22
Krótko po tym jak Matt i Grindelwald zniknęli, James usłyszał krzyk kobiety. Dość cichy, ale nadal to był krzyk. Mężczyzna zaczął przedzierać się przez tłum, który wychodził ze stadionu.
- Przejście! - wrzeszczał i wyjął różdżkę. Przedostał się przez ludzi i znalazł wzrokiem kobietę leżącą na trawie. Podbiegł do niej i szybko uklęknął. Na jej plecach nalepiona była kartka z napisanym słowem "BEZCZELNY ".
Potter obrócił ciało i przez chwilę nie mógł oddychać. Twarz brązowowłosej była mu znana. Gdy chciał sprawdzić, czy ta oddycha, zauważył przecięcie na jej gardle, z którego wylewała się krew. Głębokie cięcie.
W okół nich rozstawili się ciekawscy gapie, niektórzy z nich robili zdjęcia. Rogacz usłyszał znajome głosy, które się zbliżały do niego i martwej damy. Pierwszą z tych osób była jego żona. Rudowłosa podbiegła do męża i zaczęła krzyczeć, poznając trupa. Huncwot podbiegł do Lily i przytrzymał ją, by nie podchodziła bliżej, przytulając ją tym samym. Z tłumu wybiegła Ginny, w towarzystwie Syriusza i Jasona. Black zakrył usta dłonią, a Jason patrzył oszołomiony na miejsce zbrodni.
- Kto to? - zapytała małżonka Jasona, która jako jedyna nie poznała martwej kobiety. Nikt przez moment się nie odzywał, więc ruda powtórzyła. - Kto to jest?!
- Amelia. - szepnął Łapa. - Amelia Bones.
✚✚✚
Nastała noc. Większość osób spała, ale nie Kais, Matt, Jason, James czy też Peter. Cała piątka była zamyślona, choć nawet nie było ich w tym samym pomieszczeniu.
James stał na podwórzu swego domu, będąc w piżamie i popijając herbatę. Kais siedział w szkolnej sowiarni, patrząc w gwiazdy i głaszcząc Fuego. Jason leżał tuż obok swej żony i patrzył tępo w sufit pokoju. Matt krążył po lesie, nie wiedząc co ze sobą zrobić, a obok niego pełznął Krakers. A Peter? On miał podjąć trudną decyzję tej nocy.
To co białowłosi zrobili na stadionie, dało swój owoc praktycznie od razu. Listy i patronusy napłynęły w parę godzin (w niezliczonych ilościach) do Ministerstwa. Każda wiadomość mówiła jedno:
Zdjąć Dumbledore'a ze stanowiska.
Glizdogon wlał sobie resztki whisky z butelki do kwadratowej szklanki i wypił zawartość jednym haustem. Odstawił naczynie. złapał się za głowę i westchnął.
- Co ja teraz mam zrobić? - spytał sam siebie, patrząc tępo w kartki przed sobą.
- Jako twój przyjaciel radziłbym ci, żebyś postępował zgodnie z głosem serca.
Minister spojrzał na właściciela ów słów.
- Co tu robisz, Syriuszu? - zdziwił się.
- Przynoszę zaproszenie na pogrzeb. - odparł wąsaty i wręczył mężczyźnie zapieczętowaną kopertę. Śmierciożerca spojrzał na niego nie zrozumiale, więc dodał: - Molly. Bliźniacy mnie prosili żebym je rozniósł, bo oni muszą ogarnąć papiery i tak dalej.
- Ach, no tak... - przypomniał sobie blondyn. - Kompletnie mi wyleciało to z głowy!
Black podniósł jeden z listów, które leżały na biurku i przeczytał go, po czym zwrócił wzrok na rówieśnika.
- To żart?
- Jeśli tak, to cała Anglia ma niesamowite poczucie humoru. - prychnął niebieskooki. - Takich listów mam jeszcze z trzy tysiące, jeśli nie więcej. To niestety nie są żarty, Łapo.
- O to im chodziło...
- Tak. - przyznał podpity lekko Peter. - I najwidoczniej ich plan działa.
- Zrobisz to? - zagaił czarnowłosy. - Zwolnisz go?
- A mam inny wybór?
- Myślę, że tak. - stwierdził po chwili animag. - Daj na jego stanowisko zastępce.
