Rozdział VIII
~ Harry ~
Kartka była zapełniona runami. I znowu one stanowiły klucz do zagadki.
- Lecimy do ministerstwa - zwróciłem się do Malfoya, który chodził po pokuju. - Musimy odzyskać pierścień, który jest u Jacoba, dostać pozwolenie do swobodnego dostępu do działu ksiąg zakazanych.
- Interesuje cię jakaś konkretna pozycja? - zapytał blondyn i zbliżył się do mnie.
- Szczerze powiedziawszy nie. To Hermiona miała jakiś pomysł, liczę, że może przypadkiem uda nam się coś znaleźć, dowiedzieć czegoś o tych przeklętych runach.
- Przypadki się nie zdarzają - zauważył Draco.
- Tak, wiem a nadzieja jest matką głupich - dodałem. - Ale nie mam innych pomysłów. Musimy pracować na tym co mamy. Inaczej nie odzyskamy dziewczyn.
- Powiedz, a na której ci bardziej zależy? - poruszył brwiami, a ja prychnąłem.
- No wiesz... Hermiona, jak na szlamę... a zresztą ogólnie jest bardzo ładna, prawda? - zaśmiał się i wsadził ręce do kieszeni. - Oprócz tego jest też mądra, więc nie zrobimy bez niej nawet pół kroku do przodu.
- Sugerujesz, że nie powinniśmy niczego robić?
- Nie wiem - spoważniał i poprawił włosy. - To wszystko jest zbyt trudne, abyśmy byli w stanie to ogarnąć sami, potrzebujemy pomocy, a skoro nie ma z nami najmądrzejszej wiedźmy, to sory, ale mamy mizerne szanse.
- Nie będę czekał - pokręciłem głową i złapałem go za rękę. - Nie zamierzam także tracić czasu panie Malfoy, lecimy do Ministerstwa. TERAZ.
- Spokojnie - mężczyzna rozłożył ręce w bezradnym geście. - Chciałem tylko działać racjonalnie, po prostu uważam, że przekopywanie się przez tony książek nie ma sensu. Musimy mieć konkretny plan działania, a szukanie na oślep to tylko strata czasu. Poddaliśmy ten przeklęty pierścień wielu próbom i wiemy tyle co wcześniej, co jeszcze możemy zrobić?
- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze i wbiłem wzrok w kartkę. Niektóre runy wydawały się być znajome.
- No właśnie, mamy jeszcze wiele pracy z tym zaginionym ciałem, może...
- Może masz rację, ale najpierw do ministerstwa, muszę załatwić parę spraw. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale ja czuję, że ten pierścień...
- Wytłumaczę ci, Harry, działasz pod wpływem emocji, ochłoń.
- Lecimy - pokręciłem głową. - Nie mam zamiaru być w Norze dłużej niż to konieczne.
Nie pożegnałem się z państwem Wesley, tylko trzymając rękaw, Draco teleportowałem się na jedną z większych ulic Londynu.
***
Gabinet Jacoba był urządzony dosyć prosto. Ale już na pierwzzy rzut oka można było zauważyć, że każdy mebel w tym pomieszczeniu jest bardzo, ale to bardzo drogi. Miałem dziwne wrażenie, że gdyby to wszystko sprzedać, można byłoby kupić za te galeony całą Norę.
- Och, jak miło, że mnie odwiedzacie, jakieś ważne informacje, znaleźliście klucz do tej przeklętej zagadki czy... - zaczął, ale mu przerwałem.
- Potrzebujemy pierścienia. Muszę go zabrać przynajmniej do mojego gabinetu i...
- Obawiam się, że to nie możliwe. Przedmiot ten przebywa teraz w jednym z naszych specjalnych labolatoriów i proszę mi uwierzyć, nasi ludzie na pewno przekażą wam wszystkie informacje, jeżeli to wszystko, to...
- Muszę przeszukać dział ksiąg zakazanych - powiedziałem i oparłem się o jego biurku. Draco położył mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą wsadził do kieszeni, gdzie trzymał różdżkę. Miałem w nim wsparcie. Byłem mu za to wdzięczny.
- To jestem w stanie dla pana zrobić - uśmiechnął się minister.- Na jutro wszystkie papiery będą gotowe.
- To za późno, potrzebuję tego na już - pokręciłem głową.
- Nie jestem w stanie. Mam jeszcze masę papierkowej roboty, jutro wszystko panu wyślę. A teraz przepraszam, ale naprawdę jestem bardzo zajęty. Myślę, że mogą panowie zrobić już sobie na dzisiaj wolne.
- Ja... - nie skończyłem tylko pokręciłem głową i ruszyłem w stronę drzwi.
Gdy byliśmy na korytarzu, poczułem na swoim policzku włosy Draco, jego wilgotne usta przy moim uchu.
- Chodźmy się przejść, skoro mamy tyle.czasu, może powinniśmy się udać do mojej matki. Informacje, które są w jej posiadaniu powinny cię zaciekawić .
- Przepraszam Draco, ale nie mam ochoty na pogawędkę przy herbatce z twoją mamą.
- To dotyczy Syriusza i Hermiony - powiedział cicho. - A do tego i tak dzisiaj już nic nie zrobisz. Może warto się na chwilę zresetować i zająć czymś innym.
~ Hermiona ~
Trudno powiedzieć, że się obudziłam, bo otaczająca mnie sceneria była zbyt... magiczna.
