32

siema, miałem wakacje

✚✚✚  

Kais zobaczył przed oczami zielone światło, po czym nie czuł już nic. Padł na asfalt niczym kłoda. Jason odleciał, zostawiając swojego "martwego" bliźniaka samopas. Syriusz wybiegł z domu i od razu ruszył w jego stronę.

- Nie... - jęknął i sprawdził puls chrześniaka. - To miało zadziałać! Czemu on nie oddycha?! 

Tom, który (o dziwo) nadal żył, wypadł przez drzwi i padł na kolana. 

- Black, pomóż! - syknął z bólu. Łapa podszedł szybkim krokiem i chwycił go, pomagając przy tym podejść do ciała Gryfona. - A teraz wiej. 

- Jesteś pewien, że...

- Jeśli mi się uda, to może wszystko wokół zostać zrównane z ziemią, więc chowaj się! - warknął Marvolo. Huncwot nie myśląc dłużej rzucił się do ucieczki i schował się z powrotem w środku domu o numerze cztery. - Oby to działało...

Uklęknął przy brązowowłosym i dotknął swoją ręką jego klatki piersiowej. W miejscu gdzie znajdowała się jego dłoń, zabłysnęło jasne światło, a Riddle zaczął znikać. 

-  Do dwóch zmartwychwstań sztuka. - uśmiechnął się, po czym zniknął całkowicie. Jako ostatnia znikła jego dłoń, a gdy to się stało, chłopak leżący na ulicy otworzył oczy. 

Stało się tak, jak Tom przewidywał - w momencie gdy Harry się przebudził, wypuścił z siebie falę niekontrolowanej dzikiej i niebezpiecznej mocy, która zaczęła do niego właśnie wracać. Dlatego też Jason czuł się w tym momencie słabiej. 

Ciało Wybrańca podleciało do góry, a wszystko obok niego razem z nim - samochody, śmietniki, kartki papieru, wszystko lewitowało i kręciło się wokół niego. 

Sam chłopak zaczął się zmieniać - ręka i nogi lekko się wydłużyły. Właśnie, a co z drugą ręką? Ta odrastała. Nie myślcie jednak, że była to normalna część ludzkiego ciała. Kończyna zrobiona była z magii i pokryta była w całości smoczymi łuskami, a na jej końcu były smocze pazury. Włosy od czubka głowy przybierały z powrotem czarny kolor. Na jego szyi wyryła się ponownie magiczna blizna, którą w młodości zrobił mu Czarny Pan. Po chwili jego magia trafiła w całości do niego, a wszystko opadło na ziemię, w tym oczywiście on. 

Wylądował na proste nogi, uświadamiając sobie powoli, co się wydarzyło. Spojrzał na swoją nową smoczą rękę i uśmiechnął się pod nosem. Podszedł powoli do okna jednego z domostw i obejrzał się w odbiciu. 

- Witajcie, zielone oczyska. - uśmiechnął się szerzej, widząc swój naturalny kolor oczu. - Okej, Oliver, poproszę różdżkę z powrotem. 

Wystawił jedną rękę w bok i po parunastu sekundach jego magiczna broń znalazła się w jego dłoni. Podrzucił ją w górę i obrócił kilka razy w palcach. 

- Pora wyprostować skrzydła. - powiedział, a one jak na zawołanie pojawiły się na jego plecach. Zatrzepotał nimi radośnie, po czym poderwał się w powietrze z ogromną siłą. Instynktownie poleciał na zachód. Nie leciał jednak do celu przez cały czas. Po krótkiej podróży zdecydował się teleportować na miejsce docelowe. 

Pojawił się na samym dachu Hogwartu. Wziął głęboki wdech, po czym pofrunął nad pole bitwy, gdzie dostrzegł swego brata i białowłosego czarodzieja, którzy mieli właśnie się uderzyć. Ocenił potencjalny cios na potężny, gdyż czuł od obu wysokie stężenie magii. Szybko zapikował w dół i wylądował z hukiem między nimi, blokując uderzenia. 

Słyszał przyśpieszone oddechy pobliskich wojowników, którzy nie mogli uwierzyć własnym oczom. 

- Udało się. - szepnął usatysfakcjonowany Matt, wyrywając mu swoją rękę. - Żyjesz. 