✚✚✚
Matt wpadł do gabinetu Grindelwalda niczym wystrzelony z działa. Chłopak trzymał w ręku świeży numer Proroka Codziennego. Rzucił gazetą w starca, siedzącego na fotelu i krzyknął:
- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?!
Gellert nie spojrzał nawet na kawałek papieru, który znalazł się na jego kolanach.
- Może grzeczniej? - zaproponował brodacz.
- Jakim prawem ją zabiłeś? - syknął Rosier. - Nie tak się umawialiśmy!
- Och, chodzi ci o Amelię! - zaśmiał się czarnoksiężnik. - Mój drogi, na wojnie zawsze są ofiary.
- Jeśli nadal będą, ludzie nam nie zaufają, idioto! - wydarł się czarodziej. - Po co ci to było?!
Mroczny Pan wstał z fotela i przywołał do siebie Czarną Różdżkę, a jego wełniany sweter zamienił się w czarną koszule i również smolisty płaszcz z potężnym kołnierzem. Gazeta stała się kupką popiołu, którą rozdeptał skórzany but maga. Matt pod wpływem mocy, która wypłynęła ze starca, cofnął się pod ścianę.
- Chcesz powiedzieć coś jeszcze? - zapytał, podchodząc do młodzika, lecz zanim ten odpowiedział, mężczyzna kontynuował. - Myślisz, że jestem głupi? Liczysz na to, że zabiję Albusa, po to by ci nie przeszkadzał w tym twoim idiotycznym planie. I radziłbym ci uważać na słowa.
Mot złapał za różdżkę, lecz ta wyleciała mu z rąk. Grindelwald pstryknął palcami i przez drzwi wszedł Fenrir, ciągnąc za sobą ciało jakiegoś mężczyzny. Na widok wilkołaka białowłosy wzdrygnął się, lecz nie dał po sobie poznać lekkiego lęku.
- Ulecz go. - poinstruował właściciel Czarnej Różdżki. - Greyback da ci dalsze instrukcje.
Po tym zdaniu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając czarodziejów samych. Alfa uśmiechnął się, wyglądając przy tym jak wygłodniały wilk.
- No dalej, Albinosku. - powiedział. - Ulecz go.
Były niewidomy przywołał do siebie różdżkę i podszedł do nieprzytomnego.
- Po co mam leczyć jakiegoś przybłędę? - mruknął pod nosem i uklęknął przy ciele, odwracając je tak, że widział twarz osobnika. - No jeszcze czego...
- Och, wampirku! - zaśmiał się Fenrir i położył mu rękę na karku, wbijając mu pazury w skórę. - Dalej!
Dwudziestolatek wydukał kilka zaklęć zdrowotnych, aż uzdrowiony już rudowłosy wstał z podłogi i kaszlnął, wypluwając krew.
- Ktoś mi powie, gdzie jestem? - wykasłał Ron.
✚✚✚
Kais szedł za Tomem, przemierzając korytarze Hogwartu. Chłopak otarł ciemnoczerwoną krew, która wypływała z jego nosa.
- Kiedy w końcu komuś o tym powiesz? - zaciekawił się Riddle, nie odwracając się nawet.
- O czym? - prychnął Harry.
- O tym, że leci ci krew z nosa i z ust.
- To nieważne.
- Krzyki w nocy?
- Koszmary.
- Wory pod oczami?
- Źle sypiam.
- Sińce na tułowiu?
- Czy ty mnie podglądasz, jak się przebieram? - warknął poddenerwowany Potter. - Nic mi nie jest.
- Jak uważasz. - duch wzruszył ramionami i zatrzymał się przed drzwiami do łazienki. - Poczekaj tu na Blacka. Zawołam was.
Po tych słowach przeniknął przez drewno i znalazł się w damskiej umywalni.
- Kto śmie tu wchodzić?! - krzyknęła jakaś dziewczyna z jednej z kabin.
- Marta? - zawołał prawie niesłyszalnie Czarny Pan. Z toalety wyfrunął duch. Dokładniej ciemnowłosa nastolatka w okularach.
- Tom?!
Podbiegli do siebie i wpadli od razu w objęcia.
- Przepraszam... - wyjąkał Marvolo i spojrzał jej w oczy. - Nie sądziłem, że...
