Asper

Hejka! ❤️

A oto pierwszy rozdział MARATONU 02! Jest poświęcony Asperowi. Możecie zauważyć że w nim jest więcej wulgaryzmów i słabiej skonstruowane zdania, ale jest to napisane specjalnie, by bardziej wcielić się w tamtego Aspera, porównać tego dzisiejszego do przeszłego. Oraz spojrzeć się mocniej w jego postrzeganie tamtej rzeczywistości ❤️

Mam nadzieję że się spodoba (następny maratonowy rozdział będzie już z Jackiem i Ryanem więc możesz odetchnąć z ulgą haha) ❤️❤️❤️

Zapraszam! ❤️

.....................

Ten dzień nie zapowiadał większych, przełomowych zmian. Rozpoczął się nużąco podobnie do poprzedniego. Ziewnąłem na powitanie dnia i wstałem łapiąc za ubrania jakie wczoraj przygotowałem sobie do szkoły.

Na korytarzu jak co dzień rozbrzmiał zasrany głos fałszującej siostry pod prysznicem z brakiem talentów wokalnych i wiedzy, że chyba słyszy ją cała ulica. Westchnąłem ciężko i podszedłem pod drzwi toalety.

- Julia, długo jeszcze? - zapytałem zirytowany.

Muzyka będąca torturą dla uszu, nagle ucichła.

- Aż zmądrzejesz, ale nie uważam że to kiedyś nastąpi - wyćwierkała z pogardą.

Prychnąłem.

- Ha! To pewnie jak z twoim talentem wokalnym- oznajmiłem i obróciłem się na pięcie rezygnując ostatecznie z kąpieli. Nie śmierdziałem, a byłem zbyt zmęczony na dyskusje z tą wkurzającą dziewczyną.

Okazało się, że jednak nie ominę dzisiaj porannej kłótni.
Mama jak co dzień krzątała się po kuchni ze słonecznym humorem. Nie wiem jak ona tak wcześnie umiała z siebie wydobyć siłę na nucenie pod nosem. Ale przynajmniej wiedziałem od kogo siostra odziedziczyła talent i hobby śpiewania w codziennych czynnościach.

Moja rodzicielka odwróciła się mierząc mnie wzrokiem. Jej uśmiech zniknął z twarzy, a powaga sprawiła że błysk w jej oku osłabł. Przełknąłem ślinę.

- No, Asper. Mamy sobie chyba nieźle do omówienia - założyła rękę na rękę patrząc na mnie groźnie.

Czując naleśniki jednak nie byłem w stanie nie zapytać...

- Mogę najpierw zjeść?- zapytałem.

- Asper- zaczęła jakby nie dosłyszała pytania. - Co to była za sytuacja z tym chłopcem?

- Ehh... No trochę się posprzeczaliśmy - powiedziałem wiedząc, że mama nigdy nie użyje słów mocnych w obeznaniu do moich czynów. Więc ja też grałem w to. Po prostu moja matka nie potrafiła zamienić słowa mojej ,,sprzeczki'' na ,,bicie się'' Albo tym podobne.

- Asper - jej oskarżycielski głos mimo wszystko wydawał mi się mocniejszy niż zazwyczaj w tych sytuacjach. - Ten chłopiec został przez ciebie skrzywdzony...

- Oj mamo... - przewróciłem oczami.

- Nie skończyłam - podniosła dłoń przerywając mi. To nie brzmiało dobrze. - Nie tak cię wychowałam. Nie mogę się dodzwonić do jego opiekunów, ale sam masz za zadanie go zaprosić na kolację.

- Co proszę?! - podniosłem głos. - Mam siedemnaście lat, prawie osiemnaście, nie masz prawa mówić mi co mam robić! Nie jestem już dzieckiem!

- Asper, jak pragnę zdrowia! Albo to, albo zakaz używania komputera, telefonu i oglądania telewizji.

Była inna niż zazwyczaj. Zbyt konkretna, nie podobało mi się to.

- Naczytałaś się tych poradników i teraz chcesz mi dopiec?