- Jak widać. - uśmiechnął się Chłopiec, Który (znowu) Przeżył. 

- Nie na długo. - warknął Jason i chwycił swego bliźniaka, wzbijając się tym samym w górę na swych skrzydłach. Rzucił Kaisem niczym pluszowym misiem nad siebie, przyśpieszył i uderzył go z niewyobrażalną siłą. Chłopak poleciał z wielką prędkością wyżej, podczas gdy profesor OPCM zatrzymał się w powietrzu i jedynie obserwował. 

- Pożałujesz. - przewrócił oczami Harry i zapalił swą smoczą rękę. Zaczął spadać, a gdy dotarł już blisko członka swe rodziny, wziął zamach i uderzył go, przez co ten ruszył niczym meteor w kierunku ziemi. Jason uderzył w i zaorał część gruntu Zakazanego Lasu. Writ wylądował przez wejściem do lasu i czekał. Jak mógł się spodziewać, po chwili mąż Ginny wyłonił się spośród drzew, atakując go wyrwanym przed momentem świerkiem. 

Smoczy Książę zasłonił się swoją nowo nabytą ręką, a cały konar gdy uderzył o nią, przełamał się na parę części. Jason widząc to, szybko złapał go za kołnierz i spróbował rzucić nim ponownie, lecz nie mógł ruszyć go z miejsca. Spojrzał ze zdziwieniem w oczy brata, które patrzyły na niego z nieukrywanym rozbawieniem. Wybraniec zerwał chwyt, którym trzymał go rówieśnik i obalił go szybko na ziemię, przyciskając go do niej. 

- Znudziło ci się? - zakpił sobie. - Braciszku?    

- Jakim cudem ty wszystko przeżywasz?! - krzyknął zdenerwowany okularnik (który dawno temu stracił okulary podczas potyczki). 

- Wrodzony talent. - odparł z uśmiechem Kais, podając rękę swojemu bratu. 

✚✚✚  

Grindelwald nie walczył. W takim razie, co robił? Przechadzał się po Hogwarcie. 

Może słowo "przechadzał" nie jest odpowiednim określeniem. Gellert bowiem szedł prosto do gabinetu dyrektora placówki, po drodze jednak przyglądał się murom budynku. Dotarł do gargulca, który był przejściem do ów pomieszczenia. By go otworzyć, trzeba było znać hasło. 

- Durny pomysł. - stwierdził czarnoksiężnik i machnął dłonią, a tajemne schody ukazały mu się. Po chwili był już przed drzwiami. Wszedł do pokoju bez pukania, gdzie zastał siedzącego za biurkiem Dumbledore'a. - Albusie. 

- Czego chcesz? - zapytał jedynie czarodziej. Podejrzewał, że Mroczny Pan go odwiedzi, więc siedział spokojnie w swoim fotelu, podczas gdy inni walczyli.

- Zaproponować ci układ. 

- Mów, nie trać mojego czasu.

- Odeślę wszystkie oddziały. - zaczął. - Nikt więcej z waszej Strony nie musi ginąć. Musisz mi jednak zapewnić jedną rzecz. 

- To znaczy? - dopytał niecierpliwy już Dumbledore. 

- Wystaw mi jednego z Potterów. 

- Myślisz, że na to pójdę? - zaśmiał się starzec. - Nikogo ci nie dam. 

- Co się stało z twym ulubionym mottem? - zaciekawił się Gellert, zaciskając palce na Czarnej Różdżce. - W imię większego dobra, czyż nie? To jest większe dobro. Wybieraj, Albusie. 

- Nie muszę wybierać. 

- Owszem, musisz. - zapierał się czarnoksiężnik. - Jeśli się nie zdecydujesz, stanie się tragedia. Na terenie swojej szkoły masz magiczną bombę, która niedługo wybuchnie. Na twoim miejscu bym uważał. 

Albus nie myślał długo i wysłał w byłego przyjaciela Drętwotę, która przeleciała przez niego jak przez powietrzę. 

- Nie sądziłeś chyba, że przyjdę tu osobiście? - uśmiechnęła się iluzja przedstawiająca czarodzieja, po czym wyparowała. 

