26

Harry jechał na łóżku szpitalnym, krzycząc przeraźliwie z bólu. Jego oczy świeciły na czerwono, a skóra na jego prawej ręce mieniła się od czarnych łusek. 

- POPPY! - zawołał James, wbiegając do Skrzydła. Położył chłopaka na drugim łóżku. Pielęgniarka podbiegła i prawie zemdlała. - Musimy mu pomóc! 

- Oczywiście... - potwierdziła Pomfrey. - Severusie, spróbuj zatamować krwawienie, ale nie zaklęciami, bo to może pogorszyć sprawę. 

Snape kiwnął głową i spróbował odchylić głowę nastolatka w tył, lecz ten wysunął kły i prawie ugryzł nauczyciela. 

- Jest źle... - szepnęła przerażona kobieta i spojrzała na Syriusza. - Gdzie Jason? 

- Cholera! - animag zmienił się w psa i wybiegł z pomieszczenia w poszukiwaniu dyrektora. Krew rannego zaczęła przybierać czarny kolor. 

James prawie zwymiotował widząc kości i surowe mięso, które wystawało z miejsca, w którym niedawno była lewa ręka jego syna. 

- Jad tego smoka jest zbyt silny... - mruknął przejęty Snape. - Czemu do cholery ten jad na niego działa?! Przecież on panuje nad smokami!   

Tom wszedł do Skrzydła Szpitalnego i podszedł (kulejąc z powodu bólu) do łóżka, na którym leżał chłopak. Magia Pottera była już bardzo słaba i było jej bardzo mało, a jego aktualny stan zdrowotny sprawiał, że organizm podświadomie jej używał. 

- To cholernie głupie, ale musi zadziałać. - syknął z bólu Riddle. Miał szalony plan, ale jeśli nie zadziała, to obaj zginą. 

Rogacz przez chwilę widział jak poświata przedstawiająca Marvolo pojawia się i znika niczym hologram. Czarny Pan podwinął rękawy i zrobił skok, podobny do tego jaki robią pływacy skacząc do wody. Wpadł w ciało przyjaciela. Musiał działać bardzo szybko. 

- Harry, musisz mnie posłuchać! - powiedział w umyśle nastolatka. - Przejmę kontrolę i rzucę zaklęcie, po czym ty będziesz musiał powiedzieć następujące...

Podał w tym miejscu formułę.

- Nie wiem, czy dam radę! - odpowiedział słabo Writ. 

- Ja dam radę. -  padła odpowiedź, lecz jej autorem nie był Kais. 

Tom z trudem przejął kontrolę nad ciałem przyjaciela i podniósł jego jedyną rękę, zaciskając palce na różdżce. Zaskoczeni dorośli odskoczyli na boki.

- Musi zadziałać. - powtórzył chłopak i rzucił zaklęcie. - AVADA KEDAVRA!  

To działo się niczym w zwolnionym tempie. Urok opuścił różdżkę i leciał przed siebie. W tym momencie Voldemort wyskoczył z ciała Smoczego Księcia i rzucił się, przeganiając Avadę. Mordercze zaklęcie trafiło w Czarnego Pana, a w tej chwili do pomieszczenia wbiegł Jason, który rzucił odpowiednią formułę w kierunku Toma. Czarno-szary promień z patyka profesora OPCM uderzył w ducha, a ten poleciał w tył i uderzył o ścianę za nim. 

Stan Harry'ego ustabilizował się. Severus i Poppy wykorzystali okazję i załatali ranę. Rogacz jednak patrzył na nieznajomego mu nastolatka, który siedział na podłodze. 

- Kim jesteś? - zapytał Potter. Jason stanął obok niego. 

- Tom Marvolo Riddle. - sapnął czarnoksiężnik, spoglądając na swoje dłonie, które przestawały być przeźroczyste. Podniósł kubek stojący na stoliku i podrzucił go w powietrze, po czym się uśmiechnął i dodał - Aktualny horkruks Harry'ego. 

✚✚✚   

Hermiona obudziła się w pokoju, który przypominał pokój gościnny w jej własnym domu. Leżała aktualnie na łóżku, a obok łóżka na krześle siedział Grindelwald. 

