. Odgrzałem chimichangi, niestety w piekarniku (na szczęście nie przypala) a od kilku tygodni marzy mi się mikrofala, ale nie mogę jakoś się zmusić żeby ją kupić. Z pełnym talerzem usadowiłem się na kanapie i wysłałem dwa maile że robota wykonana...trzeciego nie musiałem wysyłać... Właściwie tylko ściągnąłem maskę, zostając w stroju. Przez chwilę się zastanawiałem...czy ten chłopak jeszcze chodzi do szkoły/ Moze już jest na jakimś uniwerku... No bo wiecie, mógłbym jakoś tak niechcący kiedy sobie posiedzieć na dachu jego szkoły...no tak zupełnie przypadkiem. Niestety było to niemożliwe. W NY jest od chuja szkół, a on chyba nie olśnij mnie tak bardzo aby przeszukiwać całe miasto aby się dowiedzieć gdzie się uczy. Chyba że... Gdybym wiedział jak się nazywa to w kilka minut znalazłbym w internecie jego szkołe...

Peter
Po powrocie do domu od razu przysiadłem nad mnóstwem kartek, notatek. Cholera. W takich momentach żałowałem bycia superbohaterem, miałem przez to ograniczony czas dla siebie. Albo i prawie jego brak.
W ogromnym skupieniu robiłem kolejne zadania, jednakże z czasem przestawały one mieć swoją wartość. Nic nie rozumiałem.
Obiecuję, że jutro zgłoszę się do nauczyciela, może przynajmniej od Mi pomoże. Może.
Wpisałem losowe liczby w ostatnim ćwiczeniu, a następnie spakowałem zeszyty wraz z książkami do plecaka.
Zrzuciłem z siebie ubrania, wraz z czerwono-niebieskim strojem. Na moim ciele została tylko bielizna. Na łóżku szczelnie okryłem się kołdrą, uprzednio stawiając laptopa na kolanach. Chciałem wyszukać informacji o tym osobniku, z którym przez ostatnie dni miałem czelność się spotkać.
Jak dobrze, że Internet był pełen tekstów o nowojorskich bohaterach, jak i najemnikach.
Sam bałem się wyszukiwać swojej nazwy. Kto wie co mogłem znaleźć?
Moim oczom ukazała się pewna strona a na jej samym środku napis : ,,Deadpool - bohater czy najemnik?''.

Wade
Dobra, koniec zabawy. #no chyba właśnie początek# Wziąłem prysznic i przebrałem się w cywila. Było około 22 kiedy wyszedłem z domu i udałem się do pobliskiego baru. Potańczyłem, popiłem, pomacałem, ale ku własnemu zdziwieniu nikogo nie zaliczyłem, ale nie dlatego ze nie mam brania #Wilson dupo, ty byś nie miał??# tylko po prostu...no nie chciałem... Chyba się starzeję. Kiedy wróciłem do domu około 2 w nocy, byłem już zupełnie trzeźwy mimo że wypiłem chyba wiadro drinków. No co jak szaleć to szlaeć. Jedyny plus że nigdy nie mam kaca. Trochę smutno no ale. Położyłem się w łóżku... No a co ja zazwyczaj robię w łóżku kiedy nie śpię albo nikogo nie posuwam? *samogwałt, pójdziesz do piekła ;-;* #nie słuchaj dziada, trzepaj na zdrowie# Dzisiaj moją fantazją był tajemniczy chłopak. Nic nie mówił, nic nie robił. Po prostu stał w tej obskurnej uliczce. Zasnąłem uśmiechnięty, ciągle mając jego twarz przed oczami

Peter
Przeszukałem kolejne strony, jednakże zero informacji o tym osobniku w czerwono-czarnym stroju. Wyłączyłem laptopa stawiając go z powrotem na biurku. W ciągu następnych dwudziestu minut zasnąłem.
O godzinie szóstej pokój wypełnił się irytującym dźwiękiem budzika. Rzuciłem go w kąt pokoju. Pragnąłem jeszcze chwilę poleniuchować w swoim jakże ciepłym łóżku, jednakże zaraz z dołu dobiegł mnie głos cioci. Chciała, abym jak najszybciej się ogarnął i poszedł jeszcze przed szkołą do sklepu.
Pełen zmęczenia założyłem na siebie kostium oraz najnormalniejszy zestaw ubrań. Zeskoczyłem zwinnie na parter biorąc od cioci kartkę, która miała posłużyć jako lista zakupów. Chwyciłem deskorolkę i już byłem przed domem kierując się w stronę najbliższego supermarketu.
W mojej głowie układał się obraz pewnego mężczyzny z parku. Jego ostre rysy twarzy i wspaniałe, przenikliwe oczy.
Peter, daj sobie z nim spokój, to tylko jeden człowiek na te osiem miliardów innych...

____________________
Ahoj :3 Mam nadzieję iż mnie nie zabijecie za to, że rozdział tak późno :') forestonthewayteż się niecierpliwiła kiedy nasze majestatyczne dzieło ujrzy światło dzienne

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top