Ryan

Głosy nauczycieli zanikały gdzieś w mojej głowie wchodząc jednym uchem, a wychodząc drugim. Zamyślony i skonsternowany nerwowo obgryzałem paznokcie patrząc na tablicę pełną wzorów i zadań, których nawet nie rozumiałem w obliczeniach. Matematyka jak i języki były dla mnie zmorą. Jeśli gorzej można było nazwać także całą szkołę i ludzi, którzy mnie otaczali.

Szczęściem był to ostatni rok. Chodź nie całkiem przekonywało mnie to o czymkolwiek w przyszłości. Dlatego wolałem o niej nie myśleć. Zawsze chodź pytanie o nią zwrócone do mnie źle mi się kojarzyło. Może dlatego, że nie miałem w głowie planu na przyszłe życie? Że chociaż wszyscy z klasy mieli jakieś ambicje ja pragnął spokoju i zwyczajnej bezintegracji z innymi.

W głębi czułem jednak samotną pustkę. Czułem, że mimo wszystko pragnie kogoś obok. Jednak na granicy stało to co już dawno utraciłem. A mianowicie zaufanie i nadzieję, że może być lepiej.

Że w końcu wszystko będzie dobrze...

Dobre sobie.

W głowie znowu zobaczyłem jego miłą, ciepło nastawiony wyraz twarzy i słodki uśmiech. Moje policzki zapiekły gorącym rumieńcem.

Jednak przypomniałem jak niepewnie i nieufnie czułem się w jego towarzystwie. Jakbyśmy byli blisko, wszystko się zgadzało prócz chęci otwartości i zaufania.

Tylko tyle wystarczyło... Tyle albo aż tyle.

A ja nawet nie byłem w stanie przysunąć się do niego bliżej...

Czyżbym bał się tego uczucia? Czyżbym robił wszystko, żeby moje rumieńce nie zamieniły się w buraczaną twarz? Czemu przy nim czułem się tak zagubiony?

Nie miałem do niego żalu za wysoko podniesiony głos, za słowa i próby pomocy. To tylko świadczyło o jego szczodrości i odwadze, o trosce o innych.

Dziwnie się jednak czułem gdy poświęcił je akurat mi. Nie było to dla mnie normalne dlatego też zdawało mi się ostrzeżeniem, podstępem, pułapką. Dlatego też robiłem wszystko żeby jej nie ulec i nie otworzyć serce na grot strzały...

...znowu czy po raz kolejny, niezależnie od tego jak to nazwiecie.

Znałem to uczucie aż nadto.

Mimo wszystko od rana pragnąłem go znowu zobaczyć. Znowu poczuć jego zapach, znowu pogadać. Jednak gdzieś tam rozsądek prawił mi kazania, które starałem się słuchać. Starałem, co nie znaczy że mi wychodziło.

To dlatego tyle razy dostałem nożem w plecy. Śmieszne było to, że po tym mocnym, niespodziewanie ciosie często kazali mi wstać. A ja nie byłem w stanie.

Dopuki nie odeszli a ja nie podniosłem się sam.

Chodź nie wszyscy postanowili mnie zostawić. Przez to czułem jeszcze w kręgosłupie ciężar ostrzy i strzał, które pozostały i dawały mi przypomnienie o błędach, jednak najgorszym jest, że dalej nie nauczyłem się na nich niczego.

- Ryan- usłyszałem szept za sobą. Spiąłem się i delikatnie odwróciłem głowę wyginając nieco ciało na krześle.

Zobaczyłem pożądanego chłopaka, mocno przypakowanego i z głupotą nieco mniej wymalowaną na twarzy. Był osiłkiem, ale ceniłem w nim fakt, że nie myślał jedynie o sporcie i wycisku słabszym, jak mi. W sumie całkiem go lubiłem, wiedział, że źle robi, wiedziałem to w głębi, ale żeby zachować rangę człowiek musi robić wiele rzeczy. Nie miałem do niego więc pretensji.

- Sorry, ale masz może pracę domową?- zapytał dziwnie zmieszany ale też niezmienny w toku słowach. Nieco się zdziwiłem, co jak co, ale matma była jego konikiem. To był dla mnie znak, że nie każdy na pozór jest tym kim myślimy.