- Obudziłaś się. - zauważył i odłożył książkę, którą czytał, gdy ta spała. - Jak się czujesz?

- Gdzie jestem? - odpowiedziała pytaniem, wzrokiem szukając swojej różdżki.

- Aktualnie? W Irlandii. 

- Czego ode mnie chcesz? - warknęła szatynka. Zauważyła swoją broń, która leżała na stole pod ścianą naprzeciwko łóżka. 

- Porozmawiać. - powiedział zgodnie z prawdą Gellert. - Pozwól, że cię rozkuję. 

Machnięciem różdżki sprawił, że kajdany, które trzymały kończyny nastolatki pękły. Ta wstała i przywołała swój magiczny patyk. Nie była najlepsza w magii bezróżdżkowej, ale umiała chociaż zwykłe Accio. Skierowała ją w twarz siedzącego nadal maga. 

- Czego chcesz? - powtórzyła.  

- Odpowiedziałem ci szczerze. - zapewnił mężczyzna i wstał z drewnianego siedziska. Zaczął chodzić po pokoju, nie przejmując się tym, że jest na celowniku młodej porwanej. - Może usiądziesz? 

Machnął ręką, a krzesło na którym sam wcześniej siedział podleciało do Granger i uderzyło ją w nogi, przez co ta na nie opadła. Różdżka dziewczyny ponownie ją opuściła i wleciała magowi do kieszeni płaszcza. 

- Od razu milej. - uśmiechnął się brodacz. Do pomieszczenia wszedł Greyback. - Coś się stało, Fenrirze? 

Wilkołak podszedł do czarodzieja i szepnął mu coś na ucho. 

- Doprawdy? - zainteresował się ten. - Intrygujące...

- Co zrobić? - spytał szorstkim głosem sługus. 

- Wyślij go do mojego gabinetu, przyjdę tam, gdy skończę rozmawiać z tą uroczą damą. 

Fenrir kiwnął głową i wyszedł. 

- A więc o czym chcesz porozmawiać? - pospieszyła go Gryfonka. - Wiesz, trochę mi się spieszy. 

- Wiem, że bardzo dobrze znasz niejakiego Jasona Pottera. - powiedział. Kobieta na krześle spięła się. - Chciałbym zadać ci jedynie kilka pytań na jego temat.

- Czemu interesuje cię Jason? - zdziwiła się Hermiona. - Czemu on, a nie Harry? 

- Młody Potter jest na ten moment niegroźny. - odpowiedział spokojnie. - Bez magii nic nie może zrobić, a cała jego magia aktualnie jest właśnie w Jasonie. Dlatego też ciekawi mnie bardziej on. 

- Czego od niego chcesz?   

- Zróbmy tak, ja zadam ci pytanie, a ty mi odpowiesz. Potem mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. - zaproponował. - Co powiesz na taki układ? 

Brązowooka po namyśle skinęła głową. 

- A więc z kim chłopak ma najbliższe stosunki? 

Granger myślała co powiedzieć, lecz ten szybko dodał:

- Nie próbuj kłamać, jesteś pod Veritaserum. 

- Najbliżej jest ze swoją żoną. 

- Małżonka... - mruknął Mroczny Pan. - No tak, tak, to logiczne...Jak ta wspaniała kobieta się zwie? Prosiłbym cię o jej panieńskie nazwisko, jeśli można. 

- Ginny Weasley. 

Białowłosy spojrzał jej uważnie w oczy.

- Kolejna z tej czystokrwistej rodziny... - mówił, chodząc w kółko. - Ciekawe jest to, jak losy tej rodziny przeplatają się ze sobą bez ich wiedzy, nie sądzisz?

- Miałam mieć prawo do pytania. - zauważyła była uczennica Hogwartu. Starzec usiadł na łóżku.

- Odpowiem w stu procentach szczerze. - przysiągł. - Nie wypada kłamać przy damie. 

Miała okazję dowiedzieć się teraz wszystkiego, co mogło by pomóc Jasnej Stronie. Nie wiedziała czemu, ale wierzyła, że czarodziej jej nie okłamie. Tylko o co zapytać? Czego chce się właściwie dowiedzieć? Co może być przydatne?

