10.
W mojej głowie właśnie toczy się bitwa, jedyne czego pragnę, to choć odrobina wody. Leniwie otwieram oczy i próbuje się podnieść, lecz ilość wypitego wczoraj alkoholu pokazuje, że to stanowczo jeszcze nie czas na takie podrygi. Cicho wzdycham i próbuje jeszcze raz powoli się podnieść. Nie będę obiecywać sobie, że już nigdy nie tknę alkoholu, bo nigdy to nie działa.
Zajęło mi chyba wieczność, aby doczołgać się do łazienki. Podkrążone oczy, mniejsze niż zazwyczaj, rozmazany tusz do rzęs, który kończy się gdzieś na policzku, włosy wołające o mycie i szczotke i to puste spojrzenie, którym wręcz krzyczałam na tą idiotkę w lustrze za spożycie takiej ilości wódki.
Po niezwykle ciężkiej batalii jaką stoczyłam w łazience, założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy z szafy i okulary przeciwsłoneczne mimo, że był grudzień, ja zwyczajnie mam światłowstręt. Zabrałam Barrego na szybki spacer, obiecując, że jak wrócę to pójdziemy na najdłuższy spacer w historii naszych spacerów. Założyłam słuchawki na uszy i w towarzystwie Elvisa ruszyłam do pracy. Trochę już było ze mną lepiej, ale to jeszcze nie był stan, w którym powinnam pokazywać się ludziom.
- O nasza szefowa miała chyba ciężką noc.- Mick zwijał się ze śmiechu, kiedy mnie zobaczył.
- Bardzo zabawne, naprawdę.- położyłam torbę na blacie i poczułam straszne zmęczenie- rano słyszałam jak trawa rośnie, mam strasznego kaca.
- Zrobić Ci śniadanie?
- Nie i błagam nie mów o śniadaniu bo mój żołądek jest zaciśnięty w pętlę.- podszedł do mojej osoby przypominającej obraz nędzy i rozpaczy i pocałował czule w czoło, po czym zabrał moją torbę i poszedł do biura.
- Odpocznij, przyjdę później pogadać.
Rzuciłam płaszcz gdzieś w kąt i położyłam się na małej kanapie w biurze. Stwierdziłam, że póki nic się nie dzieje a oni nie potrzebują mojej pomocy, ja odpocznę i oddam się w ręce zasłużonego mordercy kaca.
- Eliz, wstawaj.- głos Micka drażnił moje uszy i mózg, który zaczął rozumieć, że powinnam wstać.
- Pali się czy co?- wyjęczałam, przecierając twarz dłońmi.
- Amy z Adonisem przyszła na lunch. Pytała o Ciebie.- rzuciłam się z powrotem twarzą na kanapę.
- Nie chce, nigdzie nie idę.- ledwo było słychać co mówię, na co mój przyjaciel zaczął mnie podnosić.
- Masz tam iść i pokazać, że masz w nosie ją i jego. Idź utrzyj jej nosa.
- Po tym co wczoraj słyszałam, nie tylko nosa.- widziałam, że pytająco patrzy na mnie- później Ci powiem, bo jeszcze naplujesz jej do jedzenia.
- Nie, napluje im obojgu- wyszczerzył się i wyszedł.
Wiem, że on żartuje, choć po tym co chce mu później powiedzieć, mógłby zrobić coś o wiele gorszego.
Wstałam, wygładziłam rękoma swoją pogniecioną koszulę i ruszyłam na salę. Podeszlam do ich stolika a Tom od razu wstał i odsunął mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dzień dobry Elizabeth- powiedział to, pokazując swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- Dzień dobry Tom- usmiechnełam się do niego.
- Wyglądasz na strasznie zmęczoną- zaczęła mówić Amy- co robiłaś wczoraj?
- Odwiedził mnie znajomy i spędziliśmy miło czas nad butelką wódki.- cały czas patrzyłam na Toma, błękit jego oczu przeszywał mnie na wylot, kiedy mówiłam każde słowo.
- Och, my też trochę się zmęczyliśmy wieczorem- wyszczerzyła się puszczając mu oczko na co widziałam, że biedaczek się speszył.
