Poranek i żywa tarcza

Peter

Nie miałem świadomości o tym co się działo podczas mojego odpoczynku.
Po prostu pozwoliłem sobie na bezwarunkowy sen wciąż trzymajàc dłoń Wade'a.
Nie chciałem jej puszczać.
Nie teraz.
W końcu się przebudziłem otwierajàc na początku tylko oczy.
Wilson wciąż spał wyglądając przeuroczo.
Tak... bezbronnie i zupełnie niewinnie.
Nasze palce musiały się w nocy rozplątać.
Ułożyłem się na brzuchu, aby niezdarnie zakryć poranny problem pomiędzy nogami.
Która to już była godzina?

Wade

Obudziłem się cholera wie kiedy. Ale już chyba późno było. Przez uchylone powieki zobaczyłem że Peter też już nie śpi. -Hejo Petey...- ziewnąłem patrząc na niego z czułością.

Peter

- Dzień dobry - odpowiedziałem zaskoczony.
Sądziłem, iż mężczyzna wstanie o wiele później.
W końcu według moich teorii był panem swojego losu, mógł robić na co tylko miał ochotę.
Odwzajemniłem uśmiech podpierając brodę na dłoni i wpatrując się w niego.
Wyspany wyglądał jeszcze lepiej.

Wade

Rzuciłem okiem na Budzik. Była 9'30!! Jeszcze nigdy nie wstałem o ten godzinie w przeciągu ostatnich siedmiu lat? Chociaż....przecież jeszcze nie wstałem... - Jak się spało?- zapytałem z czystej uprzejmości.

Peter

Podążałem za nim wzrokiem.
Było o wiele wcześniej niż się spodziewałem.
- Przy takiej osobie cudownie. A Tobie? - powiedziałem zgodnie z prawdą.
Czułem się rześko, a sama wiedza, iż przy mnie znajduje się właśnie ktoś taki, prezentowała się cudownie.
Mógłbym budzić się przy nim codziennie, a nigdy nie znudziłoby Mi się oglądanie twarzy Wade'a, promyki słońca zaglądające nieśmiało do pokoju.

Wade

- O dziwo krótko, ale intensywnie- stwierdziłem. Spałem o kilka godzin mniej, ale i tak czułem się wspaniale. Może to przez towarzystwo. Przysunąłem się do niego i musnąłem go w usta. Było to nieco utrudnione, no bo leżał na brzuchu a ja bokiem. Obaj byliśmy przykryci nagrzaną cudownie kołderką.

Peter

Przymknąłem oczy na sam pocałunek.
Wspaniałe rozpoczęcie dnia.
- Mhm, przy mnie będziesz musiał się do tego przyzwyczaić. Zawsze wstaję rano - poinformowałem mężczyznę.
Nie powinien być tym zadowolony, jeżeli zawsze spał dłużej niż...
Nawet nie byłem w stanie powiedzieć o której zasnęliśmy.
Na pewno późno, byliśmy zajęci czymś... ważniejszym.

Wade

- No tak, uczeń pilny- zaśmiałem się. Ciekawe, czy w wakacje Peter też wcześnie wstaje. Jeśli tak, to jest tym bardziej niesamowity. Większość nastolatków w tym wieku śpi podobnie jak ja do południa.

Peter

- Po prostu nie lubię marnować dnia na sen - przekręciłem się na bok w jego stronę.
Najwyżej mój problem dotyczący porannego wzwodu zostanie zauważony.
Przecież widzieliśmy już siebie nago.
Dlaczego wciąż miałem przez to najróżniejsze obawy?
- Wade, masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytałem.
Nie chciałem mu przeszkadzać, a owe mieszkanie mogłem opuścić w każdej chwili.
Oczywoście po uprzednim ubraniu się.

Wade

- Żadnych właściwie- powiedziałem szczerze. No może jakieś zlecenia, ale jeśli Peter zostanie to nie powieszę się z powodu zalegającej roboty. Przysunąłem się bliżej uważając aby mój poranny przyjaciel był w bezpiecznej odległości. Wyciągnąłem rękę i przesunąłem kciukiem po jego wardze - Chyba, że masz jakieś propozycje.

Peter

Podobało Mi się to.
Każdy dotyk na moich wargach, niekoniecznie jego ust.
Mogłoby to zabrzmieć też dwuznacznie.
- Chciałbym usłyszeć Twoje. Ja już przecież wczoraj coś zrobiłem - powiedziałem przypominając mu o wspaniale spędzonej nocy.
Przynajmniej jak dla mnie.
Czy Wilson'owi również się to spodobało?

Wade

- Hmm... Możemy razem się wykąpać. Potem możemy razem zjeść śniadanie a potem razem pomyśleć co jeszcze razem możemy zrobic- uśmiechnąłem się. Słowo "razem" teraz nabierało zupełnie nowego znaczenia i podobało mi się to. Może właśnie takie małe gesty pomogą nam być jeszcze bliżej.

Peter

- Z miłą chęcią. Pewnie przed wieczorem będę musiał pojawić się u Cioci - oznajmiłem z pewnym niezadowoleniem w głosie.
Nie chciałbym się z nim rozstawać, lecz trzeba zachować naszą relację w tajemnicy.
Musnąłem go w usta i przysunąłem się jak najbliżej obejmując Wilson'a w pasie.
Jakoś nie przeszkadzało Mi jego przygotowane przyrodzenie.
Do nagości trzeba przywyknąć.
Wtuliłem głowę w jego klatkę piersiową.

Wade

- To mówisz, że kiedy poznam teściową?- mruknąłem całując go w czubek głowy. Cóż, okazuje się, że obaj miewamy poranne erekcje co jest zupełnie naturalne. Ale Peterowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. #Wade, pamiętaj o tych czekoladkach co miały być dla Petera. Dzięki nim zapunktowałes u cioci# To były ciasteczka matole. *Stary, ciekawe co by było gdybyś podesłał mu czekoladki z afrodyzjakiem i znowu ciocia by się dorwała?*

Peter

- Możesz nawet dzisiaj. Jeżeli będziesz chciał mnie odprowadzić, oczywiście - uśmiechnąłem się ciepło.
W razie czego miałem przyszykowaną wymówkę.
A mianowicie dopiero rano wyszedłem, aby się uczyć z korepetytorem.
Ciocia nie będzie podejrzewała, pewnie i tak nie zajrzała do mojego pokoju.
Miło byłoby zapoznać ich razem.
A dopiero później Wilson'a jako mojego partnera.
Tak o nim myślałem.
Cichutko zamruczałem nie chcąc nawet na chwilę oderwać się od tego wspaniałego ciała.

Wade

- I powiesz, że czemu cię korepetytor odprowadza?- zaśmiałem się cicho. Byłem ciekawy jak by zareagowała jego ciocia gdyby od razu jej obwieścił że spotyka się z facetem.

Peter

- Dlatego, że jest odpowiedzialny, a jego miejsce zamieszkania oddalone jest od Forest Hills. Kolejny punkcik u Cioci - podniosłem na niego głowę oczekując reakcji.
Przecież miało to być zwykłe odprowadzenie, nic więcej.
I na pewno nic co wzbudziłoby niedobre myśli od strony Cioci.

Wade

- Oj skarbie...nie jestem odpowiedzialny- zaśmiałem się co było zgodne z prawdą. Może takie delikatne uświadamianie go jaki na prawdę jestem jest lepsze niż udawanie kogoś innego.

Peter

Zmarszczyłem brwi w pełnym zdziwieniu.
- Oczywiście, że jesteś. Inaczej nie odważyłbyś się kontynuować ze mną tej relacji. Tylko pewnie od razu zostawił. Nie okazywał żadnych uczuć i się nie starał tak bardzo - odparłem z jeszcze większym uśmiechem.
Chciałem go uświadomić, że naprawdę wspaniale się zachowuje i... robi tak dużo. Dla mnie.
Mogę się czuć zaszczycony jak i wyróżniony.

Wade

- Wiesz...to chyba raczej zwykła dobroć- zastanowiłem się próbując go nakierować na to co mam na myśli. No przecież chyba mu nie wyskocze że jestem dziecinnym najemnikiem- Chociaż dobroć to też źle słowo. Może po prostu to jest ta dobra część mnie która jest zarezerwowana tylko dla ciebie.

Peter

Zaprzeczyłem nagłym ruchem głowy.
- A może ty po prostu jesteś dobry. Rozumiem, każdy ma tę złą stronę, lecz nie wolno zapominać o drugiej. Wypełnionej radością, szczęściem i... miłością - takie same słowa mogłem wyjawić Deadpool'owi.
Wierzyłem, że ten osobnik potrafił zdobyć się na jakiekolwiek uczucia.
Już niejednokrotnie to Mi okazał.
Na przykład na tym kominie.
Wstrzymałem się od napływu kolejnych myśli, nie chcąc przypominać sobie owej sytuacji.
Bałem się przyznać przed samym sobą, iż go po prostu... zdradziłem.
I to bolało wewnętrznie.

Wade

- Uparty jesteś- zaśmiałem się i przeciągnąłem. Dobrze wiedzieć, że Peter uważa mnie za tego pozytywnego bohatera. Trudno go będzie uświadomić jaki jestem na prawdę. Może to przyjdzie z czasem.

Peter

- Wcale, że nie. Po prostu... szczery - odparłem nie odwracając wzroku od mężczyzny.
Nawet nie chciałem tego robić.
Zbytnio cieszył moje oczy, jak i całą podświadomość obecnością.
Dotarła do mnie myśl, iż w dniu dzisiejszym obowiązkowo będę musiał patrolować ulice.
W końcu trzeba nadrobić moją wcześniejszą niedyspozycję.

Wade

Szczery? No chyba nie do końca mały... Ale to nie jest rozmowa na teraz. - Niech ci będzie. To mówisz, że co robimy?- pocałowałem go w czubek nosa.

Peter

- Wspominałeś coś o kąpieli i śniadaniu. Chociaż zawsze można zjeść na mieście, jeżeli nie chce Ci się przyrządzać czegokolwiek - mruknąłem odgarniając niesfornie opadające kosmyki.
Nie chciałem go tym zamęczać.
A przecież to ja zawsze mogę za nas zapłacić, Wade nie musi się martwić pod żadnym pozorem.

Wade

- Meksykańskie jedzonko na śniadanie się nie nadaje- stwierdziłem- Ale mogę skoczyć do sklepu po jakieś jajka czy coś- no kto by nie lubił jajecznicy? Jeśli Peter ma się już przyzwyczajać do mieszkania u mnie, to chyba powinienem robić czasem jakieś zakupy, bo zazwyczaj w lodówce mam tylko mleko i jakieś inne dziwne rzeczy.

Peter

Na te słowa, moje myśli opanowała tylko jedna postać.
Nie mogłem się powstrzymać od krótkiego zastanowienia.
Co robił? Jak się czuje po przerwie?
Zacisnął zęby kiwając głową.
Dopiero po chwili udało Mi się wyrzucić z siebie krótki pomruk, najwyraźniej zgadzający się na to.
- Czy... mam iść z Tobą? - zapytałem.
To zaliczało się do spędzania czasu, lecz w jego mieszkaniu również odnalazłbym inne zajęcie.

Wade

Zastaniwiłem się chwilkę, oceniając wszystkie za i przeciw. Gdyby został, to mógłby przypadkiem znaleźć jakieś rzeczy wskazujące na moją pracę. Chyba jednak bezpieczniej będzie jeśli pójdzie ze mną-  Jasne mały, że możesz ze mną iść- zaśmiałem się i zmierzwiłem mu już wystarczająco poczochrane włosy.

Peter

Próbowałem nadać swojej twarzy groźny wręcz zezłoszczony wyraz, lecz bezskutecznie.
Zamiast widocznej nagany jego twarz promieniała przez nerwowy uśmiech.
Wade nigdy nie oduczy się zwracania do niego ''mały''.
- Powinniśmy już wstać... - potarłem dłonią o zarys swojej szczęki i przekierowałem wzrok na budzik mężczyzny.
Czułem do niego pewne zniesmaczenie.
Oczywiście do niewielkiego urządzenia, nie mojego ukochanego.
Czy on nie mógł zatrzymać czasu i pozwolić nam tak trwać w nieskończoność?
- Ale jeszcze chwilka - wyszeptałem na nowo wtulając się w Wilson'a.

Wade

- A myślałem, że to ja jestem śpiochem- zamruczałem i przeturlałem, aby być nad nim. Jego szyja jest wręcz idealnym miejscem do składania pocałunków.

Peter

- Przecież nie jestem śpiochem... Po prostu chcę się jeszcze Tobą nacieszyć. Kto wie kiedy będziemy w najbliższym czasie mieć jeszcze taką okazję? - natarczywie, może wręcz prowokująco się w niego wpatrywałem.
To była prawda.
Na mnie czekała szkoła, a na niego... cała reszta zajęć, cokolwiek robił.
Chciałbym wrócić do takich momentów jak najszybciej, odtwarzać je, wzmacniać o nowe apsekty.

Wade

- Oby jak najszybciej. Oszaleję bez ciebie po jakiś dwóch godzinach- powiedziałem, uśmiechając się lekko widząc jego spojrzenie.

