∆∆∆

Człowiek w żelazie, ruda kobieta w czerni, mężczyzna z tarczą,
skrzydlaty człowiek...

Chłopiec otworzył oczy. Podniósł się do siadu i rozejrzał. Taaak, był u siebie w domu. Dom. Jeśli można tak nazwać zapuszczone mieszkanie dzielące się na jeden pokój i łazienkę. Wysiedziana sofa, przed nią stolik zawalony różnymi papierami. Na niektórych były notatki, na innych rysunki. Chłopak sięgnął po jeden. Jeszcze go nie skończył, ale nie wiedział czy to kiedykolwiek zrobi. 

Obraz jego brata zamazywał się w jego głowie. Teraz pamiętał tylko najważniejsze elementy jego wyglądu. I to je zachował na rysunku. Długie brązowe włosy do ramion, podkrążone brązowe oczy, które były wyblakłe i rozbłyskały, gdy patrzył na młodszego brata. I ręka. Lewa metalowa ręka z czerwoną gwiazdą na ramieniu.

Chłopak spojrzał na rysunek i się uśmiechnął. Dzisiaj znowu pójdzie szukać. W końcu znajdzie Zimowego Żołnierza i spełni ich wspólną obietnicę. Obaj będą razem i będą wolni. Od kiedy uciekł z siedziby Hydry szukał metalorękiego, jednak jak dotąd bezskutecznie.

Nagły przypływ złości zagotował się w chłopcu. Ta drużyna... ona odebrała mu brata. Czerwień zasłoniła mu widok i po chwili przebłyski wspomnień znowu dopadły jego umysł.

Zimowy Żołnierz, mówiący mu, żeby wycofał się do tyłu i czekał na jego sygnał.

Jego brat, walczący z mężczyzną z tarczą, staje i mówi coś do tego drugiego. Chłopcu wydawało się, że jest zdezorientowany.

Kobieta w czerni zachodzi i ogłusza Zimowego Żołnierza, a człowiek w metalu zabiera go i odlatuje. Winter Agent chciał biec i ratować brata jednak przełożeni go zatrzymali. Nie mógł się sprzeciwić, więc musiał patrzeć jak jego brat jest zabierany przez nieznaną mu grupę.

Człowiek w żelazie, ruda kobieta w czerni, mężczyzna z tarczą,
skrzydlaty człowiek...

Nienawidził ich. Zabrali mu jedyną osobę na jakiej mu w życiu zależało.

Chłopiec położył rysunek na stoliku i wstał z sofy. Podszedł do kuchni, chwycił jabłko i nalał sobie wody do szklanki. Takie śniadanie musi mu wystarczyć. Chłopak często chodził głodny, bo jego ciało potrzebowało wiele więcej składników odżywczych niż te innych. Jednak tylko na tyle starczało mu pieniędzy, które szły również na rachunki za dom i przyrządy do jego ekwipunku. I tak często musiał je kraść, tak samo wszystkie pieniądze jakie miał. Gdy tylko uciekł z bazy Hydry chciał znaleźć pracę, jednak nikt nie był chętny do zatrudnienia wychudzonego, bladego jak ściana dzieciaka, który nawet nie mógł powiedzieć jak ma na imię. Niektórzy chcieli dzwonić po policję, inni do sierocińców, a jeszcze inni do służb psychiatrycznych. Dzieciak nie rozumiał do kogo dzwonią, jednak rozumiał jedno. Chcieli mu odebrać wolność. Ludzie tylko to robią. Odbierają wolność słabszym. Myślał, że to tylko Hydra tak postępuje. Mylił się. 

Po zjedzeniu jabłka, przebrał się w czarną bluzę i spodnie tego samego koloru. Szybko założył buty i wyszedł z mieszkania.

 

Jego poszukiwania skończyły się jak zawsze. W miejscu gdzie ostatni raz widział Zimowego Żołnierza, siedział z podkulonymi pod brodę kolanami, chłopiec w zbyt dużej, brudnej bluzie i rozglądał się powoli we wszystkich kierunkach jakby czegoś szukał. Ludzie przechodzili obok. Jedni nawet na niego nie spoglądali, drudzy bezczelnie się gapili. Byli też tacy co zatrzymywali się przed nim i próbowali o coś go zapytać. Czy się zgubił, czy potrzebuje pomocy...

Tak, potrzebuje pomocy. Jednak oni mu nie pomogą, bo nic nie wiedzą o Zimowym Żołnierzu. Po kilku pierwszych razach, gdy o to z nadzieją pytał, spotykał się z odpowiedzią przeczącą lub z wyśmianiem. Koniec, końców zawsze wracał bez nowych informacji, ale z małą sumą w kieszeni. Ludzie albo rzucali mu drobne, albo upuszczali pieniądze. Skoro im na nich nie zleży, to nie powinni ich mieć, a chłopcu każdy dolar był potrzebny.

