64
— Nikt nie potrafi mnie tak zaspokoić jak ty — mówi Harry ciężkim głosem. Mężczyźni są tacy nieskomplikowani, wystarczyło mu obciągnąć, a ten ma już rozmarzony wyraz twarzy. W takiej sytuacji łatwiej go na cokolwiek namówić. — Jeśli chcesz to ci się odwdzięczę. Z chęcią zasmakuje twojej cipki.
— Później — mruczę i zsuwam swoje usta na jego szyję. — Bardzo za tobą tęskniłam.
— A ja jeszcze bardziej Vicky. Przysięgnij, że nie ważne co się stanie to ty już nigdy ode mnie nie odejdziesz. Zostaliśmy stworzeni po to by być razem — łapie mnie w pasie i przenosi na swoje kolana. — Kocham cię i nigdy z ciebie nie zrezygnuje.
Zaczynam go gwałtownie całować, ale nie trwa to długo, bo ktoś nam przeszkadza wpadając do pomieszczenia. Jak odwracam głowę i widzę tę przeklętą służącą to mam ochotę skręcić jej kark. I nie wykluczone, że to zrobię.
— Jakim prawem wchodzisz tu w ten sposób?! Zapomniałaś gdzie jest twoje miejsce! — Harry się jedynie uśmiecha, ale nie reaguje. Tym razem jednak nie odpuszczę, ona wkrótce stąd zniknie.
— Przyszłam powiedzieć, że ktoś właśnie dobija się do bramy. I chyba chodzi o panią — tylko Alex może teraz o mnie wypytywać. Musiał się obudzić i zauważyć moją nieobecność, bez trudu też domyślił się gdzie mogę być.
Kurwa, a ja jeszcze nie zdążyłam przekonać Harry'ego by odpuścił mojemu bratu.
Zeskakuje z kolana Harry i wybiegam z pomieszczenia muszę dopilnować żeby nikt nie zrobił mu krzywdy. Zbiegam po schodach, szybo wsuwam na nogi buty i opuszczam dom. Jest dziś dość zimno, ale mój brat jest ważniejszy niż mój chwilowy dyskomfort.
— Puście go do cholery! — krzyczę na dwóch kretynów którzy go trzymają. Nie mają prawa, to jest mój brat i należy mu się szacunek. Oni jednak gdzieś mają moje rozkazy. Moje relacje z Harrym są takie, że jego pracownicy nie okazują mi należytego szacunku. To się musi zmienić. — Zaraz obaj stracicie pracę i to w najlepszym razie, ale najpewniej obu wpakuje po kulce!
— Pan Styles zabronił go wpuszczać.
— A ja jestem jego żoną i chcę żeby mój brat tu wszedł.
— Chcesz się przeziębić? — słyszę głos mojego męża i on po chwili opatula mnie moją futerkową kurtką. — Zaprowadzić go do domu — rozkazuje im, a oni od razu to robią.
— Jeśli coś mu się stanie to nigdy ci nie wybaczę — komunikuje, a następnie idę za nimi ciągle zwracając im uwagę na to by byli delikatniejsi. Nie podoba mi się jak nim szarpią.
— Victoria — wypowiada do mnie jak już znajdujemy się w salonie. Nadal nie jest wolny. — Czemu ode mnie odeszłaś? Dbałem o ciebie siostrzyczko.
— Możecie już odejść — mówi, a tych dwóch, których za moją sprawą niedługo stąd wyleci wychodzą. — Ty naprawdę sadziłeś, że możesz sobie przywłaszczyć moją żonę? Mogłem się domyślić, że jesteś popierdolony po tym jak pozwoliłeś zabić swojego ojca.
— To Theo zabił tatę — przypominam mu. Nie można o wszystko oskarżać mojego brata.
— Jestem pewien, że na jego rozkaz, ale to już nie ważne. Zamknie się go w jakimś psychiatryku i raz na zawsze będzie można o nim zapomnieć.
— Chcesz się mnie pozbyć? — pyta mnie takim głosem, że serce zaczyna mi się krajać. Przecież on chce tylko mojej uwagi. Zbyt długo mu tego odmawiałam.
— Oczywiście, że nie. — podchodzę do niego, ale Harry w porę łapie mnie za ramię.
— Zachowaj odległość, bo on jest nieprzewidywalny — prycham na jego słowa i mu się wyrywam, a następnie wpadam w ramiona mojego brata.
— Kocham cię i nie zamierzam z ciebie rezygnować.
— Victoria ja mówiłem serio — głos Harry'ego przybiera poważniej barwy.
— Ja też — odwracam głowę w jego stronę. W — Masz zaakceptować mojego brata lub wracam z nim do nasze domu. Nie pozwolę ci aż tak sterować moim życiem.
Nie mam zamiaru wybierać pomiędzy którymś z nim. Chcę mieć obu przy sobie.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Ponawiam też pytanie czy może byście chcieli drugą część o siostrze Harry'ego lub może bracie Victorii?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top