Peter

- Yhm... Już to zrobiłeś. Pewnie sam nie wpadłbym nawet na pomysł tak wspaniałego świętowania moich urodzin - przyznałem.
Jego czyny naprawdę wiele dla mnie znaczyły.
Poświęcił się w przygotowaniach, a nawet samym zakupem kamery.
Bardzo drogiej, jak i profesjonalnej kamery.

Wade

- To naturalne szaleństwo, a bez ciebie to byłoby chore szaleństwo - mruknąłem zgodnie z prawdą. Podniosłem się z niego i usiadłem na łóżku. Patrząc na niego nieco z góry wydawał się jeszcze drobniejszy i niewinny. Uśmiechnąłem się z czułością.

Peter

Wzruszyłem ramionami.
Jeżeli takie było zdanie Wade'a, dlaczego miałbym się z nim nie zgodzić?
Przynajmniej odwzajemniał to uczucie.
Dopiero uczyliśmy się kochać, a przed nami wiele pracy.
- Już wstajesz? - uniosłem jedną brew ku górze.

Wade

- Obiecałem wspólny prysznic, ale jeśli masz inne plany...- powiedziałem prowokująco i pochyliłem się troszkę, aby musnąc jego wargi.

Peter

Po skromnym całusie przeturlałem się pod połową jego sylwetki.
Moje stopy zetknęły się z podłogą.
W takiej sytuacji powinienem stracić równowagę, lecz jestem człowiekiem-pająkiem.
Temu nie było łatwo!
- Więc chodźmy już - zawołałem ochoczo odwracając do niego tylko głowę.
Poczułem się lekko zawstydzony swoją nagością i tym, że udostępniłem Wade'owi doskonały widok na moje pośladki.

Wade

Uśmiechnąłem się szeroko. #Najlepsza dupa ever! No może zaraz po tej w spandexie# Wstałem i wyminąłem go podchodząc do szafy. Wyciągnąłem z niej dwie koszulki. Sam wyciągnąłem białą, a czarną nieco na mnie za dużą rzuciłem Peterowi- Masz kotek, bo zmarzniesz- powiedziałem troskliwym tonem.

Peter

Skuliłem się znacznie zaraz po zobaczeniu tego uśmiechu.
Sprawiał wrażenie niewerbalnego komplementu, więc tak go też odebrałem.
Złapałem ciemną koszulkę.
Tak, zdecydowanie mogłem ją polubić.
Pachniała Wade'm, a trzeba wiedzieć, że ten mężczyzna jest najlepszą mieszanką zapachów.
I widoków również.
Założyłem na siebie cześć garderoby.
Mojej uwadze nie umknęło to, iż w niej po prostu tonąłem.
Była o wiele za duża, albo ja zbyt drobny.
- Dzięki - uśmiechnąłem się i delikatnie zakręciłem na pięcie.
Bluzka sięgała prawie do kolan.

Wade

- Wyglądasz cudnie- stwierdziłem. Dla mnie nie musiał ubierać ciuchów z rebooka czy innych adidasów. Teraz kiedy stał przede mną rozczochrany i w mojej koszulce był najpiękniejszy na całym świecie. Podszedłem do niego i pocałowałem lekko, kładąc dłonie na jego biodrach, które teraz były ukryte pod przydługim materiałem.

Peter

Miałem świadomość pojawienia się rumieńców na twarzy.
O wiele cudowniejszą rzeczą był on.
Nasz kolejny pocałunek.
Mogłem zacząć je liczyć, chociaż przy tej częstotliwości nie dałbym rady.
Okazywaliśmy sobie czułość w każdej wolnej chwili.
Więc było ich wiele.
- I tak się przy Tobie czuję - oznajmiłem wesoło.

Wade

Zamruczałem zadowolony i odsunąłem się nieco. Chwyciłem go za dłoń i splatając nasze palce razem poprowadziłem go do łazienki.

Peter

Rozglądałem się uważnie, ponieważ w tej części jego mieszkania jeszcze nie udało Mi się być.
Wspólna kąpiel brzmiała naprawdę nieźle.
Mało dyskretnie zacząłem patrzeć też na niego.
Kiedyś kogoś miał.
Jak wiele jeszcze zdołał uszczęśliwić samą swoją obecnością?

Wade

Gdy już dotarliśmy do właściwego pomieszczenia puściłem jego rękę i sięgnąłem do kurka od prysznica.- Jesteś zmarźluch, czy zawsze ci ciepło?- zapytałem, aby wiedzieć i á propos wody, ale też pewnie przyda się ta informacja na przyszłość.

Peter

- Możesz się domyślić po ilości warstw ubrań. Zawsze noszę ich... sporo - odparłem mając nadzieję, że zauważy.
Wreszcie mogłem swój ubiór wykorzystać w inny sposób, a nie tylko pod przykrywką stroju.

Wade

- No powinienem się domyślić, że jesteś taki gorący, że musisz utrzymywać swój żar- zaśmiałem się zalotnie. Pomajstrowałem trochę z kurkiem, aby leciała cieplutka woda. Ja byłem typem człowieka, który jest odporny na zimno. Jednak Kanada potrafi zahartować podczas srogiej zimy. Gdy woda już była wystarczająco ciepła jak dla mam nadzieję Petera wszedłem pod strumień wody razem z koszulką, która natychmiast przemokła. Wyciągnąłem dłoń, aby Petey też wszedł do kabiny.

Peter

Zaśmiałem się cicho na jego uwagę.
Przyglądałem się jego kolejnym poczynaniom.
Ustawił temperaturę wody, a następnie sam pod nią wszedł.
Zmarszczyłem brwi, gdy gestem zaprosił mnie do środka.
- A... koszulka? - patrzyłem na swoją, a dłonią wskazałem na tę Wade'a.
Już przemoczoną, a przecież dopiero co założoną.

Wade

- Zrób z nią co uważasz- powiedziałem swobodnie. - Miałem nadzieję że moją sam się zajmiesz- uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem ciekawy, czy jest tak dobrze ułożonym chłopcem, że zdjmie swoją i podkłada ładnie w kostkę, czy ją pomoczy.

Peter

Nie wiedziałem czy dobrze wyczułem ukryty przekaz w jego wypowiedzi.
On mnie sprawdzał.
Chciał zobaczyć jak się zachowam, może nawet sam przewidywał następujące ruchy.
Jeżeli uważał mnie za tak grzeczniutkiego osobnika, czas go zadziwić po raz kolejny.
Dołączyłem do niego do kabiny.
Koszulka, którą nosiłem intensywnie nasiąkała wodą, stawała się coraz cięższa.
Dłonie ułożyłem na końcu materiału mężczyzny, gdzieś w okolicy bioder.
Zacząłem go powoli podnosić.
Kiedy moim oczom ukazał się nagi już tors Wilson'a, nachyliłem się nad nim i złożyłem powolne pocałunki.

Wade

- Mój Petey...- mruknąłem do końca zdejmując koszulkę, która opadła na podłogę kabiny. Jedną rękę położyłem na jego biodrze, a palce drugiej wplotłem w mokre już kosmyki.

Peter

Na mojej twarzy zagościł pełen satysfakcji uśmiech.
Czy to zachowanie wywołało zdziwienie?
Jakąkolwiek inną reakcję?
Musiałem postarać się o wiele bardziej, lepiej.
Uniosłem głowę wyżej, aby mieć dostęp do jego szyi i obojczyków.
Nawet one nie uchroniły się przed muśnięciami moich ust, delikatnym zagryzaniem i lizaniem skóry.
Co pewien czas zerkałem na niego.
Pragnąłem znać zdanie Wade'a na temat moich niegrzecznych poczynań.

Wade

- Chyba mam na ciebie zły wpływ - zaśmiałem się obserwując jego ruchy. Cieszyłem się, że staje się coraz bardziej śmiały. Uniosłem jego podbródek i złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku.

Peter

- Zły? To nie podoba Ci się? - zmarszczyłem lekko brwi przed pocałunkiem.
Nie miałem pojęcia dlaczego przy mężczyźnie staję się nagle taki... odważniejszy.
Poprzez same swoje ruchy składam pewne propozycje.
Wade mnie odmienił.
Tylko czy na pewno na lepsze?

Wade

-  Nawet nie wiesz jak bardzo mi się podoba- sprostowałem. No tak, z nim trzeba ostrożnie, bo jak chłopak się rozszaleje to wystarczy niewłaściwie sformułowane zdanie i już nie zamyka.

Peter

Uśmiechnąłem się na te słowa.
Były tylko radosnym dopełnieniem mojego nastroju.
- Wade, powinniśmy się umyć - wymruczałem obejmując go wokół szyi.
Ciekaw byłem naszych dalszych poczynań.
Czy zdecyduje się odprowadzić mnie do domu?
A może nawet zamieni parę słów z Ciocią?
Oby nie zaczęła natarczywie nas wypytywać.

Wade

- Powiadasz- mruknąłem i sięgnąłem rękoma za plecy chłopaka aby odszukać gąbkę. Nie ma nic obciachowego w różowej gąbce do kąpieli prawda? #jebać, fajna jest# Operując dłońmi za jego  plecami, nalałem na gąbkę płyn o zapachu jaśminowym i zacząłem wędrówkę po jego plecach, kierując się kolistymi ruchami coraz wyżej aż do karku.

Peter

Lekko przymrużyłem oczy przyglądając się jego następnym ruchom.
Poczułem gąbkę na swoim plecach.
Tak, byłem pewny co do tej faktury.
Próbowałem się nie skrzywić, kiedy dotarł do mojego karku.
To czułe miejsce.
Od niego pulsuje pajęczy zmysł ostrzegający mnie przed każdym niebezpieczeństwem.
Próbowałem zbytnio tego nie okazywać, lecz i tak się skrzywiłem.

Wade

Zmarszczyłem brwi widząc jego reakcję. Czyżby mu się nie podobało? - Co jest?- zapytałem troskliwie na chwilę przerywając podjętą czynność. Zrobiłem coś źle? A może wcale nie miał na to ochoty?

Peter

Zaprzeczyłem gwałtownym ruchem głowy.
Mogłem się powstrzymać, aby Wade nie odebrał tego w takowy sposób.
- Nic... po prostu nie lubię, kiedy ktoś dotyka mojego karku - uśmiechnąłem się nerwowo dla wyrównania sytuacji.
Co innego miałem mu powiedzieć?
Że w to miejsce ukąsił mnie zmutowany, radioaktywny pająk?

Wade

- Okej, nie będę- zapewniłem unosząc ręce w geście poddania. Musnąłem go jeszcze w usta, aby ostatecznie go uspokoić.

Peter

Mòj uśmiech się z pewnością powiększył.
Czy Wilson był moim marzeniem?
Tym, z którym bez zastanowienia mogłem spędzić więcej czasu.
Nawet całe swoje życie.
I nie interesowały mnie inne osoby, całe siedem szarych miliardów.
Liczyła się tylko ta postać, przy której serce biło Mi jak oszalałe.
Uwielbiałem patrzeć jak ten się schyla, aby dosięgnąć moich ust.
Odwzajemniłem pocałunek od razu czując się pewniej.

Wade

Kąpiel przeszła szybko, lecz nieco leniwie patrząc na to, że troszkę żeśmy się miziali. Kiedy już higiena była na najwyższym poziomie wyszedłem z kabiny i obwiązałem biodra ręcznikiem. Kiedy Peter też wyszedł sięgnąłem po na prawdę ogromny ręcznik i zanim się zorientował obwiązałem go nim kilka razy razem z rękami przez co wyglądał jakby był naleśnikiem - Burrito- powiedziałem z głupim uśmiechem patrząc na moje dzieło. Tak, Deadpool dochodzi do głosu.

Peter

Mimo pierwszego razu z nim spędzonego w łazience podczas wzajemnej kąpieli, owa czynność już plasowała się prawie na szczycie.
Polubiłem to.
Dotykanie się, kradnięcie pocałunków i mnóstwo spływającej po naszych ciałach wody.
Udało Mi się złapać kilka srebrzystych kropel w usta, przez co zbliżenia naszych warg stały się o wiele bardziej mokre.
Wyszedłem tuż za nim dając się bez sprzeciwu owinąć w ten ręcznik.
Z pewnością wyglądałem abstrakcyjnie, w porównaniu do Wilson'a.
Eksponował prawie wszystkie swoje wdzięki, a ja czułem się jak przy oglądaniu najlepszego punktu strzeżonego muzeum.
Istne dzieło sztuki.
Albo jego rodziców i ćwiczeń.
- Nie nadaję się do jedzenia - mruknąłem wyplątując ręce z materiału.
Uniosłem wzrok na Wade'a bez problemu dostrzegając pełną radości twarz.

Wade

- Ale i tak wyglądasz bardzo do schrupania- stwierdziłem i uważniej mu się przyjrzałem. Ciemne kosmyki opadały mu na oczy, które wydawały się jeszcze ciemniejsze, a ciepła woda dodała mu rumieńców. Wyglądał jak dzika napalona kicia w chłopczęcej wersji. Uśmiechnąłem się i przygryzłem wargę. Miałem przed sobą najwspanialszy widok na świecie.