Były Winter Agent wstał i chciał udać się w stronę swojego schronienia, gdy usłyszał okrzyki przechodniów. Uniósł głowę i zobaczył... człowieka w żelazie. 

Człowiek w żelazie, ruda kobieta w czerni, mężczyzna z tarczą,
skrzydlaty człowiek...

- Gdzie jest braciszek?

- Co pamiętasz agencie?

- Tam byli... dziwni ludzie... Człowiek w żelazie, mężczyzna z tarczą, ruda kobieta w czerni, skrzydlaty człowiek. Oni... Oni zabrali braciszka...

- Owszem zabrali go od nas. Od ciebie. Będą mu teraz robić krzywdę. Być może będą go torturować. Sprawią, że o tobie zapomni.

Człowiek w żelazie, ruda kobieta w czerni, mężczyzna z tarczą,
skrzydlaty człowiek...

Twarz chłopaka wykrzywiła się w grymasie furii. Szybko założył maskę i wyrzutnie, które zawsze miał przy sobie i wystrzelił je unosząc się nad ziemią i podążając za człowiekiem z żelaza. On nimi rządził. On wie gdzie jest braciszek. Chłopiec przez chwilę leciał tak na sieciach, aż ostatecznie przycupnął na dachu jednego z wieżowców. Przed nim stała najwyższa wieża w okolicy i to tam wylądował człowiek w żelazie.

- Jesteś tam...? - zapytał cicho, wiedząc, że i tak nie uzyska odpowiedzi.

Omiótł wzrokiem wieżę, oceniając jej poziomy zabezpieczeń i rozkład pomieszczeń. Całkowicie skupił się na obiekcie. Hydra ulepszała go do perfekcji, by mógł być ich perfekcyjną bronią, jednak oceniali, że tylko jego zmysły są wystarczająco dobre. Dlatego, akcje jakie mu przydzielali polegały, na włamaniach, czy zwiadzie. Brutalne, czy wysiłkowe zadania dostawał Zimowy Żołnierz. 

Słyszał pracę maszyn, odgłos kroków, zagłuszane rozmowy, sztuczne inteligencje. Widział ludzi chodzących przy oknach, pracujące maszyny, a na najwyższym piętrze... tam była część mieszkalna... tam są oni.

Chłopak wycofał się i wrócił do mieszkania. Otworzył lodówkę i zgarnął pierwsze lepsze jedzenie. Musiał się najeść, a nie delektować smakiem. Musiał polegać na wszystkich swoich zmysłach, dlatego musiał dostarczyć organizmowi porządną dawkę pokarmu. Jedząc na zmianę ogórka i kawałek żółtego sera, chodził po pokoju i szukał swojej broni. Gdy dojadał warzywo miał już wszystko. Strój, maska, noże, płyn sieciowy.  Używał ich głównie do kradzieży. Mógł w ten sposób zapewnić sobie spokojne przetrwanie paru dni, może tygodni, ale zbyt częste lub zbyt duże napady kończyły się zwiększonymi siłami ochronnymi, dlatego chłopiec nie wybrał tego typu sposobu dorobku, za najwygodniejszy.

Spojrzał za okno. Słońce zdążyło już zajść za horyzont, a to oznaczało, że czas już wyruszać. przebrał się, schwał noże i zapas płynów i otworzył okno. Po chwili bujał się już w stronę wieżowca.


- Braciszku! 

Ten krzyk. Ten okropny krzyk przerażonego dziecka. Bucky chciał biec, jednak żołnierze Hydry uporczywie mu to uniemożliwiali. Wyrywał im się z całej siły, krzyczał, chcąc by Winter Agent go usłyszał.

Udało mu się uciec strażnikom. Biegł w stronę krzyku. 

Już  tylko jeden zakręt.

Parę kroków...

Drobny chłopiec. Na oko wyglądał na dwanaście lat, jednak Zimowy Żołnierz wiedział, że chłopak jest starszy. Był cały pokryty krwią, siedział na tym przeklętym fotelu. Ale coś było nie tak. Nie było przy nim żadnego strażnika, nie był związany. Powoli rozglądając się na wszystkie strony podszedł do Zimowego Agenta. Wtedy uświadomił sobie, ile chłopiec ma na sobie krwawiących ran. Głowa zwisała mu bezwładnie na ramię. Bucky podniósł ją delikatnie. 

Chłopiec patrzył na niego pustym wzrokiem.

Barnes przyłożył rękę do klatki piersiowej chłopaka.

Nie wyczuł bicia serca.

Łzy zamazały mu widok, a po chwili do uszu dobiegł cichy głos, którego nigdy by nie zapomniał.