- Nikomu nie pragnę dopiec, synu - zapewniła. - Chcę tylko żebyś zrozumiał. Dorośli ludzie tak nie załatwiają swoich spraw. A jak zaznaczyłeś, jesteś prawie pełnoletni, a więc zachowuj się tak, a nie jak małe dziecko. Dorośli rozmawiają, za to ty szukasz rozwiązania w pięściach. To zła droga Asper.

- Ehh... Co ty o mnie wiesz mamo? - i pognałem do pokoju jak urażona zerwanie cholerna nastolatka.

Złapałem za plecak. Tego dnia odpuściłem sobie nie tylko kąpiel, ale i śniadanie.

Jednak nie przejmowałem się sprawami po szkole. Nie kombinowałem jak z tego wybrnąć. Po prostu wyszedłem zostawiając za sobą całe to gówno.

Wyjąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem go z nerwów. Kroczyłem w stronę szkoły zbyt szybko. Moje stopy dwa razy mocniej uderzały o grunt niż ludzi wokół mnie. Nie dbałem o to czy sąsiedzi zobaczą jak palę, nie dbałem również o szkołę, bo szczerze mówiąc dzisiaj w głowie widziałem tylko jedno pragnienie.

Wagary.

Wyjąłem telefon i wyszukałem numer do jednego z moich kumpli. Odebrał szybciej niż zazwyczaj.

- Czego?

- Gówna psiego. Co powiesz na to żeby się dziś zerwać? - zaproponowałam mając stukrotną nadzieję na zgodę z jego strony.

- A co? Myślałeś że będę w stanie napisać tą chujową poprawkę z matmy? - prychnął śmiechem. - Tam gdzie zawsze? Wezwać chłopaków?

- Kilku - oznajmiłem. - Inaczej gliny nas dopadną. Tam gdzie zawsze.

- Jasne - rozłączył się bez zapowiedzi, a ja kroczyłem dalej. Nerwy mi trochę osłabły kiedy zastanawiałem się jak będzie wyglądać nasze spotkanie z chłopakami.

Mimo wszystko wyglądało dość zwyczajnie. Musiałem zastąpić jednak wódkę papierosami bo sam nie chciałem zrobić sobie jeszcze więcej kłopotów kiedy będę śmierdział alkoholem. Także torturowałem się wgapiając w chłopaków delektujący się jej smakiem. Na dzisiejsze spotkanie zaproszono Liama. Znałem go już wcześniej, ale był mi dość obojętny. Nie widziałem go od chyba dwóch lat, ale spotkanie wydawało się mniej ckliwe niż przypuszczałem.

- Kurwa - przekląłem patrząc na zegarek w komórce. - Czas się zbierać. Nara chłopaki.

-Serio? Aż tak chcesz się przypodobać mamusi maminsynku? - usłyszałem głos Liama, który wyluzowany leżał na ziemi co chwila biorąc łyk alkoholu. Wstrzymałem oddech, nie mogłem pozwolić by ktokolwiek pomyślał o mnie podobnie jak on w tym momencie.

- No chyba oszaleliście - prychnąłem nieco zbyt nerwowo. - Po prostu - cholera, wymyśl coś, już. - Serio muszę się zbierać. Stara mnie chce zamknąć w domu jak nie wrócę. Wolę jednak nie skakać z drugiego piętra żeby do was zwiać wieczorem. No nic, to nara.

- Niech ci będzie Asper - oznajmił Liam ale nie brzmiał na przekonanego. - Nara.

- Siema - pożegnał się mój bliższy przyjaciel (Billy) i po tym słowie mogłem już wrócić do domu. Jednak nie kierował mną spokój na kolejną sprzeczkę, tym razem z obojgiem rodziców. Pocieszałem się tylko faktem o nocnej eskapadzie z kumplami.

Najwyraźniej jednak rodzice postanowili zrobić mi cholerną zjebaną niespodziankę...

- Asper! Jak dobrze! - idź na górę, połóż plecak i schodź na obiad - poleciła mi mama z nieodgadnionym spojrzeniem podekscytowanej matki.

