25.


— Zawieź mnie do niej — patrzyłam na niego nie do końca świadoma tego, co właśnie chcę zrobić.

— Eli, to nie jest dobry pomysł — starał się mnie uspokoić i patrzył na mnie szczerze zmartwiony.

— Tom, natychmiast zawieź mnie do Amy, wiesz, gdzie się zatrzymała — patrzyłam mu twardo w oczy i nie zamierzałam odpuścić albo on mnie tam zawiezie, albo sama ją znajdę.

Tom cicho westchnął i pokazał, żebym szła w kierunku samochodu. Zaczynało robić się już ciemno, a ja byłam tak nabuzowana emocjami, że nie liczyło się w tej chwili dla mnie nic innego, jak wizyta u tej podłej małpy. Zatrzymał samochód pod jedną z kamienic, która była jak się okazało całkiem niedaleko mojego mieszkania. Kiedy chciałam już wysiąść, złapał mnie za rękę.

— Pójdę z Tobą.

— Nie, to sprawa między mną a Amy — widziałam, że nie chce puścić mnie tam samej — proszę, zostań — widziałam, jak bierze głęboki oddech.

— Trzecie piętro, mieszkanie 8b.

Wysiadłam z samochodu i na miękkich nogach skierowałam się w stronę drzwi do kamienicy. Wchodziłam po schodach z ciężkim sercem, dalej nie mogłam uwierzyć, że ona to zrobiła, ale wiedziałam, że nie ma innej opcji. Stanęłam przed drzwiami i zanim zapukałam, jeszcze raz przemyślałam, co jej powiem. Stało się, zapukałam do drzwi i słyszałam, jak idzie, żeby je otworzyć. Tego, kto otworzył mi drzwi, nigdy się nie spodziewałam, w drzwiach stał James w samych bokserkach, na mój widok speszył się i nie wiedział, co ma powiedzieć. Staliśmy chwilę oboje w osłupieniu, patrząc na siebie.

— Eliz, ja Ci to wytłumaczę — zaczął mówić, ale ten jeden raz stwierdziłam, że nie będę panować nad sobą i jednym szybkim ruchem uderzyłam go z pięści prosto w nos.

Trzymał się za nos, z którego leciała mu krew, patrzyłam na niego z tak wielką nienawiścią, że mogłabym go w tej chwili zabić. Amy wyszła z sypialni w samej halce, a kiedy mnie zobaczyła, wystraszyła się. Weszłam do środka i patrzyłam na nią wściekła.

— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytałam i widziałam, że jest zmieszana.

— Nie wiem, o czym mówisz. — cofnęła się dwa kroki w stronę sypialni.

— Eliz, pozwól, że Ci to wytłumaczę — James zaczął znowu się tłumaczyć.

— Z Tobą zdradliwy pajacu nie mam ochoty nawet rozmawiać, wiem, że pieprzyłeś ją, kiedy byliśmy razem — patrzyłam mu w oczy, ale znowu po chwili wróciłam do niej. — Dlaczego spaliłaś cały dorobek mojego życia, co takiego Ci zrobiłam?

— Co zrobiłaś? — Wydarł się na nią James, co mnie samą zdziwiło, patrzył na nią tak samo, jak ja.

— Nie masz dowodów na to, że to ja — odezwała się i założyła ręce na piersi.

— Tak się składa, że mam — uśmiechnęłam się do niej — gdzie masz bransoletkę, którą dałam Ci na osiemnaste urodziny? — widziałam, jak spanikowana patrzy na swój nadgarstek, podniosła wzrok na mnie i wiedziałam już, że jest wystraszona.

— Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co tu chodzi? — krzyknął James.

— Proszę bardzo — podeszłam do niego. — Twoja kochanka z zazdrości podpaliła mi restaurację.

Widziałam, jak patrzy na nią zawiedziony, widocznie nawet on nie wiedział, że jest zdolna do czegoś takiego.

— To prawda? — spojrzał na nią.

— Tak. — miała w sobie tyle tupetu, że patrzyła mi prosto w oczy, przyznając się do tego.

— Naprawdę? Po tylu latach masz w sobie tyle nienawiści, żeby rujnować mi wszystko? — zbliżyłam się do niej, to już nie była moja Amy.

Roześmiała się głośno, z Jamesem popatrzyliśmy po sobie, cofnęłam się kilka kroków, stając obok niego i obserwowałam, jak podchodzi do nas z szerokim uśmiechem.

