Jack

Gnałem na złamanie karku w jego kierunku. Zimne powietrze usilnie drażniło mi gardło biegnąc pod wiatr. Nie odpuszczałem poganiając nogi chodź lewa błagała mnie z bólem o odpoczynek. Nie odpuszczałem jednak. Musiałem się dowiedzieć o czym wtedy mówił. Uzupełnić się, poprawić. Cholernie mi zależało by chodź wysłuchał jak bardzo mnie boli fakt, że tak go zraniłem.

Omijałem ludzi niezgrabnie, niektórzy obdarowywali mnie zaciekawionym spojrzeniem, inni jak na szaleńca kręcili głowami. Nie zależało mi na tym, nie zależało mi na niczym innym prócz znalezienie Ryana.

Gdy zobaczyłem w końcu jego blond włosy coś we mnie odetchnęło z ulgą.

- Ryan!- zawołałem z radością stwierdzając że dzieliło nas kilka metrów. Zwolniłem czekając aż się obróci. Gdy to zrobił stawiałem lewą nogę na chodniku. Dźgnęła mnie taką strzałą bólu i pożałowania, że upadłem na ziemię jak długi smakując twarzą chodnik. Przekląłem podnosząc się ciężko.

- Jack!- słysząc głos chłopaka natychmiast podniosłem głowę przez co znowu straciłem grunt. Podbiegł do mnie i pozwolił bym się o niego oparł a następnie usiadłem na chodniku stwierdzając, że naprawdę musiałem odpocząć. Oparłem się o ścianę jakiegoś sklepu oddychając ciężko po tamtym sprincie. Z resztą kiedy ją ostatni raz biegałem?

Ale z niechęcią wtedy odkleiłem się od ramienia Rayana. Głównie dlatego, że pachnął tak słodko jak był i jak wyglądał. W tej chwili zastanowiło mnie co to był za skład. Truskawka? Malina? Wanilia? Czekolada? Chciałbym jeszcze raz poczuć ten błogi zapach i żeby jedynym moim problemem było rozpoznanie tego aromatu.

Szczęściem nachylił się na ze mną z troską kalkulując co się wydarzyło i co mnie bolało. Był troszkę jak zagubiony kotek, analizując czy ma uciec, obserwować czy podejść bliżej do nawołującego człowieka. Ja natomiast zamykając lekko oczy uśmiechnąłem się pod nosem.

Wanilia z miodem? Tak, to chyba było to.

- Jack, słyszysz mnie?- zapytał nerwowo. Już miałem ponownie otworzyć oczy kiedy ten musnął mnie pobudzająco po policzku. Może nazwiecie mnie śmieciem, krętaczem czy egoistą, jednak nie spojrzałem na niego czekając w czerni moich spuszczonych powiek powalony tak słodkim i uroczym zapachem. Na co czekałem? Sam nie byłem pewien.

- Jack... Boże, otwórz oczy- prosił, a jego delikatna dłoń paliła mój policzek.

Co ten chłopak ze mną robił?

Jego palce jednak zniknęły, a ja poczułem się dziwnie niepewnie i samotnie. Uchyliłem delikatnie oczy, ale zanim zrobiłem to ostatecznie ten mocno dał mi z liścia w twarz.

Natychmiast otworzyłem oczy przecierając policzek, a Ryan patrzył na mnie przestraszony z dłońmi zakrywającymi usta.

- Au, myślałem, że to co zrobisz będzie przyjemniejsze- przyznałem prychając śmiechem.

Opuścił ręce, które już nie zakrywały połowy jego uroczej buzi.

- Zaraz- stwierdził marszcząc słodko brwi i napełniając policzki powietrzem. Myślałem, że uduszę się sercem w gardle patrząc na ten widok- Ty, udawałeś?! I na co przyjemniejszego miałeś nadzieję?!- jego nosek się lekko zmarszczył, a oczka rozszerzyły. Wstał zirytowany. Ja zaraz po nim ignorując ponowny ból kolana.

- Ryan, uspokój się- starałem się brzmieć poważnie, ale chyba nie za dobrze mi poszło- Wybacz mi, nie wiem co mnie naszło.

- Naszło? W sensie?- zapytał spoglądając mi w oczy.

- Cóż... W sensie... To co wymyśliłem było głupie, wiem i...

- Wystraszyłeś mnie- przyznał spuszczając wzrok. To mu nie pomogło, doskonale wiedziałem jak jego twarz przybiera wyraz czerwonego pomidorka.

- No, martwiłeś się?- nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, sam nie wiedziałem dlaczego. Radość mnie przy nim rozpierała, a jego słodkie spojrzenie zabijało. Chichotałem chyba z rozwoju tej niecodziennej sytuacji.

On natychmiast się obrócił jak poparzony. Chyba odczytał mój śmiech źle biorąc pod uwagę że w istocie nie chciałem go niczym urazić.

