Głosy

Madara patrzył tępo przed siebie. Znowu widział te obrazy. Śmierci.

Swojej, członków klanu Ucicha, Tobiramy i Hashiramy. O ile wizje zabójstwa młodszego Senju nie były czymś nowym to inne objawy były czymś niepokojącym. Nigdy nie pragną śmierci Hashiramy. A chęć zobaczenia jego martwego ciała leżącego w kałuży krwi, z każdym dniem się nasilała. Oszalał. To było pewne.

Drgną gdy usłyszał dźwięk przekręcanych kluczy w zamku.

- Madara? - Głos Hashiramy rozbrzmiał w przy drzwiach wejściowych. - Dlaczego siedzisz na podłodze? - Twarz mężczyzny wychyliła się zza rogu.

- Ja, poprostu... Myślę... - Madara nie był wstanie przez chwilę wydusić z siebie żadnej składnej odpowiedzi. 

Hashirama przyjrzał mu się z niepokojem. Czarnowłosy wydawał mu się zagubiony, przestraszony. To nie było u niego normalne. Uchiha był jak posąg. Zimny i idealny.

Podszedł do niego szybkim krokiem i klękając przyciągną go do siebie a niższy z niejaką desperacją złapał go w objęcia i przycisną do siebie.

Z ust Madary wydobył się szloch a z oczu popłynęły łzy. Nie wiedział co właściwie chciał powiedzieć Hashiramie. Nie wiedział czy wogle chciał powiedzieć mu cokolwiek. Myśl że brunet wziął by go za szaleńca i zostawił tu samego, napawała go strachem który paraliżował całe ciało. Bał się siebie i o siebie. 

Senju głaskał czarnowłosego po głowie. Czuł że jego koszulka już przemokła od łez a ciało Uchihy co chwile przechodził dreszcz. Nie wiedział też, co przeraziło go aż tak. Może to był nawrót depresji? Albo... coś innego...

Brunet nie od dzisiaj wiedział o problemach z jakimi borykał się jego ukochany. Depresja to jedno, ale zdawał sobie sprawę z tego że o nie był do końca... normalny? Chyba tak to można ująć.

Był okrutny. Sadystyczny w każdym tego słowa znaczenia. I do tego był shizofremikiem. W jego życiu przewinęło się mnóstwo szpitali psychiatrycznych, pozwań sądowych i innych tego typu rzeczy. Co prawda nigdy nic mu nie udowodniono ale jednak. 

Hashirama wiedział że każdy zarzut był prawdą. Czystą i nieskazitelną. Wiedział o każdym zabójstwie dokonanym przez Madare. Ale nie mógł nic z tym zrobić. Nie dlatego że był szantażowany, czy coś w tym stylu. Ale poprostu nie mógł. Płakał po nocach a leki uspokajające i usypiające stały się jego codziennością ale jeśli wydał by Uchihe w ręce policji nigdy by sobie tego nie wybaczył. Umarł by ze smutku i poczucia winy. 

Mimo że za każdym razem widział tą chorą satysfakcje na twarzy ukochanego i szaleństwo w jego oczach to on nadal go kochał. Miłością bezinteresowną.

- Hashirama... - Szept czarnowłosego wyrwał go z zamyślenia. - Boje się. - Pociągną nosem a z jego oczu popłynęły kolejne łzy.

- Czego się boisz? - To pytanie sprawiło że Uchiha przycisną go do siebie jeszcze mocniej jakby bojąc się że ten gdzieś ucieknie. 

- Siebie. - Jego głos był przerażony. - O ciebie. - Znowu pociągną nosem a z jego ust wydobył się szloch. - Hashirama... ja... On mi mówi żebym cię zabił! - Wykrzykną w końcu a jego ciało przeszedł dreszcz. - A ja się nie opieram, ja też tego chcę...! Tak bardzo...

Brunet uśmiechną się smutno i ciepło spojrzał na ukochanego.

W porządku. Mogę dla ciebie umrzeć jeśli właśnie tego chcesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top