Epilog
— Normalnie padam z nóg — narzeka Harry, a ja tulę do siebie moje dzieci. Moja mała Livia i Christian.
—:No tak, ty musiałeś stać przez sześć godzin, a ja sobie tylko leżałam wrzeszcząc z bólu — śmieje się, a następnie bierze ode mnie Liv.
— Czemu oni są tacy mali? Boję się, że zrobię jej krzywdę.
— Nic im nie zrobisz. To nasze dzieci, które będziemy kochać i chronić — głaszczę mojego śpiącego synka po policzku. Jest taki śliczny, tak samo jak Livia. Tyle na nich czekałam i wreszcie moje maleństwa są ze mną.
— Livia ma moje oczy. I chyba już zrozumiała, że jestem jej tatusiem, bo patrzy na mnie i nie wygląda jakby miała się rozpłakać. Moja dzielna dziewczynka.
Nagle drzwi się otwierają, a przez nie wchodzą Alex i Lydia. Budzą przy okazji Chrisa, który zanosi się płaczem.
— A co wy ty robicie? Czemu nie jesteście na własnym weselu? — ona nadal jest w sukni ślubnej, a on w garniturze. — Spokojnie skarbie — układam głowę synka w okolicy mojego serca i tulę go do siebie. A co najdziwniejsze Liv nadal jest spokojna.
— Jak moglibyśmy zostawić cię w takiej chwili. Pokaż te swoje maluszki — daje mi buziaka w czoło, a później robi to z Christianem. — Po niebieskich śpioszkach wnioskuję, że to Chris. A Livia jest tam — zbliża się do Harry'ego i składa też pocałunek na czole mojej córeczki.
Lydia za to zbliża się do mnie.
— Chcesz go potrzymać? — pytam, bo widzę, że nie ma odwagi zapytać. Niepewnie kiwa głową, a ja jej podaje synka. — Tylko uważaj na główkę.
— Już sama nie mogę się doczekać aż takie będę miała — mówi rozmarzonym głosem, a ja parskam śmiechem na widok wyrazu twarzy Alexa.
Dziś jest najszczęśliwszy dzień w całym moim życiu.
***
W szpitalu spędzam dwa dni, Harry jest przy mnie cały czas i codziennie jestem odwiedzana przez brata i Lydie, którzy zamieszkali w moim rodzinnym domu. Należał on do mnie, ale w ramach prezentu ślubnego postanowiłam go już wcześniej im przepisać. Ja nie zamierzam odchodzić od Harry'ego, a naprawdę nie chciałam by ten dom stał pusty.
Wchodzę do domu, za którym zdążyłam się już stęsknić. Harry w obu rękach niesie po nosidełku. Chciałam mu jedno wziąć, ale mi nie pozwolił.
— Cieszę się, że wreszcie wracam do mojego wygodnego łóżka. Przynajmniej to będę miała, bo o wyspaniu to mogę zapomnieć.
— Obiecuję, że dziś to ja będę wstawał do dzieci i przynosił ci je do karmienia.
Dobrze, że przynajmniej dziś.
***
W środku nocy gdy Harry zasypia tak samo jak moje dzieci ja narzucam na siebie bluzę i idę do ogródku. Skręcam w alejkę gdzie są pochowane moje dzieci. Klękam na ziemi obok dwóch posadzonych krzewów.
— Ostatnio długo tu nie przychodziłam, ale byłam zajęta waszym rodzeństwem. To jednak nie znaczy, że o was zapomniałam. Zawsze będę was kochać. Mama nigdy o was nie zapomni — wstaje i idę do mojego męża i dzieci.
No i koniec, lecz będzie jeszcze jedna część, a tak naprawdę to już jest na moim profilu pod tytułem Niebezpieczne pragnienia.
A i liczę na waszą opinię odnoście całego tego opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top