Tylko dlaczego w takim razie pytał mnie o pracę domową. Złapałem podstęp i zmarszczyłem brwi. Jednak w takich sytuacjach czułem się jak zbity z tropu. Nie przychodziło mi do głowy nic co mógłby mi niemiłego wykombinować chodź wszystko przybierało ten sam zapach niebezpieczeństwa i chęci wycofania się.

- Nie- odpowiedziałem kręcąc głową, co było w zupełności prawdą. Nie miałem czasu na cokolwiek związanego z nauką; na rozpoczęciu nauki na sprawdzian z chemii czy kartkówki jakakolwiek dziś miała być.

Prócz tego i tak nie mogłem się skupić myśląc i sytuacji z Jackiem...

Asper- bo tak miał na imię ten przystojny blondyn z szarymi oczami- Zrobił coś co naprawdę obróciło to co się spodziewałem. Wyciągnął z plecaka swój potężny skoroszyt i wyciągnął go w moją stronę z przyjaznym i życzliwym uśmiechem.

- Więc proszę- dodał do swojego obrazka wymalowanego przyjaźnią i życzliwością.

Nie wiedziałem co robić. W środku alarm mi dzwonił, ale on sam nie widział w jego oczach figlarnej iskry. Złapałem za zeszyt marszcząc brwi.

- Cóż... Dziękuję, ale... Dlaczego mi to dałeś?- zapytałem zdziwiony.

Ten wzruszył ramionami tajemniczo z pogodnym nastawieniem.

- Po prostu. Poza tym mam jeszcze jedno pytanie. Co ci się stało? Ktoś cię pobił?- zapytał widząc moje podbite oko i kule sterczącą z pod ławki.

Sytuacja była dla mnie nie mało kłopotliwa. Czułem mieszankę uczuć ,,Uciekaj" a ,,może chce się zaprzyjaźnić?". Całe szczęście, że czegoś się nauczyłem.

- Pobili, ale już jest dobrze. Podziękuję za pracę- mówiłem szybko kładąc pędem zeszyt na jego ławce- Mam jeszcze nie przygotowanie do zgłoszenia na wszelki wypadek więc sobie poradzę- odwróciłem się gwałtownie z powrotem w stronę tablicy z szybko bijącym sercem z roztargnienia i strachu. Trochę mi było przykro; nie widziałem w chłopaku w tej chwili złych zamiarów, jednak wolałem dmuchać na zimne.

Już mnie nie oszukacie, nie zdradzicie, nie złamiecie...

- Ryan- odezwała się nauczycielka karcąco. Podniosłem natychmiast głowę widząc nad sobą jej krótkie, ciemne blond włosy, poważne spójrzcie, które wyrażały dominację, władzę.

Jej okulary z czerwoną oprawką opuściły się nieco na nos. Oparła dłonie o ławkę przyglądając mi się twardo.

- Widzę, że domagasz się dodatkowej pracy domowej. Jednak dam ci szansę, wyjaśnij zadanie na tablicy jakie tłumaczyłam przed chwilą kiedy ty rozmawiałeś z kolegą. Może ci się nie chciało słuchać bo wszystko rozumiesz? Chodź trzeba przyznać, że ostatnia kartkówka tego nie dowodzi.

Skinąłem głową przegryzając wargę lecz natychmiast zaprzestałem tej czynności bo poczułem moje zajady po uderzeniu w buzi. Czując szczypanie po prostu spojrzałem na moją prawą rękę, która szczęściem nie została złamana. W odróżnieniu oczywiście od lewej, jednak ta też nie była strasznie potłuczona. Miałem poczekać tydzień czy dwa, przez co jest szansa, że wcale nie będę musiał z tym gipsem tak żyć jakoś strasznie długo. Wiedziałem o późniejszej rehabilitacji, jednak planowałam to wszystko przyspieszyć. Musiałem w końcu jak najszybciej ponownie zacząć pracować.

Spojrzałem na tablicę krzywiąc się wzmagając nagłą próbę myślenia. Jednak nie rozumiałem nic z owego przykładu. Ba, nawet nie wiedziałem jaki dział przerabiany.Usilnie jednak próbowałem wymyślić cokolwiek.

- Równanie sprzeczne - usłyszałem szept Aspera za plecami. Wytrzymałem oddech.

Mimo, że dalej nic mi to nie mówiło, byłem w stanie odpowiedzieć chodź tyle.