Spojrzałem na nią jak na wariatkę i zwróciłem się w stronę schodów na górę. Coś mi tu nie pasowało, matka nie powinna być taka zadowolona, nie po tym co powiedziała rano.

Perlisty dźwięk śmiechu mojej siostry też nie wydawał się normalny. Był jak oznaki końca świata dla ludzi.

Siostra powitała mnie w przed pokoju szeroko uśmiechnięta i pognała do kuchni wyszczerzona do cna możliwości.

Co do huja?

Otworzyłem pokój oszołomiony reakcjami osób, które (wydawało mi się) znałem tak dobrze.

Oczywiście moja rodzina zawsze była w jakimś stopniu nieprzewidywalna.

Ale zjebany chłopak w moim pokoju to już pierdolone przegięcie.

- Co ty tu do cholery robisz?! - wrzasnąłem na niego. Skulił się delikatnie jakby krzyk działał na niego paraliżująco. Ah, czyli już wiedziałem jakim sposobem się go pozbyć.

- Hej, pizdo - podszedłem do niego łapiąc za włosy. - Dać ci kolejny wycisk?

- Twoja mama mnie tu zaprosiła - powiedział niewinnie. Cholerna, jebana pizda.

- A ty miałeś czelność to zaproszenie przyjąć? - zapytałem ze złością.

- Cóż... Stwierdziłem, że może dzięki temu... Porozmawiamy i... cóż...

- To że moja zjebana matka jest psychologiem nie znaczy, że zawsze mówi rzeczy racjonalne, Ryan - warknąłem. Puściłem jego włosy kiedy usłyszałem głos matki wzywający na obiad. Kurwa mać.

- Słuchaj, albo stąd spieprzysz, albo chcesz wycisk ode mnie i chłopaków, wybieraj.

Zmarszczył brwi i spuścił ze mnie wzrok. Po chwili znowu go podniósł patrząc mi prosto w oczy.

- Myślę, że skoro twoja matka zaprosiła mnie na obiad... Będzie serio zawiedziona kiedy mnie już tu nie będzie - oznajmił mi w miarę spokojnie.

- I co kurwa? Zakochałeś się w niej czy co?

Pokręcił głową.

- Nie, ale myślę, że nie byłaby zadowolona gdybyś mnie tak po prostu wyrzucił.

- Co masz na myśli, zasrańcu?

- Że może cię nieźle ukarać, jeśli każesz mi spieprzać - oznajmił, a jego wzrok był dalej nieco niepewny.

Cholera. Miał rację. Ale w takim razie po co mi to powiedział? Nie chciał żebym dostał karę? Czy był na tyle głupi żeby martwić się o moje relacje rodzinne? Wkurwił mnie tym na maksa.

- Słuchaj, naprawdę przepraszam, że się na to zgodziłem. Twoja mama powiedziała, że chciałeś żebym przyszedł porozmawiać - zamurował mnie tym tak bardzo, że po jego ,,przepraszam'' zabrakło mi języka w gębie. - Jeśli jednak było odwrotnie rozegrajmy to tak jakbyśmy się godzili. Może to coś da.

Usiadłem obok niego na łóżku próbując porównać fakty jego zachowania. Jaki zjeb proponuje rozwiązanie problemu faceta, który jest jego szkolnym gnębicielem?

Otworzyłem usta żeby zadać to zakichane pytanie, ale do pokoju weszła moja cholerna matka.

- Obiadek, chłopcy. Do stołu proszę - oznajmiła, a my wstaliśmy. Ryan dalej wysyłał w moją stronę skruszone spojrzenia. Nie, ten człowiek był niemożliwy.

Siostra wydawała się jakby zaraz miała pęknąć z nadmiaru skrytego śmiechu w sobie. Zmarszczyłem brwi przeklinając ją w głowie i obiecując zemstę.

- Usiądźcie - poleciła mama, a ojciec tylko obserwował nas w ciszy. Ryan natomiast patrzył z niesamowitym wręcz zachwytem na jedzenie jakie przygotowała moja matka.

