4. Spędzimy razem trochę czasu

MIKASA KROCZYŁA DUMNIE ULICAMI TOKIO, ani myśląc oglądać się za siebie. Przyjemne, świeże powietrze wypełniało jej płuca, lekki wiaterek poruszał delikatnie włosami i ubraniem, a ona czuła się jak nowonarodzona. Właśnie oddała Erenowi Jeagerowi szalik. Nie musiała już trzymać u siebie pseudo-pamiątki po nieczułym chłopaku, jakiego dawno temu darzyła sympatią. Ta świadomość budziła w niej mieszaninę radości, ulgi i satysfakcji. Dobry humor podtrzymał także obiad zjedzony wspólnie z Christą (nie, Historią) oraz wiadomość od innego przyjaciela, Armina, którą dostała wkrótce po tym.

„Słyszeliśmy, że jesteś teraz w Tokio” — głosił napis w dymku wyświetlający się na ekranie smartfona Mikasy. — „Co za szczęśliwy zbieg okoliczności, bo też tu przyjechaliśmy!”

Młoda kobieta musiała aż stłumić uśmiech cisnący się uparcie na jej usta. Powstrzymując go, zdążyła wrócić do ciotki i spędzić z nią trochę czasu, nim Kiyomi Azumabito musiała znów wrócić do obowiązków, a także zmienić ubrania na nieco luźniejsze i wygodniejsze. I gdy w końcu ruszyła na miasto, w umówione z przyjaciółmi miejsce, mogła dać upust emocjom.

Czekali w kawiarni. Armin uśmiechnął się do niej jak tylko złapali kontakt wzrokowy. Jego jasne włosy zostały krócej ścięte, ale rysy twarzy pozostawały tak pogodne jak zawsze, a oczy miał wciąż duże i w barwie bezchmurnego nieba. Wraz z nim siedziało Wielkie Trio z czasów licealnych (w przeciwieństwie do Erena, Mikasy i Armina w dalszym ciągu trzymali się wszyscy razem). Connie, dawniej jeden z najniższych uczniów szkoły średniej, urósł i górował teraz nad Ackermann paroma centymetrami. Dawniej ogoloną głowę porastały krótkie szaroblond włosy. Miejsce obok niego zajmowała młoda kobieta lustrująca ofertę kawiarenki z zachwytem w orzechowych oczach i wysoko upiętym końskim ogonem — bez wątpienia Sasha Braus. A koło niej... Mikasa poczuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek, dostrzegając wysokiego mężczyznę o przydługich jasnobrązowych włosach, dość pociągłej twarzy i rozumnych, piwnych tęczówkach. To on jako pierwszy zabrał głos.

— Mikasa — wskazał jej miejsce pomiędzy sobą a Arminem.

Ackermann przypomniała sobie słowa, które wypowiedziała do ciotki Azumabito po zapytaniu o życie miłosne: Gdy przyjdzie odpowiedni moment... jest jeden chłopak. Nie kłamała. A wspomnianym przez nią chłopakiem był nie kto inny jak Jean Kirschtein.

Jean jej się trochę podobał i miała wrażenie, że może liczyć na wzajemność. Za czasów liceum zalecał się do niej przy każdej okazji, ale Mikasa oczywiście go ignorowała z powodu silnego uczucia do Erena. Dopiero odrzucenie ze strony Jeagera i zakończenie edukacji w szkole średniej otworzyło dziewczynie oczy na parę istotnych rzeczy jakich przedtem nie dostrzegała. Na przykład to, że Jean był miły, miał ładny biały uśmiech, a jego beznadziejne metody podrywu dało się jednak znieść. Teraz gdy dorośli stał się całkiem przystojnym mężczyzną (choć niektórzy wciąż mogli wypominać mu końską mordę), a do tego spoważniał i zapuścił włosy. Mikasie bardzo się to podobało, lecz nie czuła się tak zniewolona swoimi emocjami jak w przypadku Erena. Zdarzało się, że Jean z nią flirtował, ale jakoś fajniej niż dawniej, na co odpowiadała tym samym. Przyjazd przyjaciela do Tokio napełniał ją radością. Owszem, zaczynali od spotkania w dużej grupie, ale może zdołaliby w końcu umówić się na randkę i spędzić miło czas tylko we dwoje.

