Ryan

Odkryłem, że Sara nie rzuciła nawet słowa policjantom o swoim bracie. Może to przez upór, może przez troskę czy przywiązanie. Może dalej nie mogła sobie pogodzić z czynem brata, a może zwyczajnie nie mogło przejść przez jej gardło coś takiego.

Jednak po licznych badaniach w szpitalu (szczęściem w całkowicie innym miejscu niż ostatni) to mnie zostało porozmawiać z funkcjonariuszami. Wcześniej załatwili mi psychiatrę, psychologa, którzy starali się mi jakoś ulżyć we wspomnieniach, jednak na nic nie zdało się wiele prób ufności przed jakimi mnie stawiali. Nie chciałem im nic mówić, nic przywracać do pamięci, nic opowiadać osobie jaka zwyczajnie nie dawała mi poczucia bezpieczeństwa, spokoju, jaka nie była mi przede wszystkim bliska. I mimo, że zdawałam sobie sprawę, że obecność takiego lekarza jest mi potrzebna, nie mogłem zrobić nic by stała się przydatna.

- Panie Ryan, powiedz wpierw dlaczego pan zdecydował się na leczenie w innym szpitalu? - zapytała policjantka z blond kucykiem na głowie i delikatnym makijażem na twarzy. Obok niej stał mężczyzna o kilkadziesiąt lat starszy, który nadzorował nie tylko moje odpowiedzi ale i to jak radzi sobie jego kompanka.

- To...- jedno pytanie wystarczyło bym stracił język w gębie. Czemu akurat o to postanowiła wpierw zapytać? Czemu ten powód postanowiła przywołać? - Nie odpowiem na to pytanie - przyznałem drżąc delikatnie.

- Dlaczego?

Cholera.

- Nie powiem. Nie teraz- pokręciłem głową blednąc.

- No dobrze... - mężczyzna najwyraźniej był dumny ze swojej koleżanki w jakimś stopniu, ale to on postanowił kontynuować. - Zacznijmy może od momentu, kiedy pan wybiegł z domu pana Jacka Spencera.

Wyprostowałem się zdziwiony tym pytaniem.

- Proszę? Czemu państwo pytają o to? - zapytałem miętoląc w ręce kołdrę.

- Ostatnia impreza sprawiła, że pański przyjaciel trafił do szpitala. Było to zgromadzenie w miejscu zamieszkania pana Jacka, mam racje?

- Emm... Tak, oczywiście - skinąłem głową.

- Więc jak już mówiłem; po pewnym incydencie - kontynuował. - Licealista, niejaki Asper został odwieziony karetką do szpitala. Co pan później robił?

- Cóż... Nie za dobrze pamiętam... - przyznałem przypominając sobie nagłą gorączkę jaką doznałem po przyjęciu.

Funkcjonariusze spojrzeli po sobie jakby porozumiewali się spojrzeniami. Mieli niespokojne wyrazy twarzy.

- Dostałem gorączki. Stałem przez jakiś czas na dworze, było zimno i...- przypominałem sobie rozmowę z Jackiem i ten pocałunek jakim mnie obdarował. Zarumieniłem się lekko, wydawał się taki odległy...

- I co się wydarzyło? Czy pan Jack zrobił wtedy coś... Niepokojącego? Spędził pan tę noc w jego domu zgadza się?

Nie wiedziałem jak mam na to pytanie odpowiedzieć. Wydawało się dość intymne, zbyt prywatne i to mimo tego, że przecież nie wydarzyło się między nami nic konkretnego.

- Owszem, opiekował się mną podczas gorączki... Ale nie pamiętam za bardzo jak to wyglądało. Bredziłem i co chwila traciłem przytomność umysłu. Ale co ma pan na myśli mówiąc ,,coś niepokojącego''?

- Czyli nasze podejrzenia... - zaczęła policjantka, a jej kolega z fachu przerwał jej ruchem ręki zapisującej coś długopisem w notatniku.

- Tak - odpowiedział funkcjonariusz krótko.

- O co chodzi? - zapytałem. - I dlaczego państwo pytacie o tą sytuację?

- Ponieważ jest ona równie ważna. Następnego dnia pan uciekł z jego domu. Powie pan dlaczego tak szybko pan wybiegł i gdzie się udał? - zadała pytanie podejrzliwa blondynka. - Według informacji w szpitalu u pana Aspera był pan dopiero kilka minut później.

Mimo tych pytań policjanci wydawali się ostrożnie dobierać słowa i badali moje reakcje. Chyba zdawali sobie sprawę z tego co się stało,mimo że nie mówili o podejrzeniach głośno. Przypomniałem sobie jak zasnąłem kilka godzin temu w tym szpitalu pod okiem pielęgniarki patrzącej na mnie ze współczuciem...

Zdałem sobie sprawę, że zrobili mi badania ginekologiczne. Cholera jasna! Jak można robić takie świństwo bez czyjejś zgody?! Tylko dlatego, że nie powiedziałem kim jestem, jak się nazywam? Dlatego że nie znaleźli przy mnie dokumentów?

Czyli skąd wiedzieli jak mam na imię? Ah, pewnie Sara czy Asper o tym poinformowali.

Ale czemu dalej pytali o tak nieznaczące dla sprawy sytuacje?

Zadrżałem, nie miałem już siły myśleć o tym do czego według tych pytań dążyli. A mianowicie do opowiedzenia wszystkiego jak leci, łącznie z tym kto jest za to odpowiedzialny.

- A więc? - zapytał mężczyzna spokojnie.