- Czemu zostawiłeś mnie tu na śmierć...?

Bucky poderwał się z łóżka do siadu. Ciężko dyszał, po jego policzkach spływały łzy. Czuł ból w gardle, który wskazywał na to, że przez koszmar, znowu nieświadomie krzyczał. A utwierdziła go w tym, jeszcze bardziej, ręka na jego ramieniu. Spojrzał na osobę obok. Steve patrzył na niego zatroskanym wzrokiem. 

- Znowu cię obudziłem? - zapytał metaloręki.

- Nie. Dopiero szedłem do swojego pokoju - uspokoił go Kapitan Ameryka.

- Steve, muszę go znaleźć. Oni go tam torturują, a to tylko dzieciak. Teraz ma może... piętnaście lat. Oni... oni go tam zniszczą - Bucky zaczynał się hiper wentylować, trząść, a z jego oczu wypływał coraz większy potok łez.

- Bucky... Bucky! Uspokój się. Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze - mówił Steve obejmując przyjaciela. 

Koszmary byłego Zimowego Żołnierza nie były niczym nowym. Od kiedy stał się mieszkańcem wieży, inni Avengersi przyzwyczaili się do dźwięków dochodzących z jego pokoju w nocy. Jako, że Bucky miał sypialnie na końcu korytarza, a obok niego znajdowała się ta Steve'a, to najczęściej jego przyjaciel, przychodził do niego i wybudzał z koszmarów o dzieciaku z Hydry.

Bucky poświęcał każdą wolną chwilę, by odnaleźć jakąkolwiek informacje o dziecku, które stało się dla niego jak brat. Jednak póki co, nie było ani jednej informacji o Zimowym Agencie. To jeszcze bardziej przerażało Bucky'ego, gdyż jedynym rozwiązaniem, na zagadkę zniknięcia Winter Agenta była jego śmierć. Od kiedy doszedł do takiego wniosku koszmary nawiedzały go co noc. Nie chcąc budzić współmieszkańców, postanowił wygłuszyć swój pokój, jednak Steve uparł się, że musi wiedzieć, czy z jego przyjacielem nie dzieje się nic złego.

- Buck, uspokój się. Pomyśl o wspomnieniu z nim. Wesołym wspomnieniu. I opowiedz mi je.

Bucky zamyślił się.

- Uwielbiał rysować. Opowiadałem ci kiedyś o tym jak to się zaczęło? - Steve pokręcił głową. - On nigdy nie widział świata poza laboratorium i bazą Hydry. Uwielbiał, gdy opowiadałem mu o świecie poza tymi ścianami i o kolorach jakie można tam zobaczyć. Potem, któregoś dnia zobaczyłem jak jeździ zakrwawionym palcem po ścianie i rysuje różne wzory. Wpadłem na pomysł. Rozmawiałem z nim jaki kolor najbardziej chciałby zobaczyć, a tamten powiedział, że niebieski. Przy następnej misji, udało mi się znaleźć kredkę w tym kolorze. Gdy mu ją pokazałem, patrzył na nią jak zaczarowany. Potem zapytał mnie do czego służy ten przedmiot a ja mu wytłumaczyłem. Podbiegł do ściany i nakreślił coś na niej. Jego śmiech rozbrzmiał po całym pokoju. - Bucky uśmiechnął się. - Potem, przy okazjach kolejnych misji szukałem kolejnych kolorów i za każdym razem, gdy mu je pokazywałem jego oczy błyszczały ze szczęścia. Potem przyszła pierwsza misja. Zobaczył jak wiele kolorów jest na świecie. Gdy wróciliśmy  zaczął rysować rzeczy, które zobaczył w jej trakcie.

- Czy te wspomnienia mają coś wspólnego z tą zieloną kredką, którą tu trzymasz.

Bucky pokiwał głową.

- W trakcie misji, na której odkryłeś kim jestem i mnie pokonaliście uczestniczył także on. Przed misją zapytałem go jaki kolor tym razem chciałby dostać, a on powiedział, że kolor trawy. Teraz trzymam ją na wypadek, gdyby udało mi się go znaleźć.

Bucky oparł głowę o zagłówek jego łóżka i zamknął oczy.

- Jeśli jeszcze żyje.


Były Winter Agent bezszelestnie wchodził po ścianie wieży. Gdy wspiął się na najwyższe piętro, zauważył otwarte okno. Powoli podszedł i zajrzał do wnętrza pokoju. Był to salon, połączony z kuchnią i jadalnią. Unosił się w nim wyraźny zapach spalenizny. Chłopiec skrzywił się, bo przez swój wyczulony węch, smród atakował go dużo mocniej. 

