Jack


Nareszcie opuściłem to plugawe, niekompetentne miejsce. Moje emocje wyrywały się na wolność, którą pragnąłem poczuć jak najszybciej się dało. Przed komisariatem wreszcie poczułem zimne chodź przyjemne powietrze w nozdrzach i płucach oraz powiew chłodu targający moje włosy i drażniący skórę. Dotknąłem brody czując moja nieogoloną drapiącą część twarzy. Natychmiast nabrałem ochoty na piankę i powolne pociągnęcia maszynki do golenia w trakcie dziennej toalety. Chciałem jeszcze w środku przed wyjściem oblać twarz lodowata woda w orzeźwieniu i otrząsając się tym samym, ale do wcześniejszego wyjścia zmusiła mnie psychika, która pragnęła już tylko się wydostać i poczuć zero limitów na ziemi, poczuć kontrolę nad własnym życiem, chociaż ona dalej była niepewna i sfrustrowana.

Nie wiedziałem, że aż tak cenne jest poczucie własnej wolności, przekonania o niewinności i świeże powietrze po długim zamknięciu. Nie wiedziałem jakbym wytrzymał w nienawistnym więzieniu kilka a nawet kilkadziesiąt lat, widując codziennie jedynie spacerniak i kilka wspomnień o wolnym parku przed blokiem czy widoku codziennie nowych twarzy w komunikacji miejskiej.

Powiedziałem tym nieracjonalnym funkcjonariuszom gdzie tak naprawdę widzę ich miejsce i udowodniłem swoimi argumentami ich nierozwagę w działaniach. Słuchali mnie, z świadomym brakiem odwagi patrzenia mi w oczy. Uwierzcie, pewnie nawet ich przełożony nie dał im takiej reprymendy co ja pełen wigoru nie oszczędzając na błędach jakie popełnili.

Nie znałem jednak konkretnych powodów wypuszczenia mnie. Dowiedziałem się jedynie, że złapano prawdziwego oskarżonego, ponieważ ofiara zeznała w mojej obronie. Oczywiście Ryan powiedział to by mnie ratować, mam jednak nadzieję że nie przysporzył sobie tym żadnych problemów i kłopoty stające na jego moralnym kręgosłupie nie sprawia że się złamie czy choćby zgarbi.

Ale stanąłem nagle w martwym punkcie na rozdrożu dróg zwyczajnych czynności. Zadzwonić gdzieś? Skoro Ryan się odnalazł, gdzie teraz mógł być? Zatelefonować do Sary z prośbą o pomoc przeszukania najbliższych szpitali? Do rodziców Aspera z zapytaniem o to czy przelana kwota na konto nie jest za niska w porównaniu do obrażeń ich syna? A może powinienem zwyczajnie udać się do domu i zasnąć mocno by przespać się z problemami kolejnych godzin?

Nie. Nie zasnąłbym nawet gdybym chciał. Nie dopóki cała sprawa się nie wyjaśni. Zatrzymano Liam pod zarzutem pobicia, mógłbym wymusić na niego kilka informacji o mężczyźnie który zlecił porwanie Ryana.

Wtedy zdałem sobie sprawę że nie będę w stanie zrobić nic przed ponownym zobaczeniem tego chłopaka. Czułem pustkę, czułem chęć wypełnienia jej jakimkolwiek przyjemnym uczuciem. Radość, po ujrzeniu Ryana udowodnienie swojemu sercu które dalej nie było pewne pewności że jest cały i zdrowy, że nic mu nie grozi.

Udałem się prosto w stronę przystanku nawet nie zastanawiając się nad konkretnym celem. Musiałem go poszukać, musiałem wiedzieć gdzie teraz jest.

Wtedy usłyszałem dzwonek telefonu w mojej kieszeni. Pośladek mi zawibrował i z irytacją wyjąłem telefon patrząc kątem oka na ekran.

Zmarszczyłem brwi. Ktoś dzwonił z mojego starego numeru. Z telefonu wartego krocie więcej niż moje życie. Tego, którego zdawałoby się zgubiłem w kawiarni w którym pracował Ryana. Nie mogłem nie odebrać, to w końcu mógł być właśnie on.

- Halo? - zapytałem z napięciem do słuchawki.

- Witaj, Jack - usłyszałem wprawdzie głos jaki nie znałem,ale i tak na mnie wywarł negatywne emocje.

- Kto dzwoni, skąd znasz moje imię? - zapytałem.

Głos prychnął przeciągle ze zduszonym śmiechem. Nie podobała mi się ta sytuacja, ponieważ nie znałem żadnej przyczyny jej rozwoju.

- Pozwól, że to ja będę zadawać pytania- zaznaczył rozmówca oschle choć przejmująco. - Ale puki co powiem jasno. Przestań się zadawać z Ryanem. Nie rozmawiaj z nim, nie szukaj, nie widuj, nawet spojrzenie na niego może powodować konsekwencje wobec ciebie i niego. W innym przypadku nie spocznę puki nie pożałuje tego, że się z tobą związał.

Moje pięści zacisnęły się dostatecznie mocno, że skóra na dłoniach zaczęła widocznie protestować. Nie umiem opisać sytuacji w mojej głowie, nikt nie znajdzie i nie znalazłby na nią słów.