Peter

- Widocznie mamy sprzeczne zdania - odparłem.
Moja lewa dłoń powędrowała prosto do włosów, od razu je odgarniając na tył.
Robiły się stanowczo za długie, przez co od razu po kąpieli przysłaniały widok.
A teraz był on zbyt dobry.
Zauważyłem drobne wykonywane przez niego ruchy.
Obserwował mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami, a ja bez żadnej większej reakcji odwzajemniłem uśmiech.
Dopiero po chwili począłem osuszać ciało z wody.

Wade

Zdążyłem jeszcze musnąć jego szyję ustami i w ręczniku opuściłem łazienkę. Miałem zamiar sprawdzić zawartość lodówki i natknąłem się na część tortu, który został z wczoraj. Skrzyżowałem ręce i popatrzyłem na niego nieufnie. Nie znam się na tym, wczorajsza pizza smakuje najlepiej, ale chuj wie jak to jest z tortami. - Myślisz że ciasto jest jeszcze jadalne?- zawołałem licząc, że Peter usłyszy.

Peter

Wyraźny dotyk spowodował u mojej osoby przyjemny dreszcz.
Tego się zupełnie nie spodziewałem.
Z tęsknotą patrzyłem na odchodzącą sylwetkę Wilson'a.
Jeszcze chwila i powracamy do rutyny.
Nudnych czynności wypełniających moje życie.
Cóż, musiałem skończyć szkołę, wystarczy to.
Później pójdzie naprawdę łatwo.
Jeżeli oczywiście uda połączyć Mi się pracę ze skakaniem po nowojorskich budynkach.
Zająłem się suszeniem włosów jeszcze niewykorzystaną stroną ręcznika.
One żyły własnym życiem, same się układały, więc nie miałem większego problemu.
- Można sprawdzić - odpowiedziałem Wilson'owi.

Wade

- To chodź, najwyżej się otrujesz- powiedziałem grobowym głosem mimo że w środku moje oba debile wyły ze śmiechu. Oni są pojebani, wiecie? #Halloo, że ktoo?# Tak, dokładnie o tym mówię. Chciałem żeby Peter tu przyszedł może niekoniecznie, żeby robić na nim eksperymenty z wykorzystaniem tortu, ale po prostu już mi go brakowało.

Peter

Podobnie jak i Wilson zawiązałem ręcznik wokół bioder.
Wolałbym od razu się ubrać, aby uniknąć wzroku padającego na moją klatkę piersiową.
Sprawiało to u mnie pewien dyskomfort, lecz zamiast rozpoczęcia poszukiwań po sypialni mężczyzny, przyszedłem do jego kuchni.
- Tak dobrym tortem nie można się zatruć - skwitowałem wyglądając zza jego ramię.
Do tego musiałem aż ustać na palcach, by spokojnie móc ułożyć podbródek.

Wade

- Wierzę ci- skwitowałem i sięgnąłem po kawałek podsuwając go chłopakowi- Powiedz aaa.

Peter

Zmarszczyłem brwi słysząc jego słowa.
Czy Wade właśnie próbował mnie nakarmić?
Poczułem się jeszcze młodziej, niczym malutkie dziecko wciąż potrzebujące opieki.
A wcale nim nie byłem!
No, przynajmniej potrafiłem sam się pożywić.
Zrobiłem gwałtowny młynek ciemnymi tęczówkami i z ociągnięciem uchyliłem wargi.

Wade

- Słodki jesteś jak się złoscisz- zaśmiałem się, lecz aby uniknąć odpowiedzi wpakowałem mu mały kawałek ciasta do ust. Znając życie, to ta czekolada z czereśniami musi być nadal wspaniała.

Peter

Miałem odpowiedzieć mu, że wcale nie jestem słodki, ani się nie zezłościłem.
Trudno było mnie wytrącić z równowagi, co innego jeżeli ktoś mnie rozpraszał, od pewnego czasu zajmował myśli.
Powoli przełknąłem ten kawałek.
Naprawdę smakował dobrze, może jeszcze lepiej niż wczoraj.
Pokiwałem głową w kierunku Wilson'a.
- Wspaniały - oceniłem ciasto oblizując dolną wargę.

Wade

- Może jednak będziesz żyć- uśmiechnąłem się i nachyliłem do sięgając jego ust. Lekko je muskałem rozkoszując się przelotnym smakiem słodyczy.

Peter

- Może - wyszeptałem poddając się muśnięciom.
Spokojnym, rytmicznym, prawie nie pasującym do Wade'a, którego postrzegałem jako postać dynamiczną, jedyną w swoim rodzaju.
Odwzajemniłem te ruchy, lecz powstrzymałem się już od zarzucenia mu rąk na barki i pogłębienia wszystkiego.
Bycie nachalnym nie było wymagane akurat w tej chwili więc pozostałem na chwilowym pocałunku.

Wade

Uśmiechnąłem się lekko i odsunąłem przyglądając jego postaci. Był w samym ręczniku, co stanowiło wspaniały widok.#oczywisie nie tak wspaniały jaby go nie miał#. - Chodź trzeba się ubrać- cmoknąłem go w nosek i poszedłem do sypialni. Otworzyłem szafę dokładniej lustrując jej zawartość. Kilka  koszul, czarne koszulki, ciemne jeansy i parę rzeczy w moro. Mało oryginalnie, no nie?

Peter

- Przecież mam swoje ubrania - odparłem kierując się tuż za mężczyzną.
Mogłem je założyć, były czyste i nic Mi w tym nie przeszkadzało.
No, może lekkie pogniecenie.
Bo w końcu wciąż zajmowały podłogę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a następnie zajrzałem przez ramię Wilson'a prosto do jego szafy.

Wade

- Powiem to chyba trzeci raz w życiu. Ubieraj się- zaśmiałem się cicho. Rzeczywiście, ja zazwyczaj karze się ludziom rozbierać. *nie prawda, sami się rozbierają na twój widok*. Też prawda. Sięgnąłem do szafy i wyciągnąłem białą koszulę z krótkim rękawem i ciemne spodnie. Nie zważając na obecność Petera zrzuciłem ręcznik i zacząłem się ubierać.

Peter

Mężczyzna imponował Mi swoim beztroskim podejściem.
Bez wahania przecież zsunął z siebie ręcznik i pozwalał przyglądać się jego przygotowaniom.
Dlaczego wszystko tak idealnie do niego pasowało?
Każdy materiał leżał doskonale na ciele Wilson'a.
Po chwili zrobiłem to samo i już stałem gotowy z wciąż mokrym ręcznikiem w dłoni.
Jak dobrze, że Wilson nie przypatrywał się temu co robię.
Może zdobyłby niekoniecznie przystępne domysły na temat tak szybkiego ubierania się?
To tylko jedna z mych zalet.

Wade

Wszystko potem potoczyło się lawinowo, odebrałem od niego ręcznik, powiesilem aby wysechł na grzejniku, ubraliśmy baletki i skończyliśmy po jakieś szamanko. Jajka, szczypiorek, dżemik i można bylo wracać. A wiecie co najlepsze? Że jak stałem nad patelnią z jajecznicą czekając żeby się nie przyjarała to Peterek podszedł do mnie i przytulił od tyłu!! Jupi, kochany jest. #stary, a wiesz kto jeszcze tak przytula?# przymknąłem oczy, żeby się uspokoić. Czemu jak jestem z Peteyem to ten idiota musi mi przypominać o pajączku? Z resztą nie było czasu dłużej się nad tym zastanawiać bo zaraz już siedzieliśmy wsuwając jajeczniczkę.

Peter

Właśnie tak, podczas gdy on przyrządzał nam jak zwykle coś pysznego, ja zakradłem się od tyłu i wtuliłem w jego plecy. Znacznie mnie to uspokajało. Mogłem poczuć jego obecność.  W końcu być jak najbliżej Wade'a.
Posiłek był cudowny. Czego innego mogłem się po nim spodziewać?
Z uśmiechem skończyłem swoją porcję i oparłem brodę na dłoni, tak jak to miałem w zwyczaju. Nawet na naszym pierwszym spotkaniu. Tym już u mnie w domu.
Uśmiechnąłem się do Wilson'a obserwując jak on też powoli kończy jedzenie.

Wade

- Dzisiaj sobota...jakieś plany?- zagadnąłem jakby od niechcenia. W sumie fajnie byłoby spędzić ten czas razem ale powiem wam w sekrecie...* że jesteś puszczalską pizdą, która chce molestować Pająka!* nieee, to nie tak. # chciałeś powiedzieć że steskniles się za nim i chciałbyś wiedzieć czy u niego wszystko w porządku, czy czekał na ciebie wczoraj...#

Peter

Pokręciłem przecząco głową. Miałem nadzieję, że przynajmniej wieczorem wyjdę na patrol miasta. Albo od razu wtedy, kiedy opuszczę mieszkanie Wade'a. Nie to, że Mi się tu nie podobało. Spędziłem z nim fantastyczny czas. Najlepsze urodziny. CHyba, że on postara zrobić się coś jeszcze bardziej ekscytującego, jeżeli to jest jeszcze możliwe!
- Myślałem o nauce. I tylko tyle - mruknąłem, odpychając się myślami od tej jednej osoby. Czy czekał na mnie? Jeżeli tak, przeprosiny będą nieuniknione.

Wade

- Phi, a już myślałem, że o mnie- prychnąłem udając obrażonego. Droczenie się z takimi słodziakami jest po prostu...słodkie?

Peter

Zmarszczyłem brwi nadając swojej twarzy dość niezrozumiały wyraz.
- Przecież w pewien sposób wiążesz się z nauką. I edukowaniem mnie. Nie tylko trygonometrii - ostatnie słowa wręcz wyszeptałem spoglądając na niego. Czy to nie wydawało się zbyt kuszące jak na moją niewinną osóbkę?
Nie chciałem przeszkadzać Wade'owi. Może miał pracę, może chciał się zająć własnymi sprawami.

Wade

- AAA widzisz, o tym nie pomyślałem- stwierdziłem. Rzeczywiście jeśli chodzi o edukację seksualną to chyba jestem idealnym nauczycielem jeśli chodzi o praktykę. *ta twoja skromność...* Wstałem i zabrałem naczynia ostentacyjnie wkładając je do zlewu- No jeśli chodzi o zajęcia praktyczne to masz u mnie jakieś...- zmrużyłem oczy udając że się zastanawiam- Powiedzmy mocne 2 na 10- uśmiechnąłem się pod nosem zaciekawiony jego reakcją. Jasne, że punktuje go dużo wyżej, ale takie gierki są zabawne.

Peter

Krążyłem za nim wzrokiem przyglądając się jak najdokładniej tym ruchom. Kiedy ujrzę go po raz kolejny? Może dopiero w następnym tygodniu?
Zacisnąłem usta w wąską linię czekając na jego opinię. A więc to tak...
Postanowiłem grać na zasadach mężczyzny. Zawsze można się podroczyć.
- Większych postępów nie zrobię, nie wypada się już dalej uczyć - mruknąłem żartobliwie. I co teraz?

Wade

- Cóż, skoro zamiast praktyki i ciągłego rozwijania się wolisz odpuścić no to już nic na to nie poradzę...- wyruszyłem ramionami uśmiechając się jak debil. Jednak dał się wciągnąć w tą dziwną zabawę.- Chociaż mógłbym dać 3/10 jeśli cię to jakoś zmobilizuje. Znaj moją szczodrość- powiedziałem wyniośle jak nauczyciel, który mówi "dam ci 3 na zachętę " Boże, to był chujowy czas w moim życiu, ale teraz się cieszę, skoro dane mi jest nauczać tak pojętnego ucznia.

Peter

- Wciąż za mało motywacji... Przyznaj po prostu, że jestem za dobry na Ciebie - prychnąłem unosząc głowę wyżej. Spodobało Mi się to. Nasza rozmowa przebiegała w najzabawniejszy z możliwych sposobów.
Kątem oka patrzyłem na mężczyznę, jakby to pomogło Mi w odgadnięciu jego reakcji.

Wade

Po tych słowach oniemiałem. No kurwa skrzyżowałem ręce na piersi, otworzyłem usta szaleńczo nimi poruszając i patrzyłem w ścianę jakby szukając na niej odpowiedzi. W końcu spojrzałem na chłopaka, zmrużyłem oczy i starałem się brzmieć groźnie- Za taką bezczelność powinienem cię Parker oblać, żebyś został rok dłużej. Może to by cię nauczyło posłuszeństwa- pod tą groźbą kryło się jakieś dziwne niedopowiedzenie. #nauka posłuszeństwa= sado-maso? Pejcze, kajdanki i te sprawy??#

Peter

Nawet nie potrafię powiedzieć jak bardzo zadowoliła mnie właśnie taka reakcja. Osiągnąłem swój mały cel!
Zwróciłem się do niego całą twarzą, która od razu okryła się zwycięskim uśmiechem. Tym razem to ja wygrałem.
Po jego kolejnym zdaniu, wstałem powoli z krzesła i skierowałem się w stronę Wade'a.
- Rok dłużej? Chciałbyś... A nawet na zawsze - wyszeptałem będąc tuż przy nim.
Sam wciągnął mnie w tę zabawę, więc teraz miał swoje rezultaty.