- Wybacz mi, nie wiem co to był za głupi pomysł- wymamrotałem szybko podnosząc ręce w górę. Gdy wreszcie delikatnie na mnie spojrzał smutnym spojrzeniem zacząłem się obawiać, że znowu ucieknie- Słuchaj... Co do tego co powiedziałeś...- złapałem się za kark przegryzając wargę.

- To nic- przerwał mi natychmiast- Po prostu o tym zapomnij.

- Ja...

- I zostaw- dodał jeszcze patrząc mi smutno w oczy, które nagle zaszły mgłą- Tak, najlepiej zostaw...

Odwrócił się do mnie plecami, powoli, na pięcie, a następnie zaczął odchodzić, lekko kulał, tym razem zwyczajnie drepcząc przed siebie. Nogi mu lekko dygotały, a blond włosy targał wiatr i pewnie drażnił oczy, tak jak i mnie w tej sytuacji.

Spuściłem głowę wkładając dłonie siłą do kieszeni kurtki. Zmarszczyłem brwi. Przez chwilę tak stałem, zmartwiony, zamyślony, zagubiony w czarnej w dupie jakiej się znalazłem. Nie wiedziałem co ciągnęło mnie do chłopaka. Nie wiedziałem dlaczego tak pragnę wypaść dobrze, nie wiedziałem dlaczego tak strasznie bolało mnie to co przed chwilą powiedział. Zraniłem go, a on w tej chwili mnie, choć pewnie nawet o tym nie wiedział. Nie miałem do niego żalu, on miał jaśniejsze podstawy. Znaliśmy się w szkole, a ja go nawet nie jestem w stanie znaleźć wspomnieniami w głowie. Nie zwracałem uwagi na ludzi wokół mnie, ale skoro tak często przy mnie był, mimo, że się nie odzywał, skoro kiedyś naprawdę mi pomógł, albo chociażby ze względu na fakt, że był prześladowany musiałem go zapamiętać! Jednak w mojej głowie o Ryanie było tak pusto jak w moim domu gdy do niego wracałem. Nie mogę sobie wyobrazić by zapomnieć takiego chłopaka, przecież jego charakterystyczny wygląd, delikatną buzię i duże głębokie spojrzenie musiało gdzieś w tej mojej głowie się pojawić. Był w mojej klasie? Raczej nie, sam wygląda na dwa lata młodszego. Pomógł mi, nie wiem jednak pod jakim względem. Jakie w szkole miałem problemy?

Czy ja cokolwiek z tych lat pamiętam?

Pamiętałem. Pamiętałem moich kolegów, grupkę zwykłych nastoletnich, głośnych kumpli. Pamiętałem imprezy, dziewczyny, alkohol, papierosy, tamte cholerne lekcje i nawet nauczycielkę, która praktycznie na każdej lekcji dążyła do tego samego celu- pogrążyć mnie, postawić najniższą ocenę, umęczyć z próbą niedopuszczenia do następnej klasy. Pamiętałem wszystko. No dobrze, to trochę na wyrost, aczkolwiek pamiętałem większość moich lat, mimo, że wiele wydarzeń rzeczywiście przelatywały mi ciurkiem przez pamięć lecz nie były to wodospady. Nigdzie jednak nie pamiętałem Ryana.

Z jednej strony nie zdziwiłem się. Nie przejmowałem się młodszymi uczniami, chyba, że miałem komuś pomóc, czy to w nauce czy w daniu w mordę temu w moim wieku znęcającego się nad młodszym. Jednak trzeba przyznać, że nie byłem święty. Sam często wysysałem od tych młodych pieniądze za spuszczenie na nich łomotu. Sam też używałem siły w stosunku do młodszych czego żałuję, jednak miałem swoje idiotyczne zasady co kompletnie nie było żadnym wyjaśnieniem. Biłem co najwyżej dwa lata ode mnie młodszych czy rok. Jednak próbowałem z całych sił tego unikać, mimo to bez spin i różnorakich bójek często nie dało się uniknąć.

Ryan, Ryan, Ryan...

Nigdzie. Nigdzie prócz ostatnich naszych spotkań, które chyba non stop kończyły lub zaczynały się niemiło. Jednak robiłem postępy. Ja, lub on, który mimo tego nieufnego spojrzenia podał mi rękę. Była taka miękka, delikatna i gładka, że myślałem, że jej nie puszczę.

Niestety wiedziałem, że mogę go tym przestraszyć. Bałem się tego, ale też miałem nadzieję, że w końcu się do mnie przekona.

Tego dnia kilkakrotnie przelatywał mi przez głowę przez co nie mogłem się skupić na segregatorach pełnych tego całego gówna rachunków, tabelek i wykresów.