Chłopak wyjął z kieszeni mały przedmiot. Była to drobna kulka. Gdy wrzucił ją do wnętrza budynku dało się słyszeć ciche trzaśnięcie. Zimowy Agent wślizgnął się do pomieszczenia i rozejrzał uważnie. Pokój było pusty i ciemny. Chłopak podskoczył, wszedł na sufit, po czym na czworaka zaczął się przemieszczać w stronę korytarza. Nagle usłyszał kroki. Przyległ płasko do sufitu, licząc, że czarny strój wystarczająco go zamaskuje. Z pokoju, tuż przy początku korytarza wyszedł blond-włosy, wysoki i umięśniony mężczyzna. Mimo, że nie miał na sobie typowego stroju, ani tarczy, a zwykłe spodnie dresowe i T-shirt. Zimowy Agent go rozpoznał. 

Mężczyzna z tarczą

Maska Zimowego Żołnierza została zerwana mu z twarzy, a człowiek w niebieskim stroju stanął jak wryty. Zimowemu Agentowi wydawało się, że wymieniają ze sobą kilka słów, a następnie mężczyzna z tarczą zdjął maskę. Brunet wydawał się zdezorientowany i, chyba, lekko zirytowany. Wszystko zdarzyło się w jednej chwili. Kobieta w czerni ogłuszyła długowłosego, a człowiek w żelazie zagarnął go i odleciał w stronę, gdzie ukrywał się młody agent hydry. Chłopiec chciał rzucić się na pomoc bratu, jednak przełożeni kazali mu zostać w ukryciu. Nie chcieli utracić obu eksperymentów na raz, a ponad to taki ruch Mścicieli, można obrócić przeciwko im. Ich młodemu eksperymentowi, ludzkie uczucia okazywała tylko ta jedna osoba, którą właśnie porywali. Wystarczy pare kłamstw, a Zimowy Agent sam z siebie poczuje nienawiść do Avengersów. Chłopiec musiał być posłuszny, więc mógł tylko patrzeć jak Zimowy Żołnierz jest  zabierany przez czerwono-złotą zbroję. Odwrócił głowę i zobaczył twarz, która zapadła mu w pamięć na wiele lat. Twarz człowieka z tarczą, przez którego stracił brata.

Wyraz twarz byłego Zimowego Agenta, skryty pod maską, wykrzywił się w grymasie wściekłości. On na pewno wie gdzie jest braciszek. A Zimowy Agent wyciągnie z niego tę informację.

Drzwi zamknęły się za Steve'm, a ten skierował się w stronę tych obok. Młodszy cicho zeskoczył z sufitu, podciął nogi starszemu i zasłonił usta ręką, żeby tamten nie wszczął alarmu.

- Zapytam cię tylko raz - powiedział lodowato-niskim głosem. - Gdzie jest Zimowy Żołnierz.

Oczy Kapitana Ameryki wyrażały zaskoczenie i strach. Czyżby był to agent Hydry, wysłany, by ponownie porwać Bucky'ego? Nic nie odpowiedział, więc młodszy wykonał jedno kopnięcie nogą. Siła uderzenia odrzuciła drugiego w stronę ściany, w którą uderzył z donośnym hałasem. Winter Agent zaklną pod nosem i chciał się wycofać, ale hałas zaalarmował innych mieszkańców wieży. Z poszczególnych pokoi wychodziły różne osoby. Dwoje z nich chłopiec rozpoznał. Ruda kobieta w czerni, tym razem nie w czarnym kombinezonie, a szortach i bluzce na ramiączka z pistoletem w ręce oraz skrzydlaty człowiek, tym razem bez skrzydeł. Poza nimi wyszli jeszcze dwaj mężczyźni, jeden z łukiem i kołczanem, a drugi w specyficznych okularach i z nietypowym zarostem. Włamywacz zobaczył na jego ręce czerwono-złotą, metalową rękawicę. Człowiek w żelazie.

Winter Agent zagryzł zęby i przyjął pozycję do walki. Oni wszyscy wiedzieli gdzie jest jego brat, a on musiał go odzyskać. 

- Steve, gdzie jest Bucky? - zapytała kobieta w czerni. Kim do diabła jest Bucky?!

- Dałem mu te leki na uspokojenie, więc prawdopodobnie nawet nie usłyszał, że coś się dzieje - odpowiedział leżący pod ścianą. Więc ma na imię Steve.

- Lepsze pytanie, kim on jest? - warknął człowiek w żelazie, wskazując na chłopca przed nimi.

- A ja mam najlepsze pytanie - gdzie jest Zimowy Żołnierz - odezwał się najmłodszy. Wszyscy spojrzeli na niego. - Ostrzegam was, mówcie gdzie go więzicie to może nie stanie wam się krzywda.

