Rozdział 11

*Perspektywa Rose*

Jest niedziela wieczór. W końcu mogę wyjść ze szpitala. Na szczęście nie wyszło nic poważnego. Oprócz ataku paniki - lekkie niedożywienie. Dostałam nową dietę i więcej witamin. Eh, kolejne tabletki. Przez cały dzień nie widziałam przyjaciół, pisaliśmy tylko. Nie chciałam, żeby przychodzili, ostatnim razem dosyć się wysiedzieli przy mnie. Do Crisa się nie odzywałam. Zastanawiam się co mu powiedzieć, on chce odpowiedzi, tyle że ja ich nie mam.

- Cześć malutka - mówi Alex, wchodząc do sali - gotowa do drogi?

- O tak - odpowiadam - już mi wystarczy pobytu tutaj.

- No to chodź.

Odebrałam dokumenty od lekarza i wyszliśmy do samochodu.

- Gdzie panienkę zawieść? - Śmieje się chłopak, kłaniając się.

- Bardzo śmieszne - odzywam się - do mieszkania oczywiście, nie chcę jechać jeszcze do domu.

Po dwudziestu minutach jesteśmy już na miejscu. W mieszkaniu czekali Alice i Eric.

- Cześć kochanie - mówią jednocześnie i wybuchają śmiechem.

- Cześć wam - odpowiadam i siadam na kanapie - przepraszam za to, co było rano, a właściwie to jeszcze w nocy. Naprawdę byłam zmęczona, a wy tyle pytań zadawaliście, nawet mnie nie dopuszczając do głosu. I całe to zdarzenie w klubie, po prostu wprowadziło mnie to z równowagi.

- Nie przejmuj się - odzywa się Alice - rozumiemy to.

- I to my powinniśmy przeprosić - stwierdza Erik - wyciągneliśmy cię tam, a potem zostawiliśmy, to nasza wina.

- Gdyby coś ci się stało, nie wybaczylibyśmy sobie - dodaje Alex - obiecujemy, że to się już nie powtórzy.

- Dobrze, zapomnijmy już o tym - mówię - jeżeli chodzi o Christiana, on na prawdę mi pomógł. Nie wiem, jakie są jego intencje, ale chcę go poznać. W końcu mógł mnie zostawić gdzieś tam, a zabrał mnie do szpitala i jeszcze ze mną został.

- Ok damy mu szansę, a teraz film - postanowia Erik - Alex idź po popcorn i ty Alice znajdź coś ciekawego.

Po obejrzeniu filmu stwierdziłam, że powinnam jechać do domu. Nie chcę przeszkadzać reszcie, więc dzwonię po kierowcę. Po kilku minutach żegnam się z przyjaciółmi i wychodzę poczekać na Sama przed budynkiem. Po chwili namysłu postanawiam spotkać się jeszcze z Crisem. Wyciągam telefon i piszę do niego. 

Ja: Spotkajmy się w kawiarni Aramant za pół godziny. Musimy porozmawiać. Czekam, Rose.

Boski Cris: Dobra, będę. Zamów mi kawę - czarną i jakieś ciastko.

Ja: ok

Boski Cris ha, ha tylko on mógł ustawić taką nazwę. Zmieniam ją szybko na Christie, wsiadam do samochodu i podaje kierowcy adres. Po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu. Siadam przy stoliku. Niedługo później pojawia się kelner, całkiem ładny.

- Co podać pięknej dziewczynie? - pyta z uśmiechem.

- Latte, czarną kawę i dwa kawałki ciasta czekoladowego.

- Zaraz podam - mówi - koleżanka się spóźni?

- Jak już to kolega i nie długo przyjedzie.

Chłopak trochę się speszył i odszedł. Po kilku minutach przyniósł zamówienie.

- Jak kolega się spóźnia, to z wielką chęcią dotrzymam ci towarzystwa - odzywa się i mruga okiem - Liam jestem i za pięć minut mam przerwę.

- Rose, a moje towarzystwo właśnie za tobą stoi.

Na te słowa chłopak stracił trochę humor, mruknął coś pod nosem i odszedł.

*Perspektywa Crisa*

Od pół godziny zastanawiam się jak zbyć Nadię. Mam już dosyć jej gadania o kolejnym pokazie mody, w którym będzie brała udział. Nagle dostaje smsa.

Rosie: Spotkajmy się w kawiarni Aramant za pół godziny. Musimy porozmawiać. Czekam, Rose.

Ja: Dobra, będę. Zamów mi kawę - czarną i jakieś ciastko.

Rosie: ok

- Słuchaj Nadia, dostałem esa od kuzyna. Ma jakąś pilną sprawę, muszę lecieć.

- A może pojedziemy razem, wstąpimy po Victorie, jeżeli twój kuzyn nie ma towarzystwa. Możemy się bawić razem.