- Co ty kurwa, pieprzysz?!

- Słyszałeś. Jeśli się nie będziesz stosował, wydaje mi się że twojemu Ryankowi może stać się krzywda. A tego przecież oboje byśmy nie chcieli nieprawdaż?

Nie rozumiałem kto do mnie mówi i dlaczego. Ten zasraniec nie brzmiał jak ten lekarz w szpitalu, jak Liam albo każdy inny który przyszedł mi na myśl. Modulator głosu? Nie, głos był zbyt charakterystyczny, a więc kto do mnie dzwoni? Kto ma mój numer?

- Skąd masz mój telefon?

- Można z pewną dozą komedii stwierdzić, że znalazłem - wiedziałem, wyczułem, że to tak naprawdę nie jest prawdą. - Czy to jest akurat teraz ważne, Jack? Pomyśl. Jeśli tak, chyba łatwo ci pójdzie to co przed chwilą powiedziałem...

- Ty kurwo! - wybuchem falą furii - Znajdę cię, słyszysz?! Czego od nas chcesz! Czego chcesz od Ryana! - podnosząc głos nie zważałem na spojrzenia ludzi wokół mnie, nie zważałem na nic prócz tego z jaką szybkością świat może zawalić się w gruzy.

- Spokojnie, Jack. Powiem jasno. Nie jesteś na tyle ważny żebym marnować na ciebie całą tę historię...

- Ty zasrany...

- Ale dodam coś jeszcze - przerwał, a jad namnażał się w mojej buzi. - Policja tobie w tym miejscu już nie pomoże. Nie namierzą mnie dobrze o tym wiesz. Ten telefon jest chroniony, nikt, nawet policja nie będzie w stanie się włamać do mojej lokalizacji. Ty to wiesz i ja to wiem. Masz naprawdę przydatny telefon, Jack. Szkoda, że nie miałeś hasła, może bym się trochę z nim pomęczył?

Cholera. Nie dość, że gnój umiał obsługiwać komórkę, której nawet ja ostatecznie nie umiałem pojąć, to w dodatku łącząc fakty znał dojście do uzyskania mojego nowego numeru telefonu. A jego znała tylko Sara i Liam, biorąc pod uwagę że teraźniejsze komórka była kupiona niedawno i bardzo chaotycznie. Ta, która dostałem od tej nienawistnej kobiety była naprawdę silna, droga i miała zabezpieczenia przed jakimkolwiek włamaniem do niej. Choćby spojrzeć na moją lokalizację z innego urządzenia a co najwyżej zachowanie jej wymagałoby połączenia się z firmą jaka ja stworzyła. Hasła nie miałem ponieważ nie potrafiłem go założyć. Kurwa, dlaczego ta durna Sara dała mi aż takie badziewie?! I po co kurwa!

- I jeszcze jedno, Jack - przerwał z innym tonem głosu. Tonem wygranego - Ryan jest mój.

- Chyba śnisz, gnoju! Ryan nie jest twój. Ryan nie jest niczyją własnością! Nie zrobię tego słyszysz?! Nie będę twoją marionetką!

- Przecież cię nie zmuszam. Po prostu ostrzegam. Naprawdę byłoby przykro gdyby coś mu się stało...

Serce waliło młotem w moją pierś. Nie widywać Ryana, zapomnieć o Ryanie... Teraz? Teraz kiedy potrzebuje jego spojrzenia, kiedy on również potrzebuje mojego wsparcia? Jak mam go do cholerny chronić kiedy nie mogę nawet na niego spojrzeć?!

I czy to ma oznaczać, że ten człowiek będzie mnie śledził z nienawiścią żeby zareagować kiedy tylko raz powiem,, hej" do Ryana? Nie na pewno nie wyjdzie mi na spotkanie sam. Na pewno przydzieli jakiś goryli do tego zadania.

Poczułem coś nieprzyjemnego w kącikach oczu. Łzy zapiekły mnie, a głowa wyraziła dwukrotny ból jaki wtedy odpowiadał mojemu stanowi.

- To jak będzie? - zapytał, a ja poczułem jak nogi się pode mną uginają.

Cały świat, wszystkie nadzieje, każdy najśmielszy krok w stronę chłopaka było teraz rozbite, stłamszone, puste. Pocałunek jaki wtedy sobie przypomniałem był jak uderzenie, jak cios prosto w serce, jak strzała wbita w uczucia, jak jedyna rzecz jaka jest w stanie mnie zabić, sponiewierać, tylko ona była w stanie doprowadzić do tego że z żalu opuściłem się na kolana na środku chodnika z opuszczona głową.

- Rozumiem, że się zgadzasz na warunki?

- Pieprz się! - warknąłem nieco zbyt dobitnie, zbyt krucho.

- Uznaje to jako wyraz zgody. A więc dobrze, do zobaczenia, Jack.

Przez następne kilka sekund ogłuszały mnie głosy rozłączonej rozmowy. Wyparował mi rozsądek zastępując nagłym strachem, żalem i przygnębieniem, które czułem już po raz kolejny w moim życiu, ale dwa razy mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top