- Nigdy nie jadłeś kurczaka? - zapytałem prychając nad jego miną.

- Ja... Jadłem,ale... On wygląda tak przepysznie - mówił ze smakiem. Nie wiedziałem czy było to szczere czy zwyczajnie podlizywał się mojej matce, ale skończyło się na podziękowaniach od niej. Usiedliśmy do stołu i zajadaliśmy. Wtedy dopiero przypomniałem sobie, że ten szczyl był przecież pedałem.

Ryan natomiast wydawał się w siódmym niebie po każdym kęsie kurczaka. Śmieszyło mnie to. Ten kurczak, jasne, był dobry, ale moja matka potrafiła robić lepsze. Lecz najwyraźniej teraz miała na to mniej czasu z powodu jej genialnego pomysłu wychowania mnie na człowieka ,,porządnego''.

- Tooo - zagaiła nas pod koniec jedzenia. - Ryan, co lubisz robić w wolnym czasie?

Myślałem że padnę słysząc to pytanie. Moja matka potrafiła być czasem taka przykra.

- Ja... - Ryan się zmieszał. - Cóż, nie znalazłem jeszcze hobby. Lubię czasem czytać, ale nie robię tego często. Myślę,że moja praca to coś czym powinienem się zająć w tym momencie... - odpowiedział nieśmiałym głosem. Zarumienił się delikatnie jakby mówił o intymności.

- Oo, pracujesz? A gdzie?

- Mamo, nie sądzisz, że to jego sprawa?

- Po prostu pytam - naburmuszyła się.

- Nic nie szkodzi - Ryan uśmiechnął się ciepło. - W restauracji jako kelner.

- To teraz ja zapytam - zagadnęła Julia. - Jak mocno dostawałeś od Aspera, że jesteś taki pizdowaty?

- Julio! - oboje rodziców usiadło nagle prosto z karcącym spojrzeniem dla córki.

- No co? - zapytała, ale rodzice tylko pogłębili spojrzenie pełne zdania ,,porozmawiamy o tym później młoda damo''.

- Cóż... W zasadzie, Asper mnie nie bił - powiedział, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. - W sensie, zwyczajnie ciągle znajduje się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze - przegryzł kolejny kęs kurczaka i znowu zarumienił się po jego smaku.

- Na pewno, Ryan? - zapytała matka. - Nauczyciele uważali inaczej.

- Tak - skinął głową. - Ponadto wydaje mi się, że on w zasadzie chciał ich powstrzymać, ale widzą państwo jak to jest. To by było porównywalne z rozpoczęciem bójki jeśli chodzi o spojrzenie nauczyciela. Więc również miałby kłopoty, które już zdobył nie raz - przełknął kolejny kęs i aż pisnął ze wzruszenia tego co jadł.

- W takim razie wybacz mi, Asper - matka zwróciła się w moją stronę ze skruchą na jaką sobie nie zasłużyłem.

- Zastanowię się - stwierdziłem popijając.

- Co ty mówisz?! Matce nie wybaczysz?! - kobieta naburmuszyła się. Następnie nagle wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Tylko Ryan obserwował nas z uwagą i ciekawością. Zbyt bystry to on nie był.

Byłem mu wdzięczny, nie powiem, ale czułem też, że coś na mnie wymusił. Coś co teraz gryzło moje samopoczucie i wbijało się w głowę. Coś, co niestety sprawiło, że stałem się miękki, zbyt miękki.

Okazało się, że nic na mnie nie wymuszał. Po prostu był jaki jest, to ja natomiast czułem wyrzuty sumienia. Ale nie przyznawałem się do nich, nie chciałem zrozumieć, że nie są czymś złym w tej sytuacji.
Po objedzie Ryan wstał przepraszając, ponieważ musi wrócić wcześniej do domu. Zmarszczyłem brwi wiedząc, że robi to dla mnie żeby mi więcej nie przeszkadzać. Nie byłem jednak w stanie go zatrzymać. Powinien wyjść, tak samo jak ja powinienem był być spokojny, bo mogę dalej go...