- Jaki masz plany w kierunku Jasona? 

- Poczekałabyś chwilę i sam bym ci to powiedział. - uśmiechnął się szeroko. - Ale skoro już pytasz, to ci odpowiem. Myślałem nad tym, by namówić go do walki po mojej stronie...

- Jason nigdy do ciebie nie dołączy! - przerwała mu partnerka Dracona

- Doskonale o tym wiem. - przyznał ten. - Dlatego też stwierdziłem, iż dobrym pomysłem będzie sprawienie, by to on przewodził waszej stronie w nadchodzącej wojnie. 

Dwudziestolatka nie rozumiała. Czemu chciał, by to Jason był na przodzie Jasnej Strony, a nie Dumbledore? Boi się jej byłego dyrektora? 

- Zgodnie z umową, teraz moja kolej. Z kim ma najgorsze stosunki? 

Tu odpowiedź nie była oczywista. 

Mogła powiedzieć, że ze swoim ojcem, gdyż ten po incydencie na pogrzebie Molly stał się bardzo szorstki w jego kierunku. Była też opcja powiedzenia, że z Draco, ponieważ jej przyjaciel i jej aktualny chłopak nie dogadywali się zbyt dobrze, lecz starali się to naprawić. 

- Ze swoim bratem. - odpowiedziała jednak. To była prawda. Jego relacja z Harrym była obecnie w fatalnym stanie, a żadnemu z dwójki Potterów nie zależało na tym, by to naprawić. 

- Czyli młodzi Potterowie się ze sobą nie dogadują... - mruczał pod nosem, gładząc się po zgrabnie przyciętej brodzie. Czarodziejka chciała coś powiedzieć, lecz ten wtrącił się i podniósł dłoń, by ją pohamować z odezwaniem się - Zanim zadasz swoje pytanie, pozwól, że tylko o coś jeszcze zapytam. Potem możesz powiedzieć oba pytania jednocześnie. Powiedz mi...

Hermiona poczuła dreszcz na swoich plecach. 

- Czy możliwym jest to, by jeden chciał śmierci drugiego? 

Przełknęła ślinę.  

- Myślę, że...- zajęknęła się. Czy to możliwe? Czy którykolwiek z nich pragnąłby śmierci własnego brata? Zastanowiła się nad tym dokładniej. 

- Zegar tyka, moja droga. - upomniał czarnoksiężnik.

- Myślę, że tak. 

✚✚✚   

Matt biegł korytarzem. 

Nie sądził, że Grindelwald jest na tyle bezczelny, by atakować tereny Hogwartu bez jego wiedzy. Wrócił właśnie z Syberii, a gdy tylko usłyszał, co się wydarzyło, od razu ruszył sprintem w stronę gabinetu czarodzieja. Będąc pod drzwiami usłyszał, że mag z kimś rozmawiał. Nie zważając na to, chłopak wszedł z rozmachem do pomieszczenia. 

- Mówiłem to ostatnio, ale najwyraźniej muszę powtórzyć. - warknął czarnooki. - Umawialiśmy się, że wszystkie ataki ustalamy razem! Jak śmiesz łamać przysięgę? Myślałem, że akurat ktoś taki jak ty, tego przestrzega! 

- Masz prawo być wściekłym. - przyznał starzec, siedząc za biurkiem. - Jednak ja niczego nie zaplanowałem. 

- Nie ty? - prychnął chłopak. - To niby kto? Żadna osoba z tego budynku nie odważyłaby się czegokolwiek planować za moimi plecami! 

- Ronald chciał pozbyć się swojego brata. - rzekł Grindelwald. - Dałem mu wolną rękę, dementorów nie wysłałem. 

- Pierdolony Weasley. - wycedził przez zęby Matt i wyszedł z pokoju, nie widząc kto siedzi na fotelu przed jego wspólnikiem. Ruszył korytarzem i minął jednego ze swoich popleczników. - Ty, zatrzymaj się. 

Przestraszony sojusznik stanął w miejscu.

