☀️.Prolog.☀️

PROLOG

   Bywały dni, gdy słońce wschodziło tylko dla nich.

   Złota istota o jasnogwieździm  wzroku, której najszczersze diamenty zazdrościły krasy, lżejsza od promieni słońca liżących jej szlachetną skórę, chcących poczuć choć odrobinę chwały.

   Bywały myśli, że mógłby dla niej zrobić wszystko. Wzbić się w niebo, własnymi szponami chwycić słońce i wypaliwszy się wpierw w jego ostrym blasku, samym tylko duchem złożyć bogini skarb u stóp, z nadzieją, że zaszczyci go spojrzeniem.

   Aż raz płynna światłość stanęła przed nim i w jednej sekundzie wypalając z jego umysłu wszystko, prócz jej miodowej postaci, odezwała się ciepłym i przyjaznym głosem.

   Więc siadali razem blisko, w tych niedługich momentach pomiędzy wartami w pałacu, opierali o balustradę balkonu z zimnego kamienia i milcząc do siebie w języku wiatru, podziwiali opasłą kulę światła płynącą po nieboskłonie tylko dla nich, a wkrótce także małą, nowowschodzącą gwiazdę.

Notka: to leżało w notatkach bardzo długo, dopiero teraz, przeglądając prace po raz zapewne ostatni, trafiłam na niepopublikowane Błyski. Przenoszę się na konto Rainwing015.
Mam nadzieję wrócić tam tak do tej historii (którą wciąż rozwijam, ta wersja jest właściwie trochę nieaktualna), jak i do tego zbioru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top