Tak... ta wizja była bardzo kusząca.

— Cześć — Mikasa przywitała się ze znajomymi. Obdarzyła każdego spojrzeniem, pozostawiając na koniec Armina. — Annie nie przyszła?

Blondyn zarumienił się lekko. Było powszechnie wiadomo, że już od roku tworzył szczęśliwy związek z koleżanką z liceum, Annie Leonhart; jego uczucia do młodej kobiety wydawały się jednak świeże i młodzieńcze jak u piętnastolatka. Rumienił się czasem kiedy ktoś wspominał jego dziewczynę albo gdy zobaczył ją prezentującą się wyjątkowo ładnie. Mikasa dawniej nie lubiła Annie — miała bowiem wrażenie, że Eren darzył ją szczególnym uczuciem. Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło, a dziewczyny zostały nawet dobrymi przyjaciółkami, dlatego nieobecność jednej z nich zmartwiła drugą.

— Annie coś wypadło — wytłumaczył Armin nieco nerwowo. — Kazała przekazać pozdrowienia.

— Znowu wyciągnęła ją ta koleżanka, o której mówiłeś? — zainteresował się Connie, na co twarz Arlerta przybrała barwę dojrzałych czereśni.

— Nie, to znaczy...

Na krótką chwilę, dosłownie z pół sekundy, urwał z powodu łamiącego się głosu. Między całą czwórką przyjaciół (Mikasą, Arminem, Connim i Jeanem) zawisło na moment silne napięcie. Trwało ono, aż Sasha Braus, kompletnie niezainteresowana ich tematami, z błyszczącymi ekscytacją oczami wykrzyknęła:

— Rety! Mają ciasto francuskie!

Uniosła kartę wysoko ponad siebie, wpatrując się w listę oferowanych ciast. Na jej bladą twarz wstąpiły rumieńce równie mocne jak u Armina.

— Saszka — mruknął Jean, dostrzegając, jak krzyk ich towarzyszki zwrócił uwagę pozostałych klientów oraz baristów. — Opanuj się!

— Nie mogę. Już sobie wyobrażam, jak pysznie musi smakować!

Zachowanie Sashy było dziwaczne i nieco irytujące, lecz po tylu latach Mikasa zdążyła się do niego przyzwyczaić, a może je nawet polubić. Rzecz jasna nigdy nie przyznałaby tego na głos, toteż rzuciła tylko wymowne spojrzenie w kierunku Braus.

Gdy podeszła kelnerka, nikogo nie zdziwiło, że Sasha jako pierwsza zaczęła składać zamówienie. Wzięła trzy kawałki ciasta francuskiego, muffinkę z jagodami, porcję lodów czekoladowo-wiśniowych z posypką i dwie latte z karmelem. Niziutka kobieta o jasnorudych włosach zagarniętych za uszy zapisała to wszystko w notesiku i już miała odejść, jednak właśnie wtedy Connie począł wymieniać, co on sobie życzy. Wówczas dotarło do niej, że to zamówienie dla samej Sashy a nie dla wszystkich. Nie wygłosiła jednak, chwała Bogu, żadnego komentarza. Zanotowała kolejne nazwy wyśmienitych ciastek i napojów na które klienci mieli ochotę, po czym oddaliła się. Zwykłe czarne balerinki stukały o podłogę.

— Mogłabyś zostać tu na stałe — zaproponował Connie, zwracając się do brązowookiej przyjaciółki. — Ludzie by przywykli do twoich zwyczajów. Wiesz, wchodzisz i mówisz: „To co zwykle”.

— W Tokio z pewnością jest więcej wyszukanych dań niż w Tsugaru — dodał Jean. — I mają tu lepsze uczelnie.

Sasha założyła ręce na piersi. Po raz pierwszy od początku spotkania zainteresowało ją coś poza słodkościami.

— Mnie się w Tsugaru podoba — obroniła miasto, w którym wynajmowała mieszkanie na czas studiów gastronomii. — Są tam równie dobrzy kucharze. A nawet lepsi!