- Gdzie znajdę Rona? 

- W p-pokoju  g-gościnnym z p-porwaną. - powiedział jąkając się czarnowłosy i uciekł w strachu do jakiegoś pomieszczenia. 

- Porwaną? - powiedział w szoku Rosier. Poszedł do odpowiedniego pokoju. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Jego oczom ukazała się scena, której wolał nigdy nie widzieć. Ron przyciskał do ściany dziewczynę, której przez pierwszą chwilę Mot nie poznał. Dopiero po paru sekundach zorientował się, że jest to Granger. Jedna ręka rudowłosego trzymała nastolatkę za szyję, a druga odpinała jej pasek spodni. - A tobie się kurwa coś nie pomyliło? 

 Niebieskooki spojrzał w jego kierunku i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym setki kłów. 

- Bądź tak miły i zamknij drzwi z drugiej strony, Matt. - poprosił i odpiął pasek dziewczyny, zsuwając jej spodnie w dół. - Z góry dziękuję. 

- Kpisz sobie ze mnie? - białowłosy podszedł do niego i chwycił go za kołnierz, odrzucając jego cielsko w tył. - Co ty odpierdalasz, Weasley? 

- Ładnie poprosiłem, żebyś zostawił nas samych. - syknął czystokrwisty, podnosząc się z ziemi. Gdy chciał iść w stronę półnagiej rówieśniczki, na drodze stanął mu właściciel dworu. 

- Tknij ją palcem, to urwę ci całą jebaną rękę. - ostrzegł Śmieciożerca. - Dobrze wiesz, że nie żartuję. 

- Proszę, proszę! Obrońca niewinnych się znalazł! - zaśmiała się bestia i podeszła do mężczyzny bliżej, na tyle blisko, że jeden czuł oddech drugiego. - Wypierdalaj, Rosier. 

- Nie będę pozwalał na gwałt w moim domu. - powiedział poważnym głosem uczeń Voldemorta. 

- Tylko o to ci chodzi? Nie ma problemu, możemy wyjść na zewnątrz. - zaproponował rudzielec i chciał ominąć rówieśnika, lecz ten położył mu rękę na klatce piersiowej i odepchnął go w tył.   

- Nie ma takiej opcji. - odparł i wysunął pazury. Ronald odpowiedział tym samym. Stali w oczekiwaniu na ruch przeciwnika. 

Hermiona siedziała pod ścianą, będąc zbyt przestraszoną by zrobić cokolwiek. 

- Będę wspaniałomyślny i pozwolę ci stąd wyjść. - odezwał się Matt. - Bądź na tyle mądry i skorzystaj z tej propozycji.  

Weasley jednak rzucił się na wampira i przygniótł go do podłogi. 

- Zły ruch, ruda małpo. - warknął były ślepiec i klasnął w dłonie, po czym dotknął rówieśnika, który odleciał w górę, uderzając plecami w sufit. Dwudziestolatek padł po chwili na ziemię. Śnieżnowłosy podszedł do brązowookiej i uklęknął przy niej. - Wszystko dobrze?

- Chyba... - przytaknęła niepewnie Gryfonka. Chłopak pomógł jej się ubrać i wstać, po czym poczuł, jak coś wbija mu się w bark. 

- Jak sobie chcesz. - syknął młody czarodziej i wyciągnął sztylet, który został mu wbity w ciało. Odwrócił się i skoczył na hybrydę wampira, wilkołaka i człowieka, którą sam stworzył. Wypadli przez okno do wielkiego ogrodu. Zaczęli tarzać się po ziemi i drapać ostrymi pazurami. 

- Mam nadzieję, że wiesz, gdzie są granice barier antydeportacyjnych, Albinosku. - uśmiechnął się Weasley, chwytając przeciwnika za gardło. 

Deportowali się. 

