Rozdział 44
*Perspektywa Rose*
Jutro piątek, zaliczę ostatnie dwa przedmioty i możemy lecieć do Erika i Alexa. Za tydzień ferie, więc możemy być trochę dłużej. Załatwiłam już wszystko u dyrektora, nie będzie robić problemu. Siedzimy sobie z Crisem na kanapie w salonie i oglądamy jakiś mecz. Nie interesuje mnie to, ale nie odmówię chłopakowi, szczególnie iż i tak nie ma nic ciekawego do patrzenia. Alice pojechała po Louisa, ma zamiar zrobić mu niespodziankę i zaprosić gdzieś. Mówiła mi, że ma dosyć tego, iż chłopak ciągle za nią płaci. Dzisiaj ma być jej czas i jej fundusze będą wykorzystane. Nie ma jej już dwie godziny, więc zapewne fajnie się bawią. Cieszę się, ze względu na Alice. Zasługuje ona na szczęście. Tak długo czekała ona na kogoś takiego. Nagle dostaje smsa od dziewczyny.
Alie: Rosalie, nie będzie mnie jakiś czas. Nie lecę też z wami do Erika. Okazało się, że Louis mnie zdradza i to z Marie. Polubiłam dziewczynę, a ona takie świństwo mi zrobiła. Z resztą Louis nie lepszy. Naprawdę go kochałam, teraz mam złamane serce. Nie szukaj mnie, jestem bezpieczna. Chce być sama. Wyłączam też telefon, żebyście nie dzwonili. Odezwę się za jakiś czas.
O kurwa, nie mogę uwierzyć w to co widzę. Czytam ponownie to, co napisała i jeszcze raz i jeszcze. Nie mam zbytnio porywczego charakteru, ale gdy chodzi o moją rodzinę, to zmieniam się nie do poznania. Czuję jak ciśnienie mi rośnie, serce bije coraz szybciej.
- Hej skarbie, co się dzieje? - Pyta Cris.
- Sam sobie przeczytaj. - Odpowiadam i rzucam mu komórkę. - Zabiję go, po prostu go kurwa zabije.
W tym momencie, słyszę iż ktoś wchodzi do mieszkania. Domyślam się, że to ten chuj. Idę szybko do korytarza, przynajmniej na tyle ile mogę, na szczęście kule znowu mi nie są potrzebne, ale nadal muszę uważać. Słyszę, że chłopak wszedł do kuchni, kieruje się za nim. Gdy wchodzę tam i widzę jego zadowoloną minę, coś we mnie pęka i dosłownie się na niego rzucam. Po chwili czuje, jak silne ręce Christiana, odciągają mnie od niego.
- Puść mnie do cholery!!! - Krzyczę. - Ten skurwiel musi zapłacić za to, co jej zrobił.
- Uspokój się kochanie. - Słyszę głos chłopaka przy uchu. - Daj mu coś powiedzieć.
- O co Ci chodzi? - Pyta z wyrzutem Louis, wstając z podłogi.
- Zamknij się, nie masz prawa się odzywać. - Mówię. - A Ty go jeszcze kurwa bronisz. Czytałeś przecież co odwalił. Nie odpuszczę mu.
- Skarbie, znasz go już trochę. Myślisz, że byłby w stanie coś takiego odwalić. - Próbuje mnie uspokoić Cris. - Dajmy mu się wytłumaczyć.
- Co tu jest do tłumaczenia, do cholery. Przecież Alie jasno napisała, może powiesz, że to zmyśliła albo jej się przewidziało. Znam ją od małego, ona nie robi sobie żartów z czegoś takiego. Dlaczego go tak bronisz? - Pytam. - Może jesteś taki sam. Co? Też zdradzasz mnie na prawo i lewo?
- O czym Ty kurwa mówisz? - Wtrąca się Louis.
