21
Amelia Bones usiadła na kanapie, biorąc do ręki kubek z herbatą. Zaczęła czytać jedną z lektur, którą wzięła z półki na książki. Nie minęła sekunda, gdy usłyszała ciche skrzypnięcie tuż obok okna.
- Masz trzydzieści sekund, zanim włączy się alarm, tylko ja mogę go wyłączyć, gdy nie go wyłączę - zleci się tu tłum uzbrojonych po zęby aurorów. - powiedziała Amelia, nie unosząc wzroku znad powieści.
Zza zasłony wyszedł Matt.
- Chcę tylko porozmawiać. - zaświadczył.
Sędzina spojrzała na niego i kiwnęła głową, odkładając lekturę.
- Mów.
- Potrzebuję informacji na temat Insygniów Śmierci.
- Zabawne. - prychnęła z pogardą. - To legendy. Kto jak kto, ale ty nie powinieneś się tym interesować, zważywszy na twą wiedzę.
- Nie ja się nimi interesuję. - wyjaśniał Rosier. - Dla twojego dobra, powiedz mi wszystko co wiesz, teraz.
- Czy ty mi grozisz?
- Nie, to tylko dobra rada.
✚✚✚
Harry robił pompki, a siedzący na jego plecach Tom spoglądał bacznie przez okno.
- Ile czasu zostało? - spytał Potter, któremu kolejne kropelki potu spadały na podłogę.
- Mniej niż godzina. - odparł duch.
- Co z Syriuszem?
- O to się nie martw. - uspokoił go. - Mam plan, tak jak mówiłem. Muszę tylko obliczyć przez jaki czas masz czuć ból. To najważniejsza kwestia, żebyś nie zszedł.
- Poradzę sobie... - prychnął chłopak robiąc kolejną pompkę.
- Nie wątpię. - przytaknął od niechcenia Tom. - Masz zamiar spojrzeć choć raz na wskazówkę co do zadania?
- Nic na niej nie było. - odparł Kais. - Wątpię, by coś się w tej kwestii zmieniło. Papier jak papier.
- Gadasz jak mugol. - warknął Riddle. - Rusz łepetyną i mi go pokaż.
Niezadowolony brązowowłosy wstał i podszedł do swojego kufra, z którego wyjął zawiązany pergamin. Rozwiązał go niedbale i rzucił na łóżko. Voldemort podszedł i pochylił się nad papierem.
- Nic tam nie ma. - powiedział po raz kolejny właściciel pergaminu. W tym momencie do pokoju weszła Emilia.
- Z kim rozmawiasz?- zaciekawiła się i zarumieniła jednocześnie, gdyż chłopak nie miał na sobie koszulki, przez co jego mięśnie były na widoku (sam o tym nie rozmyślał).
- Mówię sam do siebie. - wyjaśnił bez wahania. - Czegoś potrzebujesz?
- Właściwie tak... - potwierdziła. - Pewien chłopak potrzebuje pomocy.
- Tylko szybko, bo muszę się przygotować do Turnieju. - mruknął Kais i chwycił czerwony t-shirt. Nakazał dziewczynie, by prowadziła. Uczennica ruszyła, kątem oka obserwując jak rówieśnik ubiera nakrycie wierzchnie i uśmiechnęła się pod nosem. Wyszli z zamku i ruszyli w stronę Zakazanego Lasu. - Idziemy do Lasu?
- Tak.
- To bezpieczne? - dopytał. - Znaczy, nie martwię się o siebie, tylko pytam czy ty i ten twój znajomy to przemyśleliście.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
Dotarli do niewielkiej polanki, na której stał blondwłosy chłopak, a przed nim - wielki pająk.
- Akromantula... - szepnął nieco zdziwiony czarnooki. - W środku lasu?
Podeszli powoli do blondyna, a Writ rozpoznał w nim Carla Karkarowa. Kiwnął głową w geście powitania, co tamten odwzajemnił tym samym.
- W czym problem? - Ślizgon zapytał dziewczyny.
- Siedzi na mojej różdżce. - odezwał się Carl z mocno rosyjskim akcentem. Kais spojrzał z lekkim rozkojarzeniem na stworzenie. Pająk był wielkości sporej szafy na ubrania, a jego oczy wielkością przypominały piłki do kosza. - Nie wiemy, jak go odciągnąć.
Harry podniósł kamień, leżący obok jego stóp i zbliżył się do bestii.