Pojawili się w Ministerstwie Magii. Ron zaczął wysyłać w aktualnego wroga dziesiątki zaklęć, lecz (jak wszyscy dobrze wiemy) Matt będąc doskonałym wojownikiem, nie miał żadnego problemu w blokowaniu ataków. Ludzie między nimi zaczęli uciekać i deportować się. Pojedynkując się dotarli do wielkiej fontanny, której brzegi miały w niektórych miejscach wielkie ostre pręty, które ją zdobiły. Rosier nie trudził się w walce, bo wiedział, że jeśli chodzi o starcie na różdżki wygraną ma w kieszeni. Kopnął rudzielca w brzuch, przez co ten zachwiał się i nadział na jeden z prętów fontanny (pręt nie przebił ciała całkowicie). 

 Uczeń Czarnego Pana podszedł do przegranego i uklęknął obok niego. 

- Miałeś szansę wyjść z tego cało, Weasley. - powiedział. - Jesteś jednak zbyt głupi, jak widać...

- I kto to mówi! - zaśmiał się Ron. Matt podniósł jedną brew i błyskawicznie obrócił się kierując różdżką w aurora za sobą. Zamiast jednego było ich około dwudziestu. 

- Opuść broń, Rosier. - rozkazał czarnoskóry. - Mamy cię w szachu. 

Białowłosy rozejrzał się - faktycznie, nie było ucieczki. A deportacja w samym środku Ministerstwa była niemożliwa. Był otoczony. 

- Zostajesz aresztowany i wysłany przed Sąd Najwyższy. - oświadczył inny auror urody azjatyckiej. - Masz prawo zachować milczenie. 

Śmierciożerca spojrzał za siebie - Weasley'a nie było. Padł na kolana i upuścił różdżkę na ziemię. Położył ręce na tyle głowy. 

Matt Rosier został aresztowany. 

✚✚✚   

Severus patrzył zszokowany na Ślizgona przed nim. Widział go już kiedyś, we wspomnieniu Dumbledore'a i doskonale wiedział, kim ten jest. Prędko wymierzył w niego różdżkę. 

- Też się cieszę, że cię widzę, Severusie. - uśmiechnął się Voldemort, chodząc powoli po Skrzydle Szpitalnym. 

- Znacie się? - zdziwił się James, nie rozumiejąc czego jest właśnie świadkiem.

- Można tak powiedzieć. - wycedził przez zęby Snape. - Jakim cudem żyjesz, Riddle?  

- Jak było można zauważyć, żyję dzięki temu, że pomogłem Harry'emu. - odparł młodzieniec, który wyglądał na jakieś siedemnaście lat. - Nie zgadniesz, Severusie! Okazało się, że po śmierci nasze dusze nadal były połączone i ot tak znów mogę być wśród żywych! 

- Nie na długo. - warknął Mistrz Eliksirów, zaciskając chwyt na patyku. Gdy miał powiedzieć jakieś zaklęcie, do pomieszczenia wpadł Syriusz razem z Peterem. Animag niesamowicie się zdziwił, gdy zobaczył Toma w bardziej realistycznej formie i zrozumiał, że tym razem wszyscy go widzą. 

- Nie uwierzycie! - wrzasnął Minister Magii. 

- Co znowu? - zapytał niechętnie Jason, patrząc jednak podejrzliwie na Riddle'a. 

- Rosier został pojmany, za godzinę odbędzie się jego rozprawa. - rzekł Pettigrew. - Lepiej żebyście przy tym byli.   

✚✚✚   

Matt stał skuty przed wielkimi ciemnymi drzwiami. Nie mógł w to uwierzyć - dał się aresztować! On: postrach całego świata magii, najlepszy uczeń Voldemorta i jeden z najsprytniejszych umysłów tych czasów...w drodze do więzienia! 

To nie może tak się skończyć! Czy to jest możliwe, by po latach przygotowań, niezliczonej ilości godzin, które przetrenował pod okiem Czarnego Pana i po miesiącach przemyśleń jak udoskonalić jego plan - ten poszedł do więzienia? Czy to wszystko właśnie legło w gruzach? Czy marzenie jego matki właśnie przepadło?

- I jak? - zaśmiał się auror za nim. - Przyzwyczaisz się do kajdan, łajdaku? 

Chłopak zacisnął zęby, by nie odpyskować strażnikowi. Ten chwycił go za ramię i otworzył wrota machnięciem różdżki. Został wprowadzony.

