Rozdział 36
*Perspektywa Rose*
Jedziemy do mieszkania, po bardzo fajnym weekendzie u Crisa. Potrzebne nam było takie oderwanie, wracamy o wiele spokojniejsi. Gdy wchodzimy do budynku, zatrzymuje nas portier.
- Pani Rosalie Terner. Jest przesyłka dla pani. - Mówi i wręcza mi średniej wielkości karton.
Oglądam go z wszystkich stron. Jest tylko moje nazwisko i adres, żadnego znaczka.
- Kto to zostawił? - Pytam.
- Przyniósł to jakiś kurier wczoraj, popołudniu. Nie wpuszczamy nikogo na górę bez potwierdzenia. A że państwa nie było, to zostawił przesyłkę w portierni.
- Dobrze, dziękuję. - Mówię i idziemy dalej do mieszkania.
Jestem ciekawa co się w niej znajduje, ale jednocześnie boję się, że to będą kolejne zdjęcia, np. z naszego mieszkania lub domu Crisa. Wtedy już nigdzie nie czuła bym się bezpiecznie. Wchodzimy do siebie, rozbieramy się i kierujemy do salonu.
- Sprawdzamy co jest w środku? - Pyta Alice.
- Tak, wolę wiedzieć co tam jest. Może na coś nam się przyda.
- Otworzyć za Ciebie? - Zadaje pytanie Cris.
- Dzięki, ale chyba jednak wolę sama to zrobić.
Biorę nożyk, który przyniósł Aleks. Rozcinam powoli taśmę i otwieram karton. Biorę głęboki oddech i zaglądam do środka. Pierwsze wyjmuje zdjęcia mnie i Jess na imprezie. Kłótnia z Aronem, to jak z Alice szukałam siostry, ona przy basenie, jak wsiadamy do samochodu. Później zdjęcia robione z pewnej odległości: dwa rozbite samochody, jakiś facet, który wysiada z drugiego auta i podchodzi do nas, potem jak rozmawia przez telefon i wyjmuje coś z bagażnika a następnie podpala samochód i odchodzi. Na samym końcu zdjęcia mnie i Jess w rozbitym samochodzie.
- Może w końcu wyjaśni się sprawa wypadku. - Mówię i podaje zdjęcia dalej. Staram się jak mogę, żeby nie płakać.
- Widać na nich sprawcę. - Zachwyca się Louis. - Może trochę nie wyraźne, ale do rozpoznania.
- Super. - Odzywa się Erik. - Trzeba to zanieść na policje.
- Później, na razie trzeba sprawdzić co jeszcze tam jest. - Mówię i wskazuje na karton.
Sięgam do środka i wyjmuje jakieś dokumenty. Zaczynam je przeglądać. Są to wyciągi z kont rodziców, widać na nich jak bardzo duże kwoty znikają a nic nie przybywa. Rachunki za jakieś bezsensowne zakupy czy wycieczki. Na ostatnią podróż stracili prawie dwa miliony dolarów, a byli tylko tydzień. Do cholery na co można stracić tyle pieniędzy. Przeglądam dalej papiery i trafiam na mój testament. Z tego szoku, upuściłam wszystko co trzymałam w rękach. W sekundzie wszyscy znaleźli się koło mnie.
- Hej co się stało? - Pyta Cris.
Nie jestem w stanie mu nic odpowiedzieć.
- Rose, Rose. - Woła Alex, jednocześnie mną potrząsając. - Ocknij że się w końcu.
Nagle poczułam uderzenie w policzek.
- Ej co Ty robisz? - Krzyczy Cris na Alice.
- Trzeba ją jakoś obudzić. - Odpowiada dziewczyna.
- No ale nie musisz jej bić. - Stwierdza wkurzony chłopak.
- Nie marudź, to zaczyna działać.- Mówi Alice.
Po chwili wyrywam się z tego transu. Mrugam szybko, żeby powstrzymać łzy, które zebrały się w moich oczach. Ale nie udaje mi się i spływają one po moich policzkach.
- Co się stało? - Pyta ponownie Cris.
Odpowiada mu Louis, który przegląda upuszczone przeze mnie dokumenty.
- Jej rodzice, są bliscy bankructwa. Żyją ponad stan już od dawna. Mieli pieniądze na spłatę długu, ale tego nie zrobili tylko dalej tracili majątek na głupoty. Do tego widzę tu testament Rose, w którym zapisuje wszystko właśnie im.
- A najlepsze jest to, że ja czegoś takiego nigdy nie pisałam.
- W końcu jeden testament już podrobili, więc nie mieli problemu z drugim. - Mówi Erik.
- Datowany jest na miesiąc przed wypadkiem. - Odzywa się Lou. - Tak samo jak był Jess.
- Kurde, ale się porobiło. - Stwierdza Alex.
Zaglądam do kartona i wyjmuje ostatnią rzecz. Jest to dyktafon. Boję się, tego co mogę tam znaleźć. Ale mimo to, włączam go i wszyscy słuchamy nagrania.