Co do Sary, nie miałem z nią kontaktu cały miesiąc. Oczywistym jest, że nie miałem telefonu, jednak zabrałem że sobą laptop. Oprócz dalszych e-maili ze statystykami czy z poradami dotyczącymi finansów niczego ciekawego się nie dowiedziałem. Dziwiłem się jednak dlaczego dalej nie zrobiła mi wyrzutów że względu telefonu. W końcu sama go dla mnie załatwiła. No i był cholernie drogi. A także z jakiejś poważnej firmy która nas sponsoruje.

Ta zimna maszyna nie odwiedziła mnie do końca dnia. Nie miałem jej tego za złe, nie zależało mi pod żadnym względem na kontakcie z tą osobą. A jednak coś mi mówiło, że nie zgadza się fakt braku informacji. W końcu zależało jej na tym spotkaniu i na tym bym dobrze wyszedł na tle innych firm i tych idiotów w czarnych czy granatowych garniturach. Pewnie ją ciekawi jak mi poszło przecież wie, że dzięki temu wiele firma może skorzystać. Jednak ja łudziłem się na tych dniach, że odkryję chęć dalszej pracy i poznawania nowych interesujących a zarazem pomysłowych ludzi. Jednak zamiast tego, spotkałem wieku gburów, którzy nawet żart traktowali jak brak kultury. Na niczym się nie znali, nic nie chcieli upiększyć ciekawymi pomysłami, pokazywali najróżniejsze diagramy czy inne gówna kiwając głowami w zadumie. Żaden chodź nie ziewnął ze zmęczenia. Pokerowe twarze, symetryczny uśmiech zimna sylwetka i równie lodowata, poważna twarz cholernie mi pasowała do Sary. Żałowałem, że sam nie zaproponowałem żeby tam pojechała. To by było jej niebo na ziemi. Tego od zawsze pragnęła? Zwyczajnego, nudnego toku firmy, podwyżek, stosu nudnych czarno białych dokumentów pełnych diagramów i wykresów, pełnych nudnych liczb i strategi?

Cóż, co kogo kręci.

Gdy tamtego wieczoru wracałem do domu dalej moje myśli nie wychodziły z tematu Ryana. Ciągle miałem jego buzię przed sobą, ciągle słyszałam jego zdanie które do mnie zwrócił...

...Najlepiej zostaw...

Zostawić go? Czy tego właśnie chciałem? Jednak nie byłem w stanie ani tego zrobić ani chociaż odwrócenia się od tego tematu na moment. Ba, nie wiedziałem czy przez tą całą sprawę zasnę tej nocy.

Postanowiłem jednak zatrzymać się przy sklepie AGD pełnym różnorakich marek telewizorów, pralek, lodówek, laptopów, ale (co najważniejsze) mieli telefony.

Deszcz zaczął lać a ja niezmiernie próbowałem przedrzeć się do sklepu. W tej chwili zmartwiłem się, że Ryan może gdzieś chodzi na tym mrozie. Kurtki nie miał wystarczająco ciepłej, wystarczyło kilka podmuchów żeby wiatr ostatecznie wiał mu skórę wokół szyi drażniące też uszy nie mówiąc o twarzy. Zagryzłem jednak wargę, nie wiedziałem gdzie go teraz szukać, z resztą może już wrócił do domu?

Kupiłem szybko praktycznie byle jaki model chodź trochę brałem pod uwagę fakt wyglądu i ceny. Był jednym z najdroższych modeli ale nie chciało mi się czytać tych małych etykietek. Zakupiłem go szybko, chodź niesamowicie się lenili by znaleźć ten model na zapleczu. Mając już nowy telefon wsiadłem do samochodu i przy świetle latarni wróciłem do domu. A raczej pustej, opuszczonej świątyni, naszpikowanej technologią.

Zmęczony opadłem na kanapę i włączyłem telefon. Pachniał nowością chodź też wyglądał jakby mały ruch mógł rozbić szybkę lub obudowę na Amen.

Był na tyle zwyczajny, że od razu odszukałem kontakty i wstukałem numer telefonu błagając żeby to był właśnie ten. Wcisnąłem zielony przycisk i przycisnąłem szybkę do ucha.

Rozbrzmiał sygnał, potem kolejny...

Nerwowo poruszałem prawą nogą, lewa dziś jednak odkąd wsiadłem do auta była mi niezwykle zbawienna.

- Halo?- usłyszałem głos, który z ulgą rozpoznałem.

- Halo? Liam to ty? Jack przy telefonie.

- Jack!- rozbrzmiał prze sympatyczny chłopak, z którym kontakt urwał mi sie zaraz po zakończeniu szkoły średniej- Kopę lat!

- Tak... Co u ciebie?- zapytałem na razie próbując podtrzymać rozmowę.

- A wszystko dobrze. Studia, wiesz jak jest.

Nie wiedziałem. Nie chodziłem na studia. Musiałem zająć się firmą.

