6. Jak dawniej
KIEDY JEAN POWIEDZIAŁ, że spędzą razem trochę czasu, Mikasa nie spodziewała się, że tak to się skończy. Nie, żeby narzekała — o, z pewnością nie.
Wiedziała, że wreszcie to nastąpi. Właściwie z całego serca na to liczyła. Nie przewidziała co prawda, że tak szybko, ale przecież pewnych rzeczy nie można zaplanować, prawda? Przychodzą same, nagle, niespodziewanie i zupełnie naturalnie. Bez żadnego nacisku, bez pośpiechu.
— Mikasa... — wymamrotał niewyraźnie Jean w krótkiej chwili, kiedy oderwali się od siebie, żeby wziąć oddech. — Zawsze cię ko...
— Wiem — przerwała i podniosła się delikatnie, by przywrzeć wargami do jego ust. Żałowała, że i ona nie kochała go od początku. Gdyby nie traciła czasu na Erena, ich relacja zapewne posunęłaby się do przodu dużo wcześniej.
Jednak dziewczyna nie zamierzała rozpatrywać błędów przeszłości. Zamierzała korzystać z tego, co teraz.
Byli w jej tymczasowym luksusowym mieszkaniu. Początkowo Mikasa nie była pewna, czy może ot tak przyprowadzić tutaj przyjaciela, więc planowała w pierwszej kolejności przedstawić go ciotce. Okazało się jednak, że Kiyomi Azumabito wybrała się gdzieś w ważnej sprawie i miała wrócić dopiero późnym wieczorem. A skoro Jean już tu dotarł, cóż... mieli na pewien czas nieco swobody.
Beztroska chwila została przerwana, kiedy Mikasa obróciła głowę na miękkim materacu w bok i jej wzrok przypadkowo padł na zegarek.
— Jean — mruknęła. — Musimy kończyć. Moja ciotka... pewnie niedługo wróci.
Nie przyszło im to tak łatwo, oczywiście. Minęło trochę czasu, zanim Jean odsunął się, odetchnął i pochylił się, by podnieść koszulkę z podłogi.
Mikasa podniosła się i usiadła na brzegu łóżka. Spojrzała w ogromne lustro z ładną, białą ramą umieszczone naprzeciwko. Powoli zaczęła wkładać na siebie ubrania, ale wiedziała, że przeczesanie potarganych włosów ręką nie wystarczy. Odsunęła szufladę przy małej szafeczce nocnej, szukając szczotki.
— No dobrze — odezwał się Jean. Widziała w lustrze jego tęskny uśmiech. — To chyba znaczy, że powinienem się zwijać.
Dziewczyna zasunęła szufladę. Zaczęła doprowadzać ciemne kosmyki do porządku.
— Och, niekoniecznie. Miałam przedstawić cię ciotce, pamiętasz?
— Może innym razem. Teraz to by nie wyglądało właściwie. — Wyprostował się, poprawiając pasek spodni, po czym odwrócił się do niej i zapytał nagle: — Jak chcesz mnie przedstawić?
Kącik ust drgnął jej ku górze. Położyła szczotkę na półkę. Stwierdziwszy, że jej fryzura znów prezentuje się schludnie, jakby nikt jej nie naruszył, wreszcie spojrzała Jeanowi w oczy — naprawdę, nie w odbiciu.
— Jak chcesz być przedstawiony? — odparowała.
— Myślę, że dobrze wiesz.
Roześmiała się i wyciągnęła ramiona.
— Chodź tutaj.
Kiedy ponownie ją pocałował, na chwilę wszystko wydawało się takie proste. Poczuła się jak w historii miłosnej z jakiegoś filmu i była pewna, że właśnie dobrnęli do szczęśliwego finału.
— Zobaczymy się jutro, Mikasa?
— Na to liczę. Możesz mnie odwiedzić. Tak, żeby właściwie wyglądało — powtórzyła jego wcześniejsze słowa.
— No jasne.
Żadne z nich nie wiedziało jeszcze, że do ustalonego spotkania nie dojdzie.
❌❌❌
Przełom nastąpił następnego dnia rano i był to telefon od Armina.
Mikasa jadła śniadanie z ciotką — typowo japońskie danie, tak pyszne, że nie dało się opisać — kiedy zadzwonił jej telefon. Przeprosiła zatem i odeszła od stołu, jednakże miała pewność, że chodzi o jakąś drobnostkę. Zmieniła zdanie dopiero, gdy usłyszała poddenerwowany głos przyjaciela.
— Mikasa, masz czas?
Zmarszczyła brwi. Przypomniała sobie dziwne zachowanie Armina podczas ostatniego spotkania całej paczki. Widziała, jak się stresował. Najwyraźniej w dalszym ciągu mu nie przeszło.