Wade

- Cóż za śmiałe słowa- powiedziałem kpiąco patrząc na niego wyzywająco troszkę z góry, no jednak Peterowi brakło tych paru centymetrów. Oczywiście we wzroście, bo TAM to był nieźle wyposażony.

Peter

- Pogódź się z tym, że beze mnie byś zwariował - zwycięstwo na mojej twarzy zmieniło się w istny podstęp. Nawet sam zacząłem się zastanawiać nad owymi słowami. Co Wade zrobiłby beze mnie? Należy do tych silnych osób. Nie miałby problemów z rozstaniem. Och, i znowu te myśli dotyczące naszego uczucia. Odpędziłem je od siebie jak najskuteczniej tylko mogłem. Stawało się to o wiele okropniejsze. Czy mu w ogóle zależało?
Zacisnąłem zęby.

Wade

- Ochujałbym bez reszty - stwierdziłem mało romantycznie, lecz uznałem to za mały przerywnik w naszej konwersacji ponieważ stał tak blisko i wpatrywał się tak triumfalnie że musiałem coś z tym zrobić. Chwyciłem go za nadgarstki i przycisnąłem do ściany unieruchamiając go. Taka drobinka już się nie wymknie. Teraz to ja się uśmiechałem z satysfakcją- UPS, a może jednak nie do końca...

Peter

Tekst płynący z warg Wilson'a od razu mnie rozchmurzył. Nawet ponownie zdobyłem się na nieśmiały uśmiech.
Mój pajęczy zmysł zareagował, jednakże ciało nie. Jakby to wyglądało, gdyby bezbronny nastolatek nagle zwinnie odskoczył w bok? Albo przynajmniej próbował się wyrwać. A z pewnością dałbym radę. Nadnaturalna siła spisywała się znakomicie.
- Jesteś pewien? Ja myślę, że już to zrobiłeś...

Wade

Nie odpowiedziałem. Nie musiałem. Jego słowa były jak najbardziej prawdziwe. Satysfakcja zniknęła z mojej mimiki a zastąpiła ją troska. Czy aby na pewno podołam? Czy nie zawiodę? Już kiedyś kogoś ochraniałem a mimo to Mercedes... Nie! Przyjechałem kciukiem po jego dolnej wardze.  Nie mogę teraz o niej myśleć! Uśmiechałem się słabo wpatrując w chłopaka.

Peter

Wykazałem się swoimi zdolnościami obserwatorskimi, dzięki czemu zauważałem drobne zmiany. Ruchy mięśni twarzy.
Korzystając z owej okazji, ucałowałem jego opuszek palca koncentrując się tylko na tym.
W głębi duszy, naprawdę się bałem. Niewiedza również skazana jest na niebezpieczeństwo. A ja nie mogłem pozwolić na zdemaskowanie. Nie teraz. Nie przewiduję nawet żadnej reakcji Wilson'a. Czy zostałby ze mną? Czy przestałby się martwić?

Wade

Gdy patrzyłem w jego oczy to byłem niemal pewien, że on rozumie. I WIE. Zupełnie jakby staral się powiedzieć "wierzę w ciebie, wiem że nie zawiedziesz". Po cieszyło mnie to. - Jestem z tobą- wyszeptałam ledwo doslyszalnie. Pewnie większość osób by uznała to za swoiste " kocham cię " może rzeczywiście starałem się mu to w jakiś okręty sposób przekazać? Nie pozostało mi nic innego jak wpleść palce w jego kosmyki, zachwycając się ich miękkością.

Peter

Drobne trzy wyrazy wprawiły mnie w zachwyt. On się starał. Naprawdę próbował to powiedzieć, jakkolwiek ująć w słowa. A moim wyjściem pozostawało aktywne słuchanie.
Kiwnąłem głową, aby chwilę później wesoło zamruczeć. Wilson mógł to robić cały czas. Kto wie, czy takowy dotyk nie miał właściwości antystresowych?

Wade

-  Chodź kotek, trzeba coś robić- stwierdziłem odsuwając się nieco. Te słowa jakby nie należały do mnie, no bo pośpiech i ja? Niekoniecznie... Spojrzałem na Zlew. Nie mam zamiaru ich teraz myć, nadal miałem tryb studenta "myjemy, kiedy już nie ma żadnych naczyń w domu i trzeba pić z doniczki".

Peter

- Co takiego? - zagadnąłem powrotnie patrząc na jego twarz. Bez wahania i z jak największą pewnością mogłem przyznać, że byłem szczęśliwcem. A taki przypadek zdarzał się raz na... tysiąc? Milion?
Uśmiech widniejący na moich ustach od razu pojaśniał.
Napotkałem jego spojrzenie, aktualnie spoczywające na zlewie. Trochę się tego zebrało....

Wade

- no na przykład mogę odprowadzić cię do domu...albo...- udawałem że się zastanawiam- Albo mógłbyś mi udowodnić że jednak jesteś dla mnie za dobry...- powiedziałem jakbym mówił o pogodzie. Przeskakiwanie z jednego tematu na drugi to moja specjalność.

Peter

- Dzisiaj już nie - zaprzeczyłem powolnym ruchem głowy. Mój organizm był chyba zbyt zmęczony na kolejne zabawy.
- Ale nie odmówię tej pierwszej propozycji. Byłoby naprawdę miło - stwierdziłem z uśmiechem.
Nie chciałem mu zbytnio przeszkadzać czy robić zbędnych kłopotów.

Wade

- okej, to wkładaj kaloszki i możemy lecieć- miałem tylko nadzieję, że to nie brzmiało tak, że chce go jak najszybciej wygonić, bo wcale nie, wspaniale się   z nim spędza czas. Wyjrzałem jeszcze przez okno. Było słonecznie, więc nie trzeba było ubierać nic na wierzch. Stanąłem przy drzwiach i czekałem na Petera.

Peter

Pokiwałem radośnie głową, wziąłem to co do mnie należało, czyli plecak oraz nowy sprzęt. Wciąż byłem mu wdzięczny. I będę musiał się jakoś odwdzięczyć. Na tę chwilę brakowało Mi pomysłów. Co Wade lubił i pragnął z całego serca?
Ubrałem się zgodnie z jego poleceniem i wręcz podskakiwałem w kierunku drzwi.
Czułem się niczym małe dziecko. Bardzo szczęśliwe.
Zobaczymy co takiego powiem za kilka godzin patrolując miasto.

Wade

Zamknąłem mieszkanie i zeszliśmy na dół. No właśnie...nie mam samochodu a do Petera jest kawałek. Taksówka? Tramwaj? Achuj wam wszystkim. Będę romantyczny- Przejdziemy się?

Peter

Jak mały szczeniaczek szedłem za Wade'm. Począłem się nawet rozglądać. Nie często zdarzało Mi się zaglądać w takie okolice, aż dziwne.
- Oczywiście - odpowiedziałem z uśmiechem. Zyskamy dzięki takiemu spacerowi trochę czasu na rozmowę.
A tego właśnie potrzebowałem.

Wade

Miałem już w pamięci gdzie mamy podążać, więc skierowalem kroki we właściwym kierunku. Peter szedł obok i spoglądałem na niego kątem oka. Chciałem jakoś zacząć rozmowę, ale wszelkie tematy jakby wyparowały.

Peter

Pomiędzy nami nastała dość krępująca cisza, której za nic nie potrafiłem przerwać. Zagryzłem dolną wargę jak najmocniej przy tym wysilając umysł. I nic. Pustka w głowie.
Jak podjąć się tematu z takim mężczyzną?
- Chciałem Ci po raz kolejny podziękować za ten prezent... I całą noc - na mojej twarzy pojawił się wręcz wstydliwy uśmieszek.

Wade

-Wystarczy, że powiesz, ze to były najlepsze urodziny w życiu- zaśmiałem się. Nie potrzebowałem podziękowań, jestem tylko aroganckim dupkiem, który jest grzeczny przy Peterze. - Muszę już robić listę niespodzianek na następne urodziny, chyba że wcześniej wpadniesz na święta.

Peter

- Więc mówię, że to były najlepsze urodziny w życiu - wyszczerzyłem się nie zwalniając kroku. I tak ze swoim wzrostem miałem drobne problemy z dotrzymaniem tempa Wilson'owi.
Zamyśliłem się przez chwilę nad jego słowami.
- Wolałbym, abyś to ty pojawił się u mnie na święta - odparłem od razu wyobrażając sobie takowy widoczek. Ciocia byłaby wniebowzięta. Zdobyłaby jedną osobę więcej, którą mogłaby nakarmić.

Wade

Spojrzałem na niego zdziwiony. Święta są za jakieś dużo tygodni, ale już miałbym spędzać je z teściową? Oj odważny jesteś Peter, tyle ci powiem. Ale w sumie czemu nie? - Yhmm... Ale będę tam mógł już mieć teściową, czy dopiero ją uzyskam?- w ten okrętny sposób chciałem wybadać, czy Peter chce mnie jej przedstawić jako chłopaka jeszcze przed zimą czy dopiero w wigilię...romantycznie...

Peter

Po tym pytaniu znacznie zwolniłem. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Bałem się reakcji Cioci. Z rodziny została Mi tylko ona. Pracowała na mnie, wspierała i pomagała, czym nie zawsze sam mogłem się odwdzięczyć. Czy będzie miała Mi to za złe? A może raczej zacznie się cieszyć tym moim szczęściem? Cóż, chyba mam jeszcze czas by zdecydować kiedy ją o tym poinformuję.
- Trudno powiedzieć... Nie mam pojęcia jaka byłaby jej reakcja.

Wade

- Jakakolwiek by nie była, to przejdziemy przez to razem- powiedziałem pokrzepiająco. Nie bałem się reakcji jego cioci, niech myśli sobie o mnie co chce ale mi chodziło o Petera. Czy jeśli ciocia nie zaaprobuje naszej relacji to mnie zostawi? Żeby nie było zbyt słodko to po tych słowach wyciągnąłem rękę i włożyłem ją Peterowi do tylnej kieszeni i szliśmy dalej. Co z tego że trzymam łapę na jego tyłku przy ludziach, w środku miasta?

Peter

- Mam taką nadzieję - mruknąłem.
Wraz z ruchem wykonanym przez Wade'a zrobiło Mi się cieplej. Nie chodziło tu o temperaturę, a obecność takowego mężczyzny. Był zbyt blisko, abym mógł zachować przy sobie wszelkie zmysły.
Nie zwracałem uwagi na ludzi. Nawet nie byłem pewny czy ktokolwiek sam nas zauważył.

Wade

- A ja mam nadzieję że meteoryt nie walnie w tą ciastkarnie, z której kupię jej ciasteczka. Chyba je polubiła- uśmiechałem się pod nosem, bo przypomniala mi się akcja kiedy znalazła prezent dla Petera. Chociaż gbybym dostał przydomek "Wade-no-ten-od-ciasteczek" to nie narzekał bym.

Peter

- Jesteś głupiutki - prychnąłem cicho zerkając na niego tylko kątem oka. Pajęczy zmysł pracował doskonale, przez co nie potrafiłem skupić się tylko na mężczyźnie. Zauważałem wszystko wokół.
Jakaś kobieta upuściła drobne pieniądze. Stukanie laski. To pewnie niewidomy. Wysyłanie wiadomości. Gwałtowne pisanie na telefonie. Liczne rozmowy przeprowadzane akurat w tym momencie. Koty mierzące się w jednej z alejek. Przejazd najróżniejszych pojazdów. Wypadek kilka przecznic dalej.
Wade nie mógł o tym wiedzieć.
- Meteoryt nigdy nie uderzy w Nowy York - dodałem.

Wade

Chciałem mu powiedzieć że właśnie zwrócił się do mnie jak do kubusia Puchatka.... Glupiutki.... Też mi coś... Zaraz jednak mi przeszło gdy dodał swoje zdanie o meteorytach. Rzeczywiście Pajączek nigdy by na to nie pozwolił. Ale Peter nie mógł o tym wiedzieć. - Tak, myślę że NY tak obfituje w superbohaterów że nic nam nie grozi - powiedziałem od niechcenia, nie nazywając jednak osoby która miałem na myśli.

Peter

Uniosłem jedną brew ku górze. Właśnie tym zdaniem byłem... zaskoczony.
- Bohaterów? Z tego co wiem, media mówią tylko o jednym - mruknąłem. Wade dobrze wiedział kogo miałem na myśli.
A ja za to nie myślałem do końca o samozwańczym Spider-Man'ie. A o sobie. Ledwo co znaczącym nastolatku, żyjącym całkowicie normalnie, niczym nie wyróżniającym się. Oczywiście, do pewnego czasu.

Wade

- No wiesz, Avengersi też raz na rok ruszą dupy i idą rozwalić pół miasta, że niby walczą z Lokim...- powiedziałem z powątpieniem. No Avengersi zazwyczaj jak już kogoś pacyfikują to rzeczywiście rozpierdalają pół nowego Jorku. Ale przecież obaj wiemy o kim mówimy, prawda?- Ej z resztą ja wiem, że on ma fajny tyłek, ale chyba powinienem się obrazić, że to jego zdjęcia zawracają ci głowę.

