84


Wracam od lekarza i mam łzy w oczach, ostatnio dziwnie się czułam, więc poszła zrobić sobie badania i usłyszałam coś co mnie niemal zmroziło. Znowu jestem w ciąży, to piąty tydzień, więc wychodzi na to, że zaszłam w ciążę zaledwie trzy tygodnie po tym jak umarło mojej dziecko.

Rana po jego śmierci nadal się nie zabliźniła, a ja niedługo pewnie znowu stracę kolejne. Nie, tym razem już sobie z tym nie poradzę.

Wsiadam do samochodu i dalej płaczę, nie potrafię tego powstrzymać. Może to irracjonalne, ale już się boję tego co nastąpi. Pewnie minie jeszcze kilka tygodni, może nawet uwierzę, że zdołam urodzić to maleństwo, a później je utracę. Ponownie ze mnie wyleci.

Nie mam pojęcia jakim cudem udaje mi się dojechać do domu w całości, ale jak tylko jestem na miejscu to ocieram łzy i idę do domu. O wizycie wie tylko, Alex, bo nie chciałam martwić mojego męża.

Ledwo wchodzę do domu, a już pojawia się przede mną Alexander, wyraźnie na mnie czekał.

— Płakałaś? — pyta patrząc na mnie moje zapuchnięte oczy. — Siostrzyczko mów co się dzieje, bo naprawdę zaczynam się bać — delikatnie chwyta mnie za ramiona. Odkąd bierze te tabletki praktycznie nie zmieniają mu się nastroje i ciągle jest miły i słodki.

— Jestem w ciąży — mówię i wybucham płaczem, a on zaczyna się śmiać i mnie do siebie przytula.

— Przecież to się trzeba cieszyć, a nie płakać skarbie. To chyba jakiś cud, że tak szybko ci się udało znowu zajść w ciążę. Wiedz jednak, że bardzo się cieszę. Będziemy mieli takiego słodkiego maluszka — odczepia mnie od siebie, a następnie prowadzi mnie do salonu i tam siadamy na kanapie. A ja znowu się w niego wtulam.

— Tak bardzo się boję, że to znowu się powtórzy.

— Oj daj już spokój, jeszcze nigdy nie miałaś tak ustabilizowanego życia jak teraz, więc zaczniesz tylko o sobie lepiej dbać i na pewno wszystko będzie okej. Przestań już jednak płakać, no już kochanie, bo dzidziuś się stresuje — jego słowa na mnie działają, przestaje płakać, nadal jednak tkwię przytulona do niego.

Alex bez słowa bierze mnie na ręce i zanosi do mojej sypialni. Tam układa mnie na łóżku i sam kładzie się obok.

— Musisz jak najszybciej mu o tym powiedzieć?

— Nie chcę dawać mu złudnych nadziei — po co Harry ma się cieszyć skoro jeszcze nic nie jest pewnego. Żałuję, że się dowiedział o poprzednim razie.

— Na razie jest spokojny, ale kto wie co może mu strzelić do głowy, a jak będzie wiedział, że nosisz jego dziecko to niczego ci nie zrobi. Nie możemy tak ryzykować, życie to nie bajka, w której ludzie zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni.

Nagle drzwi się otwierają, a przez nie wchodzi Lydia. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, ale chyba postanowiła zostać z nami na stałe. Coś mi mówi, że jednym z tego powodów jest osobność mojego brata.

Raz ich przyłapałam w łóżku, ale podobno to była tylko jednorazowa przygoda.

— Płakałaś? — pyta patrząc na mnie.

— Tak, u Victorii szaleją hormony, więc płacze z byle powodu i chce by ją po przytulać.

— Jeszcze nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak nazwał miesiączkę — dobrze, że ona pomyślała, że mam jedynie okres, bo niestety Lydia należy do dość gadatliwych osób, a ja wolę by Harry się o tym ode mnie dowiedział.

— Ciągle coś razem beze mnie knujecie — dociera do mnie głos mojego męża i on wchodzi przez otwarte drzwi. — Coś się stało? — pyta i zbliża się do mnie, na jego twarzy maluję się zmartwienie.

— Nic złego — odpowiada mój brat, a następnie wstaje. — Zostawimy was, bo musicie sobie porozmawiać. A ty masz mu powiedzieć, bo ja sam to zrobię — te słowa kieruję bezpośrednio do mnie, a następnie wychodzi razem z Lydią zostając mnie samą z Harrym.

Jednak ten maraton nie będzie taki malutki, liczę na waszą opinię i dziś kończymy to opowiadanie i zaczynamy nowe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top