- Powiedziałam już, że masz się zamknąć. - Mówię coraz bardziej wściekła. - A Ty czemu nie odpowiadasz. Pewnie mam rację, bo tylko stoisz i się gapisz. Mam tego dosyć do cholery. Wychodzę szukać siostry, a wy módlcie się, żebym ją znalazła. Jeszcze jedno, nie chcę Cię tu widzieć jak wrócę. - Mówię do Louisa. - I Ciebie również Cris, jeżeli trzymasz jego stronę.
Nie patrzę dalej na nich, tylko odwracam się na pięcie i wychodzę. Jestem strasznie wkurwiona. Muszę sprawdzić kilka miejsc, w których może być dziewczyna. Szkoda, że nie ma Alexa i Erika. No cóż, muszę radzić sobie sama. Wychodzę przed budynek, widzę że za mną podąża ochroniarz. Moim pierwszym celem jest park. Może i jest zima, ale dzisiaj wyjątkowo ciepło. Alie ma tam swoje miejsce, tylko ja o nim wiem. No chyba, że pokazała temu chujowi. Cholera, muszę się trochę uspokoić. Ale zapewne nie stanie się to wcześniej, niż znajdę poszukiwaną przeze mnie dziewczynę.
*Perspektywa Louisa*
Wracam po udanej sesji do mieszkania. Mam w planach zabrać Alice na kolację. Wchodzę do środka i kieruję się od razu do kuchni, żeby się czegoś napić. Gdy tam docieram, wpada za mną Rose, uśmiecham się do niej, a ona dosłownie się na mnie rzuca. Nigdy nie spodziewałem się, iż w tym małym ciele, jest tyle siły. Próbuje się jakoś zasłonić przed jej ciosami. Nie mogę jednak wiele zrobić, gdyż Cris wysłał by mnie na OIOM, gdyby dziewczyna, chociaż paznokieć sobie przeze mnie złamała. Po chwili czuję, iż tracę równowagę i ląduje na podłodze. Zanim Rose z powrotem mnie dopada, Cris odciąga ją delikatnie.
Widać, że dziewczyna ma jakieś pretensje do mnie. Wstając z podłogi, pytam więc o co jej chodzi. Słyszę jedynie, że mam się zamknąć. Christian próbuje mnie bronić, a dziewczyna nakręca się coraz bardziej. Słyszę coś o mojej Al, więc pytam ponownie.
- O czym Ty kurwa mówisz?
- Powiedziałam już, że masz się zamknąć. - Mówi coraz bardziej wściekła Rosalie. - A Ty czemu nie odpowiadasz. - Tym razem dziewczyna wzraca się do Crisa. - Pewnie mam rację, bo tylko stoisz i się gapisz. Mam tego dosyć do cholery. Wychodzę szukać siostry, a wy módlcie się, żebym ją znalazła.
Że co kurwa, kogo ona idzie szukać? Przecież jej siostra nie żyje. Nagle do głowy wpada mi obraz Alice. No tak, dziewczyny traktują siebie jak rodzinę, więc pewnie o nią jej chodzi. Ale dlaczego musi jej szukać. Gdy Rose, stoi już w drzwiach, odwraca się jeszcze do nas i mówi.
- Jeszcze jedno, nie chcę Cię tu widzieć jak wrócę. - To chyba było do mnie. - I Ciebie również Cris, jeżeli trzymasz jego stronę.
No tego się nie spodziewałem. Spoglądam na chłopaka, jest widocznie rozdarty. Ma ochotę biec za dziewczyną, ale widać też, że mocno go zraniła tymi słowami. A ja dalej nie wiem o co chodzi. Podchodzę po woli do Crisa, gdy nagle jego pięść styka się z moją twarzą. Pod wpływem uderzenia, ponownie ląduje na podłodze.
- Mam nadzieję, że to jakaś pomyłka. - Odzywa się chłopak. - Bo jeśli nie i skrzywdziłeś dwie dziewczyny, na których mi zależy. To sam Cię stąd wykopię i gwarantuję, że rychło się po tym nie pozbierasz.
Następnie podaje mi telefon Rose, a ja nie wiem co mam z nim zrobić.
- Czytaj do cholery.