— Naprawdę? — Mikasa uniosła brwi.

— Och, nie trzeba szukać daleko. Mój przyjaciel jest geniuszem: potrafi wyśmienicie przyrządzić mięso, aż ślinka cieknie na samą myśl. A jego ziemniaczane purée, o Boże... musicie go kiedyś spróbować. Nieludzko pyszne!

Connie poruszył się lekko na siedzeniu, słysząc padające z ust kobiety słowa: mój przyjaciel. Mikasa uznała to za słodkie. Springera i Braus łączyła bowiem szczególna więź — nie romantyczna, raczej coś w stylu relacji brat-siostra. Ale gdy tylko Connie usłyszał dalszą część wypowiedzi dziewczyny, konkretnie tę o geniuszu, opuścił ramiona z rezygnacją. Nikt nigdy, nawet Sasha, nie nazwałby go w ten sposób. Mikasa musiała aż powstrzymać uśmiech.

Kątem oka dostrzegła, że Jean również ma lekko drgające kąciki ust. Ich spojrzenia się splotły — ciemnoszare tęczówki napotkały piwne i młody mężczyzna puścił do niej oczko, na co postanowiła jednak się uśmiechnąć.

Wkrótce rudowłosa kobieta w prostym eleganckim stroju przyniosła im zamówienie. W pierwszej kolejności postawiła tacę z przysmakami dla Sashy, która bezceremonialnie przysunęła wszystko bliżej siebie i rzuciła się na lody.

— I jakim cudem nie tyjesz, jedząc aż tyle? — wymamrotał Connie, gdy ruda baristka oddaliła się wystarczająco.

Sasha była zbyt zajęta wciskaniem do ust białej plastikowej łyżeczki z porcją lodów, by odpowiedzieć. Wyręczył ją jednak Jean. Nachyliwszy się w stronę Springera z uniesionymi lekko brwiami i krnąbrnymi iskierkami w roześmianych oczach (Mikasa uznała tę postawę za niezwykle pociągającą), rzekł:

— Szybka przemiana materii. Jednak dziwi mnie, że potrafi tak szybko jeść zimne lody.

Po tych słowach rzucił w stronę Ackermann jeszcze jedno przelotne spojrzenie. Młoda kobieta poczuła, że czerwienią jej się czubki uszu. Wyprostowała się i spojrzała na własną porcję: lody malinowe, kawałek ciasta o skomplikowanej nazwie, której nie pamiętała, a także filiżankę kawy. Zwykle starała się trzymać dietę (ot, dla własnego zdrowia), lecz od czasu do czasu należało jej się przecież coś słodkiego, nieprawdaż?

Zjadła wszystko i dopiła do końca kawę. Deser zdecydowanie poprawił jej nastrój, ale nie w aż takiej mierze jak spotkanie z przyjaciółmi i Jeanem. Gdy czekali na Saszkę, która już z pewnym trudem kończyła pałaszować muffinkę, Mikasa myślała, jaki był to udany dzień. Widziała się z tyloma znajomymi, trochę czasu spędziła także z ciotką, oddała Erenowi szalik i zamknęła za sobą bolesny rozdział. W oczach Ackerman najbliższa przyszłość malowała się niemal perfekcyjnie. Zamierzała spędzić cudowne dwa tygodnie w stolicy Japonii, a następnie wrócić na studia... Kto wie, czy nie jako dziewczyna Jeana? Może znalazłaby czas.

Jednak jak to zwykle bywa, gdy mamy perfekcyjne plany, pojawia się przeszkoda na naszej drodze. Tak się zdarzyło i Mikasie Ackermann.

Wyszedłwszy z kawiarenki w towarzystwie przyjaciół, usłyszała, jak tuż koło niej głos zabrał Armin:

— Spotkamy się jeszcze, prawda?