- Hej, pajączku. - uśmiechnął się do przerośniętego stawonoga. - Rozumiesz mnie?
Akromantula zaskrzeczała i wystawiła kły. Chłopak zacisnął skałę w dłoni i zamachnął się, po czym uderzył pajęczaka, który odskoczył od niego. Olbrzymi pająk zaszarżował na Pottera, który w ostatniej chwili odepchnął rówieśników na boki, powodując, że wielki poskramiacz much przygniótł go do ziemi.
- Nie będzie lepszej chwili.. - brązowowłosy mruknął pod nosem, po czym powiedział głośniej: - Zapoznamy cię z moim bratem?
Krążek na jego ramieniu wysunął kolce, które wbiły mu się głęboko w ciało. Palce u jego rąk zaczęły zmieniać się w pazury, co ten wykorzystał i szybkim ruchem rozorał bestii brzuch, brudząc się tym samym krwią przeciwnika. Chłopak zepchnął z siebie truchło i podniósł różdżkę Karkorowa, po czym mu ją podał.
- Trzymaj. - mrugnął do niego.
✚✚✚
- PANIE I PANOWIE! - zaryczał showman. - CHŁOPCY I DZIEWCZĘTA! ZACZNIJMY PIERWSZE ZADANIE TURNIEJU TRÓJMAGICZNEGO! PRZYWITAJMY NASZYCH UCZESTNIKÓW WIELKIMI BRAWAMI!
W namiocie siedziała szóstka osób: trzech dyrektorów i ta sama liczba uczestników. Harry siedział na krześle z założonymi rękami za głową. Carl wraz z Nadią stali przy wyjściu i zażarcie zastanawiali się, jakie może być pierwsze zadanie. Dumbledore rozmawiał zaś z opiekunami innych szkół.
Każdy z nastolatków miał inny strój.
Nadia - metalowy napierśnik, na rękach ochraniacze, wokół podbrzusza zaciśnięty pas z różnymi tabletkami oraz eliksirami, spódniczka i wysokie skórzane buty.
Carl - u pasa trzymał parę noży i potężny miecz, ciało okrywał mu płaszcz i wiele metalowych elementów, które miało osłaniać skórę.
Kais - zwykła szara mugolska bluza z kapturem, czerwony T-shirt, krótkie dżinsowe spodenki i adidasy. Chłopak starał się zapamiętać, że na niebie krąży jego feniks, w razie gdyby był potrzebny.
- Kontaktujesz, co do ciebie mówię? - z zamyśleń wyrwał go Tom.
- Nie, powiedz jeszcze raz. - szepnął do niego.
- Na tej wskazówce było coś o ciemności...
- Dobrze, moi drodzy, zaczynamy! - zawołał Albus i nakłonił młodzików do podejścia. Z namiotu wyszła wpierw Nadia, a po chwili Carl. Gdy Potter chciał wyjść, zatrzymał go Dumbledore, kładąc mu rękę na ramieniu. - Pamiętaj, że jak będziesz chciał opuścić zadanie, powiedz Słowo Wyjścia, które miałeś na wskazówce.
Zanim chłopak zdołał zadać jakiekolwiek pytanie, został wypchnięty z namiotu. Nastały radosne okrzyki i brawa na jego widok. Widzowie na trybunach szaleli i wstawali, by lepiej się mu przyjrzeć.
- Świetnie. - mruknął pod nosem. - Tom, co mówiłeś o tej wskazówce? Tom?
Obejrzał się, lecz nie zauważył nigdzie swojego przyjaciela-ducha.
✚✚✚
Tom przelatywał przez Hogwart, by przypomnieć sobie co robił za jego młodzieńczych lat w tej szkole. Musiał przypomnieć sobie jedną jedyną rzecz.
- Które to było piętro? - zadawał sobie w kółko pytanie. Przeleciał obok Irytka, który spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Proszę, proszę! - zaśmiał się poltergeist. - Mamy nowicjusza! Ej, ty! Duszku!
Marvolo odwrócił się zdziwiony.
- Mówisz do mnie?
- A do kogo innego, nowy! - śmiał się dalej. - Gdzie idziesz? Czekaj, ja cię znam!
- Irytek... - westchnął Voldemort i ruszył dalej. - Walnięty klown...
Na te słowa szkolny duch zdenerwował się.
- Wiem, skąd cię znam! - warknął i ruszył za nim. - Jesteś tym dzieciakiem!