Właśnie. Gnębić? Dotknęło mnie nieznane uczucie niechęci znęcania się nad nim. Pomógł mi, nie nakablował, chociaż mógł mi nieźle dopiec po tym co mu zrobiłem razem z chłopakami.

Jest spoko, po prostu wystarczy go nieco nakierować na nastolatkowe życie. Doznałem również chęci bliższej przyjaźni, a to do jasnej cholerny nie zdarza się często.

Niby była to błaha sprawa. Był dla mnie zwyczajnie miły. Ale dla mnie znaczyło to coś więcej. On mnie nie nakablował mimo moich uderzeń, moich słów w jego stronę, tego całego cholernego znęcania się, pomógł mi. Zwyczajnie mi pomógł.

Cipa jedna z niego i tyle.

- Cholera jasna - tym akcentem położyłem się spać zaraz po kolacji. Cały dzień rozmyślałem, na co zmusił mnie oszołomiony dzisiejszym dniem mózg.

...........

Następnego dnia bolała mnie głowa tak bardzo, że aż wstałem wcześniej kiedy na budziku jeszcze nie dochodziła piąta. Widząc wolną łazienkę przy świetle rannego słońca wszedłem mając nadzieję, że kąpiel ukoi mój ból. Ostatniej nocy myślałem aż nazbyt wiele rzeczy obudzić się bez tego pulsowania.

Jasne, może wam się i innym zresztą wydawać się to błahe . W końcu jeden taki gest może też świadczyć o cipowatości Ryana. Ale ja ogólnie dojrzałem nieco później, toteż wtedy coś takie równało się z dziwnością świata i odgrywało znaczą rolę w moich emocjach. Byłem dzieckiem które zaraz miało mieć osiemnastkę. Zwyczajnie nie dojrzałem do wieku, ale byłem dumny z moich rozmyślań. Nawet jeśli według pewnych statusów powinienem zostawić całą sprawę i żyć jak poprzednio - nie mogłem tego uczynić.

- Siema - przywitałem się z chłopakami, którzy spojrzeli na mnie z uwagą. Nie było wśród nich Liama, Jacka czy reszty starszych (podobno studia). Bill odezwał się pierwszy.

- Gdzieś ty był wieczorem, co? - zapytał, a ja przekląłem głośno.

- Cholera jasna, zapomniałem! - odezwałem się wzdychając przeciągle.

- Dzwoniliśmy do ciebie z dziesięć jebanych razy! - oznajmił Tommy.
- Sorry, chłopaki, miałem ciężki dzień.

- A po ciężkim dniu napić się z kumplami nie łaska? - zapytał Bill.
- Sorry, macie racje. To może dzisiaj?

- Dzisiaj nie uda się - oznajmił. - Ale w zasadzie możesz nam pokazać jak bardzo spierzesz Ryana po przemiłej kolacji z tobą w twoim domku z rodzinką.

Oniemiałem przez chwilę. Skąd wiedzieli?!

- Skąd...

- Masz w domu moje papierosy. Myślisz, że nie chciałbym je odzyskać przed wyjściem wieczorem? - zapytał Bill patrząc na mnie spode łba. Podszedł kilka kroków w moją stronę. - Dla pedałów nie ma miejsca w naszej paczce, Asper.

- Co?! Nie jestem gejem!

- Ale Ryan jest. Ostatecznie stałeś się tym samym - dogadał Tommy.
- Słuchajcie, ja nie zaprosiłem go. Moja walnięta matka to zrobiła żebyśmy się pogodzili. Przez tego debila miałem problemy z nią i nauczycielami - tłumaczyłem w panicznej nadziei.

- Tak? No to chyba chcesz mu nieźle dopiec, co Asper? A więc udowodnij nam, że nie jesteś pedałem i zrób to na co zasłużył.
Przełknąłem ślinę z nadnaturalnym biciem serca. Spokojnie, przecież, to nie powinno być trudne.

- Masz racje, zrobię to.

- O ile się nie mylę zaraz przyjdzie do szkoły. Może go zatrzymasz blisko palarni? My z chęcią popatrzymy.

