44


Głośny krzyk opuszcza moje usta jak widzę  mojego ojca leżącego na ziemi i Harry'ego pochylającego się nad nim Harry'ego. A jak już do nich podbiegam to na widok mojego zakrwawionego taty upadam na kolana. Nóż w jego klatce piersiowej i otwarte oczy wyraźnie wskazują na to, że mojego taty nie ma już w śród żywych.

Załzawionymi wzrokiem spoglądam na Harry'ego. Jak on śmie być tak blisko mojego taty, dotykać jego ciała.

— Naprawdę nie mogłem nic zrobić — zaczyna Theo. Dopiero teraz go zauważyłam, wcześniej byłam skupiona na tacie.

— Czemu kłamiesz! — zaczyna wrzeszczę Harry. — Przecież to ty go dźgnąłeś! Victoria on wyciągnął nóż i zamordował twojego ojca, to było tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować — zaczyna tłumaczyć Styles. To jest jednak tak nierealne, że nie zamierzam tego słuchać.

— Odsuń się od mojego taty! — cedzę przez zęby. Płacz wydobywa się ze mnie, i przytulam się do martwego ciała ojca. Chcę by on żył, z całych sił pragnę by był przy mnie. Potrzebuję go.

— Co tak... — dociera do mnie głos Alexa, a po chwili czuję jak on klęka koło mnie. — Jak do tego doszło? — krzyczy i chwyta mnie w pasie i do siebie przyciska. Moje plecy są w niego wtulone, a jego dłonie owinięte wokół mnie.

— Najpierw próbował mi zabrać żonę, a teraz chce mnie jeszcze wrobić w zabójstwo Josha. Ja jednak tego nie zrobiłem!

Znowu kłamie, szkoda, że nie ma nawet odwagi by mi się przyznać z tego co zrobił. Postanowił mnie ukarać w najbardziej możliwie okrutny sposób, dużo bardziej bym wolała by to mnie zamordował.

— Nigdy bym nie zranił Victorii, kocham ją — zaczyna Theo, a Harry coś mu odpowiada, ale ja już nie zwracam na to uwagi. Jestem teraz dużo bardziej zajęta wypłakiwaniem się.

Mój tatuś.

— Spokojnie kochanie, jakoś sobie poradzimy — mówi do mnie Alexander, a po chwili stracę wszelką świadomość.

Pov Harry
Kłócę się z tym idiotą dopóki nie zauważam, że Victoria straciła przytomność. Ignoruję, więc tego, kretyna, który najdalej jutro straci te swoje parszywe życie i zbliżam się do Alexandra, który trzyma Torii w swoich ramionach. Nawet w tej sytuacji ten widok mnie drażni.

— Zaniosę ją do domu — mówię do niego, a on tylko odwraca się do mnie z wściekłym wyrazem twarzy. — Zabiłeś mi ojca i teraz sobie myślisz, że tak po prostu oddam ci siostrę? I co się do cholery stało z jej twarzą?

Chociaż minęły dwa dni to na buźce Victorii nadal pozostawał ślad mojego uderzenia, ale jakby na to nie patrzeć to nie to wszystko jest jego winą. To on mi powiedział o tym przeklętym Theo.

— Nie wtrącaj się do naszego małżeństwa i nie zabiłem twojego ojca.

— Oczywiście, że to zrobiłeś — komunikuje wstając i biorąc Vicky na ręce. — A przynajmniej moja siostra będzie o tym całkowicie przekonana — mówi to z takim wyrazem twarzy, że ja już wiem, że to on wszystko zaplanował.

— Zostaw moją żonę i wypierdalaj stąd — na pewno jej z nim nie wypuszczę. Skoro on był w stanie posunąć się do morderstwa ojca to nic by go nie powstrzymało by zrobić krzywdę mojej ślicznotce.

— Victoria z tobą nie zostanie, na pewno nie żywa — wolną ręką wyciąga pistolet. Trzyma go zdecydowanie zbyt blisko mojej małej. — Wolę by była martwa niż dalej tu z tobą — kątem oka zauważam, że ten drugi też jest przerażony całą tą sytuacją.

— Nie zrobisz tego — bardzo chce w to wierzyć.

— Zaraz możemy się przekonać. Nie będę miał nic na przeciwko zostania jedynakiem — odbezpiecza pistolet, a ja przestaje wręcz przestaje oddychać.

Nie chcę by ją zabrał, ale nie mam innego wyboru.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top