Riddle przystanął z niechęcią i zaczął słuchać irytującego błazna. Uczniowie na słowa Irytka zaczynali stawać obok niego i z zaciekawieniem wysłuchiwać monologu.
- Tom Marvolo Riddle! - zapiał Irytek. - Dziedzic Slytherina! Czarny Pan! Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! Sam-Wiesz-Kto! ZNOWU ŻYJE!
Czerwonooki przez chwilę nie wiedział, o co chodzi duchowi, lecz po chwili do niego dotarło. Toma widział i słyszał tylko Harry i inne duchy.
Irytka rozumieli wszyscy.
- Zamknij się! - rozkazał mu Ślizgon.
- CZARNY PAN ŻYJE!
- Powiedziałem, zamknij się! - wrzasnął Tom i podleciał do niego.
- TOM MARVOLO RIDDLE JEST DUCHEM!
Rozwścieczony Czarny Pan wziął zamach i uderzył poltergeista pięścią, przez co ten odleciał parę metrów, przelatując przez ścianę. Uczniowie sapnęli zdziwieni i patrzyli jak szkolny błazen wraca i rzuca się na powietrze, gdzie w rzeczywistości znajdował się Voldemort.
- Irytek! - zawołał ktoś. Poltergeist zwrócił wzrok w kierunku tej osoby. - Wypad do swojej sali i nie chcę cie tu widzieć! Straszysz uczniów, głupi duchu! A wy na Turniej! NIE BĘDĘ SIĘ POWTARZAĆ!
Nastolatkowie posłusznie pobiegli na dwór, a duch odleciał.
- A ty, na co czekasz?
Tom obrócił się i spojrzał na profesora.
- Do mnie mówisz? - palnął.
- Może trochę szacunku dla nauczyciela? Ty, idziesz ze mną, dopilnuję, żeby Irytek znów ci nie przeszkadzał. No dalej! Na co czekasz?!
- Dobrze....panie profesorze?
- No i to rozumiem. - uśmiechnął się Jason. - Za mną.
✚✚✚
Nastolatkowie ustawili się przed wielkimi jarząbowymi drzwiami postawionymi po środku stadionu do Quidditcha.
- Skupcie się. - polecił im Dumbledore. - I pamiętajcie: szukacie niebieskiego kwiatu z kolcami.
- Panie dyrektorze! - prychnął Kais. - Bez jakiegoś motywującego zdanka? To do pana nie podobne! Gdzie jakieś gadka typu: "Niech z Wami będzie moc"?
- Niech ci będzie...pamiętajcie o swych zmysłach. Każdy z nich może was okłamać.
Drzwi otworzyły się, a oni przeszli przez nie, pojawiając się w nieznanym miejscu. Gdzie się pojawili? Każdy widział to inaczej. Carl widział swój dom rodzinny, Nadia ujrzała pracownię alchemiczną Flameli, a Harry na ulicy Pokątnej. Tak naprawdę byli cały czas na stadionie, co widzieli dokładnie sędziowie i widownia.
Każde z nich miało drogę, która prowadziła wprost na ich cel - kwiat.
- Łatwa sprawa. - uśmiechnął się pod nosem Karkarow i ruszył przed siebie. Po chwili jednak zamurowało go i zaczął poruszać ustami, a z jego oczu wydobyły się łzy.
- Powodzenia. - powiedziała dziewczyna do Wybrańca, który skinął jedynie głową. Pobiegła na wprost, po czym stanęła i rozpoczęła monolog, patrząc w ziemię.
Writ rozejrzał się, bacznie obserwując grunt pod swymi nogami. Gaz halucynogenny? Trujące rośliny? Na Turnieju wszystko było możliwe. Ostrożnie szedł, cały czas patrząc po nogi. Po chwili uderzył o coś i przewrócił na plecy.
Podniósł wzrok na przeszkodę, która go obaliła i omal nie zachłysnął się śliną. Przed nim stała Kate Snape.
- Cześć, Harry. - przywitała się ciepło i podeszła do niego. Chłopak podniósł się w mgnieniu oka i chwycił za nóż. - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.
Potter przyjrzał się jej. Wyglądała bardzo realistycznie. Każdy element ubioru czy skóry był jak prawdziwy.
- Kate? - palnął jedynie.