— Cześć... właśnie kończę śniadanie. Coś się stało?
Minęła chwila, zanim usłyszała odpowiedź.
— Musimy porozmawiać. Najlepiej w cztery oczy. — Chłopak powoli opanowywał pobrzmiewające w głosie emocje, jednak nie udało mu się już ostudzić niepokoju Mikasy. — Przemyślałem parę rzeczy.
Mikasa wstrzymała oddech. Wahała się, ale ostatecznie odważyła się zapytać:
— Armin, czy to ma jakiś związek z Annie?
Takie wyjaśnienie wydawało jej się najbardziej oczywiste, jasne i sensowne. To na wzmiankę o swojej dziewczynie zrobił się ostatnio bardziej nerwowy.
Ku jej zaskoczeniu, chłopak zaprzeczył.
— Co? Nie, nie. Annie ma się dobrze. — Brzmiał trochę tak, jakby chciał przekonać samego siebie. — Nie chodzi o nią.
Mikasa miała ochotę naciskać dalej, ale uznała, że lepiej zrobić to, gdy się już zobaczą.
— Zgoda... Daj mi pół godziny. Może tam, gdzie ostatnio?
— Tak. Chyba będzie najlepiej.
Dziewczyna ugryzła się w język. Zanim pokusa zadania kolejnego pytania zwyciężyła, zdążyli się pożegnać. Armin sam się rozłączył.
Wsunąwszy telefon do kieszeni, wróciła do stołu. Jej wzrok stał się nieco nieobecny, pogrążyła się całkowicie w rozmyślaniach. Spojrzała na swój talerz. Nagle przepyszny ryż z warzywami stracił w jej ustach cały smak. Przeprosiła, usiadła i z pewną sztywnością zabrała się do kończenia posiłku.
Oczywiście zmiana w jej zachowaniu nie umknęła czujnej uwadze Kiyomi Azumabito.
— Czy coś się stało, moja droga? — spytała z niepokojem, unosząc kieliszek umeshu.
— Nic takiego — skłamała Mikasa, lecz zaraz dodała, by rozwiać podejrzenia: — Mój przyjaciel chciałby się spotkać za jakiś czas. Zastanawiam się, czy miała ciocia jakieś plany, czy może...
Azumabito uśmiechnęła się, jej brązowe oczy wnet złagodniały.
— Oczywiście, Mikasa. Zaprosiłam cię, by lepiej poznać moją krewną i spędzić miło czas, ale sama mam sporo obowiązków. Właściwie załatwiłam sobie trochę wolnego na popołudnie i wieczór, jeśli chcesz. Póki co, nie mam nic przeciwko.
Była taka miła. Ackermann mimowolnie pobiegła myślami do wizyty Jeana i poczuła się trochę winna. No nic, musiała jak najprędzej naprawić sytuację.
Ale najpierw miała ważniejszą sprawę na głowie.
❌❌❌
Armin już na nią czekał.
Jego jasne włosy były w lekkim nieładzie, jakby nie uczesał ich dobrze po wstaniu. Może brakowało mu czasu? Mało prawdopodobne, zważywszy, że sam wyszedł z propozycją spotkania i na dodatek zjawił się wcześniej niż uzgodnili. A zatem wydawał się na tyle roztargniony, że pewnie nie zawracał sobie głowy tak błahymi sprawami.
Mikasa przyspieszyła kroku, poprawiając przerzuconą przez ramię torebkę z najważniejszymi rzeczami.
— Co się stało? — wymknęło jej się natychmiast z ust zamiast sensownego powitania.
Zatrzymała się przy przyjacielu. Nie wszedł jeszcze do środka, do kawiarni, w której siedzieli ostatnim razem z Sashą, Jeanem i Connie'm. Wraz z falą niepokoju do jej umysłu napłynęła cała masa absurdalnych czarnych scenariuszy mogących stanowić wyjaśnienie całej sytuacji. Starała się o nich zapomnieć, przekonać samą siebie, że chyba popada w paranoję. A jednak nie było to proste. Martwiła się o Armina tak, jak on martwił się o... No właśnie, o co?
— Dziękuję, że przyszłaś. — To nie była odpowiedź. Niecierpliwość Mikasy zaczęła się poważnie nasilać. — Zaraz ci wytłumaczę. Chodź.
Dziewczyna przygryzła wargę, ale ostatecznie podążyła za nim do środka, gdzie usiedli przy pierwszym lepszym wolnym stoliku. Po drodze zauważyła, jak Armin bierze parę głębokich wdechów. Kiedy zajął miejsce, położył ręce na stole i popatrzył jej w oczy, wydawał się już spokojniejszy.
— Christa powiedziała mi, że widziałaś się z Erenem.
