22.
Dochodzi jedenasta, muzyka z sali do tańczenia dochodzi nawet tutaj. Zaczynam tańczyć w rytm jakiegoś hitu Bee Gees, przygotowując Carpaccio i widzę, jak Colin też podryguje nogami, wstawiając kaczkę do pieca. Łapię go za rękę i zaczynam z nim tańczyć między stalowymi blatami, śmiejemy się, bo obojgu nam zmęczenie daje się we znaki, ale jesteśmy naładowani pozytywną energią. Do kuchni wchodzi kelner zabrać tace z przekąskami i śmieje się z nas, proszę go, żeby przyniósł nam z baru po shocie wódki, w końcu my też żegnamy stary rok i witamy nowy.
Thomas wchodzi na kuchnię dokładnie piętnaście minut przed północą, łapie mnie od tyłu w pasie i obraca. Śmieję się głośno, ale nie tylko ja, Colin stoi oparty o blat i śmieje się do nas z radosnym uśmiechem.
— Porywam Cię — szepcze mi do ucha najseksowniejszy głos, jaki w życiu słyszałam.
— Zgoda — łapię go za rękę i ciągnę do biura.
Zamykam za nami drzwi na klucz, ściągam kitel przez głowę i rzucam gdzieś na biurko. Rozpinam szybko jego płaszcz, kiedy zaczyna mnie całować. Popycham go delikatnie, żeby usiadł na kanapie w moim biurze, siadam na nim okrakiem i całuję.
— Spodnie Ci nie przeszkadzają? — pyta, kiedy jego palce błądzą po moich plecach, a ja rozpinam guziki jego koszuli.
Patrzę na niego i kiwam głową, żeby potwierdzić, ale nie robię nic w tym kierunku, całuję go dalej i czuję, jak chce ściągnąć mi bluzkę przez głowę.
— Nie tutaj, jedźmy do mnie — patrzę mu w oczy i uśmiecham się, czując jego podniecenie pod sobą.
— Tutaj — ściąga mi bluzkę i rozpina stanik — a później możemy powtórzyć u Ciebie — całuje moje piersi, kiedy schodzę ręką do jego rozporka.
Rzucamy ciuchy gdzieś na podłogę i siadam na nim, zaczynam się ruszać, czując go w sobie całego. Całuje mnie zachłannie, a jego dłonie ściskają moje pośladki. Słodką chwilę rozkoszy przerywa nam rozbłysk świateł od fajerwerków i śmiech ludzi z patio. Oblizuje usta językiem i uśmiecha się do mnie.
— Nie wyobrażam sobie lepiej zacząć nowego roku — szepcze to i całuje mnie powoli.
— Ja też nie. To jedyna słuszna opcja — uśmiecham się i ruszam powoli biodrami.
Wychodzimy z biura w chwili kiedy akurat goście wracają na salę po pokazie sztucznych ogni. Części z nich nie dziwi widok Toma, w końcu sami są mniej lub bardziej rozpoznawalnymi twarzami. Jednak widzę, jak kilka kobiet patrzy na niego z uśmiechem. Sama zaczynam mu się przyglądać i widzę jego potargane włosy i krzywo zapiętą koszulę, uśmiecham się pod nosem i czuję, że zaczynam się rumienić. Zabieram swoje rzeczy i żegnam z kucharzem, który przytulając mnie i składając życzenia z okazji Nowego Roku, szepcze, że widać po nas co robiliśmy.
***
Siedzimy nago na kanapie okryci jedynie prześcieradłem z mojego łóżka. Oparta o jego twardą klatkę piersiową palę z nim papierosa.
— Kiedy zaczynasz zdjęcia? — pytam i gaszę papierosa w popielniczce.
— Dwudziestego trzeciego stycznia, ale to nie potrwa długo — mówi to i odgarnia mi włosy z szyi, że położyć w tym miejscu głowę.
— Dlaczego?
— Mam Ci powiedzieć, co będzie w Infinity War? — pyta rozbawiony i składa pocałunek na mojej szyi.
— Nie i tak wiem, że Loki umiera — odwracam się i szczerzę do niego, na co całuje mnie przelotnie w usta i opiera się o kanapę, ciągnąc mnie za sobą.
— Mogę zabrać Cię na plan, jeśli chcesz.
— Bardzo chętnie — sięgam po butelkę wina, z której pijemy oboje.
Kiedy postanawiamy iść spać do sypialni, jest koło czwartej rano, kładziemy się i jeszcze chwilę rozmawiamy o tym, że jutro muszę odebrać psa od rodziców. Przytulam się do niego i wkładam nogę miedzy jego nogi, śmieje się cicho i całuje mnie w czoło, życząc dobrej nocy. Uśmiecham się do siebie, bo ciągle nie wierzę, że nareszcie zasypiam przy boku faceta, w którym zakochuję się coraz mocniej i bardziej z każdą sekundą jego obecności w moim życiu. Przymykam oczy i czuję, że odpływam, ale słyszę, że zaczyna dzwonić mój telefon, zaczynam się wymykać z jego uścisku, ale robi to szybciej i całując mnie, wstaje, żeby podać mi telefon. Widzę na wyświetlaczu zdjęcie Micka, jak robi zeza i już wiem, że dzwoni w jednej sprawie.
— Halo?
— Prawie trzy i pół kilo! — Zaczyna krzyczeć do telefonu, przełączam go na głośnik i uśmiecham się razem z Tomem.
— Gratuluję, mów jak się czuje Megan i mały Harrison — czuję się cholernie szczęśliwa, dostając takie dobre wiadomości na rozpoczęcie roku.
— Megan jest wyczerpana, ale szczęśliwa, a mój synek jest cudowny, choć wygląda jak uroczy ziemniaczek — Tom bierze mnie za rękę i przyciąga do siebie, zamykając w uścisku, a ja dalej uśmiecham się szczerze do telefonu ze szczęścia, jakie właśnie zaczęło płakać — Eliz, muszę kończyć, jutro zapraszam do mnie.
Rozłączył się, a ja patrzę z uśmiechem na Toma.
— Będzie świetnym ojcem, a Meg cudowną matką — cieszę się ich szczęściem i nie mogę się doczekać, aż będę mogła rozpieszczać małego Harrisona.
— Ty też byś taką była — zakłada mi kosmyk za ucho, a mnie nagle uderza fala gorąca, ściskam mocniej jego dłoń i uśmiecham się smutno, widzę, że mu przykro i głupio z powodu tego, co właśnie powiedział — przepraszam Skarbie.
— Nie mówmy teraz o tym — przytulam się do niego i zdaję sobie sprawę, że pierwszy raz od ponad czterech lat nie płaczę, nie wpadam w spazmy na samą myśl o dziecku.
— To jest pewne, że nie możesz mieć dzieci? — pyta po jakimś czasie ciągle trzymając mnie w ramionach.
— Na dziewięćdziesiąt pięć procent — odpowiadam.
— Czyli jest cień szansy, żeby tak było — całuje mnie czule w czoło i przyciska mocniej do siebie.
Nic już nie odpowiadam na to, zawsze mam nadzieję, że może kiedyś jeszcze uda mi się zajść w ciążę, ale to musiałabym mieć niesamowite szczęście. Tom przytula mnie do siebie i przeprasza jeszcze kilka razy, wiem, że nie chciał źle, wiem, że nie miał nic złego na myśli. Przytulam go i staram się skierować swoje myśli na Toma i jego umięśniony brzuch odsłonięty do linii bioder, który właśnie oglądam.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Wybaczcie ten krótki rozdział.
Postaram się, żeby następny był dłuższy i ciekawszy.
Całuje, Pola❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top