Dziewczyna zbliżyła się do niego i położyła mu ręce na ramionach, obejmując mu tym samym szyję. Sztylet wypadł czarnookiemu z dłoni, uderzając o kamienną ścieżkę ulicy Pokątnej. Jego dłonie zatrzymały się na biodrach czarnowłosej, a usta obydwojga złączyły się. Pocałunek trwał długo, dużo dłużej niż przeciętnej angielskiej pary zakochanych nastolatków. Smoczemu Księciu zaschło w ustach, więc przerwał miłosny gest i otworzył oczy. Zamiast swej młodzieńczej miłości ujrzał przed sobą Hermionę.
- Całujesz tak samo jak kiedyś. - uśmiechnęła się. - Nic się nie zmieniłeś!
Tom, który siedział obok Jasona na trybunach przełknął ślinę. Znał zaklęcia, których użyto do tego zadania, ale nie miał jak pomóc swemu przyjacielowi, bo gdyby zrobił cokolwiek, brat Wybrańca, by to zauważył.
Brązowowłosy odepchnął od siebie dziewczynę, która zaczęła płakać.
- Potwór! - krzyknęła na niego, a zza jej pleców wyszedł Peter.
- Żałuję, że cię wychowałem. - warknął krótko. - Nie traktuje się tak dam!
- To halucynacje... - powiedział do siebie uczestnik Turnieju i zamachnął się na imitację swego opiekuna, który zgrabnie złapał jego rękę i wykręcił mu ją.
- Tak uważasz, Kais? - zaśmiał się Pettigrew. - Myślisz, że jesteśmy halucynacjami?
Obok Ministra pojawili się wszyscy Huncwoci, Jason, Draco i Ron. Mężczyźni ruszyli na nastolatka, który pobiegł wzdłuż ulicy - w przeciwnym kierunku, niż w tym, w którym powinien się kierować. To jednak mu nie pomogło. James zmienił się w jelenia i przygwoździł go porożem do ściany jednego z budynków, a Remus jako wilkołak zrobił mu potężną ranę na brzuchu za pomocą pazurów. Jason podszedł do niego i zadał mu cios pięścią prosto w nos, który się złamał pod wpływem siły uderzenia.
Obolały Harry osunął się po ścianie i padł na kolana.
- Wy nie istniejecie! - wrzasnął wściekły i spojrzał na wyimaginowanych oprawców. Może i były to omamy, ale jakim cudem go raniły?!
- Ależ istniejemy! - zaśmiała się halucynacja przedstawiająca Syriusza. - Przecież widzisz nas i czujesz! ISTNIEJEMY!
- Widzę was... - szepnął pod nosem Potter, rozumiejąc powoli o co chodzi. W głowie usłyszał słowa swego dyrektora:"...pamiętajcie o swych zmysłach. Każdy z nich może was okłamać." Przypomniał sobie co mówił mu Tom o wskazówce. Było coś związanego z ciemnością. - A co będzie, jak was nie będę widzieć?
Wstał delikatnie chwycił z powrotem nóż, który w niewyjaśniony dla niego sposób znalazł się w pochwie na ów broń. Zamknął oczy i ruszył przed siebie. Wyłączył wszystkie zmysły. Przez moment nie słyszał, nie czuł zapachu czy też dotyku, ani nie widział kompletnie nic. Biegł prosto. Instynktownie schylił się w pewnej chwili, unikając Carla, który uznał go za omam i zamachnął się na niego mieczem. Przez parę sekund myślał, że pędzi w złą stronę, lecz mylił się.
Nie mając konkretnego powodu zatrzymał się i otworzył oczy. Przed sobą na małym krzesełku bez oparcia leżał niebieski kwiatek, którego łodyga pokryta była kolcami.
- Mam cię. - uśmiechnął się i wystawił po niego dłoń. Gdy był już centymetry od złapania go, coś wbiło mu się w plecy. Syknął z bólu i odwrócił się, wyciągając ostrze z ciała. Stanął oko w oko z Carlem, dzierżącym wielki miecz, u boku którego stała Flamel trzymająca sztylety w dłoniach. - Serio? W plecy?
- Lubię cię, Harry. - rzekł Karkarow. - Ale no...to rywalizacja.
- Też was lubię. - stwierdziła Nadia i wyjęła z pasa flakonik z zielonym płynem, po czym odkorkowała go i wypiła zawartość. - Ale chcę to wygrać.
- Jak sobie chcecie... - mruknął Kais i postawił gardę. Na jego ramieniu usiadł feniks, który zleciał z nieba. Fuego zaskrzeczał i uleczył swego pana.
- Dobrze wiesz, że przegrasz. - stwierdziła fioletowowłosa. - My mamy broń i magię. Ty masz tylko broń.