Gdybym powiedział coś o mamie mogliby ją znaleźć i poinformować o moim położeniu, o tym co się wydarzyło i doprowadzić ją do skraju wytrzymałości. Nie mogłem na to pozwolić. A moja tożsamość niestety dalej powinna zostać sekretem.

- Musiałem pomyśleć. Również zgubiłem się ponieważ wsiadłem do nie tego autobusu - przyznałem ostrożnie dobierając słowa do kolejnego kłamstwa.

- Czy pan Jack nie skrzywdził pana w żaden możliwy sposób?

- Co pan opowiada?! Jack nie mógłby zrobić mi krzywdy! - czułem się winny oskarżeniom jakie na niego padły. Napiąłem się, zacisnąłem dłoń mocniej na kołdrze.

- Spokojnie - widać, że funkcjonariusz nie został przeze mnie przekonany. Ciągle tkwił w tych nieprawdziwych racjach! - A gorączka. Przeszła panu następnego dnia?

- Po kilku godzinach owszem. Chodź miewałem zawroty głowy- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Możecie już mi państwo powiedzieć o co chodzi z tymi pytaniami? Dlaczego mnie o to pytacie?

- Ponieważ podejrzewamy, że tamtego dnia ktoś pana chciał zamroczyć pigułką gwałtu - odpowiedział bardzo powoli. Młoda policjantka zagryzła wargę.

- Proszę? - zdążyłem jedynie wydusić tylko to.

- Pił pan coś podczas imprezy?

Pokręciłem zdecydowanie głową.

- Nie, ja nie piję alkoholu.

- A dostał pan coś od oskarżonego? Wodę, herbatę, nawet coś do jedzenia? - zapytał z widocznym naciskiem.

- Oskarżonego?! Czyli jest waszym oskarżonym?! On nie zrobił nic złego! - serce zabiło mi szybciej. Tętno na ekranie przyspieszyło. - Nie możecie, nie macie prawa!

- A jest pan pewien jego niewinności?

- A... Ja...

Z tamtej nocy pamiętam mało. Jednak przecież nie mógł mi robić krzywdy, na pewno nie zrobił jej, to Jack, on nie mógłby... Nie byłby w stanie...

- To niemożliwe! - podniosłem głos. - Byłem przeziębiony...

- Racja, to możliwe. Ale i tak pogłębić gorączkę mogło być to co panu dał później, a również zamroczyć - wyjaśniał funkcjonariusz.

Miałem tego dość.

- Proszę nie mówić takich bredni! - ostrzegłem.

- Znał go pan wcześniej? Rozmawiał może? Mamy informacje, że odwiedzał pana w pracy...

- I co jeszcze?! Jeśli chcecie wiedzieć on mi tego nie zrobił! - łzy zabłysły na pliczkach. Ostatnio zbyt wiele płakałem. O wiele za dużo.

- Do tego chcemy dojść...

- A więc szukajcie gdzie indziej! Macie złego człowieka! Wypuście go! Natychmiast!

- Spokojnie, dojdziemy do tego - wtrąciła się kobieta. - Nie skończyliśmy przesłuchania...

- Ale ja skończyłem - wyprostowałem się jednak od drżenia rąk po tym nagłym szoku i tak nie czułem się pewny siebie. Wydawało mi się, że są zbyt blisko mnie. Za bardzo naciskają, za blisko siedzą, zbyt wiele nerwów mi przysparzają. Za dużo emocji, strachu, wspomnień.

- Chcemy dla pana dobrze... Ten kto to zrobił musi za to odpowiedzieć, to przestępstwo...

- To go szukajcie!

- Potrzebujemy pańskich zeznań...

- To nie on! Proszę powiedzcie, że go wypuścicie! Nie zrobił nic złego.

- Nie jesteśmy pewni. Wielu rzeczy z tamtej nocy pan nie pamięta. Jeśli miał pan gorączkę tak wielką i zachorowałby pan tak silnie, to samopoczucie trwało by najwyżej kilka dni - wyjaśniła kobieta.

Głowa mnie od tego wszystkiego zaczęła boleć.

- Jeśli pan boi się coś przekazać... Na pańskim ciele lekarze zdiagnozowali objawy znęcania się. Musimy dowiedzieć się kto za to odpowiada. Jesteśmy tu tylko żeby pomóc,nie chcemy nikogo krzywdzić... Więc jeśli jest coś czego pan nam nie mówi...

- Znęcanie się? - wstrzymałem oddech. - Nikt się nade mną nie znęcał.

- Proszę nie kłamać - zaczął mężczyzna delikatnie. - Wiemy, że od dawna jest pan ofiarą przemocy. Staramy się to ustalić...

- Znęcanie się też wymierzyliście Jackowi? Przecież on nic nie zrobił! Proszę mi uwierzyć - mój głos drżał z każdym słowem.

- Cóż, nie jesteśmy pewni... Na razie jest podejrzany...

- To nie on. To...To...

Jeśli bym powiedział o ojcu... Co by się wydarzyło? Czy by mi uwierzyli? Czy by się na mnie zemścił? Czy by wysłać kogoś bym zapłacił za słowa, które zaraz wypowiem?...

Przełknąłem ślinę. Moje życie jest takie, ale Jack nie może siedzieć w więzieniu. Jest niewinny, nie zasłużył na żadne oskarżenia jakie w niego wymierzyli ci ludzie.

- To mój ojciec. Znęcał się nade mną mój ojciec - powiedziałem mając nadzieję że niezależnie od tego co się teraz ze mną wydarzy, Jack będzie wolny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top