— Ty nic nie rozumiesz, zawsze, ale to zawsze wszyscy woleli Ciebie.

— O czym Ty mówisz? To Ty zawsze miałaś lepiej ode mnie — wykrzyczałam jej to prosto w twarz.

— Nie rozśmieszaj mnie, biedna Elizabeth, całe życie oddawałaś mi wszystko, bo traktowałaś mnie, jak siostrę i po co Ci to było? — Wysyczała, patrząc mi prosto w oczy.

— Pomyliłam się co do Ciebie, ale Ty mylisz się w tym, że woleli mnie, oni zawsze woleli Ciebie — chłodno obserwowałam, jak chodzi od jednego kąta pokoju do drugiego.

— Nie Eliz. Wszyscy zawsze woleli Ciebie. Liam, mimo tego, że był moim mężem i wiedział, że nastawiam Cię przeciwko niemu i tak Cię lubił. James i tak wybrał Ciebie, kiedy zaproponowałam mu, żebyśmy razem zniknęli i zamieszkali gdzie indziej, on i tak wybrał Ciebie. A Tom? Ten to był niezły, idąc ze mną na kolację i tak Cię na nią zaprosił, będąc u Ciebie w restauracji i tak rozmawiał z Tobą. Rozumiesz? Ja jestem tylko do łóżka, oni zawsze wybierali Ciebie, bo jesteś kurwa idealna.

Patrzyłam na nią, jak wyrzuca z siebie to wszystko, nie wiedziałam, co mam zrobić i czym jej tak zawiniłam, że była w stanie to zrobić.

— Wiesz, dlaczego spaliłam Ci tę restaurację? — uniosłam brwi w oczekiwaniu na jej odpowiedź — bo nawet te pierdolone brukowce pisały, że jesteś wspaniała, zdolna i urocza, a ja? O mnie jedyne co potrafią napisać, to że jestem ładna, nic więcej.

— Zrobiłaś to tylko i wyłącznie z zazdrości — podeszłam do niej i patrzyłam prosto w oczy. — Wiesz, dlaczego oni zawsze woleli mnie? Bo ja nie jestem tak zakłamana, jak Ty.

Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę Jamesa, który stał niedaleko drzwi wyjściowych, zatrzymałam się przy nim i spojrzałam mu prosto w oczy, widząc, że jest zawiedziony jej zachowaniem i jest mu naprawdę głupio. Przykre. Odwróciłam głowę, ale idąc obietnicą niepowstrzymywania się, uderzyłam go jeszcze raz, co przyjął z godnością, smutno patrząc mi w oczy. Złapałam za klamkę od drzwi, ale jeszcze raz odwróciłam się do Amy.

— Daje Ci dobę, żebyś się zgłosiła na policję, miałam monitoring i mam Twoją bransoletkę, jako dowód, inaczej założę Ci sprawę w sądzie i z przyjemnością zgłoszę się do Twojego byłego męża po pomoc.

Zamknęłam drzwi i zaczęłam schodzić po schodach, ciśnienie, jakie miałam, kiedy wchodziłam tutaj, uleciało wraz z pierwszym kontaktem mojej ręki z nosem Jamesa. Tom czekał przed samochodem, paląc papierosa. Przytuliłam się do niego i na chwilę poczułam, że w jego ramionach jestem bezpieczna.

— Chodź do domu, zrobię nam kolację. — pocałował mnie i otworzył drzwi, żebym wsiadła do samochodu.

— Zazdrość to okropne uczucie, popycha ludzi do strasznych rzeczy — mówiłam to i patrzyłam w szybę na oświetlone budynki.

— To prawda, mogę coś zrobić, żeby poprawić Ci humor? — zapytał i złożył na mojej dłoni pocałunek, żeby za chwilę położyć ją sobie na udzie.

— Chyba znam jeden sposób — uśmiechnęłam się do niego i przejechałam ręką po jego udzie od zewnętrznej strony, widziałam, jak się uśmiecha i patrzy na mnie kątem oka.

Nie chciałam już dzisiaj o tym myśleć, chciałam odpocząć i skupić swoją uwagę na najlepszym mężczyźnie, jakiego dane mi było spotkać. Wiem, że czeka mnie teraz ciężki okres, ale wiem też, że mam kogoś, kto będzie przy mnie i wiem, że sobie poradzę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top