Wszyscy wiemy jak wygląda Sala Rozpraw, Matt też ją pamiętał. Tylko nie sądził, że sam kiedyś będzie siedział tam jako kryminalista. Miał do tego nie dopuścić! Tłum, który siedział na mini trybunach sapnął głośno. No tak, o chłopaku krążyły legendy. A teraz wszyscy mogą się mu przyjrzeć. Auror posadził go na jedynym krześle, które tam było i przykuł go najmocniejszymi zaklęciami. 

Białowłosy spojrzał na aktualnego Sędzię Najwyższego - Amos Diggory. 

- Podać oskarżonemu Veritaserum. - polecił sędzia. Po jego prawicy siedział Peter, który bardzo uważnie przyglądał się chłopakowi. Rosier otworzył posłusznie usta, a Kingsley wlał mu napój do gardła. Eliksir miał smak jagód. 

- Imię i nazwisko? - zaczął Amos. 

- Matt Evan Rosier. - odpowiedział aresztowany. 

- Krew? 

- Jestem czystej krwi. 

Sędzia spojrzał na Ministra, który kiwnął głową, dając znak, iż można zaczynać przesłuchanie. 

- Zaczynam rozprawę. - oświadczył. - A więc...

- A co ze świadkiem obrony? - przerwał mu szybko Rosier. Jeśli mógł mieć jakiekolwiek profity, wolał z nich korzystać. 

- Myślisz, że ktokolwiek się za tobą wstawi? - zaśmiał się Peter. - To już nie jest rozprawa zwykłego mordercy. Ty jesteś szumowiną. Nie ma tu nikogo wspaniałomyślnego jak Dumbledore czy...

- Otóż jest. - zagrzmiał głos z tyłu pomieszczenia. - Jeden Dumbledore ma ochotę się wstawić za oskarżonym. 

Były ślepiec obejrzał się w tył. W jego kierunku szedł starszy mężczyzna, posiadający średniej długości szarą brodę. Jego jasnoniebieskie oczy bacznie obserwowały wszystkich członków Wizengamotu. Czarny płaszcz podkreślał jego bladą cerę. Od czarodzieja emanowała aura szacunku. 

- Zgłaszam się jako świadek obrony Matta Rosiera. - ogłosił mężczyzna. 

- Ministrze? - zapytał Diggory swojego szefa. Ten skupił wzrok na przybyszu. 

- Niech będzie. - zgodził się Peter. - A więc by było bardziej oficjalnie...Wywołuje na świadka obrony, Aberfortha Dumbledore'a.     

Brat Albusa uśmiechnął się od ucha do ucha. Matt poczuł lekką ulgę, choć nie wiedział czemu człowiek, który go nie zna, się za nim wstawia. 

- Czy prawdą jest to, że byłeś pomocnikiem Czarnego Pana za jego życia? - nadeszło pierwsze pytanie. 

- Nie byłem jego pomocnikiem, a uczniem. - naprostował czarnooki, czując jak Mroczny Znak zaczyna go piec. Kątem oka zauważył, że Peter również się skrzywił, a Severus siedzący na trybunach łapie się za przedramię.   

- Jesteś oskarżony między innymi o atak na Azkaban, w którym uciekło wielu sprzymierzeńców Sam Wiesz Kogo i setka dementorów. - przeczytał z pergaminu Amos. - Przyznajesz się do tego czynu? 

Gdy chłopak chciał się przyznać, wtrącił się obrońca.

- Oskarżacie go o to, co zrobił Voldemort? - zdziwił się mag. - Jak śmiecie? On był wtedy dzieckiem! Matt, ile miałeś lat? 

- Trzynaście. 

Aberforth wystawił ręce w geście zwycięstwa, po czym położył je na biodrach. 

- Kontynuując... - mruknął Sędzia Najwyższy. - Jesteś oskarżony o zamordowanie dużej ilości aurorów podczas bitwy w Hogwarcie parę lat temu. Przyznajesz, że zabiłeś tych ludzi?  

- Tak. 