- Tom, kręcisz teraz jakiś film?- olałam tą jak ze stosowną uwagę koleżanki i chciałam najszybciej zmienić temat.
- W styczniu zaczynam zdjęcia do Infinity War.
- Och, Loki zginie w końcu?- rozbawiłam go tym pytaniem.
- Większość ma nadzieję, że nie zginie a Ty chyba wręcz odwrotnie.- patrzył cały czas uśmiechnięty.
- Ostatnio akurat doszłam do wniosku, że mu się należy- wyszczerzyłam się- będziesz pracował z Benedictem przy tym filmie, prawda?
- Tak, choć więcej czasu spędzam z nim poza planem- popatrzyłam na niego pytająco- Ben to mój przyjaciel.
- Zabójczo przystojny facet, podoba mi się, jest taki męski.- udawałam rozmarzoną, mówiąc o nim.
- Jest żonaty- uśmiech trochę mu zmalał na moje wyznanie.
- Och, znam kobiety, którym ten stan absolutnie w niczym nie przeszkadza- spojrzałam na Amy znacząco i usmiechnełam się znowu patrząc w jego niebieskie oczy.
- Ty chyba do nich nie należysz.
- Aktualnie, może nie wyglądam, ale mam szacunek do samej siebie i kogoś. Nie wchodzę z butami w czyjeś życie.- zaczęłam pić kawę, która postawiła przede mną Mendy.
- Mało jest takich kobiet, nawet nie wiesz, jakie propozycje potrafią składać fanki.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mało nas jest, prawda Amy?
- Tak, tak. Takie kobiety są okropne.- cicho zaśmiałam się pod nosem, co nie uszło uwadze Toma.
- Elizabeth, jakie masz plany na najbliższy czas?- zapytał odstawiając swój kubek z kawą.
- Mam trochę planów, ale na razie nic nikomu nie zdradzę.
- To tajemnica?- uniósł brew do góry.
Przysunęłam się bliżej niego i nachyliłam bliżej jego twarzy.
- A co jeśli powiem, że tak?- wyszeptałam i z zadziornym uśmiechem wróciłam do wcześniejszej pozycji.
- To powiem, że chciałbym poznać tą tajemnicę- zniżył głos i z takim samym uśmiechem jak ja wcześniej powiedział.
Amy, była prawie nieobecna w naszej rozmowie, oboje toczyliśmy zaciętą bitwę na spojrzenia i żadne nie chciało odpuścić. Ja podziwiałam i zachwycałam się kolorem jego oczu, karcąc się z to w duchu, a on patrzył mi prosto w oczy z czymś, czego nie mogłam zdefiniować.
- Wszystko w swoim czasie, Tom. Obiecuję, że się dowiesz.- usmiechnełam się i zaczęłam wstawać od stolika.- Do zobaczenia.
Odwróciłam się i wyszłam z sali, zadowolona z siebie, Amy chyba nie pojeła aluzji, bo uśmiechała się do mnie miło cały czas. A ja zdałam sobie sprawę, że zapach jego perfum, jednak jest moim ulubionym, nawet jeśli chwilowo jest zauroczony Amy.
Wróciłam do biura i od razu dopadł mnie Mick, który kazał sobie wszystko szybko streścić, póki Colin sam daje radę. Usiadłam uśmiechnięta na kanapie i kazałam mu zamknąć drzwi. Jak tylko usiadł, zaczęłam opowiadać o wizycie Liama i o tym czego się dowiedziałam, płynnie przechodząc do ich wizyty w restauracji.
- Ja wiedziałem od początku, że ta laska to kurwiszon.- patrzyłam rozbawiona na niego, jak zaczął rzucać epitetami w stronę mojej byłej przyjaciółki.
- Daj spokój, dostanie za swoje.
- Masz jakiś chytry plan, prawda?
- Nie, ani trochę- zaczęłam kręcić głową, śmiejąc się z niego.- Poczekam, ona w końcu sama zrobi coś głupiego a ja już jej nie pomogę. Wracaj na kuchnię, wieczorem jeszcze pogadamy.
Wypchnęłam go z biura i sama zabrałam się za faktury i papierki, cały czas uśmiechając się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top