Ryan
Szepty nad sobą, rozmowy o dziwnych nazwach. Jakieś prześwietlenia, jakieś wyniki badań. I leżenie, leżenie, leżenie. Ciągłe nieprzytomne badanie sufitu, ciągłe niewyraźne cienie sylwetek ludzi.
Po uderzeniu w głowę przez pewien czas leżałem zamroczony czymś czego nie umiałem wyjaśnić. Półprzytomny umysł nie pozwalał mi często spać. Czasem również, bałam się, że przez ten silny ból głowy już się nie obudzę.
A więc błądziłem. Nie wiem ile, czy leżałem tak dzień, tydzień, czy tylko kilka godzin. Nie wiedziałem jak odpowiedzieć lekarzowi, że nie rozumiem, nie wiedziałem jak przedziurawić bańkę, która zaciskała się na mojej głowie.
Dopiero po jakimś czasie wszystko zaczynało do mnie docierać. Przypomniałem sobie mężczyznę. Przystojnego, który łapał mnie za rękę gdy szukałem sensu płaskiego, białego, monotonnego sufitu. Który mówił coś niezrozumianego i dalekiego. Ale lubiłem go słuchać, sprawiał, że czułem się bezpieczniej.
W końcu odszedł, a ja miałem nadzieję, że jeszcze mnie złapie za rękę.
Cisza jaka przechodziła przez moje uszy obudziła we mnie myśli niekończących wydarzeń. Wtedy przypomniałem sobie Aspera. Wtedy też oczom ukazał mi się Jack i wtedy również...
To co się wydarzyło w toalecie.
Usiadłem na łóżku słysząc chrapanie jakiejś kobiety obok. Otrząsnąłem się i rozejrzałem. Szpital, łóżko, ludzie, kroplówka.
Cholera, oni mnie znaleźli.
Nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Ojciec mógł coś zrobić Asperowi, musiałem natychmiast dowiedzieć się czy wszystko z nim w porządku.
Dotknąłem nogami zimnej powierzchni podłogi. Nie miałem na sobie butów, nie miałem też ubrania Jacka. Większa ode mnie, koszula szpitalna zwisała jakby uparcie chciała zastąpić mi zwyczajne ubrania.
Ale nie rozumiałem jednego. Ojciec mnie jedynie pobił. Przy lewym oku czułem opuchliznę, ból gdzieś wewnątrz głowy i delikatne zamroczenie. Ale nie wydawało mi się, że przez takie rzeczy trafiłbym tu dłużej niż dotąd dokąd się nie wybudzę.
A więc dlaczego mnie przebrano?
Odpiąłem kroplówkę i wstałem. Zachybotałem się w miejscu na cienkich nogach i udałem się w stronę drzwi do wyjścia koślawym krokiem. Cichaczem, na palcach posuwałem się dalej pragnąc jedynie zobaczyć gdzie Asper mógłby leżeć.
Zacisnąłem dłonie na metalowej klamce sali szpitalnej kiedy usłyszałem jak szepnął we śnie coś niezrozumiałego. Odetchnąłem z ulgą. Skoro położyli go na oddziale, w którym leżałem i ja operacja powinna pójść dobrze. Podszedłem do niego przyglądając się jego bladej twarzy. Szepnął coś a ja nadstawiłem uszu.
- Chodź tu... mmm... wata cukrowa... nie... tak... - uśmiechnął się we śnie półgębkiem, a ja zdołałem jakimś cudem nie prychnąć śmiechem z ulgi jaką w tej chwili odczuwałem.
Wtedy żelazna dłoń zacisnęła się na mojej twarzy. Doskonale ją pamiętałem.
- Witam, obudziłaś się, cholerna księżniczko? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Próbowałem mu się wyrwać ale udało mi się tylko na chwilę uwolnić usta.
- Po...
- Zamknij się. Nikt cię nie usłyszy. Na kamerach też cię nie widać, zaufaj mi, znam ten szpital jak własną kieszeń. Możemy spokojnie wrócić do domu.
Jedną ręką szarpnął mnie za włosy, drugą dalej trzymał na mojej buzi. Ramionami uniemożliwiał mi używanie rąk. Nogi były zbyt słabe by kopnąć mocno.
Koszula podwinęła mi się gdy próbowałem się wyrwać. Fałdy nie pozwalały mi uciec.
- Przestań się wiercić, pokrako. Wyjdziemy innym wyjściem, żeby nikt nas nie zgłosił, jasne?
Nie odpuszczałem w nierównej walce.
- Słuchaj, szczylu. Mogę twojemu przyjacielowi zniszczyć życie. Już o tym zapomniałeś?
Przestałem pozwalając się mu prowadzić. Nie mogłem pozwolić na to żeby Asperowi się coś stało. Wolałbym zginąć niżeliby narazić go na niebezpieczeństwo. Ale nie zamierzam odpuszczać. Nie zamierzam również uciekać. Byłem w kropce, ale takiej, w której siedziałem już jakiś czas. Mamy też nie wydam w jego łapy, nie wydam nikogo na pastwę tego człowieka.
Prócz siebie.
Maraton 5/5
To już niestety koniec naszego maratonu. Jednak możecie być pewni, że w następnych rozdziałach będzie się działo! M.in pewna konfrontacja Jacka z Liamem...
Więcej nie spojleruję! Zapraszam serdecznie! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top