- Za samo to już możesz iść do Azkabanu, wiesz o tym? - odezwał się Pettigrew. Spojrzeli sobie w oczy. Huncwot nie pałał do niego zbyt dużą sympatią, a Rosier stwierdził, że może pograć chwilę w jego grę. 

- Ciekawi mnie, jakim cudem ty siedzisz na swoim stanowisku, mając na lewym przedramieniu Mroczny Znak. - powiedział głośno, wywołując szum w tłumie gapiów. Niektórzy nie wiedzieli, że Peter był Śmierciożercą. 

- Chłopak ma rację. - poparł go Dumbledore i poklepał po ramieniu, po czym zwrócił się do publiczności. - Ten dwudziestolatek zrobił wiele okropieństw, nie można tego zatuszować. Jest to niepodważalny fakt. Dziwi mnie jednak, że nikt z obecnych tu członków Wizengamotu nie porusza jednej ważnej kwestii...

- O czym mówisz? - zaciekawił się Amos. 

- O ujawnieniu się mugolom. 

Matt spojrzał zszokowany na starca. Po co poruszać tę kwestię na jego rozprawie? 

- Ten młody czarodziej przedstawił swój ambitny pomysł całemu światu czarodziejów. - zaczął mówić brodacz. - Gdy o tym usłyszałem, stwierdziłem, że to idiotyzm. 

- Świetnie się zaczyna. - mruknął pod nosem Mot.  

- Ale po czasie zmieniłem zdanie. - rzekł tamten. - Czarodzieje i czarodziejki były palone na stosach i topione w rzekach, ale tylko dlatego, że nie chcieliśmy wyjawić sekretów naszej mocy, ponieważ uznawaliśmy to za wyjątkowe. 

- Do rzecz, Dumbledore. - popędził go Glizdogon. 

- Jak coś, co ma każdy w tej sali, może być wyjątkowe? - zapytał i zgodnie z jego oczekiwaniami, nastał szum spowodowany rozmowami. - Magia nie jest niczym wyjątkowym, skoro jest w posiadaniu milionów osób na tej planecie. A teraz, chciałbym byście na coś spojrzeli...   

Machnął różdżką, a po środku pomieszczenia pojawiły się obrazy niczym w prezentacji multimedialnej. Na nich były kobiety i mężczyźni oraz skrzaty domowe, trzymające różdżki w górze wysyłając zaklęcia w niebo. Ich dzieci trzymały wielkie transparenty z napisami takimi jak:

PRECZ Z DYSKRYMINACJĄ! 

MAGIA DLA KAŻDEGO! 

MUGOLE NIE SĄ GORSI!

- To jest jedynie Szkocja. - powiedział Aberforth i zmienił hologramy. Kolejne przedstawiały tłumy na ulicach i magiczne zwierzęta, które popierają czarodziejów. Następny pokazał małą dziewczynkę (mugolkę), która przytulała młodego hipogryfa. - A to jest Nowy Jork.  

Białowłosy patrzył na to wszystko jak zahipnotyzowany. To się działo. 

- Ten chłopak! - świadek wskazał palcem na Matta. - On wywołał rewolucję! Sam jeden! Czarodzieje zaczęli go popierać i pokazywać magię mugolom w różnych częściach świata. A wy śmiecie aresztować kogoś, kto sprawił, że na świecie może nastać pokój?  

Tłum zaczął wyrażać krzyki poparcia w stronę ucznia Voldemorta. Dumbledore uśmiechnął się do Rosiera i powiedział:

- Dobra robota, młody. 

- Udało mi się. - szepnął pod nosem wampir, a w jego oczach pojawiły się łzy radości. Zrealizował prawie w stu procentach plan swojej zmarłej matki. Podołał! 

- CISZA! - ryknął Amos, uderzając młotkiem w drewnianą podkładkę. Ludzie na trybunach ucichli. - Czas na wyrok. Kto jest za tym, żeby siedzący przed nami Matt Evan Rosier, opuścił tę salę jako wolny człowiek? 

Członków Rady było pięćdziesięciu. Matt potrzebował przewagi głosów, by wyjść wolnym. Rękę podniosło jednak jedynie piętnaście osób. 

- A kto uważa, że należy się mu dożywocie w Azkabanie? 