✚✚✚  

To, że bracia Potter zniknęli wszystkim z pola widzenia, nie znaczyło kompletnie nic. Walka nadal trwała. Kate z Draco poruszali się po polu bitwy niczym jeden organizm. Gdy jedno atakowało - drugie osłaniało, i tak nieprzerwanie. 

Nie było to niczym dziwnym, ponieważ po latach spędzonych razem mogli praktycznie czytać sobie w myślach. Lata nauk pod okiem Lorda Voldemorta zrobiły swoje. 

Trzeba było przyznać - Grindelwald miał pokaźną armię. Czarodzieje, wampiry, wilkołaki, centaury, każdy rodzaj przeciwnika. Jasna Strona miała ciężki orzech do zgryzienia. 

Wtem stało się coś nieoczekiwanego. 

- TO ON! - Kate usłyszała krzyk. Spojrzała w stronę, z której dobiegał i ujrzała Annę, która gnała przed siebie, kierując się w kierunku Zakazanego Lasu. Snape'ówna bez namysłu pobiegła za nią. 

Pościg trwał parę minut, aż wampirzyce zatrzymały się w środku lasu. Czarnooka złapała blondynkę i ciasno trzymała. 

- Co ty odwalasz?! - zapytała, bacznie ją obserwując. Ta jednak patrzyła na przyjaciółkę z przerażeniem w oczach. 

- On tu jest. - szepnęła.

- Kto? - dopytywała córka Severusa. - Kto tu jest? O kim mówisz? 

Nagle z głębi lasu dobiegł ją śmiech i odgłos pazurów wbijających się w drzewa. Wiedziała już, o kim mówi uczennica Petunii. 

- Uciekaj. - poleciła. - Znajdź Matta i powiedz mu, że on tu jest. 

- Ale...

- Po prostu idź, Anno. - powtórzyła. - Będę grać na czas. 

Blondynka uciekła z powrotem w miejsce, z którego przybiegły. Kate wyciągnęła różdżkę i nasłuchiwała. 

- Naprawdę sądzisz, że Albinosek coś mi zrobi? - odezwał się wilkołak, który czaił się niedaleko. 

- Jest silniejszy od ciebie. - odparła i zignorowała rechot, który usłyszała w odpowiedzi. - I tylko ja mogę mówić na niego "Albinos", kundlu. 

- Ach, no tak. - mówił znowu Fenrir. - Pamiętam, jak za sobą biegaliście, urocze. Słodziutkie z was gołąbeczki. 

- Pokaż się, tchórzu! 

Wilkołak nagle pojawił się obok niej, a zanim ta zdążyła zareagować, ten już trzymał ją za gardło. 

- A teraz pobawimy się w chowanego. - uśmiechnął się Śmierciożerca. 

✚✚✚  

Gdy iluzja Grindelwalda zniknęła Albusowi z oczu, ten od razu ruszył w poszukiwaniu magicznej broni, o której Gellert mu powiedział. Dyrektor wezwał do pomocy wszystkie duchy ze szkoły oraz Irytka. Czy jego były przyjaciel mógł kłamać w kwestii podłożenia bomby? Tak. 

Ale czy kłamał? Tego nie wiadomo, a Albus wolał nie ryzykować.

Szkoła została przeszukana bardzo szybko, lecz żaden z duchów niczego nie znalazł. 

- Lochy? - zapytał Dumbledore jednego z nich. 

- Pusto. - odparł Krwawy Baron. 

- Dormitoria? 

- Pustka. - tym razem odpowiedział Sir Nicholas. 

Zdenerwowany Dumbledore uderzył pięścią w biurko i złapał się za głowę. Na zewnątrz wciąż walczyli, a on nie mógł sobie poradzić z jedną prostą rzeczą! 

- Znalazłam. - przez sufit przeleciała Jęcząca Marta. 

- Gdzie jest? 

- W jeziorze. 

✚✚✚  

Matt pędził przed siebie niczym rozwścieczony nosorożec. Wiadomość o tym, że Kate została gdzieś sama z Greybackiem sprawiła, że był przerażony. Był już głęboko w Zakazanym Lesie, lecz nie odnalazł żadnego z poszukiwanych. Nie musiał dłużej szukać, gdyż okazało się, że wilkołak razem z przetrzymywaną przez niego wampirzycę czekali na polanie obok leśnego strumyka. Śmierciożerca trzymał przy gardle czarnowłosej pazury. 