Mściciele nawet nie drgnęli. Stali spięci gotowi do kontrataku. Nie znali motywów włamywacza, jednak jeśli nazywał Bucky'ego, tylko i wyłącznie Zimowym Żołnierzem, musi być z Hydry. To wystarczyło do wrogiego nastawienia bohaterów Nowego Yorku.

Zimowy Agent szybko przeanalizował sytuację. Na jego szczęście prawie nikt nie był uzbrojony. Wyjątkiem byli obcy łucznik, kobieta w czerni, dzierżąca pistolet i człowiek w żelazie, który miał na sobie rękawicę. Ten ostatni stał za wszystkimi innymi przeciwnikami, a kobity w czerni, były agent Hydry nie miał szans pokonać, gdy będą jej bronić pozostali wrogowie. Dlatego Winter Agent obrał za cel łucznika. 

Niespodziewanie chłopak z nienaturalną prędkością podbiegł do Clinta, podciął mu nogi i wyrwał łuk. Prędko złamał go na swoim kolanie i przygotował się do odbijania ataków pozostałych avengerów. Zreflektował się w ostatniej chwili by uniknąć pocisku, wystrzelonego przez Natashe. Podskoczył i złapał się sufitu, a ładunek wycelowany w niego, trafił w rękę Falcona, który w tym samym momencie, co Czarna Wdowa postanowił zaatakować nieznajomego. Mężczyzna wydał z siebie donośny wrzask i złapał się za krwawiącą ranę. Mściciele obejrzeli się na rannego towarzysza. Tę chwilę nieuwagi wykorzystał Zimowy Agent. Wyjął nóż z jednego ze schowków w jego stroju i rzucił nim w stronę rudowłosej, wytrącając tym samym pistolet z jej rąk. Jednocześnie wycelował drugą rękę w stronę rękawicy Iron Mana, a po chwili jego sieć przytwierdziła ją do ściany. 

Chłopiec zeskoczył z sufitu i wdał się w walkę wręcz z Czarną Wdową. Nagle po jego karku przeszedł dreszcz. Szybko odskoczył od przeciwniczki unikając ciosu Kapitana Ameryki. Chłopak rozejrzał się po korytarzu. Iron Man prawie uwolnił się z sieci, Clint stał już na nogach i pomagał Samowi, Natasha i Steve przygotowali się do dalszego ataku. 

Zimowy Agent wiedział że nie długo jeszcze będzie się cieszyć przewagą nad grupą przed nim. Postanowił wyeliminować jak największą ilość przeciwników. Przytwierdził pozostałe trzy kończyny Starka do ściany, podbiegł do Hawkeye'a, którego nieskutecznie próbował ostrzec Sam. Chłopak uderzył go w skroń, tym samym doprowadzając go do nieprzytomności. 

- Clint! - krzyknął Steve. 

Zimowy Agent spojrzał na niego i już chciał zaatakować, gdy niespodziewanie za jego plecami otworzyły się drzwi. Chłopiec odwrócił się i zamarł. 

To był on.

Otępiały, z włosami w nieładzie stał przed nim Zimowy Żołnierz.

Chłopiec, jak gdyby zupełnie zapominając, że jest w środku walki, stanął w miejscu. Po chwili, ku niedowierzaniu wszystkich podbiegł i przytulił metalorękiego, śmiejąc się. Jednak nie był to śmiech psychopaty, tylko dziecka, które śmieje się przez łzy.

- Braciszku! Nareszcie cię znalazłem! Udało mi się! Możemy uciec! Nie sądzę, żeby udało mi się pokonać tamtą dwójkę, - wskazał na Steve'a i Natashe. - ale jeśli spróbujemy uciec, może uda nam się ich zgubić. Spełni się nasze marzenie i obietnica. Będziemy wolni!

Bucky stał jak wryty i patrzył na młodszego z szokiem wymalowanym na twarzy. Czy to możliwe, że stał przed nim ten sam dzieciak, z którym tyle lat siedział w celi w bazie Hydry. Chłopiec, nie rozumiejąc, czemu Zimowy Żołnierz nie reaguje, pomyślał, że tamten go nie rozpoznał. Szybko zdjął maskę i odrzucił ją na podłogę.

- Widzisz?! Widzisz, to ja! Dotrzymałem słowa! Znalazłem cię! Znalaz...

Poczuł uderzenie z tyłu głowy. To Czarna Wdowa obezwładniła go, korzystając z rozkojarzenia młodszego. Ciało chłopaka bezwładnie upadło na panele podłogowe. Wszyscy spojrzeli na Bucky'ego, który zrobił coś, czego żadne z pozostałych Mścicieli się nie spodziewało. Upadł na kolana, chwycił ciało chłopca i je do siebie przytulił, pozwalając łzom spłynąć po twarzy. Powoli jego ciałem targał coraz większy szloch. Ten sam Bucky, będący niegdyś żołnierze, a następnie agentem Hydry, płakał nad nieznanym reszcie niepełnoletnim napastniku, który o mało nie pokonał jednych z najsilniejszych ludzi na ziemi.