- Według obliczeń wynika, że rozwiązaniem jest równanie sprzeczne- powiedziałem i wytrzymałem oddech.

Nauczycielka przyglądała mi się jakby chciała wyciągnąć ze mnie źródło tej wiedzy. Ja niewinnie spoglądałem w jej oczy.

W końcu odsunęła się kiwając głową.

- Dobrze, a więc... Czy uważasz, że zadanie rozwiązane zostało dobrze?- zapytała krzyżując ręce na piersi i podnosząc prawą brew wysoko.

Wgapiałem się głupio w tablicę. Nauczycielka rozwiązała ten przykład. Czyż nie oznacza to, że jest dobrze zrobiony? A co jeśli to podstęp? To także było możliwe.

- Źle zapisała rozwiązanie- uprzedził mnie cichaczem po raz kolejny Asper a ja odetchnąłem z ulgą.

- Wszystkie obliczenia są dobrze wykonane ale rozwiązanie jest źle zapisane- stwierdziłem przełykając ślinę patrząc na kobietę, która najwidoczniej nie zauważyła mojego wybawiciela szepczącego za plecami.

- Dobrze- odezwała się pedagog a ja z ulgą odetchnąłem. Pewnie zapytałaby jak inaczej rozwiązanie miałoby wyglądać ale widząc moje rany ugryzła się w język i samotnie poprawiła równanie.

Trzeba przyznać, że postęp był bardzo udany.

Jednak niesamowicie się zdziwiłem słysząc za sobą te podpowiedzi. Asper był osobą, która w życiu by mnie tak nie potraktowała wśród jakichkolwiek uczniów, czy świadków. Nigdy nie okazywał by mi skruchy, nie proponował swojej pracy, a co dopiero podpowiadał przy granicy mojego pustego miejsca na jedynkę, którą bym najpewniej otrzymał gdyby nie on.

Co go kierowało? A może kłamał, będąc przekonany że łyknąłem przynętę?

Z tymi myślami skończyły się lekcje a ja wstałem ociężale trzymając stary plecak na jednym ramieniu. Dzwonek rozbrzmiał głośno po całej sali, a więc także dotarł z bólem do mojej głowy.

- Pomóc ci może?- zaproponował blondyn a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.

- Nie trzeba, ale... Dziękuje za te podpowiedzi. Chyba mnie uratowałeś- mówiłem zmieszany.

- To nic takiego. Dla kumpli tak się robi- uśmiechnął się ponownie szeroko się szczerząc.

Ja natomiast myślałem, że zaraz zemdleję z nadmiaru nowych informacji.

- Kumpli? Cóż...

- Oczywiście!- powiedział biorąc ode mnie plecak przyjaźnie nastawiony.

Co się za tym kryje?

Rozejrzałem się. Nigdzie nie było jego kolegów, którzy by śmiali się ukradkiem czy szydzili. Nigdzie nie słyszałem złośliwych komentarzy. Wszyscy omijali Aspera szerokim łukiem. A skoro tak, za zdziwieniem stwierdziłem, że mnie też.

Wyszliśmy razem w ciszy pełnej kłębiących się myśli w mojej ale i najpewniej w jego głowie. Następną lekcją była biologia więc sala była na samej górze. Jakby na złość robił mi los nie mając litości dla mojej bolącej nogi i mięśni jakie dźwigały mnie po schodach.

Asper starał się mnie podtrzymać. Robiłem jednak wszystko żeby uniknąć z nim kontaktu. Dalej nie znałem jego powodów tak dużej chęci pomocy i dalej byłem ostrożny uważając na jego ruchy, czy ukradkowe spojrzenia, które dalej nie wyrażały niczego w stylu chęci zrobienia czegoś pod żadnym względem nie śmiesznym dla mnie, ale zabawnym dla niego czy jego paczki budowniczych nastolatków, którzy nie ugną się przed problemem choćby na szali było jedynie zachowanie dumy z zakładu.

Przed salą biologiczną Asper położył a właściwie rzucił nasze plecaki na ziemię niezgrabnie i westchnął dalej uśmiechnięty.