Mikasa zamrugała. Nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Eren? Przyszli tu rozmawiać o...
— Tak, no cóż. Przypadkiem się na niego natknęłam. Miałam okazję, żeby zwrócić mu ten stary szalik.
Armin zmarszczył czoło.
— Nie powiedziałaś mi o tym.
Czyżby tylko jej się zdawało, czy rzeczywiście słyszała pretensję w tym tonie?
— Bo nie sądziłam, że to ważne — rzuciła wymijająco, zawieszając torebkę na oparciu krzesła. — Poza tym, zauważyłam, że chodzisz jakiś przygnębiony, a wspomnienie Erena...
— Mikasa. — W niebieskich oczach pojawiło się coś, czego nie potrafiła do końca określić. — Naprawdę nie rozumiesz? Nie mów, że nie pamiętasz. Byliśmy przyjaciółmi. We trójkę.
Na moment dziewczynie zaparło dech w piersiach. Wszystkie głosy i szmery, które słyszała wokół, zlały się w niewyraźną i odległą jedność. Miała wrażenie, że śni.
Jej palce kurczowo zacisnęły się na karcie menu. Omal jej nie pogniotła.
Armin nadal wpatrywał się w nią z pełną powagą. Otrząsnęła się. Nie, wcale nie śniła.
— Co to za pytanie? — wykrztusiła w końcu. — Oczywiście że pamiętam. I pamiętam też, jak się skończyło. Nie ma do czego wracać.
— Wręcz przeciwnie — upierał się chłopak. — Przecież przez tyle lat zawsze się wspieraliśmy. Jak można ot tak skreślić taką długą, silną przyjaźń?
Mikasa rzuciła menu na blat, odchylając się lekko do tyłu i przywierając plecami mocno do oparcia krzesła.
Mogła się domyślić. Armin znał Erena jeszcze dłużej niż ona. Bardzo się lubili. Byli do siebie mocno przywiązani. O ile Eren koniec konców zrobił, co zrobił, Armin nic się nie zmienił. Nadal go do niego ciągnęło. Ciekawe, co by się stało, gdyby spotkali się po takiej przerwie.
— Zapytaj Erena Jeagera — wymamrotała. — My nadal trzymamy się razem. I mnie to wystarcza.
— Nie mówię, że mi nie wystarczasz. Po prostu... minęło tyle czasu.
— Ach, więc czas wymazuje winy?
— Nie. Mikasa, nie chcę bagatelizować twoich uczuć, ale sama przyznajesz, że to było tylko dziecięce zauroczenie.
Dziewczyna westchnęła. Kątem oka lustrowała menu, które co prawda ostatnio już czytała. Teraz jednak nie skupiała się na spisie ofert kawiarni. Potrzebowała jedynie skierować wzrok gdzieś na bok.
— Wiesz, że nie chodzi już tylko o odrzucenie, tylko o to, co zrobił po nim. Eren odsunął się od nas wszystkich z własnej woli i ani razu nawet nie próbował naprawić błędu. Co to może znaczyć? — uniosła brwi, po czym zaraz sama udzieliła sobie odpowiedzi: — Naturalnie, nie uważa, by był to błąd.
— To nie takie proste jak mówisz. Znasz Erena. Nie próbuję go usprawiedliwiać, ale...
— A mnie się wydaje, że to właśnie robisz — wtrąciła i uniosła rękę, zanim zdążył odpowiedzieć. — Nie zamierzam się z tobą kłócić, Arminie. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi.
Armin otworzył usta, jakby na przekór chciał się pokłócić, jednak jego spojrzenie wkrótce złagodniało. Rozluźnił mięśnie ramion i odezwał się opanowanym głosem:
— Proszę. Nie mówię, że macie się oboje zakochać. Ale mamy szansę, by znów było jak dawniej.
Jak dawniej.
Nie będzie tak jak dawniej. Co do tego Mikasa miała pewność. Dorośli już i dojrzeli. A jednak... może to właśnie mogło wyjść na dobre? Dorośli ludzie nie powinni popełniać tak głupich błędów.
Pomyślała o zdystansowanym, lecz spokojnym i uprzejmym zachowaniu Erena w pociągu. Miał na tyle przyzwoitości, by okazać, jak nieswojo się czuł.
A potem spojrzała na Armina, na jego roztrzepane jasne włosy i zmęczenie odmalowane w niebieskich oczach. Nie dało się ukryć, jak bardzo go to dręczyło.
Przez chwilę milczała i wahała się. W końcu westchnęła głęboko.
— Dobrze. Dam mu tylko jedną szansę. — Zrobiło jej się lepiej, kiedy zobaczyła rozpromienioną twarz przyjaciela. — To jak planujesz to zrobić, Arminie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top