- Nie miałeś prawa o tym wiedzieć. - przerwała mu Jęcząca Marta. - To wina tych dziewczyn, nie twoja.
- Ale, to ja go wypuściłem...
- Nie mam do ciebie żalu, Tommy. - uśmiechnęła się Warren i położyła dłoń na jego policzku. - Ważne, że jesteś.
Riddle zarumienił się lekko i odwzajemnił uśmiech.
- Czy on...nadal tam jest? - zapytał po chwili, spoglądając wymownie na umywalkę.
- Tak. - potwierdziła. - Czemu pytasz?
- Muszę tam zejść.
- To na pewno dobry pomysł?
- To bardzo zły pomysł, ale jedyny jaki mam, Marto.
- Tylko obiecaj, że po tym zejściu się znów spotkamy, a nie tak jak ostatnio. - zażartowała opiekunka łazienki.
- Obiecuję. - rzekł Tom i pocałował brązowowłosą, po czym wypuścił ją z objęć i krzyknął w stronę drzwi: - Wchodźcie!
✚✚✚
Ich trójka znalazła się przed wielkim włazem, ozdobionym w węże. Syriuszowi trzęsły się ręce, z powodu braku narkotyków w jego ciele, do których był przyzwyczajony, Tom stał niepewnie przed wejściem, a Harry poprawił obręcz na swym ramieniu.
- Co teraz? - zapytał Black.
- Dobre pytanie. - przyznał chłopak. - Co teraz, Tom?
- Otwórz drzwi wężomową. - polecił Riddle, patrząc tępo w metal przed sobą.
- Och, na brata... - mruknął Potter, a okrąg wbił się kolcami w jego ciało, powodując wiadomą rzecz. Moc pojawiła się w nim na sekundę, dzięki czemu zdążył wysyczeć: - Otwórz się.
Przejście otworzyło się, a mężczyźni zeszli w dół. Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu zrobionym w całości z kamienia. Na końcu sali w ścianie wykuta była ogromna twarz jakiegoś starszego człowieka, prowadziła do niej ścieżka, po boków której były zbiorniki z wodą, a w wodzie statuy skalnych głów gadów.
- Gdzie my jesteśmy? - spytał Wybraniec, rozglądając się po nowym miejscu.
- Pewnie pod terenem szkoły. - wzruszył ramionami Syriusz.
- Jesteśmy w Komnacie Tajemnic. - powiedział po chwili Voldemort. - W dziele Salazara Slytherina.
Kais powtórzył te słowa chrzestnemu, który wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Ale po co? - kontynuował czarnooki. - Jaki mamy plan?
Z końca sali usłyszeli huk.
- Dawno temu Salazar zbudował tę Komnatę, by zemścić się na Gryffindorze i dyrektorkach Hogwartu. - zaczął mówić, a hałas narastał. - Zostawił w niej po sobie mały prezent dla mugolaków.
- Jaki?
Z ust kamiennej twarzy wypełznął wielki wąż.
- Bazyliszka. - wskazał palcem na bestię. - Niech Black zakryje oczy. - poczekał, aż rozkaz zostanie przekazany i wykonany. - Musimy sprawić, by cię ugryzł.
- Co?! - krzyknął Writ. - Pojebało cię?!
- Spokojnie, jego jad zabija po około dwóch minutach.
- To ma mnie uspokoić?!
- Ból spowoduje, że twoja moc się ukaże, wtedy Syriusz wejdzie w reakcje z naszą więzią. - wyjaśniał duch. - Kiedy to się stanie zwierzak Salazara cię zostawi, bo jestem Dziedzicem, a ty masz w sobie część mojej duszy. Kumasz?
- Nie wiem, nad czym debatujecie, ale nie słyszę tego bydlęcia. - szepnął Łapa, mając zasłonięte oczy.
Ślizgoni spojrzeli w miejsce, gdzie był olbrzymi stwór. Nadal tam był, ale poruszał się w koło, czekając na nich.
- Gotowy? - upewnił się Riddle.
- Nie mam wyboru. - stwierdził drugi i chwycił wąsatego mężczyznę, patrząc w ziemię. - Chodź, Łapo.
Tom szedł wprost na giganta, którego już kiedyś widział. Płaz ruszył w stronę Harry'ego i Huncwota, przebijając się przez Czarnego Pana.
