☀️II☀️
Żar cieknący z nieba zdawał się podobny skapującej farbie. To miejsce było szmerem piasku i szarością rozciągniętą przez źrenicę. Miało w sobie sprawę tajemną, ulotne spojrzenie i dawne słowa pamiętane przez czas.
Myśli załkały, gdy z żalem zarzucił na nie ciężki łańcuch materii i wyrywając z nieuchwytnych igraszek na granicy jaźni, przykuł do ostrej krawędzi pergaminu, wcisnął w ciasne i duszące szpary.
Krwawiły atramentem, który ciekł mu po szponach i barwił papier upstrzony szlachetnymi łzami, gdy patrzył na krzywdę swych najdroższych dzieci. A one spijały je z wdzięcznością, chcąc ulżyć mu w jego daremno-złotym trudzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top