Zacisnąłem pięści. Co robić, co robić, co robić...

- Jasne... To chodźmy... - odwróciłem się, a ciśnienie podskoczyło mi nad wyraz wysoko. Czułem się jak potwór.

,,Jebane wyrzuty sumienia! Spokojnie Asper! Tylko go walnij kilka razy! Może zmądrzeje'' - myślałem z naciskiem.

Palarnia znajdowała się centralnie za szkołą. Nauczyciele bali się tam wchodzić, ale była zakryta przez gąszcz drzew i tylko niektórzy z nich wiedzieli o jej istnieniu. W drodze do szkoły Ryan kroczył bardzo blisko niej. Dzisiejszego dnia było tak samo niezależnie od potęgi z jaką się modliłem, żeby dzisiaj poszedł okrężną drogą.

- Idzie - oznajmił mi Tommy. Było nas sześciu, chłopaki z nieskazitelną pewnością przedstawili wcześniej plan jaki chcieli wykonać. - Asper, jedziesz.

Przełknąłem ślinę i wyskoczyłem z krzaków kiedy je ominął. Podbiegłem do niego i dotknąłem jego pleców. Odskoczył mierząc mnie od stóp do głów zaskoczonym wzrokiem.

- Hej, Ryan. C-co t-tam? - zapytałem niepewnie. Ten zatrzymał się natychmiast nie odpowiadając tylko z uwagą przyglądając się mojej reakcji.

Nie zdążył jednak nic wydedukować. Tylko został powalony siłą na ziemię przez chłopaków śmiejących się z jego sytuacji.
Nie szarpał się, wiedział że jest nas więcej.

- Zawiążcie mu ręce i nogi - polecił Bill, a ja tak stałem jak słup patrząc na ich czyny. Przełknąłem ślinę przeklinając siebie, jego, matkę papierosy Billa w moim domu i całą tą pierdoloną sytuację.

Nie tylko go związali, ale i odebrali mu możliwość krzyku czarną chustką w jego zębach. Następnie zanieśli do starej palarni. Moje emocje jeszcze nigdy nie były tak trudne. To co z nim robili było okropne. To co ja z nim robiłem i co zamierzałem zrobić, było jeszcze bardziej niewybaczalne.

- Rozbierzcie go - wygłosili komendę.

- A to nie jest już przesada? - zapytałem cicho.

- Odpadasz pedale? - zapytał jeden z moich kolegów.

- Nie jestem gejem!

- A więc to udowodnij - patrzył mi czujnie w oczy przez chwilę. Następnie odwrócił się do reszty. - Do bokserek, nie chcemy przecież widzieć jak się podnieca - prychnął, a reszta zaśmiała się głośno.

- A jeśli ma stringi? To w końcu pedał - powiedział kolejny, a reszta wtórowała mu śmiechem. Złość zagotowała mi się w żyłach widząc jak bardzo się boi kiedy go dotykają. Wtedy zaczął walkę. Wyrywał się jak tylko mógł z ich rąk.

Dobiegłem do nich szybko. Nie wiedziałem jak odkręcić tą sytuację, ale nie chciałem ciągle czuć na sobie jego wzrok więc ogłuszyłem go kopnięciem. Zemdlał w ciszy nie komentując moich czynów nienawistnym spojrzeniem.

- Jaka szkoda, nareszcie coś zaczęło się dziać - Bill westchnął ciężko.

- To już przesada. A jak go ktoś zobaczy? Wywalą nas ze szkoły. Dajcie mu spokój - prosiłem próbując wybrnąć.

- Dobrze, przerywamy. Ale masz teraz okazję. Pobij go. Niech zrozumie co zrobił kablując na ciebie.

Nie nakablował na mnie. Zdałem sobie sprawę że to sam nauczyciel zobaczył całe zajście. Ryan taki nie był, nie mógł być.

Patrzyłem na jego nieprzytomną buzię przez chwilę w odrętwieniu.

- Pobij go, Asper. Na to zasłużył.