- Co państwu podać? - Pyta chyba kelnerka.
- Poproszę czarną kawę i ciasto czekoladowe a dla mojej żony Latte i kawałek sernika. - Poznaję w mężczyźnie głos ojca.
- To wszystko? - Pyta kelnerka.
- Na razie tak. Ale niech pani będzie blisko, ponieważ ktoś jeszcze ma do nas dołączyć. - Mówi ojciec.
- Dobrze, zaraz wrócę z państwa zamówieniem.
- Myślisz, że tym razem też się uda? - słyszę tym razem pytający głos matki.
- Oczywiście, z Twoimi rodzicami poszło bez problemu. Teraz będziemy mieć lepsze alibi i co najważniejsze, to nie my to wykonamy. - Odpowiada jej ojciec.
- Wtedy, to był przypadek, dobrze o tym wiesz. Matka sama umarła a ojciec miał zawał.
- Owszem sama umarła, bo od jakiegoś czasu jadła witaminy zamiast leków, myślisz że nie widziałem, jak podmieniałaś jej tabletki.
- Możliwe, nikt mi tego nie udowodni. Ale zawał ojca nie był moją zasługą.
- Ale jego śmierć tak - zaśmiał się ojciec. - Wystarczyłoby, żebyś w odpowiednim czasie wezwała karetkę, a nie patrzyła jak przenosi się na tamten świat.
- Oj już nie czepiaj się szczegółów. Ty też przy tym byłeś i nic nie zrobiłeś. Miałam dosyć czekania, aż w końcu przekażą mi firmę. A te nie wdzięczne staruchy zapisali wszystko tym dwóm gówniarą.
- Już nie długo skarbie.
Nagle nastała cisza, słychać jedynie brzęk naczyń. Chyba ich zamówienie dotarło. Cholera, zastanawiam się kim są Ci ludzie, jak mogą tak spokojnie o tym wszystkim mówić, nie znałam ich od tej strony. Naprawdę boję się, czego jeszcze dowiem się z tego nagrania.
- Spóźniłeś się. - Słychać ponownie głos ojca.
- Wy się spóźniacie ze spłatą długu, to ja mogę się spóźnić na spotkanie. - Mówi nieznany głos. Później słychać kroki i kelnerkę pytającą o zamówienie. - Kawa czarna bez cukru i szarlotka.
Po chwili nieznajomy kontynuuje.
- Przejdźmy do konkretów. Macie moje pieniądze?
- Potrzebujemy jeszcze trochę czasu. - Mówi ojciec.
- Jak do cholery, jeszcze wam mało? Już siedem miesięcy czekam. A każdy miesiąc daje większy dług.
- Wiemy. - Mówi matka. - Po prostu jeden interes nam nie wyszedł, ale za dwa tygodnie powinniśmy mieć tyle ile nam zostało do spłaty.
- Mam nadzieję, że się wyrobicie. Zdajecie sobie sprawę, co się stanie gdy za dwa tygodnie nie dostanę należnych mi pieniędzy?
- Tak, wiemy. - Odzywa się tym razem ojciec. - Ostatnio dałeś nam jasno do zrozumienia, co może się stać.
- To bardzo dobrze. Bo szkoda by było, gdyby jakaś krzywda przytrafiła się waszym córką. Bardzo ładne z nich dziewczyny. A wypadki chodzą po ludziach. Mogą na walić hamulce w samochodzie, ktoś może nie zatrzymać się na czerwonym świetle, gdy będzie któraś przechodzić przez pasy. Albo nasi inni klienci, dostaną ich zdjęcia i zechcą mieć którąś na własność. Wtedy ona będzie odpracowywać wasz dług. Przyjemnie z pewnością nie będzie.
- Nie trzeba od razu tak radykalnie. - Mówi ojciec. - Będziesz miał swoją kasę.
- Ja myślę. Macie szczęście, że mam dobry humor. A więc do 20 macie czas, drugiej szansy nie będzie.
Słychać szuranie krzesła, czyli ktoś wstaje od stołu. Jest ono pojedyncze, więc to zapewne ten koleś od którego pożyczyli pieniądze.
Kurde, nie spodziewałam się czegoś takiego. Oni dobrze znali niebezpieczeństwo jakie nam groziło, a i tak nie zapłacili na czas, chociaż mieli możliwość i fundusze, żeby to zrobić. Siedzimy wszyscy zszokowani, tym co usłyszeliśmy. Nikt się nie odzywa. Ale najgorsze miało dopiero nadejść, to jeszcze nie był koniec nagrania. Tego co usłyszeliśmy później, nigdy bym się nie spodziewała.
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
I jest już 36 :)
Jesteście ciekawi co tam jeszcze bylo??? ;)
Hah :) Ja też :) Nie no żartuje. Ja wiem co się będzie działo :).
Mam nadzieję, że ten rozdział również się spodoba :)
Buziaki :* :* :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top