Pierwszy zreflektował się Steve, który podszedł do przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.

- To on? - zapytał.

Bucky tylko pokiwał głową, nie będąc w stanie powiedzieć żadnego słowa.

- To kim on jest, omówimy później. Na razie musimy go zamknąć - powiedziała Natasha, która również podeszła do trójki chłopaków.

Metaloręki pokręcił głową i mocniej przycisnął chłopca do piersi, jakby chciał go obronić przed całym złem tego świata. Steve spojrzał na niego smutnym wzrokiem.

- Bucky, on jest niebezpieczny. Spokojnie, póki co nie wydamy go T.A.R.C.Z.Y, ale co jeśli został tu wysłany przez Hydrę? Przed chwilą prawie powalił nas wszystkich na ziemię. Gdybyś go nie zdezorientował prawdopodobnie nie skończyłoby się tylko na ręce Sama i nieprzytomnym Clincie.

Barnes po chwili pokiwał głową i wziął chłopca na ręce.

- Nat, ty i Tony zajmijcie się Bartonem i Wilsonem, a ja i Buck zamkniemy tego tu. - Steve wskazał głową na nieprzytomnego Zimowego Agenta.

- A czy ktoś łaskawie, odklei mnie od tej ściany? - zapytał Tony.


- Okej Bucky, powiedz nam teraz wszystko o tym dzieciaku - powiedziała Natasha, patrząc, przez monitory, na wciąż nieprzytomnego chłopaka, leżącego na łóżku w przeźroczystej celi.

- Nat, może lepiej, niech to zaczeka - powiedział cicho Steve, patrząc na przyjaciela. Wzrok Barnesa był pusty i utkwiony w nastolatku.

- Dzieciak ma maksymalnie wyostrzone zmysły - zaczął mówić pustym głosem metaloręki. - To jego największy atut. Hydra chciała z niego zrobić z niego najlepszą broń jaką mogliby dysponować, więc od małego go udoskonalali. Dorastał w ich bazie. Poza zmysłami, ma ponadprzeciętne siłę i prędkość. Potrafi przyklejać się ciałem do różnych powierzchni, co już pewnie pokazał w walce z wami. Nigdy nie był specjalnie edukowany, jednak ma instynkt do konstruowania przeróżnych sprzętów. Gdy jeszcze trzymano mnie w Hydrze, sam skonstruował podobne wyrzutnie. - Wskazał głową na wyrzutnie sieci na stole obok Tony'ego, który z zainteresowanie oglądał przyrządy włamywacza. - Lepiej niczego nie dotykaj Stark, bo nie wiem do czego poszczególne narzędzia służą. Same jego rysunki jakie widziałem na ścianach Hydry przedstawiał wizualizacje różnych broni. Podejrzewam, że przy pomocy jednej z nich, rozbroił zabezpieczenia wieży. Jest też bardziej odporny na ból, bo od dziecka go krzywdzono. Przez to ma również problemy z psychiką, jednak nie wiem jak wygląda ona teraz.

Bucky zamilkł. Nikt inny nie zabrał głosu, analizując słowa byłego Zimowego Żołnierza. Każdy myślał o tym, przez co dzieciak w celi musiał przechodzić.

- Budzi się - powiedziała po chwili Natasha.

Wszyscy spojrzeli na ekrany. Faktycznie, chłopiec zaczął się wiercić i otwierać oczy.

- Pójdę do niego - powiedział od razu Bucky.

- Nie, ja pójdę. - Natasha położyła rękę na ramieniu Barnesa.

Bucky chciał zaprotestować, jednak Czarna Wdowa wyszła z pomieszczenia. Skupił się więc na monitorach.


Były Zimowy Agent powoli otworzył oczy. Było mu ciepło i wygodnie jak nigdy. Jego skóra stykała się z przyjemnym materiałem, a ciało delikatnie zapadało w materac, na jakim jeszcze nie spał. Nagle chłopak się zorientował, że z pewnością nie jest w domu. Poderwał się do siadu, czego od razu pożałował. Poczuł okropny ból z tyłu głowy. Położył głowę na ręce, przyciskając ją do kończyny i zaciskając oczy, licząc, że złagodzi to ból.

- Wybacz, że tak mocno cię uderzyłam, ale musiałam cię obezwładnić - odezwał się kobiecy głos.