Patrzę więc na ekran. Znajduję się tam SMS od mojej Al. Czytam, to co jest tam napisane i zamieram. Jak ona mogła mnie widzieć z Marie. Ja nie mam z nią nic wspólnego. To tylko przyjaciółka. Słyszałem, że z kimś kręci, ale na pewno nie ze mną. Widać, że dziewczyna nie żartuje. Kogo ona mogła do cholery widzieć. Nagle rozwiązanie samo wpada mi do głowy. Cholera jasna, czemu wcześniej o tym nie pomyślałem.
- To Zayn. - Mówię.
- Co Zayn, jaki Zayn? - Pyta zdezorientowany Cris.
- Jak to, jaki Zayn. - Odzywam się. - No mój cholerny braciszek. Przecież on jest identyczny, jak ja. Ja się z Marie, nie całowałem. Ona nie jest w moim typie, a po za tym kocham Alice i nigdy bym jej nie skrzywdził. Znowu chce zniszczyć mi życie.
Widzę, że chłopak zastanawia się, nad moimi słowami.
- Ale co on tu robi. Ostatnio widzieliśmy go dwa lata temu, w Sydney. - Stwierdza Cris. - Potem zniknął.
- Od niego się tego nie dowiemy. - Mówię, wyjmuje telefon i wybieram numer Marie.
Marie: Hej Lou, stało się coś? Miałeś iść z Alice na kolację.
Ja: No właśnie miałem. Jednak się coś stało. Powiedz mi spotykasz się z Zaynem, moim bratem?
Marie: Nie no, skąd. Nie wiedziałam nawet, że masz brata.
Ja: Proszę Cię, powiedz prawdę. Alice widziała jak się z nim całowałaś i myśli, że to byłem ja. Gdzieś wyjechała, wyłączyła komórkę, nie mogę jej znaleźć. Rose chce mnie zabić i czuję, że Cris jej w tym pomoże. Musisz mi pomóc.
Marie: No dobra, spotykamy się od dwóch miesięcy. Początkowo pomyliłam go z Tobą. Później mi to wszystko wytłumaczył. Zdziwił się, że też tutaj jesteś. Chciałam, żebyście się spotkali, ale twierdził, że nie jest jeszcze gotowy. On zmienił się, nie bierze już udziału w walkach i wyścigach. Był też na odwyku i jest czysty. Ale nadal zmaga się z przeszłością. Stwierdził, że mu nie wybaczysz, tego co było z Twoją poprzednią dziewczyną. Dlatego nie chciał, żebym Ci mówiła.
Ja: Jeżeli faktycznie się zmienił, to niech przyjedzie z Tobą do naszego mieszkania. Muszę znaleźć Alice i Rose, która poszła jej szukać. Pomożecie nam w tym i oczywiście wytłumaczycie co i jak.
Marie: Dobrze, niedługo będziemy. Właśnie z nim jestem, tylko odeszłam kawałek, żeby nie słyszał rozmowy.
Ja: Czekamy w takim razie. - Mówię i się rozłączam.
- Widzisz, miałem rację. Teraz tylko na nich poczekamy i idziemy szukać dziewczyn.
Mam nadzieję, że szybko je znajdziemy. Z Rosalie pójdzie szybko, jest z nią ochroniarz. Ale Alie, swojego wykiwała. Kurde muszę ją znaleźć, bez niej nie czuję, że żyję.
*Perspektywa Erika*
Minęło tyle czasu, a tata dalej jest w śpiączce. Strasznie martwię się o niego. Teraz przypada moja kolej w szpitalu. W domu udało mi się przespać trzy godziny. Wchodzę na oddział i kieruje się do pokoju taty, by zmienić Alexa.
- Jestem już. - Odzywam się do chłopaka. - Możesz jechać do domu, albo iść coś zjeść.
- Miałeś być za dwie godziny dopiero. - Stwierdza chłopak.
- Ale jestem wcześniej. Nie mogłem dłużej spać, a w domu nie będę siedzieć, jak mogę być tutaj.