Dziewczyna spojrzała na jego rozpromienioną twarz i poczuła ciepło rozchodzące się po całym ciele. Wszak ten uroczy blondyn nigdy nie interesował ją w sposób romantyczny, ale jako najlepszy przyjaciel nie miał sobie równych. Zawsze przy niej był i służył pomocą. Niski oraz drobny, lecz wyjątkowo inteligentny, potrafił świetnie poradzić sobie w rozmaitych sytuacjach życiowych lub znaleźć rozwiązanie skomplikowanego problemu. Mikasa zdawała sobie sprawę, jak trudno znaleźć kogoś równie lokalnego, empatycznego i wspierającego. Cieszyła się, że jej się to udało. Przecież owego pamiętnego dnia Armin mógł trzymać stronę Erena, którego znał dłużej i lepiej — a jednak sam wybrał, co właściwe i w dyskusji, która poróżniła go z Jeagerem na dobre, bronił Mikasę.

— Na to liczę — odparła gładko Ackermann. — Zostajecie wszyscy w Tokio do końca tygodnia, racja?

Potaknęli. Nieco wcześniej, w wiadomościach elektronicznych, rozwinęli swoje wyjaśnienia. Był to szczęśliwy zbieg okoliczności, że wszyscy w tym samym czasie wyjechali do stolicy. Sasha, Jean i Connie złożyli wizytę znajomemu, z którym od dawna się nie kontaktowali, natomiast Armin dał namówić się na wyjazd Annie — jego dziewczyna była zapaloną introwertyczką, kiedy więc z własnej nieprzymuszonej woli wysunęła propozycję dołączenia do reszty przyjaciół i spędzenia z nimi czasu w wielkim mieście, cóż... Arlert nie śmiałby się sprzeciwić.

— Następnym razem zastaniemy Annie, prawda? — zapytał Connie.

O dziwo w uśmiechu Armina, stanowiącym odpowiedź na te słowa, malowało się trochę smutku.

— Tak — rzekł pusto młody mężczyzna. — Postaram się.

Mikasa zmarszczyła brwi. Czyżby był jakiś problem?

— W porządku, Armin? — zagadnęła delikatnie.

— Ach? Tak! — blondyn otrząsnął się, wyrwany z zadumania. — Oczywiście. Do zobaczenia następnym razem!

Po czym rzucił im ostatnie, roztargnione spojrzenie i oddalił się tak prędko, jak tylko był w stanie. Mikasa patrzyła na niego kątem oka aż do momentu, gdy zniknął za zakrętem.

Ackermann poczuła wzbierającą w piersi falę poważnego niepokoju. Armin ewidentnie borykał się z jakimiś trudnościami, a nieobecność Annie na przyjacielskim spotkaniu wcale nie pomagała mu we wzięciu się w garść. Jednak gdy Mikasa odwróciła się do Jeana, Connie'go i Sashy, zobaczyła jak prowadzą swobodną, przerywaną śmiechami rozmowę, żegnając się ze sobą. Widocznie nie dostrzegali w zachowaniu Armina nic szczególnego. Młoda kobieta postanowiła, że spróbuje z nim porozmawiać na osobności.

— W porządku, Connie — rozpromieniona Sasha poklepała przyjaciela delikatnie po ramieniu. — Musimy już iść.

— Do zobaczenia, stary — Connie przybił piątkę z Jeanem, po czym zwrócił się do Mikasy: — Cześć, Mikasa.

Ale ona tak się zamyśliła, że w pierwszej chwili nie zorientowała się, do kogo Springer kieruje te słowa. Zamrugała i otrząsnęła się.

— Ach, tak...

Connie i Sasha byli jednak pochłonięci rozmową do tego stopnia, że nie zwrócili uwagi na jej nietypowe zachowanie i speszony wyraz twarzy. Gdy tylko oficjalnie domknęli dyskusję, oddalili się, zostawiając Mikasę z Jeanem.

Jean przeniósł na towarzyszkę spojrzenie swoich przenikliwych, brązowawych oczu.

— Zamierzasz wrócić od razu do ciotki, prawda? — zapytał, tym samym w pełni wyrywając Ackermann z zadumy. — Wygląda na to, że jedziemy tym samym pociągiem.

Nie musiał dodawać nic więcej. Mikasa zrozumiała, co miał na myśli. Na krótki moment przestała myśleć o istniejącym prawdopodobnie dylemacie Armina.

— Tak — powiedziała pogodnie. — Spędzimy razem trochę czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top