Chłopak poderwał głowę i zobaczył rudowłosą, za szybą. Nie, to nie ona była za szybą. To on był zamknięty w małym pomieszczeniu o przeźroczystych ścianach. Zaczął się szybko rozglądać po swoim nowym więzieniu. Było małe i okrągłe. Jedyne co tam się znajdowało to łóżko, na którym obecnie leżał.  

- Posłuchaj - zaczęła ponownie rudowłosa. - Nie chcemy ci jak na razie zrobić krzywdy. Potrzebujemy tylko paru informacji, takich jak czy nie jesteś z Hydr...

- Nie! - krzyknął nastolatek łapiąc się za włosy. Natashy trudno było opisać jego emocje. - Nie, nie, nie, nie, nie! Nie dam wam mnie znowu tym faszerować! Nie będziecie mnie do niczego podpinać. - Podniósł głowę i panicznie rozejrzał się po pomieszczeniu. Czemu nie zauważył tego fotela? Tych wszystkich strzykawek z płynami, które miały go ulepszyć? I ludzi, którzy idą, znowu na nim eksperymentować? 

Ku zdziwieniu i lekkiemu przerażeniu Natashy chłopak zerwał się z łóżka i podbiegł do najbliższej ściany i uderzył w nią barkiem, chcąc ją rozbić. Nic mu to nie dało, poza obolałą częścią ciała. Ten jednak się nie poddawał zaczął uderzać w ścianę na przeróżne sposoby. Czarna Wdowa, próbowała go powstrzymać słowami, jednak po chwili, chłopak miał zdartą skórę na knykciach dłoni, i posiniaczone oba barki. Natasha, chciała wejść do celi i uspokoić chłopaka, ale odsunęła ją silna, metalowa ręka.

- Mówiłem, że ja pójdę. - Usłyszała głos Bucky'ego.

Były Zimowy Żołnierz wszedł do celi i podszedł do łkającego chłopca, który opadł z sił i teraz tylko trząsł się na podłodze ze strachu. 

- Hej braciszku - powiedział spokojnie Bucky. - Dzisiaj już nic nie zrobią. Już skończyli badania. Zobacz, to nie jest laboratorium. - Nastolatek podniósł głowę i rozejrzał się. - Chodź do mnie. - Przytulił młodszego. - Wszystko dobrze. Jest dobrze. Już ci nie zrobią krzywdy. Nie pozwolę im na to.

- Ich tu nie ma... prawda? To tylko moja wyobraźnia?

- Tak. - Bucky uśmiechnął się lekko.

- To znaczy, że ciebie też tu nie ma. Znowu cię widzę, bo muszę się uspokoić. To też tylko moja wyobraźnia. - Barnes posmutniał.

- To nie twoja wyobraźnia. Na prawdę tu jestem.

- Nie prawda. Oni cię zabrali i teraz cię torturują. Wymazują pamięć i chcą, żebyś o wszystkim zapomniał, żeby mieli cię po swojej stronie.

- Kto? - zapytał zdziwiony Bucky. Co on miał na myśli.

- Człowiek w żelazie, ruda kobieta w czerni, mężczyzna z tarczą i skrzydlaty człowiek.

- Tony, Nat, Steve i Sam. Oni byli wtedy, gdy mnie odbili. Pewnie Hydra mu nakłamała, że teraz wymażą mi pamięć - pomyślał

- To nie prawda. - Podniósł głowę chłopca, tak żeby mógł patrzeć mu w oczy. - Widzisz jestem tu. Jestem i mogę ci pomóc. I tamci ludzie też. Oni mi pomogli.

- Oni pozbawili cię wolności. Tak jak Hydra - powiedział z pewnością w głosie. - Teraz dają ci złudne poczucie wolności, dając ci się ze mną zobaczyć. Zaraz znowu cię zabiorą, wymażą pamięć i zamknął. 

Bucky przeklinał w myślach Hydrę, za to co nagadali chłopakowi. 

- Nie, ja na prawdę jestem wolny. Jestem i ty też będziesz. Musisz tylko odpowiedzieć im na pytania. Gdy dowiedziesz, że nie jesteś po stronie Hydry będziesz wolny tak jak oni i ja.

Były Zimowy Agent zmarszczył brwi. Był prawie pewien, że to co teraz się dzieje jest prawdziwe, ale coś mu się nie zgadzało.

- Ale jeśli oni cię nie więzili, czemu po mnie nie wróciłeś - zadał pytanie, które rozbiło już i tak zniszczone serce Bucky'ego. 

- Chciałem wrócić. Przysięgam, że kiedy tylko mogłem szukałem cię, ale po wybuchu bazy, który prawdopodobnie spowodowałeś, by uciec, nie znalazłem żadnej informacji na twój temat. Każdą wolną chwilę poświęcałem, na poszukiwania. 