- Skopię wam dupy bez magii.
- To najpierw ja. - odezwał się Rosjanin i przewrócił dziewczynę, uderzając ją barkiem. Zaszarżował na Harry'ego, próbując dźgnąć go mieczem. Czarnooki zdołał uniknąć ciosu i wybić broń z ręki przeciwnika, przez co ten się zachwiał i przewrócił. Gdy uczeń Hogwartu chciał ruszyć na Flamel - ta wyparowała razem z Karkarowem. Zdezorientowany chłopak obrócił się i zobaczył Nadię ściskającą w ręku niebieskiego kwiatka. Trybuny wybuchły brawami i gwizdami.
- Co... - szeptał zdziwiony Smoczy Książę.
- Halucynacje. - wyjaśnił mu szybko blondyn, idący w jego stronę. - Mnie też dorwały.
Francuzka podeszła do nich z uśmiechem na twarzy.
- Udana rywalizacja, chłopcy.
- Trudno się nie zgodzić. - przyznał niechętnie Writ. - Szkoda, że...
Zanim dokończył zdanie, na środku stadionu nastał wybuch. Widzowie zaczęli krzyczeć, a nauczyciele zbiegli na murawę. Hermiona złapała za dłoń Dracona, który przytulał Milo. Kate wysunęła swe wampirze kły, Jason sprawił, że jego oczy świeciły jak lampki na choinkę, Dumbledore wystawił przed siebie różdżkę, a Huncwoci zmienili się w swe animagiczne i wilcze wersje.
Gdy chmura dymu i kurzu opadła, można było dostrzec dwie białowłose postaci. Obie odziane były w czarne płaszcze i skórzane buty. Starszy z dwójki uciszył większość tłumu zaklęciem.
- Witajcie, czarodzieje! - zawołał Matt. - Witajcie, czarodziejki! Znów mamy okazję porozmawiać! Tym razem, w większym gronie! Niektórzy z was to wiedzą, inni się domyślają, a reszta nic nie wie...Osoba po mej prawicy to jedna z najpotężniejszych istot na tej planecie...
- Och, nie muszę słuchać tych komplementów, chłopcze. - przerwał mu sucho Gellert. - Witaj, czarodziejska społeczności! Nazywam się Gellert Grindelwald i choć ciężko w to uwierzyć - żyję. Wiem, jakie chodziły plotki i wiem, co mój były przyjaciel wam o mnie opowiadał, ale w większości to kłamstwa.
- A co z rzeczy, które mówi wam Albus Dumbledore nie jest kłamstwami? - zagaił Rosier. - Zastanawialiście się nad tym kiedyś?! Pomyślcie tylko! Zataił przed wami, że Wybawca, chłopak, który zabił Voldemorta, nie ma magii! A TERAZ POZWOLIŁ MU UCZESTNICZYĆ W TURNIEJU TRÓJMAGICZNYM! PYTAM WAS: JAKIM PRAWEM?!
- Chcemy, żebyście przejrzeli na oczy! - rzekł Mroczny Pan. - Zadajcie sobie pytanie: czemu powierzacie spokój w społeczeństwie jednej osobie? Osobie, o której w zasadzie nic nie wiecie! Człowiekowi, który pozwolił, by jego własna siostra...
- DOSYĆ! - ryknął Albus, ruszając na białowłosych. Jednak nie mógł przedrzeć się przez barierę, którą ci utworzyli.
- Harry Potter nie ma magii. - kontynuował Matt. - Sam wam to wyjawiłem jakiś czas temu. Dyrektorzy o tym wiedzieli, a i tak pozwolili mu uczestniczyć, choć nie miał wyrównanych szans. Czy to sprawiedliwe? Czy tacy ludzie powinni być u władzy?! I mam do was ostatnie pytanie, z którym was zostawię...faktem jest, że ukrywamy się przed mugolami. Pytam cały świat magii: do dla naszego dobra czy dla ich? Czy to my jesteśmy niebezpieczeństwem dla nich, czy oni dla nas?! Dlaczego nie możemy się ujawnić i żyć w zgodzie?
Mot machnął różdżką, a w dłoniach Carla i Harry'ego pojawiły się dwa niebieskie kwiaty, takie same jak ten, który trzymała Nadia.
- Remis. - powiedział z uśmiechem i razem z Gellertem zniknęli.
- No to nieźle. - stwierdził Tom.
wróciłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top