PROLOG
— Halo … Halo !! CORALINA ŻYJESZ TAM JESZCZE CZY KTOŚ CIĘ ZACZAROWAŁ ?! — moja przyjaciółka Lea w końcu dała znak życia. Moja uwaga znów powróciła na ekran mojego telefonu. — Co ty tam widziałaś przez to okno?
— Burzę a co innego, od tygodnia nic innego nie ma za oknem. Zajebisty początek wakacji. — ostatnie zdanie wypowiedziałam z dość wyczuwalnym sarkazmem.
Przez ten nieustanny deszcz ciężko było wyściubić nosa za próg domu. Ulice naszego małego miasteczka zamieniły się w rzeki. Całe niebo zostało zasłonięte przez ciemne chmury jedynymi, które je rozjaśniały były błyskawice.
— Ja nie wiem, co Ty w niej takiego ciekawego widzisz.
— Też nie wiem, ale przynajmniej na chwilę zapomniałam o tym, że mnie wszystko napierdala! — kolejny dzień z rzędu bolą mnie wszystkie kości i mięśnie w ciele.
Nikt nie wie czemu, nie mam ani gorączki, ani kataru, ani już tym bardziej alergii. Gdy pojechałam z mamą do lekarza stwierdził, że to najpewniej przez to, że rosnę, bo w końcu „taki wiek”.
— Aha, czyli jak ze mną rozmawiałaś to cię bardziej bolało?!
— Nie, ale jak poszłaś na „zw” prawie godzinę temu to mnie znowu zaczęło nawalać!
— Oj nie przesadzaj, poza tym nie moja wina, że mnie mama zawołała.
— Dobra, dobra.
Nasza uwaga znowu wróciła na mało istotne tematy i głupie historyjki oraz wspominki. Zupełnie zapomniałyśmy o otaczającym nas świecie. W tym czasie burza szalała coraz bardziej, aż w końcu nam o sobie dosadnie przypomniała, przerywając naszą rozmowę i odłączając prąd w całym moim domu.
— Świetnie. Korki wywaliło. Eh gdzie są te świeczki? — wstałam z mojego wygodnego łóżka włączając przy tym latarkę w telefonie.
— Dzięki ci Lea, że mi tyle tych świeczek na urodziny dałaś — wystarczyły trzy, aby rozświetlić cały mój mały pokój — Dobra, gdzie zapałki?... Kur… W kuchni. Oby się tylko na schodach nie wywalić.
Ruszyłam długim i ciemnym korytarzem w stronę schodów. Gdy znalazłam się na parterze skierowałam strumień światła w stronę pokoju naprzeciwko schodów, delikatnie rozjaśniając przy tym dość spory salon. Nie przejęłam się nim zbytnio i kontynuowałam moją podróż, mijając przy okazji wielkie lustro zajmujące prawie całą ścianę. Zaczęłam przeszukiwać każdą z możliwych szuflad i szafek w kuchni, do momentu, gdy usłyszałam huk kolejnego grzmotu i blask błyskawicy.
W tym samym momencie całe moje ciało przeszył okropny ból, którego nigdy wcześniej nie byłam w stanie doświadczyć. Gdy tylko ból ustał moje nogi zamieniły się w ciepłe kluchy, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Gdyby nie to, że stałam tuż przy blacie kuchennym upadłabym na ziemie, przeniosłam całą moją siłę na ręce, do momentu, aż mroczki nie zniknęły. Jak tylko ten moment nastał wzięłam to co potrzebne i najszybciej jak tylko byłam w stanie ruszyłam z powrotem w stronę mojego pokoju.
Jednak przy kolejnym grzmocie ból nawrócił i tym razem skończyłam na podłodze. Ledwo minęła minuta jak kolejna fala agonii przejęła moje ciało, tym razem dołączyło do niego uczucie poruszających się kości. Byłam w stanie wyczuć ich nawet najmniejszy ruch, a nawet to, czy zmieniają swój kształt, wielkość czy położenie. Moje gardło rozdzierał przeraźliwy krzyk, po policzkach płynęły mi wodospady z łez, a ciało cały czas się trzęsło, jego temperatura rosła i malała co sekundę. Jedyną rzeczą, o której mogłam teraz myśleć to nadzieja, aby którekolwiek z mojego rodzeństwa albo moi rodzice w końcu zeszli na dół.
Ostatkiem sił próbowałam się doczołgać jak najbliżej schodów, niestety mój organizm był już na tyle wymęczony, że ledwo doczołgałam się do lustra na ścianie. W końcu padłam bezwładnie na podłogę, czułam, że zaraz zemdleje. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam było odbicie w lustrze dwóch lśniących, niebieskich orbów.
Gdy na nowo otworzyłam oczy, oślepiło mnie wręcz białe światło. Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam … To był mój pokój. Wtedy zorientowałam się, że naprzeciwko mojego piętrowego łóżka stoi moja najstarsza siostra Emili.
— Co się stało? — zapytałam się nastolatki nadal półprzytomnym głosem.
— O śpiąca królewna wstała. Czekaj zawołam rodziców. MAMO !! TATO !! MŁODA WSTAŁA!! — ostatnie zdania wykrzyczała przez otwarte drzwi, nie wychodząc nawet z pokoju.
— Poczekaj chwilę zaraz przyjdziemy!! —Odpowiedział jej lekko przygłuszony głos naszej rodzicielki.
— Dobra!! A właśnie młoda pytanie mam jedno. Z czym wolisz się zaprzyjaźnić wosk czy laser ?
— Chwila ... CO ?!