- W końcu nas znalazłeś, Albinosku! - uśmiechnął się poplecznik Grindelwalda. 

Białowłosy bez chwili zastanowienia skierował w reprezentanta wilków obie swoje różdżki. Poplecznik Grindelwalda jedynie zarechotał złowieszczo. 

- Matt, uciekaj... - wykrztusiła z siebie przetrzymywana Kate. 

- Nie ma takiej opcji. - odparł Rosier, nie spuszczając swojego wroga z oczu. - Greyback, jeśli jej coś zrobisz...

- To co? - prychnął ten i przejechał delikatnie pazurami po szyi zakładniczki. - Nie masz jaj, by mi coś zrobić. 

Czy Matt faktycznie nie czuł się na siłach, by walczyć z Fenrirem? Było to bardzo prawdopodobne, ponieważ mężczyzna był jedyną osobą, której ten się bał. Sam jednak nie chciał przed sobą tego przyznać. 

Zanim którekolwiek z trójki czarodziejów się odezwało, powietrze z głuchym świstem przecięła strzała i trafiła oprawcę Snape'ówny prosto w ramię. Wilkołak syknął z bólu i puścił dziewczynę, która od razu pobiegła do swego przyjaciela, ten złapał ją za rękę i oboje ruszyli biegiem za siebie. Kto wystrzelił pocisk, który uratował Kate? Odpowiedź była prosta - był to jeden z centaurów, który popierał Jasną Stronę. Gdy trafił Śmierciożercę, szybko uciekł, by jego ofiara go nie goniła. 

Wróćmy jednak to naszej pary uciekinierów. Byli głęboko w lesie, więc Matt wiedział, że szansa na udaną ucieczkę jest znikoma. Wysłał szybkiego Patronusa do Kaisa i Dracona, lecz nie spodziewał się szybkiej pomocy z ich strony, gdyż ci zapewne byli zajęci walką. Snape obejrzała się przez ramię, a gdy tylko to zrobiła, zahaczyła butem o wystający korzeń jednego z drzew. Przewróciła się i złapała się szybko za kostkę. 

- Kurwa! - mruknęła zdenerwowana. - Chyba skręciłam...

Zanim dokończyła zdanie w Matta uderzyła złamana część drzewa, przez co ten odleciał parę metrów w tył. 

- Naprawdę sądziłeś, że mi uciekniesz?! - zakpił z niego wściekły Fenrir i podszedł do niego, po czym podniósł ciasnym chwytem za szyję. - MI?! NAJWIERNIEJSZEMU SŁUDZE CZARNEGO PANA?! 

- Czarne...go...Pana...? - zapytał z trudem białowłosy. - Byłeś jego maskotką....a nie...sługą...

Słysząc te słowa wilkołak rzucił nastolatkiem o drzewo. Rosier poczuł, jak jego żebra się łamią, a wystająca gałąź wbiła się w lewy bok jego ciała. 

- Jak śmiesz się do mnie tak zwracać, nietoperku? - warknął ponownie czarodziej. - Nigdy ci się nie udało zadać mi poważnego obrażenia. Nigdy nie udało ci się mnie pokonać na sparingach. Nigdy...

W tym momencie w jego kierunku poleciała Avada, lecz ten sprawnie ją zablokował magią bezróżdżkową. Odwrócił się i z uśmiechem psychopaty spojrzał na atakującego. 

- Dotknij go jeszcze raz, a wyrwę ci te kły z mordy! - ostrzegła go córka Severusa, mierząc w niego swoją różdżką.

- Kate, nie! - sapnął przerażony Rosier, próbując wyciągnąć z siebie kawał drzewa. - Uciekaj! 

- Nie zostawię cię, kretynie! 

- Akurat tu przyznam rację, Albinosowi. - zaśmiał się niebieskooki, wyjmując różdżkę, rzucił na Matta zaklęcie, które przylepiło go do dębu. - Powinnaś uciekać. 

Zaatakował pierwszy, a uczennica Hogwartu odbiła atak. Zaczęli walkę, która jednak nie miała trwać zbyt długo. Greyback był lepszy od dziewczyny i każdy z tej trójki to wiedział. W końcu broń Snape'ówny wypadła jej z rąk, a zaklęcie rozcinające trafiło ją prosto w brzuch. 

