18


— Bardzo chętnie, tylko, że ty wtedy robiłeś wszystko żebym się z tobą czuła jak najlepiej. Nawet nie podnosiłeś na mnie głosu, a teraz bijesz mnie z byle powodu. Dopiero co oberwałam tylko dlatego, że powiedziałam ci prawdę.

— Wtedy była zupełnie inna sytuacja — oznajmia patrząc mi w oczy. Ja pierdole, on naprawdę w to wierzy. Czemu ja do jasnej cholery wcześniej nie zauważyłam jaki on jest.

— Niby jaka? Zawsze wiedziałeś kim jestem, najpierw mnie przez to unikałeś, ale później sam zacząłeś dążyć do naszych spotkań. Ślub też był z twojej inicjatywy. Gdybym wiedziała jak ci później odbije to nigdy w życiu bym nie dała się tam zaciągnąć.

— Nie moja wina, że ciągle flirtowałaś na moim oczach z innymi. Nikt nie dałby rady tego znieść! — krzyczy wrażenie zdenerwowany. Jak zwykle sobie roi coś w tej głowie. A prawda jest taka, że jak byłam z nim to nigdy nie spojrzałam na innego mężczyznę. I nawet nie pomyślałam o tym żeby go zdradzić.

— My to się jednak nie dogadamy. Jeśli tak bardzo ci zależy na tej kretynce to ją tu zatrzymaj, ale uprzedź żeby trzymała się z dala ode mnie i co najważniejsze nigdy nie komentowała naszych relacji — komunikuje, a następnie opuszczam ten pokój. Naprawdę okazałam naiwność sądząc, że on może zrobić coś o co go poproszę. On teraz pokazał, że jakaś służąca jest ważniejsza ode mnie.

Nie idę do sypialni Harry'ego tylko kręcę się po domu. Muszę znaleźć Louisa. To jest jedyna osoba, do której mogę się tu zwrócić. A niestety sama nic tu nie zdziałam. W domu go nie ma, więc muszę wyjść na dwór. Nie wstydzę się swojego wyglądu, w końcu to nie jest moją  wina.

Jak tylko Louis mnie zauważa to widzę zmieszanie na jego twarzy. Sama nie wiem czego on się spodziewał. Było jasne, że nasze relacje się same cudownie nie naprawią.

— Załatw mi wizytę u jakiegoś dobrego ginekologa. I to najlepiej jak najszybciej — proszę go, chociaż to irytujące, że sama nie mogę tego załatwić. Jestem tu pozbawiona wszelkich praw. To upokarzające.

— Okej, ale Harry o tym wie?

— Aż tak ubezwłasnowolniona to nie jestem. Nikt nie będzie decydować o mojej macicy, więc proszę załatw mi to na jutro.

— Postaram się — mówi, a ja nic nie odpowiadając już odchodzę.

Muszę postarać się przekonać ginekologa by już jutro założył mi spiralę antykoncepcyjną, wiem, że to nie jest wskazane dla osób, które jeszcze nigdy nie rodziły, ale teraz nie mam innego wyjścia. Harry mógłby zrobić coś z moimi tabletkami, a ja nie mogę w tak poważniej sprawie ryzykować. Nic więcej nie może mnie połączyć ze Stylesem.

***
Zajadam się fioletowymi winogronami i przeskakuje po kanałach. Nie mam nic poza telewizorem. Nawet zwykłego komputera ani telefonu. Torebka z moimi dokumentami też w jakiś niezwykły sposób zaginęła, ale bardzo dobrze wiem kto za tym stroi.

— Maddy cię przeprosi i już nigdy nie będzie denerwować — zaczyna szatyn wchodząc do pomieszczenia. Też mi coś. Szkoda, że o mnie tak się nie przejmuje tak jak o nią. — A wizytę u lekarza masz jutro, nałóż sobie jakiś mocny makijaż. Oczywiście pójdę z tobą.

— Co? — wyrywa mi się. Przecież on nigdy ze mną nie chodził do lekarza. Zawsze twierdził, że nie ma czasu na takiego głupoty. — Nie możesz.

— Oczywiście, że mogę. Jestem twoim mężem i chcę być przy badaniach, a i oczywiście będzie cię badać kobieta — cholera on jest jeszcze bardziej pierdolnięty niż cztery lata temu.

— Nie chcę cię tam — mówię wprost.

— To już postanowione, więc się nie kłóć. A i z takimi sprawami to przychodź do mnie, a nie do Louisa, bo i tak nic nie uda ci się przede mną ukryć. Wiem o wszystkim co się dzieje w tym domu — odkładam miseczkę z owocami, bo jakoś straciłam apetyt.

On tylko uśmiecha się widząc moją nie tęgą minę.

— Podejrzewam co kombinowałaś i wiedz, że ci się to nie uda. Nie będziesz się zabezpieczać, bo ja tak chcę, a moje słowo jest tu decydujące.

A to już tylko jego zdanie. Nie pozwolę by połączyło nas  coś więcej jak ten pieprzony akt ślubu.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top