76
Zazwyczaj nie robię mocno kryjącego makijażu, bardziej staram się nad podkreśleniem oczu i ust. Teraz jednak nie mam wyjścia, mam trupio bladą cerę i mocno podkrążone oczy. Mi samej ciężko na siebie patrzeć. Sam korektor nie wystarczy. Do przebrania wybieram coś wygodnego i znowu wciągam na sobie leginsy. Zakładam na nogi trampki i narzucam lekką futrzaną karmelową kurtkę. Wyglądam jakbym szła na spacer. I dobrze, nikt nie musi wiedzieć, że zamierzam spotkać się z moim bratem.
Przerzucam przez ramię torebkę i wychodzę z pokoju.
Skoro jestem tu z własnej woli to nie zamierzam pytać się o pozwolenie na wyjście.
A poza tym Harry stracił prawo do mówienia mi co mam robić po tym jak zamiast mnie wybrał tę przeklętą służącą. Ona umrze i to w bardzo bolesny sposób.
Schodzę na dół i kieruję się do wyjścia.
— Victoria — dociera do mnie damski głos, a jak się odwracam to widzę idącą w moją stronę Lydie. — Gdzie się wybierasz?
— Muszę się przewietrzyć, a poza tym to zatankuje auto — co z tego, że mam trzy czwarte baku.
— Od tego mamy pracowników — tym razem słyszę głos mojego męża.
— Jestem też głodna, a wolę już nic tu nie jeść, bo nie mam ochoty na kolejną wizytę w szpitalu.
— Każe ci przywieść jedzenie z najlepszej restauracji.
— Mam ochotę na pizzę i to zjedzoną w miłym towarzystwie, więc wezmę na miejscu, będę za kilka godzin, w razie co dzwoń — nie zwracając uwagi na nic idę dalej. Tym razem nie zamierzam odpuszczać. Spotkanie z Alex'em jest dla mnie ważne.
— Czemu tak się zachowujesz? — Harry też się nie poddaje i podąża za mną. — Rozumiem, że cierpisz, ale przestań się nade mną wyżywać. To ci w niczym nie pomoże.
— A ty dlaczego nie chcesz ukarać tej, która zawiniła. To nie ty czułeś jak ono ze mnie wypływało. Nie martw się jednak na razie nie mam zamiaru od ciebie odchodzić — komunikuje i znowu zaczynam iść. Mój marsz nie trwa jednak długo, bo on chwyta mnie za ramię.
— Na razie? — pyta z bólem w głosie.
— Musimy sprawdzić czy w ogóle jeszcze do siebie pasujemy.
***
Jak podjeżdżam do miejsca, w którym umówiłam się z Alex'em to on już na mnie czeka. Tak jak obiecał jest sam. Opiera się o swoje auto. Jest to bardzo rzadko uczęszczany las za miastem.
Opuszczam samochód i niepewnie do niego podchodzę.
— Szczerze to uważałem, że mnie wystawisz.
— Naprawdę zależy mi na dobrej relacji z tobą — jeszcze bliżej do niego podchodzę.
On mi się dokładnie przygląda.
— Masz mocny makijaż, więc albo znowu cię pobił lub długo płakałaś. Powiedz co się dzieje.
— Znowu straciłam dziecko. Kolejny raz nie dałam rady utrzymać ciąży i to przez jakieś pierdolona zioła, które dodawała mi do jedzenia jego pieprzona służącą. Przez cholerne przyprawy dziecko umarło.
Alex w ciszy się we mnie wpatruje. Aż wreszcie łączy nasze palce.
— Czyli byłaś w ciąży jak mieszaliśmy razem. Czemu mi nie powiedziałaś, przecież nie zrobiłbym ci krzywdy.
— Sama nie wiedziałam — przytulam się do niego, w pierwszej chwili jego ciało się spina, lecz po chwili sam też mnie obejmuje. — Czemu życie musi być dla mnie takie okrutne?
Nagle jednak do moich uszu docierają dźwięki nadjeżdżających samochodów. Spoglądam zaskoczoną na Alexa.
— Wybacz mi siostrzyczko.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top