- Innej okazji nie będzie! - ryknął. - Przygotuj się!
Smoczy Książę odepchnął od siebie czarnowłosego i czekał na atak. Nastolatek drżąc odsłonił rękaw prawej ręki i wystawił ją przed siebie. Bazyliszek dotarł do niego i wbił się wielkimi kłami w lewy bok chłopaka i rzucił nim o ścianę, niczym pluszowym zwierzakiem.
- Cholera... - syknął przezroczysty Ślizgon. Wąż właśnie pędził w stronę Syriusza, który stał niedaleko jego osoby. Tom spojrzał w stronę przyjaciela, który leżał nieprzytomny pod ścianą. Wiedział, że jeśli nie pozbędą się jadu z organizmu Pottera, to będzie nieciekawie. - Wytrzymaj, dzieciaku...
Voldemort ruszył biegiem w kierunku Blacka, który został zapędzony w kozi róg, ponieważ zanim była woda, do której zaraz miał wpaść. Sam mężczyzna tego nie widział, bo nie odważył się odsłonić oczu nawet na chwilę. Czarny Pan wpadł w małą lukę pomiędzy bratem Regulusa a stworem i wystawił rękę przed siebie, nie myśląc kompletnie o tym co robi.
W tym samym momencie jad w ciele Kaisa zaczął działać i wywołał potężną falę bólu. Tak potężną, że ranny przebudził się i krzyknął jedno słowo:
- DRĘTWOTA!
Dłoń ducha przestała być przezroczysta, a z niej wyleciała stróżka czerwonego światła, która uderzyła wielkiego gada w łeb, odpychając go tym samym od dwójki czarodziei. Riddle niczym zahipnotyzowany szedł w stronę magicznego stworzenia i mówił:
- Jam jest Dziedzic Salazara Slytherina! Jesteś moim sługą! Precz mi z oczu!
Stała się rzecz niemożliwa: zwierzę syknęło parę razy i schowało się w pomniku Salazara, zostawiając intruzów w spokoju. Marvolo stanął w miejscu i oddychał bardzo ciężko. Odwrócił się, wzrok pozostawiając na twarzy Huncwota, który patrzył na niego.
- Ja...cię widzę. - szepnął tamten. - Ty...
- Porozmawiamy później. - przerwał mu. - Trzeba zabrać stąd Kaisa.
Podbiegli do młodzieńca, który rzucał się na podłodze. Na jego szyi było widać wszystkie żyły o żarnych barwach.
- Jad jest coraz silniejszy. - stwierdził były mag. - W teorii już powinien nie żyć.
✚✚✚
Jason prowadził właśnie lekcję, której tematem były zaklęcia obronne. Jedna z uczennic przerwała jego tłumaczenia, podnosząc rękę.
- Tak, Vanesso? - uśmiechnął się do niej.
- Profesor ma tatuaż? - spytała dziewczyna, zbijając go z tropu.
- Tatuaż?
- Na szyi.
Nauczyciel podniósł lusterko, leżące na biurku i obejrzał miejsce, o którym mówiła blondwłosa. Na skórze widoczne były ciemne plamy.
- Zaraz wrócę. - rzekł do klasy, czując, że robi mu się niedobrze. - Zajmijcie się zadaniem ze strony sto czternastej.
Wyszedł na zaplecze sali i oparł się o komodę. Rozpiął guziki koszuli, którą miał ubraną i podszedł powoli do zlewu, po czym odkręcił wodę w kranie, obmywając sobie przy tym twarz. Zacisnął dłonie na umywalce. Spojrzał w lustro przed sobą.
Wyglądał koszmarnie: zaczął się pocić, miał podkrążone oczy, a jego żyły przybrały czarny kolor.
- Co się dzieję? - szepnął do swego odbicia. - Duszno tu...
Otwierając okno, by się dotlenić, zachwiał się i złapał za ramę okienną. Przymknął na chwilę oczy i mruknął pod nosem:
- Tylko chwila snu...
Po tych słowach wypadł przez otwarte okno i spadał w dół z niesamowitą prędkością.
✚✚✚
Przyznajcie - nikt nie spodziewał się, że rozwinę wątek romantyczny Voldemorta :P
Historia o Rosierze jest w trakcie powstawania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top