Peter

Przytaknąłem mu. Już dawno przestałem marzyć o dołączeniu do nich. I co musiałbym zrobić? Może przesłać tej grupce swoje CV z liczbą uratowanych osób? Czysta głupota.
Uniknąłem zawstydzenia przez kolejne słowa Wilson'a. Właśnie mnie skomplementował. I sam nie miał o tym najmniejszego pojęcia.
- Teraz to ty mnie obraziłeś - udałem naburmuszonego specjalnie i mylnie odbierając to tylko jako do pajęczaka. Chyba mój tyłek też był niczego sobie.
A co jeżeli Wade nas rozpozna tylko przez tę jedną część ciała? Nie ukrywam, byłbym o wiele bardziej rozbawiony niż przerażony.

Wade

- Ale ty nie nosisz obcisłego late...spandexu- od razu się poprawiłem. Jako Deady mogę specjalnie irytować Pajaczka tą "pomyłką", ale przed Peterem można zabłysnąć.- Z resztą pozwolisz, że przypomnę ci, że to twój tyłeczek był wczoraj w moim łóżku- mruknąłem mu do ucha.

Peter

I tu Wade się niesamowicie mylił. Nosiłem go. Kiedy tylko miałem okazję, lub gdy ten świat mnie potrzebował. Niby zawsze, jednakże niekoniecznie. Też potrzebowałem przerw.
Momentalnie zarumieniłem się. Wspomnienia z wczoraj nie przestawały mnie nawiedzać. A to tylko wprawiało w podniecenie.
Chciałem się skupić, ustabilizować myślami. Na czymkolwiek.

Wade

#ciekawe co Spidey twierdzi o twoich czterech literach...# tak, moje wdzianko też nie jest zbyt luźne huh... Dobra okej, trzeba się ogarnąć. Właśnie rozmyślam o Pajączku a już stoimi z Peterem przed jego blokiem. *no ale tobie w głowie tylko jedno! Tyłki!!* trudno.

Peter

Z widocznym smutkiem spojrzałem na mój budynek mieszkalny. Nie chciałem się z nim rozstawać. Nie teraz.
Odwróciłem głowę w kierunku mężczyzny ciężko wzdychając.
- Kiedy się spotykamy? - wyszeptałem spuszczając wzrok. Jego odpowiedź z pewnością zapiszę sobie gdziekolwiek i będę uparcie odliczał.

Wade

Słodko wygląda i tak niewinnie. No aniołeczek #ahaha a w łóżku demon xD# tu się pierdolnij.... Podszedłem do niego pocałowałem w czoło- Zawsze jestem do dyspozycji, kiedy tylko zatęsknisz.

Peter

Skuliłem się i zacząłem nerwowo rozglądać. Czy aby na pewno nikt tego nie zauważył? Ludzie nawet nie mieli czasu. Spieszyli się. Każdy szedł własną ścieżką nie zważając na innych.
Odetchnąłem z wyraźną ulgą, w końcu unosząc wzrok na Wilson'a.
- Nie mogę Cię aż tak wykorzystywać. To niemoralne - stwierdziłem.

Wade

- Ależ nie mam nic przeciwko, abyś mnie wykorzystywał na wszelkie możliwe sposoby- zaśmiałem się patrząc na niego z iskierką w oku.

Peter

Wzruszyłem ramionami.
- Pewnie na niektóre byś się nie zgodził - po raz pierwszy zaszczyciłem go łobuzerskim uśmiechem. Musiałem wyglądać naprawdę... inaczej.
Cóż, Wade nie wyglądał na mężczyznę, który od razu pozbył się chociaż na chwilkę swojej plakietki dominującego.

Wade

- Zaproponuj coś takiego, a na pewno się zgodzę. Jestem bardziej szalony niż ci się wydaje. Nawet jeśli ma to być oglądanie teletubisiów- uśmiech ani na chwilę nie znikał mi z twarzy. Widać Petey też się rozkręcał. Może uda mi się kiedyś namówić go żeby opowiedział mi coś o swoich fantazjach... #o kurwa! Już to widzę!! Leżysz na kanapie, Peter ci  odpowiada co to by chciał robić i wgl a potem przechodzicie do rzeczy....# Tak, chętnie poznam tą niegrzeczną wersję Parkera. Jeszcze nie wiem kiedy się aż tak otworzy. Chociaż pewnie byłoby łatwiej gbyby wiedział jaki jestem na prawdę *czyli niedoruchany zboczeniec?*

Peter

- To może być o wiele gorsze niż oglądanie teletubisiów - zauważyłem uciekając od niego wzrokiem. Czułem jak moje policzki pokrywają się ogniem. Skóra niewyobrażalnie piekła, a ja byłem o krok od powiedzenia mu wszystkiego, co jest złe w mojej główce. Widocznie pozory mylą. Nie byłem aż tak grzecznym chłopcem. Albo nie do końca to okazywałem.
- Powinniśmy spotkać się w tygodniu - zaproponowałem. Nasz związek, jeżeli tym właśnie mogłem go nazwać, dopiero się rozwijał, lecz mnie już intrygowało jak długo moglibyśmy bez siebie przeżyć. To ja odpadłbym po kilku dniach. Zbytnio przywiązywałem się do ludzi, później i tego żałując.
- Oczywiście w celu samej nauki - dodałem pospiesznie.

Wade

- Będę ci to powtarzać za każdym razem jak będziesz się do mnie dobierać. "Tylko nauki"- zacząłem go przedrzeźniać. To oczywiste że on nigdy by się do mnie nie dobierał, ale podroczyc się zawsze można.

Peter

Zmarszczyłem brwi.
- Ja? Jestem zbyt grzecznym chłopcem, żeby się do Ciebie dobierać! - zaprzeczyłem pokazując przy tym jak bardzo niewinny jestem. Szukałem czegoś, czym i ja mógłbym się z nim podroczyć. Zajęło Mi to ledwo kilka sekund.
- Przynajmniej to nie ja zaczepiam wzorowych uczniów i chowam im numer telefonu do kieszeni - tym razem to ja wygrałem.

Wade

Zmrużyłem oczy udając zagniewanego. Cholercia, ma rację. Ale ja zawsze muszę mieć ostatnie słowo- Tak, ale to nie ja szpanuję na deskorolce prowokując innych.

Peter

Niezmiernie podobała Mi się ta reakcja.
Już miałem zapodać swój zwycięski uśmiech, kiedy te kilka wyrazów wydobywających się z jego warg przeszkodziły Mi.
Zrobiłem młynek oczami. To nie była moja wina, że się wtedy wywróciłem.
- Och, zamknij się - rzuciłem, a na dopieczętowanie swojego chwilowego królowania można powiedzieć, że skutecznie zatkałem jego usta swoimi własnymi. Uprzednio stając na palcach. Dosięgałem do niego z trudnością.

Wade

Hmmm... Okej, za ten pocałunek jestem gotowy przyznać nam remis. No ale żeby tak w środku dnia na chodniku? Jupi! Pochyliłem się lekko dając mu trochę więcej komfortu żeby nie musiał tak do mnie skakać.

Peter

Kiedy otworzyłem z powrotem oczy, poczułem jak fala całej rzeczywistości uderza o mnie.
Odskoczyłem od Wilson'a niczym poparzony, a jako usprawiedliwienie przyjąłem swoją niemożliwą do rozszyfrowania mimikę.
Staliśmy tuż przed moim blokiem. Było jasno. Ludzie chodzili. Co prawda nie tak blisko nas, aczkolwiek byli. Żyli. A nawet może zwracali tę uwagę!
- Cholera - wyszeptałem zły na siebie.

Wade

- Kotek? Nie przejmuj się- uśmiechnąłem się widząc jego minę. Niby udawał spokojnego, ale widać było napięcie. Trochę jak dziewica z fantazjami. No już nie dziewica... To chyba był już ostateczny dowód że trzeba się rozstać. Na kilka godzin?

Peter

Jak ja mogłem się tym nie przejmować? Może nawet Ciocia wróciła wcześniej, chociaż zgodnie z jej grafikiem nie było to możliwe. A jak nas widziała? Albo ktokolwiek z sąsiadów? Trudno jest być spokojnym w takiej sytuacji.
Postanowiłem jeszcze zaryzykować.
Doszedłem do niego pospiesznie i cmoknąłem w policzek, aby po chwili z uśmiechem dobiec do drzwi i rzucić tylko radosne ''do zobaczenie''.
Zniknąłem w budynku, lecz to nie oznaczało mojego urwanego kontaktu ze światem poza nim.
Przez szybę w drzwiach mogłem wciąż patrzeć na Wade'a. Przyglądać się jego reakcji i chichotać niczym dziecko.
Za to on, nie widział mnie w ogóle.

Wade

No nie powiem, liczyłem na więcej. Spoglądałem jeszcze na okna budynku ale trudno ocenić, które to te Parkera. Odszedłem nieco zgaszony jak zbity szczeniak, ale tylko przez chwilę. Właśnie sobie uświadomiłem że dzisiaj był jeden z najszczesliwszych dni w moim życiu. Tym nowym życiu, które chciałem rozpocząć po śmierci Mercedes. I byłem na dobrej drodze.

Peter

Był tym zaskoczony? Zasmucony? A może nie spodobało mu się moje drobne pożegnanie?
Zagryzłem wargę nie wiedząc co zrobić. Dopiero po ochłonięciu postanowiłem wrócić do mieszkania. Ułożyłem swoje rzeczy gdzieś w kącie pokoju i rzuciłem okiem na godzinę.
Ciocia nie powinna jeszcze wrócić.
Co mogłem z sobą zrobić?
Uruchomiłem policyjne radyjko uważnie nasłuchując. Jak na razie nic. Cisza.
Wyciągnąłem stój z szafy, a później wszelkie przybory potrzebne do zszycia okropnej dziury na jednym z kolan.

Wade

Było już wczesne popołudnie a ja nagle straciłem  całą motywację do robienia czegokolwiek. Postanowiłem więc wrócić do domu, aby przebrać sie, na sexi czerwine wdzianko wrzucilem normalne ubrania i sprawdzilem wyposażenie plecaka. Jak zwykle jakieś race, pistolety, dwa granaty, jakieś śmieci, specyfik do czyszczenia katan... Ale moje bliźniaczki dzisiaj zostają w domciu. Założyłem plecak i udałem się do okolicznego baru, może jakieś nowe zleconka.

Peter

Zabrałem się za zszywanie tej nieszczęsnej dziury, co Mi poszło w miarę szybko. Pozbyłem się aktualnych, zwyczajnych ubrań, które szybko zostało zamienione na czerwono-niebieski kostium, tak często ukazywany w mediach.
Wyślizgnąłem się przez okno od razu na jeden z dachów. Wyciągnąłem maskę umieszczając ją na twarzy. Nie było żadnych prześwitów, najmniejszej widoczności skóry.
Mogłem ruszać.

Wade

Usiadłem przy barku uważnie się rozglądając za potencjalnymi klientami. Było jednak stosunkowo wcześnie, przed północą zazwyczaj nie znajdziesz tu gangsterów. Jednak po chwili zauważyłem znajomą twarz. Tommen! Kumpel z wojska, spotkaliśmy się parę razy po służbie. Ostatnie dwa razy nawet dał się zaciągnąć do łóżka. Podszedłem do niego z uśmiechem. Spotkałem się z ciepłym przywitaniem i postawieniem kolejki. Rozmowa kleiła się jak na kropelkę. Opowiedziałem mu ogólnie co u mnie, jednak pomijając moja tożsamość obecnie skrytą pod cywilnymi ciuchami. Sam dowiedziałem się, że Tommen pracuje teraz u jakiegoś mafioza, właściwie jest wspolszefem, ale jego formalny przełożony to dupek, chujek i nikt go nie lubi. Ma też kobietę, właśnie oczekuje dziecka. No tak...pytał co u mnie, co u Mercedes i naszego dzieciaka, ile on teraz by miał? Cóż miałby 5 lat. Ale oni ono ani Mercedes nie żyją. Smutni mu się zrobiło, złożył kondolencje. No nic, musi się zbierać, jeszcze musi do chłopaków bo jakaś robota. Była 23:30 kiedy opuściłem bar i wspialem się na dachy pobliskich budynków. Spacer skończyłem gdzieś na przedmieściach na osamotnionej okolicy. Światło latarni już tu za bardzo nie docierało ale dało się zobaczyć naprzeciwko jakiś stary opuszczony budynek. Usiadłem na skraju i wpatrywałem się na ulicę. Byłem pewien że przyjdzie. Nie wiem czemu, ale wiedziałem że się dzisiaj zobaczymy.