- Masz rację Hermiono, to tylko sen, albo może raczej wizja, przeze mnie utworzona - koło mnie stał przystojny trzydziestolatek. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale jego oczy były ponure i żądne mordu.
- Tom - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego i przekrzywiłam głowę. W tej samej chwili zauważyłam, że mam na sobie elegancką, srebrną sukienkę z drobnymi zielonymi ozdobami.
- Witaj. Mam nadzieję, że podobają ci się moje czary. Nic lepszego nie mogę ci teraz zaoferować. To musi wystarczyć - powiedział i niedbałym ruchem ręki poprawił włosy. - Jest tyle spraw, o których chciałbym teraz z tobą porozmawiać, ale przecież nie ma pośpiechu. Jesteś moim więźniem. Jednak nie chcę, abyś tak się czuła. Jesteś inteligentna, tak samo jak ja, tylko ty jesteś w stanie naprawdę docenić mój plan, w kontekście strategii. Obydwoje wiemy, że teraz siłą nie wygram. Chciałbym, abyś podziwiała moje dzieło z własnej woli.
- Chcę być wolna, chcę wrócić - szepnęłam, a on chwycił mój podbródek i mocno zacisnął na nim mocno palce. Na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech.
- Nie mogę tego zrobić, ale za to pokarzę ci klęskę twoich przyjaciół. Grę, którą sam zacząłem, teraz zakończę wygraną. Pomieszam w twoim życiu, sprawię, że gdy wrócisz do Harrego nic już nie będzie takie, jak zapamiętałaś.
- Nikogo nie zabijesz, jesteś duchem - powiedziałam, ale bez przekonania.
- Ale ja nie chcę śmierci, przynajmniej nie teraz. Postanowiłem się wcześniej zabawić. Dobrze wiesz, że nie lubię kłamstw, dlatego postanowiłem włączyć do gry, paru nowych graczy.
- Kogo masz na myśli? - starałam się z tym walczyć, ale naprawdę byłam coraz bardziej zaintrygowana pracą Toma, podczas tych paru minut przestał być Voldemortem, a stał się się geniuszem. Czarodziejem, który znowu budował coś z niczego.
- Nigdy nie miałem serca do dzieci. Jak myślisz, Rosa czy Luke, które z nich bardziej zasługuje na to, aby włączyć się do zabawy? - mówił to spokojnym, prawie uprzejmym tonem.
- Nie zrobisz tego - pokręciłam głową.
- Ochronne czary Rona to błahostka, nie miałabyś z nimi problemu, ale po co ci to mówię? Przecież ty doskonale o tym wiesz, tylko nadal masz nadzieję, że ten cały Wesley okaże się księciem z bajki, który upadnie u twoich stóp i będzie błagał o przebaczenie aż ty mu wybaczysz.
Serce zabiło mi mocniej, to, że Voldemort czytał w moich myślach to jedno, że odgadywak moje emocje, było jeszcze do zniesienia, ale nie chciałam, nienawidziłam tego, że on zna moje rozterki jeszczs lepiej niż ja sama, a moje uczucia są dla niego jak otwarta księga.
- To przykre, że tak inteligentna, niebanalna kobieta, którą jesteś, stała się ofiarą amorów i rozterek miłosnych. Ale z drugiej strony wiesz co dla ciebie dobre, tylko po prostu nie dopuszczasz tego do siebie. Dorośnij Hermiono!
Nie wiedziałam, jak mam odpowiedzieć zripostować, wyrazić to wszystko, co teraz o nim myślałam. Pragnęłam jednego, aby zmienił temat i on rzeczywiście to zrobił.
- Ale przecież nie będziemy cały dzień rozmawiać o twoim sercu, bo ten temat na dłuższą mete jest nudny - poprawił marynarkę i zmrużył oczy. - Wróćmy do mojej gry. Nie zdradzę ci, które twoje dziecko uwolnię. Trochę pomyślisz, pocierpisz, ale jak będziesz grzeczna to się dowiesz w swoim czasie. Potem wypuszczę kolejnego z moich więźniów, dla ciebie będzie mało istotna postać, ale dla Harrego... no nie wiem czy się ucieszy.
Miło by było, jakbyś przez cały czas była miłą dziewczynką i chętnie ze mną dyskutowała. Oczywiście wiem, że mnie nienawidzisz i będziesz chciała uciec lecz każdy z nas ma swoje słabe strony. Jeżeli będziesz grzeczna, zobaczysz już w niedalekiej przyszłości swojego ojca.
Zaniemówiłam, nie wierzyłam, że czarodziej wplątał w to wszystko zwykłego śmiertelnika, było to zagranie poniżej pasa i on musiał zdawać sobie z tego sprawę. Po jego minie poznałam, że się nie mylę.
- Och, Hermiono, twoja wiedza to prawdziwa skarbnica, ale czasami mam wrażenie, że jesteś małym, naiwnym dzieckiem. Mimo swojej wrodzonej inteligencji nie domyślasz się rzeczy całkowicie oczywistych, zupełnie, jak Harry... może właśnie dlatego do siebie pasujecie.
- Nie wiem o czym mówisz - pokręciłam głową.
- Wiem... ale dzięki mnie dojdziesz do tego wszystkiego. Zajmie ci to trochę czasu, ale, jednak przestaniesz żyć w kłamstwie. Zobaczysz, opłaci się.
- Niewątpię.
- Bez sarkazmu - pogroził mi palcem i spojrzał w przestrzeń. Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać, zrozumiałam bez słów, że audiencja została uznana za zakończoną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top