- Emm... Możemy pogadać?- zapytałem niepewnie chodź starałem się brzmieć jak najgroźniej i najpoważniej jak tylko byłem w stanie. W jego spojrzeniu zapaliła się iskierka rozbawienia. Pewnie nie wyglądałam jak planowałam, co nie było wyjątkiem. Trochę mnie to zirytowało, ale powagę na jaką mnie było stać w głosie otrzymałem.

Ten tylko skinąłem głową zgodnie i przegryzł wargę patrząc gdzieś w bok. Dla mnie to była oznaką, że wie o czym chciałem porozmawiać. W sumie to nie była jakaś skomplikowana tajemnica. Była prostym i konkretnym zapytaniem ludzi widzących nas obu na korytarzu rozmawiających jak gdyby nigdy nic. Nie dziwiłem się im, prócz tego doskonale rozumiałem ich szok i ciekawość wypisaną na twarzach. Sam czułem się w tej sytuacji podobnie.

Spojrzałem ponownie na Aspera i nie wiedziałem jak zacząć. To co było tematem rozmowy było w końcu tak oczywiste, że samo zaczynanie wypowiedzi związanej z tym aż przez gardło mi nie przechodziło.

Akurat dziś musiał się tak do mnie doczepić?

- Słuchaj...

- Wiem- podniósł dłoń uciszając mnie a ja odetchnąłem z ulgą jednak prostując się zaciekawiony co ma do powiedzenia.

Obserwowałem jak pochylił lekko głowę do tyłu unikając mojego wzroku, jak oparł się o żółtą ścianę na której widać było odchodzącą już farbę. Włożył ręce do kieszeni spodni i nareszcie otworzył buzię.

- Wiesz, można powiedzieć że miałem spinę z ziomami- odpowiedział naprawdę potocznie i slangowo, przez co przypomniałem sobie jak nauczyciel polskiego go usilnie próbuje nauczyć wyrażania się w zależności od sytuacji. Ale nie przeszkadzał mi fakt wyrażania się do mnie w ten sposób. Jeśli go rozumiałem nic innego nie było ważniejsze.

Ale co miałby oznaczać fakt kłótni z nimi pomijając fakt, że bójki i tak były na porządku dziennym.

Przegryzłem wargę i przerwałem mu.

- Jeśli chcesz się ze mnie pośmiać to sobie daruj- odezwałem się a ten natychmiast się wyprostował dziwnie. Ja że zdziwieniem stwierdziłem, że mówiąc to poczułem coś więcej. Jakby odwagę by brnąć dalej i mieć pewność tego co mówię. Jakbym mógł powiedzieć mu wszystko co o tej idiotycznej sytuacji myślę. Jednak na szczęście została mi ostoja spokoju i współczucia. Nie byłem potworem, ale przysiągłem sobie, że niewinną sierotą już nie zostanę. Ta pewność pewnie go zdziwiła i dlatego na jego twarzy zakwitło zaskoczenie i zaintrygowanie. Z ciekawością czekał na rozwój sytuacji. A to mi się jednak nie podobało.

- Słuchaj- odezwałem się jeszcze nieco zirytowany- jeśli kazali ci wykręcić na mnie jakiś z tych waszych numerów radzę ci jak najszybciej się wycofać. Nie mam zamiaru żebyście próbowali na mnie te idiotyzmy. Już i tak się na mnie wyżywacie. To podstęp? Chcecie żebym stracił czujność? Nie uda wam się to jeśli chcesz wiedzieć. Nie uda wam się zobaczyć na mojej twarzy chodź cienia zaskoczenia i żalu. Śmiało, bijcie mnie ile chcecie, mam w dupie to, i tak jak widzisz się nie obronię ale odpuść sobie takie akcje, jasne?

Asper chwilę tak stał patrząc się na mnie ogłupiałym i zdziwionym do granic spojrzeniem. Ja nie skomentowałem tylko odwróciłem się i zacząłem odchodzić. Jego teraźniejszość zaczęła się jednak odbudowywać bo złapał mnie za ramię dość mocno i popchnął lekko ażebym sam się obrócił w jego stronę. Cholera, jak ja nienawidziłem takiego dotyku!

- Nie robię to ani dla nich ani dla własnej chorej satysfakcji. Co najwyżej twierdzę, że jako jedyny mnie zrozumiesz. Spina była o ciebie- puścił moje ramię a ja zmarszczyłem brwi patrząc na niego- Bo widzisz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top