Peter

Wręcz chorobliwe sprawdzałem co najmniej jeszcze trzy razy czy na pewno mam dobrze założony kostium. Z okalającym moje ciało spandexem czułem się... nagi. Pozbawiony ubrań jak i tożsamości. Od chwili włożenia na siebie tych dwóch kolorów zmieniałem myślenie. Zmieniałem siebie. Byłem Spider'Man'em, moim celem zostawała obrona zawsze żyjącego miasta.
Nie odczuwałem silniejszego zmęczenia. No, może tylko w tej jednej części ciała, jednakże i to dało się ukryć.
Wypuszczałem z dłoni wiązankę pajęczyny przyczepiając się zaledwie na chwilę do kolejnych budynków.
Widziałem jak patrzyli. Zadzierali głowę do góry, wskazywali palcami, a nawet wyjmowali telefony w celu zrobienia pamiątkowego zdjęcia. Zwykle rozmazanego, nieostrego. Bo co innego można zrobić zwyczajną komórką?
Teraz czułem się zauważany. Ludzie mnie obserwowali, a Mi nie sprawiało to problemów.
Za tą maską żyło się znacznie lepiej.
Szalałem w blasku świateł, robiąc najróżniejsze przeskoki. To był mój wieczorny pokaz, szczęśliwy powrót.

Wade

Tak, jego nie da się nie zauważyć. Śmigał w powietrzu jakby latał... *I believe I can flyyy* Ta... Jednak w pewnym stopniu zaczęły mnie zrzerać wątpliwości. A jeśli wczoraj na mnie czekał i niedoczekawszy się postanowił że nie chce mnie już więcej znać? Może lepiej będzie jeśli damy sobie trochę wolnego... Nie, pierdolenie. Nawet jeśli jest trochę zły to ten tyłeczek rekompensuje mi wszystkie jego fochy.

Peter

Kolejny piruet.
Kolejne zdjęcie z fleszem. Rany, czy Ci ludzie nie potrafią tego obsługiwać? A może nie martwią się o to jak ja się prezentuję na zdjęciach?
Wywróciłem oczami.
Ten widok zupełnie mnie nie zdziwił. A kogo my tu mamy?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Cały wczorajszy wieczór zapełniał moje myśli, co było wystarczająco złe. Lecz wiedziałem, że nie mogę go tak tam zostawić.
A jeżeli czekał? Martwił się? Nie, nie. To w końcu Deadpool. ZImny drań jakich mało.
Z lekkością doskoczyłem do niego i złapałem się ścianki budynku jedną dłonią, zastygając w takiej pozie przez chwilę. Podciągnąłem się, aby moje ręce znalazły się na powierzchni dachu, natomiast reszta ciała bezwładnie zwisała. Żaden wysiłek.
- Dobry wieczór - rzuciłem w jego stronę.

Wade

- Cześć baby boy- uśmiechnąłem się czego nie miała prawa zauważyć, lecz myślę, że radość w moim głowie była wręcz namacalna.

Peter

Zmarszczyłem brwi. Baby boy? Sama nazwa była urocza, lecz nie z jego ust. Gdyby to samo powiedział Wilson. O tak, wtedy czułbym się szczęśliwy.
Nie zważając na wcześniejszą wymianę zdań, podparłem brodę na dłoni.
- Tęskniłeś? - zapytałem z wyższością w głosie.

Wade

Mój sherlockowy móżdżek zaczął pracować na najwyższych obrotach. Czy on sugeruje, że kogoś nie było? Tylko czy on mówi o mnie czy o sobie? Trzeba delikatnie wybadać, bo może jego też nie było, a wtedy mogę to wykorzystać... - I to jeszcze jak...nie widzieliśmy się wczoraj...

Peter

Coś Mi tu się nie spodobało. Dobrze wiedział o braku spotkania. Dlaczego? Z jego strony nie miałem pojęcia. A siebie nie mogłem zdradzić. Postanowiłem grać na zwłokę.
- Miałem pewne zajęcie w innej dzielnicy. Zresztą nasze spotkania to przypadki. I jak mógłbym Cię odnaleźć w tak wielkim mieście? - wytłumaczyłem się pospiesznie uważając, aby nie pokazać po sobie ani skrawka zdenerwowania.

Wade

Yeah mam go! Czyli on chyba nie zabiegał o moją obecność. No to teraz się pobawimy- Yhm... No tak, po co tracić czas na kogoś takiego jak ja...- powiedziałem przyjmując najsmutniejszy ton na jaki mogłem się zdobyć. Odwróciłem się do niego bokiem i przyjąłem żałosną pozę pociągając kolana do siebie i spuszczając głowę.

Peter

Wprawiło mnie to w zakłopotanie. Nie miał tego odebrać w owy sposób!
Podciągnąłem się jeszcze wyżej, w końcu siadając na samym krańcu dachu.
- Hej, Deadpool, nie o to Mi chodzi... Przecież nie tracę na Ciebie czasu... a miło go spędzam - ledwo co wierzyłem, że się do tego przyznałem. Z pewną trudnością, ale jednak zaliczyło się do czynności wykonanych.

Wade

- Serio?- spytałem z autentycznym niedowierzaniem. To było cholernie miłe. Albo mi się zdaje albo pierwszy albo drugi raz zwrócił się do mnie "Deadpool". Czemu gdy to powiedział poczułem przyjemny dreszczyk pulsujący wzdłuż kręgosłupa? Ej, należy się zreflektowac - Jakoś nie potrafię w to uwierzyć.

Peter

Przytaknąłem energicznie głową przysuwając się bliżej najemnika.
- Serio. Po prostu w to uwierz. Nie okłamuję Cię. Nigdy bym tego nie zrobił - odparłem jak najszczerzej. Liczyłem się z nim chcąc być jak najlepszym wzorem.
Potrzebowałem go. Potrzebowałem przyjaciela.

Wade

Westchnąłem potępieńczo. Przedstawienie czas zacząć. Sięgnąłem do maski i uchyliłem ją, na nos. Odetchnąłem niby świeżym powietrzem, taka drama. Położyłem się na plecach i wpatrywałem w postać siedzącą obok. - Chciałbym w to wierzyć, że jestem dla kogoś ważny.

Peter

Przekrzywiłem lekko głową na bok. Kompletnie nie potrafiłem pojąć zachowania owego mężczyzny. Gdzie ta wesoła dusza, którą zawsze w nim odnajdowałem?
- Dla swojej żony byłeś. Dla rodziny. Dla osób, z którymi miałeś większy kontakt - powiedziałem na jednym oddechu. Taki był Deadpool. Nie mógł być samotny. Nie z tak rozwiniętą charyzmą.
- I dla mnie jesteś... - wyszeptałem wbijając wzrok w dach.

Wade

Narzeczona! Było do kurwy nędzy moją narzeczoną! Miałem ochotę mu to wykrzyczec, ale on niczym nie zawinił. To ja sobie strzeliłem w kolano moją kwestią. Spojrzałem na niego, oczywiście nie widzial mojej twarzy od nosa w górę ale w moim głosie było słychać wyzwanie- Udowodnij.

Peter

Przełknąłem nerwowo ślinę. Cały ciężar spadał na mnie. I na mój brak odpowiedzialności. Historia nie ulegnie powtórce, a Deadpool nie umrze. Dopilnuję tego.
W swoim tempie zbierałem myśli, a głównie pomysły. Co ja miałem zrobić? Może wyprawić mu specjalnie z takowej okazji huczne przyjęcie?
- Nie wiem jak - wymamrotałem zaciskając zęby na dolnej wardze.
To nie była moja wina, jednakże nie przyznawałem się do najlepiej spędzonego wieczoru i ominięcia obchodu w celu sprawdzenia jak toczy się życie tym tysiącom ludzi.

Wade

Nojajebie! Serio on taki ciemny czy ja się jakoś niewyraźnie wyrażam? No cóż, cierpliwość to nie moja cnota ale chyba muszę się do niej zmusić...- No ja nie wiem- wyruszyłem ramionami leżąc i gapiąc się teraz w niebo, a raczej ciemną masę z łuną miejską- Ale pamiętam jak kiedyś na jakimś kominie...- dodałem szeptem niby do siebie, ale byłem pewien że usłyszał.

Peter

Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem?! Deadpool był przygotowany na to od początku. Nie bez powodu przecież zsunął swoją maskę z ust.
A ja to doskonale słyszałem.
Gwałtownie nabrałem powietrza. Jeżeli to miało zmienić jego nastrój, chyba opłacało się zaryzykować.
Ukradkiem podciągnąłem czerwony materiał na twarzy aż do nosa. Następnie wręcz pospiesznie nachyliłem się nad najemnikiem i złączyłem nasze wargi w gwałtownym pocałunku.
Jeżeli Wade się nigdy o tym nie dowie, chyba nie będzie brane to pod zdradę, prawda?

Wade

Yeah baby boy!! Pajączek zajarzył! No i chyba był chętny. Podniosłem się do siadu, aby było mu wygodniej jednocześnie przechyliłem lekko głowę, aby nasze usta lepiej się do pasowały.

Peter

Uspokoiłem się panując przy tym na ruchami własnych ust. Już nie lgnęły tak zachłannie w stronę mężczyzny.
To było uzależniające. A może po prostu dla mnie nowe. W końcu coś takiego jak ''poprzednie związki'' dla mnie nie istniało. Oni byli pierwsi.
Właśnie, oni. Krążyło to po mojej głowie przez cały czas. Wade na mnie nie zasługiwał. Nie po tym wszystkim.
Powoli odsuwałem się od Deadpool'a, lecz nie zmieniło to zajmowanej przeze mnie pozycji. Wciąż byłem blisko.

Wade

Jego najdrobniejsze ruchy nie uciekały mojej uwadze. Ej no było za Bosko żeby teraz się wypłoszył. Położyłem dłonie na jego biodrach i przyciągnąłem go tak, aby umiejscowił się na moich udach. Jednocześnie przejąłem inicjatywę i lekko wysunąłem język prosząc o pozwolenie. No i byłem bardzo grzeczny, łapek nie trzymałem na jego tyłeczku #no właśnie kurwa czemu?? # tylko głaskałem jego bok, tuż koło żeber uspokajającym ruchem.

Peter

On wiedział, że pozwolił sobie na zbyt wiele. A ja nie zamierzałem mu zwrócić uwagi.
Zbyt ulegle posłuchałem się podświadomego polecenia zasiadając na wybranym przez Deadpool'a miejscu. Uchyliłem szerzej wargi wręcz prosząc go o więcej. Byłem żałosny, to nie powinno umknąć uwadze kogokolwiek. Jednakże co mogłem poradzić, jeżeli nikomu z nas to nie szkodziło? Chyba. Moje sumienie się liczy.
Podświadomie zamruczałem, za co sam najchętniej wymierzyłbym sobie karę.

Wade

Ojezusiekochany! Śmiało penetrowałem wnętrze jego ust, zachwycając się ich indywidualnym smakiem. #przelec go, błagam!!# Niby jak? Nie wolno... *pierwszy raz się z nim zgodzę,przelec go bo taka okazja już się nie powtórzy!* O cholercia.... Na czym to polega, że przy nim jestem w stanie zapomnieć o wszystkim, o troskach, o...Peterze? Nie dowie się. Nie ma szans, z resztą poza paroma fotkami Petera i Pająka nic nie łączy więc czym tu się martwić.

Peter

Pozwalałem na to wszystko bez najmniejszego sprzeciwu. Z moich warg wyrywały się tylko pojedyncze pomruki.
Pogrążony w przyjemności zacząłem się interesować pewną kwestią. Deadpool kogoś miał. Wspominał o tym.
Więc ja nie byłem jedyny, który zaczął bawić się w bohaterskie tajemnice.
Ułożyłem dłonie na jego ramionach pozwalając sobie na większą swobodę.
Jaka szkoda, że nie zauważyłem przysunięcia się bliżej do niego biodrami.

Wade

Oh...jemu chyba też się podobało! I te jego bioderka. Zjechałem na nie rękami lekko przyciskając do własnych. Na szczęście jeszcze mi nie stał, więc raczej nic nie zniszczy tej scenerii. Oderwałem się na chwilkę by wyszeptać- Baby boy...mój...- chciałem mu tak wiele przekazać tymi słowami. Moja wdzięczność, a także przywiązanie. Nie chciałem go jeszcze wypuszczać, niech ta chwila trwa jeszcze chwilkę. Ponownie złączyłem nasze usta.

Peter

Za nic nie potrafiłem przyswoić tej informacji. Nie byłem jego.
Z całego serca pragnąłem Wade'a. Cholera, co ja robiłem?
Uspokój się, Peter, on się nie dowie. Wszystko będzie dobrze.
Nie, nie będzie. Jak mu spojrzę w oczy? Zawsze muszę zawieść. Nawet go.
Przerwałem pocałunek spuszczając głowę w dół. Do czwgo poprowadziłoby kontynuowanie tego?

Wade

- Hej skarbie...- powiedziałem pieszczotliwie patrząc na jego żałosną pozę. Chyba się zamartwiał "zdradą". Ja się nie przejmowałem, no bo przecież to nie tak. Wade to nie Deadpool. Deadpool to nie Wade... Aby dodać mu otuchy przytuliłem go. Takpo prostu, po przyjacielsku, obejmując go bez podtekstu. Nie wiem co my właśnie robimy, ale podoba mi się.