Reszta czarodziejów (w tym Peter i Amos) podnieśli ręce. Śmierciożerca przełknął ślinę. 

- Panie Rosier, zostaje pan zesłany do więzienia Azkaban na dożywocie za wszystkie zbrodnie, których pan dokonał. - młotek uderzył w podstawkę. - Wyprowadzić więźnia. 

✚✚✚   

Harry obudził się i syknął z bólu. Na poręczy łóżka siedział Fuego, który zaskrzeczał cicho. Chłopak chciał go pogłaskać, lecz zorientował się, że ma jedynie jedną rękę. Zamiast lewej kończyny miał zabandażowany kikut. 

- Fenomenalnie. - warknął pod nosem i podniósł się, by usiąść. Gdy usiadł zauważył, że pod oknem naprzeciwko niego stoi Tom. Tym razem bardziej "kolorowy". - Co się stało?

- Smok odgryzł ci rękę. - odparł Riddle i odwrócił się w jego stronę. Jego brązowe oczy odbiły światło słoneczne, gdy podszedł do rannego. - Twoja magia szalała. 

Kais zauważył, że w dłoni przyjaciela znajduje się różdżka. Podniósł brew. 

- Mam dziwne wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. - stwierdził i syknął, gdy poczuł uszczypnięcie w okolicach szyi. Dotknął instynktownie ciała palcami i przejechał po tamtym miejscu. Poczuł jak skóra jest wypukła, a wypukłość przedstawia pewien kształt. - Nie...

Voldemort rzucił mu lusterko, ten złapał je i obejrzał się w nim. Na szyi miał bliznę w kształcie błyskawicy. 

- To są żarty... - szepnął zdezorientowany. 

- Nie. - zaprzeczył Marvolo i odchylił kołnierz, ukazując na swojej szyi identyczną bliznę. - Pojawiły się w tym samym momencie. Nasza więź się odnowiła. 

Nagle Potter oprzytomniał. 

- Czekaj, czy ty mi właśnie podałeś lustro? - palnął. Czarny Pan zachęcił go dłonią do wstania. Ślizgon wstał i podszedł do przyjaciela. 

- Uderz mnie. - polecił. Smoczy Książe zamachnął się swoją jedyną ręką i uderzył Toma w twarz, a ten zachwiał się na nogach. 

- To nierealne...

- A jednak się dzieje. - zauważył z uśmiechem brunet. 

- Jakim cudem?! - wrzasnął Harry, szukając wzrokiem swojej różdżki. 

- Twoja magia wariowała, a gdy jej używałeś, ta przechodziła do Jasona. - tłumaczył czarnoksiężnik. - Stwierdziłem, że musisz zatrzymać gdzieś jej najmniejszą część, by twój organizm trzymał cię nadal przy życiu... 

- Co zrobiłeś? 

- Przypomniałem sobie noc, podczas której napadłem na ciebie i twojego brata. - rzekł. - Wtedy jak wiesz, stałeś się moim hokrkusem, co nie było moim planem. Horkruksy to bardzo skomplikowana magia, lecz można je tworzyć umyślnie lub też nie. Zostaje w nich cząstka naszej duszy oraz magii. 

- Czekaj, ty chyba nie...

- Horkruksy tworzy się zabijając. - mówił dalej. - Gdy byłem duchem, w teorii nie żyłem, lecz również żyłem. To magiczny paradoks. Przejąłem nad tobą kontrolę i wysłałem w samego siebie Avadę, by nikt inny nie ucierpiał. Następnie Jason podzielił twoją duszę i zamknął ją we mnie. Dzięki czemu...

- Jesteś moim horkruksem i żyjesz... - dokończył Kais. 

- A twoja magia jest bezpieczna. - potwierdził Czarny Pan, po czym odwinął jeden z rękawów. - Pozwolisz, że dam znać starym znajomym? Długo czekałem by dotknąć Znaku. 

Skierował swoją różdżkę na tatuaż, a po chwili każdy Śmierciożerca wiedział jedno.

Voldemort wrócił.  

✚✚✚   

hehe

dużo się dzieje, co nie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top