- Nie możemy, on ma dziewczynę. Dobra widzimy się w szkole. Nara.

Nawet nie słuchałem, co tam jeszcze mówiła, wziąłem klucze od domu i samochodu i zacząłem wkładać buty. Dziewczyna chyba w końcu załapała aluzje i skierowała się do wyjścia. W kawiarni byłem po dwudziestu minutach. Rose już czekała, ale nie sama. Kurwa, po co ona mnie tu ściąga jak flirtuje z kelnerem i nawet mnie nie zauważa.

- Jak kolega się spóźnia, to z wielką chęcią dotrzymam ci towarzystwa - odzywa się - Liam jestem i za pięć minut mam przerwę.

- Rose - odpowiada - a moje towarzystwo właśnie za tobą stoi.

Uśmiechnąłem się na słowa dziewczyny. Koleś od razu się zmył. Siadam naprzeciwko i pytam.

- To o czym chcesz rozmawiać?

- Może najpierw cześć - odpiera. 

- Eh, cześć. Pisałaś, to jestem - mówię i zaczynam pić kawę - o ciasto czekoladowe, moje ulubione.

- Moje też, ale nie po to cię tu ściągnęłam. Chodzi o te smsy, które czytałeś. Nikt o nich nie wie i chcę, żeby tak zostało.

- Dobrze, ale coś za coś. - Na te słowa dziewczyna robi jakby rozczarowaną minę i odpowiada.

- Mogłam się domyślić, że o coś ci chodzi. Wiesz co, możesz powiedzieć, komu chcesz, mam to gdzieś.

Gdy zaczęła wstawać, łapię ją za rękę i szybko dopowiadam.

- Spokojnie nie wiem, o czym pomyślałaś, ale jedyne co chcę, to to żebyś mi wyjaśniła, o co w tym chodzi. Kto to pisze i pokazywała mi nowe wiadomości.

Rose uspokoiła się trochę. Wzięła kawałek ciasta i po chwili zaczęła mówić.

- Nie wiem, o co w tym chodzi, ani kto to piszę. Jakbyś nie zauważył, to było podpisane nieznany. Pierwszego dostałam, gdy wróciłam do szkoły, wraz z moimi zdjęciami jak sama wracałam do mieszkania. Przestraszyłam się trochę, ale później był spokój, więc pomyślałam, że to głupi żart. Wiesz, jaka jest Samanta czy Aron. Jednak w klubie się powtórzyło. Tym razem było zdjęcie moje z sali i Jesse, mojej siostry. Na tej imprezie, po której miałyśmy wypadek, miała prawie identyczną sukienkę, jak ja wtedy. Nie pamiętałam tego, inaczej bym jej nie założyła. Czyli musiał on być na tej imprezie albo znać kogoś z niej. Sama treść wiadomości mnie nie przestraszyła aż tak bardzo, ale te zdjęcia.

Rose przerwała swoją opowieść i napiła się kawy widać, że myśli jeszcze o czymś. Siedzę cicho i czekam, aż skończy.

- Dzisiaj dostałam kolejnego, przeczytaj sobie.

Dziewczyna podaje mi telefon, nie wiedziałem wcześniej, że były tam jeszcze zdjęcia. Nie miałem czasu i nie chciałem naruszać za bardzo jej prywatności. Obejrzałem teraz uważnie zdjęcia i dokładnie przeczytałem smsy. Kurde, to wydaje się poważne, trzeba coś z tym zrobić.

- Mam pomysł - mówię - mój przyjaciel, z poprzedniej szkoły dość dobrze zna się na komputerach. Całkiem możliwe, że udałoby mu się namierzyć ten numer.

- Dobry ten twój pomysł - stwierdza dziewczyna - gdzie on mieszka? Moglibyśmy teraz do niego jechać?

- Nie spiesz się tak - odpowiadam - on mieszka w Australii, o tej godzinie pewnie już śpi, albo baluje. Jutro się do niego odezwę.

- Dobrze, jak uważasz. To spotkamy się tutaj jutro o dwudziestej. Nikt ze szkoły tu nie przychodzi, będziemy mogli w spokoju porozmawiać.

- Przecież możemy pogadać w szkole.

- A chcesz, żeby Aron i Samanta widzieli. Starczy, że Alice, Alex i Erik mają przeze mnie kłopoty. Nie chcę, żebyś ty też je miał - odzywa się Rose i kiwa na kelnera, żeby przyniósł rachunek.

Gdy podszedł, ja szybko go przyjąłem i zapłaciłem. Przy okazji schowałem kartkę z jego numerem. Wiedziałem, że coś takiego zrobi. Dziewczyna była trochę niezadowolona, że ja płaciłem, ale nie miała co dyskutować.

★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★


Dziękuję, że czytacie :)

Pozdrawiam :* ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top