Peter

Prowadzenie podwójnych relacji na takowym poziomie zdecydowanie nie było dla mnie. Pogodzenie uczuć spierało się z brakiem akceptacji w stosunku do nich.
Po nacieszeniu się jeszcze tym ciepłem bijącym od mężczyzny, postanowiłem wstać. Wyplątałem się z uścisku i odszedłem na dwa niewielkie kroki.
Poprawiłem maskę naciągając ją z powrotem na całość twarzy.
Z jednej strony żałowałem tak szybkiego oderwania się od Deadpool'a, a z drugiej... ta moja grzeczniutka i moralna strona prosiła o wybaczenie osoby, na której najbardziej Mi zależało.

Wade

Gdy odszedł zrobiło mi się smutno, ale nie chciałem żeby o tym wiedział. Jasne że jest dla mnie jedną z dwóch osób na tym świecie na których mi zależy. Ale chyba powinienem być też szczery, nawet jeśli mnie teraz zostawi. Oby nie...- Spidey... Chyba muszę ci się do czegoś przyznać...

Peter

Odwróciłem głowę w jego stronę lekko ją przekrzywiając.
Po raz pierwszy w tym dniu słyszałem tylko jego. Wszelkie dźwięki funkcjonującego miasta zniknęły w tle. Byliśmy tylko my wpatrywujący się w siebie pod osłoną słabego światła.
- Tak? - zapytałem prostując się odruchowo.

Wade

- No bo... Mnie wczoraj też nie było..to znaczy na mieście...więc nie mógłbyś mnie znaleźć... Czyli...te przeprosiny, to zbędne. Ale i tak mi się podobało...- powiedziałem zupełnie szczerze i trochę niepewnie... Jeśli teraz mnie zabije to się rozczaruje...

Peter

Zacisnąłem swoje dłonie w niewielkie piąstki. Dlaczego nie mogę się wykazać swoją inteligencją we właśnie takich momentach? Czemu nie potrafiłem mu zaimponować?
Zagryzłem wargę.
Wymusił to na mnie. Chciał do czegoś doprowadzić, a może jego oczekiwania prezentowały się o wiele śmielej niż ten pocałunek.
- Ty cholerny manipulatorze - warknąłem. To była zabawa na moich uczuciach. Przedtem szczerze z nim rozmawiałem, nawet zdecydowałem się na tak radykalny krok wisząc pomiędzy przyjemnością, a swoim oddaniem w kwestii jednej osoby.

Wade

- Oj tam, tylko troszkę- powiedziałem na swoją obronę- Przecież mnie znasz, nie miałem nic złego na myśli, ale ty jesteś taki niedostępny że wiesz...nie dało się inaczej. Z resztą co miałem powiedzieć? "Spidey...chciałbym cię pocałować, mogę?". Przecież obaj wiemy że byś się nie zgodził.

Peter

Mogłem przysiąc, że gdyby nie moja twarz pod maską, potrafiłbym zabijać wzrokiem. Później wskrzeszać i uśmiercać ponownie, aż do zadania jak najgłębszego bólu.
Miał rację. Nie zgodziłbym się pewnie i na przekór własnym myślom. Sam przestawałem siebie rozumieć, potrzebowałem czasu na podjęcie tylu decyzji.
- Dlaczego chciałeś to zrobić? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Wade

Zatkało mnie... Czemu? Hmm pomyślmy... Bo mnie kręcisz/bo cię kocham/ bo chcę cię przelecieć/ bo jesteś moim przyjacielem? Niepotrzebne skreślić... Ale co miałem powiedzieć na głos??- Bo...bo cię lubię?- powiedziałem niepewnie robiąc z siebie idiotę. Jestem żałosny.

Peter

- Wszystkich, których lubisz od razu całujesz i się z nimi obmacujesz? - warknąłem nie zastanawiając się przed tym. W moje głowie działo się zbyt wiele, aby zostawić czas na przemyślenia.
Wstrzymywałem się od przemocy, ponieważ jeszcze jakiś czas temu to ja wmawiałem Deadpool'owi, że nią nic nie zdziała.

Wade

- Nie. Raczej nie... No ale weź, romantycznie jest- stwierdziłem wskazując ręką na okolice- Noc, łuna miejska, tylko ty i ja i czerwona kropka...co kurwa?- w sekundę moje serce zaczęło bić w szaleńczym tępie. Nie trzeba być wojskowym, wystarczy obejrzeć parę filmów, żeby wiedzieć co oznaczała czerwona ruchoma kropeczka na ciele Pajaczka. - Padnij!- warknąłem wstając natychmiast. Rzuciłem się w stronę Spideya i brutalnie popchnąłem na podłoże dachu. Sekundę później poczułem ukłucie w plecach i zdałem sobie sprawę, że na szczęście to ja oberwałem. Spojrzałem na swoją pierś. Kula nie przebiła mnie na wylot. Jednak uderzenie odepchnęło mnie na tyle, że upadłem na klęczki. Syknąłem z bólu i sięgnąłem do plecaka. Wyciągnąłem jeden granat i odbezpieczyłem. Rozejrzalem się i dostrzegłem ruch w oknie tego pustego budynku naprzeciwko. - Pierdolony matkojebca- warknąłem i rzuciłem amunicję w tamtym kierunku. Łubudubu i miałem pewność że skurwiel już nie żyje. Spojrzałem na Pajączka. Pewnie zaraz skubaniec pójdzie ratować swojego niedoszłego oprawcę, obrońca słabych i uciśnionych. Dobrze, że maskę nadal miałem na nosie, bo pozwalało to na swobodne splunięcie krwią.

Peter

Powoli się uspokajałem. Deadpool nie chciał źle. Może tak jak czuł się zagubiony. Zaginął we własnym życiu, jednakże wytrwale podniósł się i zaczął szukać. Siebie. Swojego celu.
Tak zrobiłem ja po utracie wujka. Pozwoliłem wydarzeniom wpłynąć na mnie co zaowocowało drastyczną zmianą. Przysłużyłem się ludzkości, lecz niekoniecznie swojemu życiu prywatnemu.
Wyciszyłem umysł pozwalając na to, aby tylko słowa najemnika do mnie docierały. W owy sposób uczyłem się także koncentracji.
Byłoby romantyczniej, gdybyśmy oboje byli samotni.
Czerwona kropka? O co mu...
Niedługo musiałem czekać na odpowiedź. Mężczyzna wykonał rozkaz za mnie. Opadłem na dach wyraźnie słysząc uderzenie we własny kręgosłup. Nie opanowała mnie fala bólu, a niewiadome mrowienie w tamtej części. I paraliż. Nieogarnięty strach.
Widziałem jak Deadpool pada na kolana z nie wróżącego niczego dobrego odgłosem.
Nie mogłem wstać. Wydobyć z siebie ani słowa.
Przerażony wpatrywałem się w jego sylwetkę. Sprawiał wrażenie, iż dla niego stanowiło to codzienność. Nie, to nie było wrażeniem, tylko prawdą.
Skuliłem się chowając twarz w kolanach.
Dasz radę, Peter, uspokój się. Powtarzałem to jak modlitwę.

Wade

Otarłem usta rozkazujący krew jeszcze bardziej. Byłem wściekły, nie na Pajączka, ale na tego szmaciarza który targnął się na jego życie. Spojrzałem na chłopaka. Zachowywał się jakoś dziwnie. - Nie lecisz go ratować?- prychnąłem znowu zanosząc się krwawym kaszlem.

Peter

Uniosłem głowę na mężczyznę. W jego oczach wciąż byłem postrzegany jako żywa ochrona wszystkiego co żyje.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytałem uważając, aby mój głos nie drżał aż tak bardzo.
Trząsłem się razem z nim przeklinając owe zachowanie.
Dlaczego uśpiłem czujność w tak perfidny sposób? Widać do czego to się przyczyniło. Prawie do mojej likwidacji.

Wade

- Bo jesteś pierdolnięty- zaśmiałem się gorzko. Zacząłem manewrować ręką za plecami, aby usunąć kulę. Regeneracja powinna szybciej nastąpić jeśli usunie sie ciało obce. Aha... Przebite płuco i pogruchotane dwa żebra. Nie jest źle. Czasem się zastanawiam czy gdyby mnie wykastrować to czy... No nieważne. W końcu udało mi się namierzyć nabój i wyjąłem go. Rzuciłem przedmiot pod nogi Pajączka- Zatrzymaj sobie na pamiątkę tego, że twój wolontariat to jednak niebezpieczna robota z chorymi pojebami.

Peter

Zmienił moje myślenie. Właśnie w tej jednej chwili, podczas drobnej decyzji.
Gdyby nie najemnik, leżałbym teraz nieruchomo trwając w agonii. Mogłem umrzeć. Nie ważne czy używałbym pajęczego zmysłu. Byłem zbyt głupi by sam się obronić.
Pospiesznie wstałem i działałem impulsywnie. Dlatego też objąłem mężczyznę w pasie uważając na nadludzką siłę. Nie chciałem mu wyrządzić kolejnej krzywdy.
- Dziękuję - wyszeptałem cicho, obawiając się, że mój głos rozpłynie się w pobliskim ulicznym gwarze.

Wade

- To nic takiego, zaraz się posklejam- uśmiechnąłem się stojąc nieruchomo. Chyba czas mu opowiedzieć o swoich zdolnosciach- Po prostu pamiętaj, że ja nie zawsze będę twoją tarczą. Chciałbym cię obronić przed wszystkim, ale czasem po prostu jest to nie wykonywalne.

Peter

Teraz nie chciałem go puszczać. Powoli zatapiałem się w skierowanych do mnie wyrazach. Martwił się. Niech wszyscy to zobaczą, ten zimny drań martwił się właśnie o mnie!
Nie wiedział jak szeroki uśmiech kryje się pod tą maską.
Zrozumiałem, że Deadpool w pewnych kwestiach też był nadnaturalny. Ale to nie była chwila na długie rozprawy, tylko moje zadowolenie.
- Uroczo. Chcesz się mną opiekować - stwierdziłem. Tym razem to ja wkręcę go w pewnego rodzaju zabawę.

Wade

- Pfff, wcale nie... Po prostu... No taka rada i już- niech sobie za wiele nie myśli. Jasne że chce się nim opiekować ale żeby nie wyjść na jakąś niańkę.

Peter

Musiałem wyglądać zabawnie obejmując go w pasie i wtulajàc twarz w klatkę piersiową, jakby to pomogło w schowaniu Mi się przed światem i konsekwencjami.
- Na pewno? Może ten mały biedny Spidey zrobi sobie krzywdę, kiedy leczącego się drania nie będzie w pobliżu - przeciągałem niektóre litery niczym dziecko. Cóż za kontrastowa ze mnie osoba. Nawet nie mogłem się zdecydować co o tym wszystkim myśleć.

Wade

- To ten leczący drań ci opowie czemu się leczy- uśmiechnąłem się. Rozbrajała mnie reakcja Pajączka, ale byłem dzielny, nie dałem się wciągnąć, od razu zmieniając temat- Otórz ten drań kiedyś raka, nowotwór czy inne chujostwo. No i trafił do Projektu, gdzie wczepili mu komórki takiego Wolverine,a, takiego też samoleczącego się drania, no i teraz twój drań też się leczy.

Peter

Uważnie słuchałem. Czy to zmieniło Deadpool'a w nieśmiertelną maszynę do zabijania? Czy to tylko dlatego przyjął posadę najemnika?
W takim stanie pewnie wszelkie zlecenia wypełniał bez najmniejszego problemu. A oni nie mogli mu nic zrobić.
Zwolniłem uścisk, jakby powoli wstydząc się owego ruchu. Aczkolwiek byłem w masce. Mężczyzna niekoniecznie musiał wiedzieć o skrywanych uczuciach.
- Mój drań? - zapytałem robiąc krok do tyłu. Uniosłem głowę, aby wpatrywać się w skrawek ujawnionej szczęki Deadpool'a.

Wade

- No...to znaczy wiesz, nie że twój tylko że no...- plątałem się w zeznaniach. No co mu miałem powiedzieć, że jasne że JEGO drań? Pewnie że się o niego martwię i będę go chronić gdy tylko nadarzy się okazja ale nie powinienem tego mówić, bo zaraz się księżniczka obrazi.

Peter

Uniosłem jedną brew będąc zdziwionym. Czyżby ten osobnik w końcu nie wiedział co powiedzieć? Więc jednak potrafił się doprowadzić do takiego stanu.
Odwróciłem się bokiem zachowując należyty spokój.
- To był zamach na mnie. Co złego zrobiłem? - samodzielnie nie potrafiłem udzielić odpowiedzi. Starałem się ze wszystkich sił, chciałem jak najlepiej dla miasta, lecz i tak znalazły się takie osoby. Pełno w nich nienawiści niemożliwej do pojęcia.
Nabrałem gwałtownie powietrza.
Brawo, właśnie w taki sposób zostałem ofiarą.

Wade

- Nic, poza lataniem w czerwonych lateksowych rajstopkach ratując słabych i uciśnionych- mruknąłem pod nosem. No wiadomo że to rozczrowywujące, kiedy jakieś chujki w ciebie strzelają kiedy ty ratujesz świat. No ale nie oszukujmy się, życie jest okrutne.