- Taa... Dzwonię także bo mam do ciebie pewne pytanie...

- W tej sytuacji, ja do ciebie też- stwierdził- Dajesz pierwszy.

- Dobrze. Kojarzysz może niejakiego Ryana z naszej szkoły? Trochę młodszego od nas?

- Ryana? Hm... Tak, chyba był jakiś.

- A powiesz mi więcej?

- No spoko- to lubiłem. Nie dociekanie, zwyczajna konkretna odpowiedź a potem najpewniej jakieś próby dopytywania, choć stosunkowo rzadkie - Był takim szkolnym gównem. Z resztą nie pamiętasz?

- Cóż... Niestety nie.

- Jak to nie? Kręcił się obok ciebie jak jakiś cień. Z resztą zwykły pedał co się dziwić.

Zacisnąłem lewą pięć i tą sprawą także trzymając mocno komórkę.

- Przestań, czemu w ogóle tak mówisz?

- Bo gej. Biedak zakochał się w tobie, skakał wokół ciebie jak ten idiota, ja pierdziele serio nie zauważyłeś tego debila?...Halo?

Zamarłem. Zakochał? Naprawdę wtedy się we mnie kochał?...

Serce wyskakiwało mi z piersi nagle zrobiło mi się gorąco. Czemu się jeszcze nie domyśliłem? Jego reakcje, buzia, rumieńce. Wszystko na to wskazywało! Jak do cholery tego jeszcze nie zauważyłem? Jak mogłem nawet nie wziąć tego pod uwagę? Nie domyślić się?

W tej chwili zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze...

Ja też coś do niego poczułem...

Nie wiedziałem co konkretnie. Było to coś, nowego świeżego, co pragnęło ponownie poczuć jego dłoń, co chciało go poznać, zgłębić wszystko co miało z nim wspólnego. To uczucie zapaliło się gorącym płomieniem w sercu gdy go dotknąłem...

Ale czy chciałem to ciągnąć? Czy chciałem wreszcie być w stanie zrozumieć kim byłem? Nie bać się tego? Stanąć i chronić własnego imienia, a także tego z kim był bym? Całe życie nie mogłem pogodzić się z faktem, że byłem kimś innym, że nie umiałem zaangażować się w bliższą relację z dziewczyną bo zwyczajnie...

Byłem gejem...

Ale co jeśli on już tego czuje? W końcu jego gniew, żal jakie wtedy się uwolniły... Czy dalej to czuł? A może tak naprawdę nic do mnie nie poczuł? Czy mogłem o to dalej walczyć? Czy był w tym sens? Co będzie dalej...?

- Halo? Jack? Wszystko w porządku? Halo.

- J-Jestem- powiedziałem bez pewności. Byłem praktycznie nieprzytomny, dalej nie wiedziałem jak zebrać myśli.

- No, to teraz ja. W piątek jest impreza szkolna. Chyba cię jeszcze najwidoczniej nie zaprosili. No wiesz taka dla tych z naszej Budy. Alkohol, fajne dupy, wiesz o co chodzi. Idziesz?

Zamilkłem ponownie popadając w zadumę. Impreza? Wspominająca dawne lata? Z resztą co mi szkodzi?

- Niech będzie. A gdzie to?

- Właśnie chyba jeszcze nie wiedzą. Miała taka jedna dupa ale jej rodzice dali szlaban za poprzednią bibę.

- Hmn... To może u mnie?- zaproponowałem.

Nareszcie nie będzie tak pusto...- pomyślałem usilnie chodź z wielkimi wątpliwościami. Bo kiedy ostatnio zrobiłem imprezę lub kiedy ostatnio na jakiejś byłem?

- Serio?! Zajebiście! Spoko, powiem reszcie i dam znać...

- Jeszcze coś- przerwałem szybko- Chciałbym zapytać, wszyscy są zaproszeni?

- Sam nie wiem. W sumie ty wyprawiasz tą imprezę więc twoja wola. Możesz zaprosić kogo chcesz, mam nadzieję jednak, że nie zrezygnujesz z tych którzy już są.

- Oczywiście. Impreza otwarta, także zaproszę też niektórych znajomych- mówiłem mając na myśli w zasadzie tylko jednego znajomego...

- Spoko, mam nadzieję że choć jeden z nich to niezła laska.

- Cóż...

- Muszę kończyć. Z dzwonimy się.

- Dobrze, do zobaczenia.

- Nara- pożegnał się i rozłączył natychmiast. Cofnąłem rękę kładąc telefon na stole przed fotelem i kanapą obok pilota od telewizora.

Następnie nie wiedzieć czemu zasnąłem. Mimo mojej ekscytacji i myśli kłębiących się w głowie. Najwyraźniej byłem zbyt zmęczony by ponownie rozmyślać usilnie nad tyloma rzeczami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top