Wtedy z idealnym wyczuciem czasu do mojego pokoju weszli nasi rodzice, a Emili szybko ulotniła się z pokoju. Rozmawialiśmy przez chwilę na temat tego, co się wczoraj działo oraz tego, jak się czuję, aż w końcu moi rodzice postanowili, jak to oni powiedzieli „opowiedzieć pewną historię”.
“ Wiele lat temu, gdy większość świata dalej była bezkresnymi łąkami oraz lasami. Nasi przodkowie podróżowali po całym kontynencie odwiedzając coraz to niezwyklejsze miejsca. Niestety podczas jednego z postojów napotkali innych podróżników. Na początku zachowywali się przyjaźnie więc nikt nikomu nie przeszkadzał. Niestety, gdy nastała noc, zaatakowali naszych przodków. I najpewniej dalibyśmy im radę, gdyby nie to, że nie byli sami, zebrali ze sobą pobliskich mieszkańców, z zamiarem okradzenia nas ze wszystkich kosztowności. Część z naszych musiała zostać i walczyć o to, co nasze w tym czasie reszta próbowała uciec. Wiedzieli, że wielu nie przeżyje tej nocy, więc postanowili odkryć jedyną kartę pułapkę, jaką posiadali. Pokazali swoje prawdziwe ja. Zamienili się w wilki. Nie skończyło się to dobrze dla nikogo. Musieliśmy się ukryć, zapomnieć o naszych korzeniach i udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Osiedliliśmy się w małym miasteczku, po kilkuset latach nasz klan był głównym mieszkańcem tego miasteczka. A gdy jeden z nas stał się burmistrzem miasta postanowił przypomnieć nam o naszych korzeniach i stworzył miejsce, gdzie jesteśmy bezpieczni. W podziemiach naszego miasta rozciągnięte są wielkie pomieszczenia przeznaczone dla wszystkich wilkołaków z naszego klanu…”
-Dobra, dobra chwila moment! Nie, żeby co, bo historyjka fajna, ale ja nie mam 5 lat, aby wierzyć w historyjki na dobranoc. Mam wam niby uwierzyć, że jesteśmy jakimiś potomkami wilkołaków? Błagam was.
Moi rodzice spojrzeli jednocześnie na siebie i zgodnie odpowiedzieli — Tak!
-A jak nam nie wierzysz to, chodź z nami, pokażemy ci coś. - dopowiedziała moja mama z szerokim i przyjaznym uśmiechem wyciągając przy tym rękę w moją stronę.
Chwilę się zastanawiałam nad odpowiedzią, ale ostatecznie stwierdziłam, że chuj raz się żyje.
Powoli i ostrożnie wstałam z łóżka, aby nie dostać zawrotów głowy po moich wczorajszych „przygodach”.
-Przebierz się a my poczekamy na ciebie na dole. - jedyną odpowiedź, jaką ode mnie dostali było lekkie kiwnięcie głowy.
Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy i powoli wyszłam z mojego pokoju. Gdy tylko pojawiłam się w salonie dobiegły mnie odgłosy cichnącej kłótni. Niestety nie usłyszałam jej kontekstu, ale po reakcji mojego rodzeństwa i rodziców byłam pewna, że chodziło o mnie.
Utwierdziły mnie w tym miny moich braci i sposób, w jaki się mi przyglądali. Włożyłam wygodne buty i wraz z rodzicami weszłam do auta, ruszyliśmy w tylko im znane miejsce. Jechaliśmy tak przez jakieś 30 minut do momentu, aż nie zatrzymaliśmy się w środku lasu. Dorośli z wielkimi uśmiechami na twarzy wyszli z auta i dalej ruszyli na piechotę. Po pominięciu kolejnych kilku metrów nie wiadomo czemu zatrzymaliśmy się na środku niczego.
-I co, to niby tu? Chcieliście mi COŚ pokazać TUTAJ? Nie mogliście tego zrobić w domu?
-Odpowiedz na dwa pierwsze pytania TAK. Na trzecie NIE. - z tymi słowami na ustach mój tata stanął pół metra ode mnie, w tym samym czasie, moja mama odsunęła się trochę od nas. - Może teraz nam uwierzysz. — nasza uwaga zwróciła się w stronę kobiety, która zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
W tę jej ciało zaczęło się zmieniać, słychać było dźwięk łamanych kości oraz … warknięć? Moja mama padła na ziemię, podpierając się rękoma o trawę, podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie z wymuszonym uśmiechem. W jej oczach było widać ogromny ból. W tem jej palce zaczęły się skracać, skórę zaczęło porastać gęste brązowe futro podobne kolorem do jej włosów. Kości w nogach zmieniły swoje położenie, paznokcie zamieniły się w szpony, kręgosłup wydłużył się częściowo wystając poza jej skórę zamieniając się w puszysty ogon.
Nim mój mózg zdążył połączyć fakty przede mną stał wilk. Nie miałam pojęcia co się właśnie stało i chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca z nadzieją, że to wszystko był tylko zwykły sen. Zatrzymały mnie jednak ręce mojego ojca, który spojrzał na mnie ze spokojem na twarzy.
— I co ty na to hmmm?
Spojrzałam jeszcze raz na mojego tatę, aby po chwili znów zwrócić wzrok w stronę zwierzęcia — ja jebię.
----------------------------------------------
Więc tak, jest to prolog mojej autorskiej książki. Mam nadzieję, że zaciekawiła was do czytania kolejnych części. Nie mam jeszcze za wiele napisanych przeze mnie książek na koncie więc proszę o wyrozumiałość. Na razie nie obiecuję również co ile będą wystawiane kolejne rozdziały.
Więc jak na razie życzę miłego czytania i bay bay ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top