Z oczu starszego spływały łzy. Młodszy popatrzył na niego. Faktycznie. Niedługo po tym jak Zimowy Żołnierz został zabrany od Hydry, Zimowy Agent spowodował wybuch, dzięki któremu udało mu się uciec. Czyżby jego brat też go szukał i obu im się to nie udawało. Po policzkach młodszego ponownie popłynęły łzy. Rzucił się na szyję Bucky'emu i zaczął szlochać.

- Tak za tobą tęskniłem - mówił szlochając. - Szukałem cię.

- Ja też. Ja też, przysięgam - odpowiedział Bucky.

Po chwili Bucky o czymś sobie przypomniał. Puścił młodszego i wyciągnął z kieszeni bluzy przedmiot, który podał bratu. 

Chłopak przyglądał się zielonej kredce. Starszy zobaczył w jego oczach, tą samą iskrę, co wtedy, gdy pierwszy raz przyniósł niebieską kredkę do celi w bazie Hydry.

- Wybacz, że tak długo musiałeś na nią czekać - powiedział uśmiechnięty Bucky.


Peter Barnes otworzył oczy. Powoli podniósł się do siadu i rozejrzał po pokoju. Dopiero niedawno przywykł do swojego nowego miejsca zamieszkania. Jednak nie narzekała. Było to miejsce o niebo lepsze od jego starego, jednopokojowego mieszkania. 

Peter mieszkał w Avengers Tower od niecałych czterech miesięcy i powoli uczył się żyć innym, lepszym życiem. Najtrudniejsze było dla niego przyzwyczajenie się do nowego imienia. Wszyscy Avengersi zgodnie uznali, że nie będą na niego wołać Zimowy Agent. Niestety nigdzie nie można było znaleźć żadnych danych na temat chłopaka, więc postanowili, że sam wybierze sobie imię, a Bucky stwierdził, że również prawnie chce mieć prawo do nazywania siebie bratem chłopaka. 

Wszyscy mieszkańcy wieży polubili młodego. Niektórzy wolniej, a niektórzy szybciej. Przekonywał siebie do nich w przeróżnych sytuacjach.

Natasha polubiła go w trakcie ich wspólnych treningów, gdy oboje trenowali walkę wręcz. Po nich zawsze ze sobą rozmawiali i w ten sposób się do siebie zbliżyli.

Steve polubił dzieciaka bardzo szybko, głównie ze względu na to, że Bucky tyle razy mu o nim opowiadał, iż Kapitan czuł się jakby znał chłopaka od lat.

Clint polubił go i nazywał mini-avengerem, czego chłopiec z początku nie rozumiał. Dotąd nie wiedział, czym przekonał do siebie łucznika, a gdy go o to pytał dostawał odpowiedź - Jak możnaby nie pokochać takiej uroczej twarzyczki.

Sama zjednał sobie, gdy zaczął dołączać do niego w porannych biegach.

Tony, najdłużej nie mógł przekonać się do nowego mieszkańca wieży. Któregoś wieczoru, mniej więcej po miesiącu od wydarzeń z nocy, gdy chłopiec włamał się do wieży, Stark siedział i pracował nad nowymi mechanizmami. Nagle poczuł, że nie jest sam w pomieszczeniu, a chwilę później usłyszał głos.

- Czemu robisz to takim dużym? Będzie zabierać więcej energii i miejsca w czymkolwiek chcesz to umieścić. 

Stark stwierdził, że jeśli dzieciak jest taki mądry, to droga wolna, niech sam to zrobi. Jakiś czas później Peter podał mu gotową część, w dużo mniejszym rozmiarze niż Stark ją planował. Tony przez chwilę na zmianę otwierał i zamykał buzię, chcąc coś powiedzieć, jednak słowa nie umiały skleić zdania. Machnął więc tylko ręką i powiedział, żeby chłopak szedł spać.

Peter wziął głęboki wdech i wstał z łóżka. Przed porannym patrolem, musiał zjeść śniadanie. 

Stanął na środku pokoju i spojrzał na krzesło obok. Na oparciu wisiał czerwono-czarny strój z pająkiem na piersi. Dla chłopca był on jak znak, że pożegnał się z byciem Zimowym Agentem, a stał się Spider-manem. Na biurku przy krześle, leżał rysunek. Peter niedawno go skończył. Musiał niestety rysować go od nowa, przez zmianę metalowego ramienia, ale był dumny z efektu końcowego. Długowłosy mężczyzna, o brązowych żywych oczach, z czarno-złotą mechaniczną ręką.

Rysunek wolnego Bucky'ego, obok stroju, który reprezentował wolność Petera.

Obaj bracia byli wolni.


4569 słów

Jestem bardzo ciekawa waszej opinii o tym one-shocie

Mam nadzieję, że się podobało

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top