Nagle słyszę jakieś dźwięki, jakby ktoś chciał mówić, ale nie mógł. Spoglądam na tatę i widzę, że ma otwarte oczy i wpatruje się we mnie, jakby zobaczył ducha. Widzę, że porusza ustami, podchodzę więc bliżej i słyszę.
- Tty żyjesz.
- Alex, idź po lekarza. Tato, oczywiście, że żyję. Cieszę się, że już się obudziłeś, tak się martwiliśmy.
- Aale jja widziałem. Ddostałem zdjęcia, byłeś martwy. Tyle krwi tam było.
- Tato, ja żyję. O jakich zdjęciach Ty mówisz. Od kogo je dostałeś.
- Nie wiem, przyszły w zwykłej kopercie, bez adresu czy znaczka. A tam, tam były Twoje zdjęcia, całego we krwi. Myślałem, że nie żyjesz, potem zaczęło boleć mnie serce i tyle pamiętam.
- Miałeś zawał tato. Byłeś nieprzytomny, prawie tydzień.
W tym momencie, wraca Alex z lekarzem i muszę wyjść z sali. Dzwonię szybko do mamy i informuje ją o wszystkim. Następnie opowiadam o Alexowi, co dowiedziałem się od ojca.
- Dziwne, kto mógłby wysłać coś takiego, Twojemu ojcu. - Mówi chłopak.
- Właśnie, strasznie to podejrzane. Wiadomo, w jego branży, zdarzają się wrogowie, ale wątpię żeby to był któryś z nich. To nie w ich stylu.
- Dokładnie i jak tak się zastanowię. Kojarzy mi się, tylko jedna osoba, która lubi wysyłać tajemnicze paczki.
- Też o niej pomyślałem, ale czego miałby chcieć od mojego ojca.
- No zastanów się, co wynikło przez to. My jesteśmy tutaj, a oni sami w domu. Nikt by nie pomyślał, że w trakcie szkoły, wszyscy pojedziemy z Tobą. Bardzo prawdopodobne było to, że będzie z Tobą Alice, bo to rodzina i ja, bo bym tego nie odpuścił. Jeżeli on dalej nas obserwuje, to się orientuje w takich rzeczach. Do tego Louis, nie puścił by samej dziewczyny. Czyli Rose i Cris zostali by sami. Pomimo ochrony, byłaby łatwiejszym celem. Cholera mam złe przeczucia.
- Ja też. - Mówię. - Już wiem, dzwoń na lotnisko i rezerwuj dla siebie pierwszy dostępny lot do domu. Tata się obudził, jak będzie dobrze, to jutro czy w sobotę, bym do was dołączył. Razem będziemy silniejsi. Ja w tym czasie zadzwonię do Crisa, żeby go ostrzec.
Alex wyjmuje telefon i dzwoni sprawdzić loty a ja wybieram numer do Christiana. Z sekundy na sekundę, mam coraz gorsze przeczucia. Mam nadzieję, że nie jest za późno.
*Perspektywa nieznanej osoby*
Wszystko idzie po mojej myśli. Początek trochę się skomplikował, ponieważ wyjechali wszyscy do Chicago, ale wrócili. Dwójka z nich została na miejscu, tak jak się spodziewałem. Alice pokłóciła się z Louisem, co nawet dobrze wyszło. Planowałem dla nich coś innego, ale sprawa sama się załatwiła. Moja Rosalie, też mi pomogła. Wyszła sama z mieszkania, chyba musiała posprzeczać się z tym idiotą. Dla mnie lepiej, mogę już wprowadzić mój plan w życie. Ta marna imitacja ochroniarza, mi nie przeszkodzi. W końcu dziewczyna będzie moja.
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Mamy kolejny rozdział :)
Już 44 :)
Mam nadzieję, że wybaczyliście już Louisowi. :) Jednak nie jest takim chujem. :)
Zbliżamy się do głównego wydarzenia tej książki. :)
Liczę, że rozdział się podobał :)
Pozdrawiam i Buziaki :* ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top