6

Słyszeliście kiedyś, że skok z dużej wysokości (np. z samolotu) do wody jest jak uderzenie z tej samej wysokości w beton? Pewnie tak. Ale po co wam to mówię? Przecież to nie ma nic spólnego z tą historią. Ale czy na pewno? 

Jeżeli uderzenie w wodę z dużej wysokości, jest aż tak mocne, to zamieńcie sobie wodę na prawdziwy beton. Różnica jest? Chyba tak. 

Ulica Privet Drive była jak zawsze spokojna. Latarnie świeciły w wieczornej ciemności, przygarniając pod swoje skrzydła ćmy i komary. Chmury zasłaniały większość granatowego nieba, zostawiając miejsce na srebrzyste gwiazdy, które powoli wchodziły na scenę. Nagle latarnie zgasły. Ciemne niebo rozjaśniło się jak od wybuchu. Przez całą dzielnice przeszedł krzyk, który sprezentował mieszkańcom gęsią skórkę na całym ciele. 

Z przestrzeni między chmurami wypadła osoba. Dosłownie wypadła. Chłopak leciał w stronę ulicy z zawrotną prędkością. Jego włosy, kolor skóry i oczu zmieniały się co chwilę, przez co wyglądał jak kolory kalejdoskopie. Korpus nie mógł się przystosować do charakteru i uczuć dzieciaka.  Ciało zbliżało się coraz prędzej do zimnego betonu. I miało uderzyć.

10...9...8...7...6...5... BUM! 

Chłopak spadł wprost na maskę blado-błękitnego Forda. Samochód zahamował z piskiem opon, a kierowca wyskoczył z auta jak poparzony. Mężczyzna rozejrzał się po okolicy, ale nie zauważył nikogo prócz młodzieńca na masce. Sprawdził mu puls, upewniając się, że żyje i wziął go na ręce. Zostawił swoje cztery kółka na ulicy i ruszył żwawym krokiem do swojego domu pod numerem 4.  

                                                                          ✚✚✚     

Jason ocknął się ze swojego snu. Był cały spocony, a plecy bolały go jakby oberwał kijem bejsbolowym. Prawa ręką piekła go jakby była we wrzątku. W lewej nie miał za to czucia. Nie wiedział, że krzyczy. Jego załzawione oczy dostrzegły rozmytą twarz Kate i Hermiony. Lekki powiew powietrza powiedział mu, że porusza się z szybką prędkością. 

Prawda była taka, że jechał na łóżku do Skrzydła Szpitalnego. Przyjaciółki Pottera oraz Draco starli się unikać ciekawskich uczniów, lecz krzyki profesora OPCM obudziły prawdopodobnie cały zamek, a uczniowie widząc swojego ulubionego nauczyciela, biegli za nim. Malfoy otworzył drzwi z kopniaka, pozwalając wjechać przyjaciołom. 

- Poppy! - zawołała Hermiona, po czym zwróciła się do Draco. - ZAMKNIJ DRZWI! 

Blondyn machnął krótko różdżką i drzwi zatrzasnęły się przed nosami ciekawskich uczniów, oddzielając ich od profesora. Pielęgniarka przybiegła w tym samym momencie i zaczęła wyjmować najróżniejsze eliksiry. 

- Co mu jest?! - sapnęła Kate. - To padaczka?

- Nie. - zaprzeczyła Pomfrey i wlała Potter'owi do gardła jakiś płyn. - Trzęsie się za słabo, żeby uznać to za padaczkę...

Nikt z nich nie wiedział, że Jason nic nie czuje. Nic nie widział. Nie słyszał żadnego odgłosu. Nie odczuwał dotyku. Był jak pudełko czekoladek bez zawartości. Był naczyniem, do którego nikt nie postanowił nalać wody.

W głowie miał tylko jedno słowo.

- Dudley... - wyszeptał z pustym wyrazem w oczach.

                                                                            ✚✚✚       

- Dudley! - zawołał syna Vernon, układając chłopaka na sofie. Chłopak zbiegł po schodach i spojrzał zdziwiony na rówieśnika na kanapie. - Zadzwoń po pomoc! 

- Normalną? - dopytał syn.

- On spadł z nieba! - warknął wąsacz. - Myślisz, że tu potrzebna jest normalna pomoc?

Dudley kiwnął ojcu głową na znak, że zrozumiał i pobiegł do telefonu stacjonarnego. Wykręcił numer i czekał na połączenie. Po chwili usłyszał głos w słuchawce.

- Słucham? 

- Tu Dudley.

- Coś się stało?

- Mieliśmy do ciebie dzwonić, gdy stanie się coś niezwykłego.

- Mów.

- Chłopak spadł z nieba, wygląda na piętnaście lub szesnaście lat. 

- Zrób mi miejsce przy stole w salonie.

Po tych słowach rozmowa się urwała. Dursley ruszył do salonu, gdzie był jego rodzic wraz z nieznajomym, podbiegł do stołu i posprzątał okolice wokół niego, po czym się odsunął.  Po sekundzie w pomieszczeniu pojawił się mężczyzna. 

- Oddycha? - spytał krótko przybysz i podszedł do chłopca.

- Tak. - potwierdził Vernon i odsunął się, dając miejsce mężczyźnie.

Chłopak wyjął różdżkę i zbadał omdlałego kilkoma zaklęciami. 

- Czarodziej? - zapytał Dudley. 

- Nie ma w nim magii. - rzekł przyjaciel. - Możliwe, że jest charłakiem. Zwykli ludzie raczej nie spadają z nieba. 

- A obskurodzicielstwo? - wpadł na pomysł najstarszy z trójki. 

- To by go zabiło, Vernonie. - odparł chłopak z czarnymi okularami i klepnął młodzieńca na sofie po twarzy. - Hej, słyszysz mnie?!

Powieki omdlałego zaczęły drżeć, aż otworzyły się. 

- Jak się czujesz? - uśmiechnął się czarownik. 

Młodzieniec spojrzał zszokowany na twarz przed sobą i szybko wstał. 

- Zostaw mnie! - wrzasnął i cofnął się od białowłosego. Zaczął sprawdzać kieszenie spodni, lecz dostrzegł, że nie jest to jego ubranie. Podniósł lusterko, które zauważył na podłodze i obejrzał się w nim. Jego brązowe włosy były jak zwykle potargane, czarna koszula była pomięta, białe dżinsy również, a równie czarne oczy odbijały światło.

- Jak masz na imię? - spytał pogodnie Matt Rosier.

- A uwierzysz mi, jak powiem prawdę? - szepnął Kais.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top