- NIE! - ryknął ze łzami w oczach Matt, gdy jego młodzieńcza miłość padała na kolana. Fenrir rzucił szybkiego Cruciatusa, a ta zaczęła wić się z bólu. Tortury trwały parę sekund, a zakończył je kolejny urok powodujący krwawienie. 

- Nigdy więcej, nie atakuj kogoś lepszego. - szepnął wilkołak do leżącej na ziemi Kate, po czym wbił jej pazury w brzuch. Odwrócił się w stronę czarnookiego - Dam wam chwilę.

Po tych słowach aportował się. 

- KATE! - zawył płaczący Rosier, który po setkach prób w końcu uwolnił się z uroku. Bez namysłu złamał gałąź, której część miał w sobie i rzucił się pędem w stronę rannej wampirzycy. Czarnowłosa leżała w kałuży własnej krwi. - Nie, nie, nie...

Przywołał swoje obie różdżki i zaczął leczyć córkę Mistrza Eliksirów, lecz żaden urok nie działał. 

- Czemu nie działasz?! - zawył spanikowany uczeń Voldemorta. 

- Matt... - wykaszlała Ślizgonka. 

- Nie mów nic... - powiedział do niej, gładząc jej policzek. Rozejrzał się wokół i zawył z całych sił - POMOCY!

- Po...posłuchaj...mnie... - wydusiła z siebie Kate, wykrwawiając się w jego ramionach. Chłopak nachylił się, by lepiej ją słyszeć. - Byłam...gł...głupia...

- Nie obwiniaj się... - uśmiechnął się smutno śnieżnowłosy. - To nie twoja...

- Daj mi dokończyć. - kontynuowała. - Byłam głupia...bo...przez całe...życie...to byłeś ty. 

- Nie rozumiem...

- Cały czas to byłeś ty... - dziewczyna z trudem podniosła dłoń i ujęła polik Śmierciożercy. - To byłeś ty, Albinosku...

Po tych słowach wypluła krew, która zmieniła swą barwę na czerwono-czarny kolor. 

- Kate, będzie dobrze... - jąkał się Matt. - Wrócimy zaraz do Hogwartu...

- Nie dam rady... - szepnęła brunetka i powoli zaczęła zamykać oczy. 

- Kate, ej, nie zamykaj oczu... - mówił do niej bez przerwy. Czarnooka spojrzała jeszcze raz na chłopaka z trudem otwierając powieki. 

- Dziękuję... - powiedziała z uśmiechem, a jej klatka piersiowa przestała się unosić. 

- Nie... - z oczu byłego ślepca zaczęły wypływać strumieniami gorzkie łzy. - Kate? Kate! Proszę cię, nie zostawiaj mnie...błagam...

Siedział przy niej przez parę minut, wyjąc ze smutku. Krew martwej już wampirzycy pokryła cały jego płaszcz, ręce jak i twarz, ponieważ ten przez cały czas ją przytulał. Nie mógł się pogodzić z myślą, że dziewczyna nie żyję. 

Po chwili usłyszał znajomy głos. 

- MATT? - ktoś wołał go z niedalekiej odległości. - Jesteś tu?! 

- Tutaj! - krzyknął przez łzy Rosier i ujrzał Dracona, który wyłonił się z gąszczy Zakazanego Lasu. Blondyn widząc, kogo jego rówieśnik trzyma w ramionach, padł na kolana, próbując nie zemdleć i podbiegł do nieżywej przyjaciółki na czworakach. 

- Jakim cudem...? - wydusił z siebie arystokrata. - To niemożliwe....kto zdołał...przecież ona potrafiła pokonać każdego! 

- Greyback. - odpowiedział krótko wilkołako-wampir. - Mógłbyś jej popilnować? 

Draco bez chwili namysłu zajął jego miejsce. Matt wstał powoli z ziemi, podniósł swoje różdżki i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. 

- Gdzie ty idziesz? - zapytał Malfoy. Czarnooki odwrócił się i spojrzał na niego, po czym na martwą Kate, która zmarła z uśmiechem na ustach.

- Zajebać kundla. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top