Peter

- Ustaliliśmy już, że nie jest to lateks, a ja tylko robię to co do mnie należy - podirytowała mnie uwaga Deadpool'a. Była ignorancka, wręcz typowa dla jego osoby, o której wciąż wiadomo Mi było stanowczo za mało.
Wyprostowałem się, a jedną dłonią zacząłem masować tę część karku, do której zdołałem dosięgnąć. W sumie mógłbym warknąć mu, że powinien być delikatniejszy, lecz i tak już na dzisiaj mój humor nie potrafił się ustabilizować.

Wade

- Oj tam, oj tam...- jakoś przy Peterze mówię spandex, ale lubię denerwować tym Pajączka. Eh, ja szalony. Ale chyba jednak moja nieudana śmierć może się na coś przydać- Ej, ale za ten chwalebny czyn, jakim było uratowanie życia waszmościa, to czy waszmość wybaczy mi moje wcześniejsze zachowanie?- powiedziałem z powagą samego milorda.

Peter

Wywróciłem oczyma. Dla mnie nie było to żadnym "oj tam", a niewiarygodnym błędem. Może jeszcze niedługo dojdzie do tego, że będę musiał mu za każdym razem wyjaśniać różnicę. Oby nie.
Zmarszczyłem brwi podskubując policzki od środka. Jakże pięknie ubrał to w słowa. Nieumiejętnie, aczkolwiek się starał. Próbował.
- Mam Ci wybaczyć ten pocałunek? - zapytałem.

Wade

- Pff, wiem że ci się podobało, ale masz jakieś dziwne wąty, więc tak- określiłem się dokładniej. Chyba długo będę musiał czekać na podobną akcję, z resztą na razie nie wiem w jakich okolicznościach pojawi się następna szansa na coś takiego, przeprosiny już odpadają, więcej się na to nie nabierze i nie zrobi tego w ramach przeproszenia.

Peter

Przeciągnąłem się niczym leniwy kotek. Jak dobrze, że nie wydałem przy tym długiego zadowalającego pomruku.
Ktoś na mnie poluje. Wiedziałem tylko tyle. I ten ktoś nie podda się przez jedną próbę. Czas być ostrożniejszym. Przebieglejszym nawet od wroga.
Nie będę mógł używać najemnika jako swojej tarczy. To ja tu byłem celem. To ja musiałem sam wszystko rozwiązać.
Podszedłem do krawędzi dachu wyglądając za nią.
- Masz rację. Spodobało Mi się - stwierdziłem ze wzrokiem wbitym w kolejne uliczki.

Wade

- Zawsze możemy to powtórzyć- mruknąłem zaczepnie, jaby trochę od niechcenia. Nie chcę wyjść na napalonego zboka... *już nim jesteś* No trudno... Spojrzałem na jego postać tuż nad krawędzią. Chyba to stanie się rytuałem że będziemy wtedy do siebie mówić...- Nie skacz, życie jest piękne. Bo masz mnie.- ostatnie szepnąłem jakby do siebie z uśmieszkiem.

Peter

- Aż tak bardzo tego chcesz? - prychnąłem. Powinniśmy ustalić zasady w naszej relacji, lecz za nic nie potrafiłem wydobyć z siebie takich słów. Spider-Man nie był Peter'em Parker'em, więc sam byłem bezpieczny.
A on nie będzie wiedział. Na to nie pozwolę.
Dziękowałem za wyostrzone zmysły, dzięki którym dosłyszałem całą wiadomość Deadpool'a. Uśmiechnąłem się lekko. Co zrobiłbym samotnie? Czy dałbym radę uratować samego siebie?
Oczywistością jest to, iż nie prowadziłbym rozterek z samym sobą, wiedziałbym u kogo boku powinienem trwać. Ale tak było... w pewien sposób atrakcyjniej.
Odwróciłem głowę w kierunku mężczyzny.
- Z Tobą jest przyjemne i kłopotliwe, nie piękne.

Wade

- Mam to uznać za komplement, czy się obrazić?- nie wiedziałem do końca jak zinterpretować jego słowa. Czyli że ze mną jest przyjemnie, ale z tym tam jego kochasiem to pięknie ma? Chujowo trochę.

Peter

- Na Twoim miejscu uznałbym to za komplement. W końcu nie każdy ma okazję robić coś takiego z samym Spider-Man'em - mruknąłem z wyższością.
Zbliżyłem się w stronę Deadpool'a, jednakże z zachowaniem między nami dystansu.

Wade

- Phi, jakby to był jakiś zaszczyt obcowania z Pajęczakiem- uśmiechnąłem się kpiąco.

Peter

Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- A nie jest? Spójrz, ludzie mnie uwielbiają! No, oprócz tamtego gościa - wskazałem palcem na miejsce, z którego wcześniej wydobył się strzał. Nie tylko gazety wypełniano moimi zdjęciami, najnowszymi wiadomościami. Byłem sławny jako bohater. Wieści o kolejnej niesionej pomocy jak najszybciej rozprowadzały się.
- To jest zaszczyt. Każdy w tym mieście mnie zna, a jednocześnie i nie. Z wyjątkiem Ciebie.

Wade

Skierowalem wzrok na miejsce gdzie pokazywał- Hmm..tamten to pewnie był też fanem, chciał cię zabić, zabrać i ruchać twoje zwłoki- wyruszyłem ramionami.

Peter

Gwałtownie zasłoniłem lewą dłonią miejsce na masce, pod którym powinny znajdować się moje usta.
- Deadpool, to obrzydliwe! - skrzywiłem się próbując wyrzucić jego słowa z umysłu, lecz było już za późno. Powstał tego niesmaczny obrazek, którego nie potrafiłem się ot tak pozbyć.

Wade

- Też cię kocham- zacząłem rechotac widząc jego zniesmaczenie. No ale może przedstawmy lepszy scenariusz- Ale wiesz, gdybym to ja był twoim fanem...- zacząłem ściszając głos aby brzmiał bardziej zmysłowo- To kupowałbym ci różne prezenty, opiekował się tobą i... No i też bym cię brał, ale żywego.

Peter

Pokręciłem przecząco głową. Mnie to w ogóle nie rozśmieszyło. Kolejny niesmaczny żart ze strony Deadpool'a. Czas się przyzwyczaić.
Zrobiłem jeszcze jeden krok. Tym razem o wiele większy, przez co dzielił nas ponad metr.
Kolejną wypowiedź uznałem za uroczą. Tego właśnie pragnąłem. Wade może i był fanem pajęczej postaci, lecz nie miał pojęcia o prawdziwym wcieleniu nowojorskiego bohatera. Dlatego był skreślony z listy osób, którym powinienem wyjawić tę tajemnicę. Aktualnie owa lista charakteryzowała się pustką, brakiem nazwisk,
- A nie jesteś moim fanem?

Wade

- No niby jestem, ale nie pozwalasz na żadną z rzeczy wymienionych wcześniej - stwierdziłem. No nie wiem czy można nazwać mnie fanem, to nie tak, że jest moim idolem. Ma fajny tyłek,  no i jest uroczy. No i lubie go wkurzać.

Peter

- A może pozwalam, tylko, że ty się nie starasz? - mruknąłem zaczepnie mając nadzieję, że to dołączy mu kilka odpowiedzi więcej, nawet innych pomysłów.
Otwarcie doszedłem do wniosku, iż flirtowaliśmy, aczkolwiek żaden z nas tego nie przerwał.

Wade

- Mógłbym cię przeleee...kochać się z tobą?- zreflektowałem się zaskoczony do granic możliwości. Nie mam pojęcia, czy on właśnie żartował, czy mówił serio.

Peter

Wzruszyłem lekko ramionami. Rozbawiło mnie to co zamierzał powiedzieć.
- Do utraty tchu - wyszeptałem zadziornie. Właśnie grałem na jego uczuciach, wręcz powtarzałem czyny mężczyzny. I to Mi się podobało.
- Ojć, zapomniałem, że ty nie masz nadnaturalnej wytrzymałości. Zmęczyłbyś się po kilkunastu minutach. A może kilku? - w skupieniu wpatrywałem się w Deadpool'a. Co teraz powie? Może również mi się odgryzie?

Wade

Cóż, z Peterem długo wytrzymałem. Chyba nie trzeba wam tłumaczyć, że takie gry słowne są zajebiste, jeszcze kiedy mówi się o tym z Pajaczkiem. Ale z tą utrata tchu to mnie rozwalił. No kto by pomyślał. Wyzwanie przyjęte - Yhmm, jasne. Prędzej to ty byś piszczał "oh, oh, deady, mocniej"- zacząłem parodiować.

Peter

- Nie piszczę w łóżku - oburzyłem się. Chociaż... Może jednak. Ale tylko trochę. W takiej sytuacji wypadałoby zapytać Wilson'a. W końcu to on ostatniej nocy znosił mój pierwszy raz. Nawet nie zdążyłem zapytać czy mu się spodobało, albo czy ja dobrze wypadłem.
- I dlaczego to ja miałbym być uległym? A może nie mam ukończonych jeszcze 16 lat? Co wtedy?

Wade

- Jestem pewien że masz, przeczucie które mnie nigdy nie zawodzi- zbliżyłem się do niego patrząc na niego wyzywająco lekko z góry - A czy nie piszczysz, to się w każdej chwili możemy przekonać.

Peter

W tym momencie zabrakło Mi słów. Mężczyzna wymówił to w cudowny sposób. Aż chciałoby się skorzystać, gdyby nie moja moralność. Nie mogłem tego zrobić nawet nie podając przyczyny.
Opuściłem głowę.
- Nie możemy - odparłem stanowczo, mając nadzieję, że Deadpool to zrozumie i nie będzie dłużej nalegał. Przynajmniej dzisiaj.

Wade

- Kiedyś to zrobimy mały. Obiecanki macanki- uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czubek głowy. Chyba na dziś starczy tych czułości. To znaczy dla niego, bo ja tam mogę  całą noc. Odsunąłem się kawałek i pomacałem sobie plecy. Rana już prawie się zagoiła, wyciągnięcie naboju przyspieszyło proces.

Peter

Przymknąłem powieki. Nie zważałem na chroniący mnie spandex. Nawet z nim poczułem muśnięcie ust. Delikatne, jakby to właśnie w nim zawarta została obietnica.
Również się odsunąłem i powróciłem na krawędź. Powinienem przerwać prowadzoną rozmowę i zająć się tym, co do mnie należało. Miasto wzywało.
- Nie jestem mały - rzuciłem dość obojętnym głosem i skoczyłem na przekór jego wcześniejszemu wołaniu.
Zamiast przeżyć bolesne spotkanie z ulicą, wystrzeliłem wiązankę pajęczyny w jeden z pobliskich budynków.

Wade

Tia...nastolatki i te ich problemy typu "nie jestem mały". Ja tak nie miałem...chyba. Poczekałem jeszcze chwilkę aż do momentu kiedy postać Pajaczka całkiem nie zniknęła z widoku. Potem już nie miałem nic lepszego do roboty niż wrócić do domu. Otwierając drzwi pomyślałem, że nasze spotkania są jakby wyznacznikiem czy dzień był udany, czy nie. A także pocieszeniem jeśli dzień jest do dupy, to wiesz że wieczorkiem ktoś na ciebie czeka i będzie dobrze. Ale ja sentymentalny się zrobiłem. Rozebralem się, a strój nadawał się już tylko do prania, tak samo jak moje ciało. Rana była już całkowicie zrośnięta, tylko cały byłem ubabrany we własnej krwi. Wziąłem szybki prysznic, nastawilem program na pralce i ulozylem się w łóżku. Długo nie mogłem zasnąć, bo troska o Spideya była nie do wytrzymania. Gdybym go nie popchnął to pewnie byłoby to już nasze ostatnie spotkanie. Kiedy usypiałem w mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl " znajdę tego skurwiela, który chciał cię skrzywdzić ".

Peter

Wślizgnąłem się do swojego pokoju przez okno. W żadnym z pomieszczeń nie paliło się światło, co znaczyło o tym, iż domowniczka już spała. Ja również próbowałem to zrobić. Zdjąłem kostium i schowałem go w szafie. Uznałem, iż prysznic wezmę rano. Aktualnie była na to zła pora.
Okryłem się zimną kołdrą, przymknąłem oczy przez co od razu zacząłem intensywnie rozmyślać.
Gdyby nie on, mogłem zginąć. Moje pożegnanie okazało się niepełne. Żałowałem, że nie zrobiłem czegokolwiek więcej.
I nawet nie potrafiłem zareagować, pokazać jak bardzo jestem wdzięczny. Zacisnąłem piąstki. Czy jeżeli Wade by o tym wiedział, martwiłby się o mnie? Czy chciałby zabronić Mi ratowania miasta? Do wszystkich bohaterów podchodził z dystansem, jakby nie do końca się przekonywał do owych osób. Jak zareagowałby właśnie na mnie, samozwańczego pajęczaka?
Gubiłem się we własnych myślach. Chciałem znaleźć się u jego boku, tak jak tamtej nocy. Cieszyłem się każdą sekundą spędzoną z tym osobnikiem jednocześnie nie wierząc jakim sposobem on tak szybko stał się ważny w moim marnym życiu.
W końcu udało Mi się zasnąć i pozbyć nagan na siebie samego. Przynajmniej na tę chwilę...

_____________
To już poniedziałek?? O luju...

12 tys. słów! Przecinki? Co to za magia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top