- Uderz! Uderz! Uderz!... - zaczęli mi wtórować wszyscy pozostali. Podszedłem do niego. Siniak jaki pojawił się na jego czole sprawił że nie miałem zamiaru dłużej robić tego samego. Sam nie wiem z czym to się wiązało. Wyrzuty sumienia? Jakaś chęć przyjaźni z Ryanem? Nie wiedziałem, ale nie byłem w stanie uderzyć go po raz kolejny.

- Nie zrobię tego chłopaki - powiedziałem poważnie.

- Co proszę? - zapytał Bill marszcząc brwi. - Nie mówisz poważnie.

- To co robimy jest jakieś chore - ukląkłem nad nim rozwiązując sznurek wokół jego nadgarstków i kostek u nóg.

- Łał, co sprawiło że stałeś się taki pizdowaty? - zapytał Tommy.

- Nie wiem - podniosłem się odwracając się w ich stronę. - Ale nie pozwolę wam go tknąć, przysięgam.

- No, widać, że w zespole mieliśmy jakiegoś pedała. Wal się Asper! Nie jesteś już naszą częścią.  W zasadzie gówno już dla nas znaczysz.

- I nawzajem Bill.

- Nie będziesz miał życia w tej szkole, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Tak - odpowiedziałem krótko. - A teraz spieprzać.

- Nie mamy zamiaru. Wiesz doskonale że my tak spraw nie załatwiamy. Jesteś skończony Asper. A dzisiaj poczujesz przedsmak tego co będziesz czuł codziennie od dzisiejszego dnia.

Chciałem się bronić. Chciałem chronić Ryana. Udało mi się jedynie dopilnować żeby o nim zapomnieli. Zajęli się mną, a ja na własnej skórze poznałem co czują te wszystkie dzieciaki, co czuł Ryan przez te wszystkie lata.

Cholerny, zajebany ból.

Tego dnia straciłem wszystko. Przyjaciół, popularność, alkohol i przytomność. Ostatecznie oznajmiła mi pielęgniarka szkolna, że znaleźli mnie za budynkiem szkoły jacyś uczniowie w krzakach. Dziwnym trafem przenieśli mnie dlatego nie byłem pewien czy przypadkiem nie zrobili większej krzywdy Ryanowi. Nie miałem też pewności jak się tego dowiedzieć.

Oczywiście domyśliłem się że zrobili to żeby cała szkoła nagle dowiedziała się że już nie jestem częścią ich paczki. I raczej nie mam szans na ułaskawienie.

Pielęgniarka o drugim chłopcu nie wiedziała nic, a ja nie miałem zamiaru naprowadzać ją na jego tory skoro nie chciał być przez nią badany.

Powiedziałem jej w bólu, że boję się przyjść jutro do szkoły. Odpowiedziała, że nie mam się czym przejmować bo skręcenie jakie doznałem będzie skutkowało zostaniem kilka tygodni w domu.
W zasadzie mogłem przyjść do szkoły z kulami, ale przez (w większości) udawany ból na moich rodzicach zostałem te tygodnie w domu żyjąc w ciągłym strachu przed szkołą i przed faktem że wreszcie będę musiał zmierzyć się z tym co mnie tam czeka.

.........................

Teraz inaczej patrzę na to co dookoła mnie. Oczywiście ponowny powrót do szkoły zmusił mnie do wielu krzywych spojrzeń, musiałem zrezygnować ze sportu, musiałem pamiętać o moim miejscu i nie wychylać się zbytnio.

Dalszą historię już znacie. Ale zdałem sobie sprawę, że nie jestem już tym Asperem co dawniej. Czuję się mocniejszy mimo, że siedzę na wózku. Czuję dorosłość i pewność przyszłych dni.

Jestem przyjacielem kogoś mi bliskiego. Ryan nie był jak inni, nie wymuszał na mnie udowadniania mu czegoś, nie rozkazywał mi. I chociaż rzeczywiście brakowało mi tamtych chwil, nie zmieniłbym jego przyjaźni na inną za żadne skarby.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top