20
Zaczynam wprowadzać wulgaryzmy, ponieważ przedstawią lepiej odczucia bohaterów, a na tym etapie sami byście rzucali bluzgami. Wybaczcie.
To co robi Matt dzieję się w zakresie dwóch dni.
✚✚✚
Grindelwald przechodził przez gruzy. Był straszny nieporządek w tym miejscu, a jakby to powiedziała młodzież - syf. Odrzucił zaklęciem co większe kamienie, by zrobić sobie przejście.
- Ach...i to niby tu zginął Czarny Pan? - mruknął pod nosem. - Pokonany przez dziecko....żałosne i równie intrygujące.
Po chwili przystanął i rozejrzał się po ruinach.
- W tym miejscu Harry stracił magię...ale jak?
Nagle Mroczny Pan poczuł wibrację magiczne dokładnie pod sobą. Wibrację wibracjami, najprawdopodobniej czarodziej zignorowałby je, idąc dalej lub robiąc coś innego, lecz te były ludzkie.
Tak, magię można rozróżnić (przynajmniej tak twierdził Gellert). Aura ludzka różniła się od magii samej w sobie, latającej w powietrzu. Zaintrygowany mag przyklęknął na jedno kolano, unosząc Czarną Różdżkę nad sobą, przyciskając ją po chwili do ziemi. Zaklęcie spowodowało, że pozostałości Dworu Riddle'a poleciały w wszystkie kierunki świata, odsłaniając fundamenty budowli. Tuż obok niego ukazały się schody. Czarnoksiężnik wszedł po nich, znajdując się tym samym w lochach.
- Kogo tu ukrywałeś przed śmiercią, Tom? - zaciekawił się białowłosy.
Wszystkie cele były puste i zrujnowane. Ostatnia zaś miała w sobie więźnia. Mężczyźnie kły sięgały aż do brody, długie niechlujne włosy dotykały łopatek, a paznokcie były długimi pazurami.
Przybysz machnął krótko różdżką w stronę przykutego do ściany osobnika, przez co ten obudził się z śpiączki. Łańcuchy go trzymające szybko pękły, a on znalazł się błyskawicznie przy kratach.
- Kim jesteś, pchło?! - warknął wilkołak, rozrywając celę na strzępy. Metal został mu w rękach, a on sam podszedł do czarodzieja. - MÓW!
- Dam ci propozycję, co ty na to? - zaproponował Grindelwald i przyjrzał mu się. - Jak cię zwą?
- Fenrir.
✚✚✚
- Co ci wpadło do głowy, żeby go uwalniać?! - wrzasnął Dumbledore, opierając się o swe biurko. Z jego oczu zniknęły radosne ogniki, zamieniając się na pioruny z grzmotami. Fawkes siedział na parapecie, uważnie obserwując gada, który pełzał po podłodze pod nogami swego właściciela.
-Nie zadawaj mi głupich pytań, dyrciu. - mruknął zdegustowany Matt. - Wezwałeś mnie tylko po to?
- Po co go uwolniłeś?! - powtórzył mocniej starzec. - Dobrze wiesz, że on nie pomoże ci w twoim planie! On chce zagłady dla mugoli!
- Mógłbyś mówić ciszej i milszym tonem? - zapytał sarkastycznie chłopak. - Miło by było.
- Myślisz, że możesz ze mną pogrywać? - warknął Albus. - Jestem starszy od ciebie! Co by powiedzieli twoi...
Zanim dokończył, Matt już celował w jego twarz swoją różdżką.
- Nie kończ tego zdania, Dumbledore. - powiedział najspokojniej, jak mógł. - Dobrze ci radzę.
Czarodziej jednak nie wziął sobie tej groźby do serca.
- ...rodzice.
Rosier zadziałał mechanicznie. Kopnął biurko, które przesunęło się po podłodze, przyciskając dyrektora do ściany, po czym uciszył go zaklęciem. Różdżka białowłosego przyległa do szyi maga.
- Nie masz prawa o nich mówić. - szepnął. - Moja matka cię wielbiła. Byłeś dla niej bohaterem. Wierzyła, że nas uratujesz z tego bagna. - tu do oczu Matta wpłynęły łzy. - WIERZYŁA! I GDZIE BYŁEŚ?! ZGINĘŁA Z PEWNOŚCIĄ, ŻE PRZYBĘDZIESZ!
Albus otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Uwolniłem Grindelwada, by ci coś uświadomić. - rzekł. - Uświadomić ci, że jesteś słaby, rozumiesz? Nie powstrzymałeś jebanego dzieciaka przed uwolnieniem czarnoksiężnika! Jeśli mi się uda, Grindelwald cie zniszczy. W drobny mak. Potem sobie z nim poradzę.
✚✚✚
- I mówisz, że nie chcesz eliksirów? - upewnił się Syriusz, drapiąc się po głowie. Jego chrześniak powiedział mu przed momentem tyle abstrakcyjnych rzeczy, że zaczynał wątpić, czy to na pewno on jest uważany za narkomana.
- Syriuszu, mógłbyś się skupić?! - wrzasnął Harry. - To wszystko jest prawdą!
- Dobra, dobra, na spokojnie. - oponował. - Widzisz Voldemorta?
- Tak.
- Żeby odzyskać magię, twój brat musi cię zabić?
- Tak!
- Matt uwolnił Grindelwalda?
- TAK!
- Dobra, więc udowodnij. - zażądał Łapa, czym zbił Pottera z tropu. Chłopak spojrzał na niego, nie wiedząc o co chodzi. - Uwierzę ci, jeśli potwierdzisz jakąkolwiek z tych rzeczy.
Kais odwrócił się do siedzącego na łóżku Toma.
- Jak? - spytał go.
Marvolo wstał.
- Chyba wiem, jak to uczynić. - stwierdził.
- Jak? - powtórzył Wybraniec z wyczekiwaniem.
- Widzisz mnie, ponieważ nasze dusze były połączone. - wyjaśniał Riddle. - Gdy obaj zginęliśmy....one....zachorowały.
- Zachorowały. - prychnął Potter.
- To metafora. - warknął Ślizgon i kontynuował. - Gdy nasze ciała zginęły, choroba spowodowała, że dusze nie są już połączone, lecz nadal na siebie oddziaływają.
- Twój umysł tak szybko łączy fakty, że aż się dziwię, dlaczego ci głowa nie paruje. - mruknął Writ.
- Jeśli ty poczułeś ból...to możliwe, że to co przed chwilą przeżyłem, było tym bólem w spóźnionej reakcji. Jeśli dostałbyś dużą dawkę bólu i Black by cię dotknął....
- Możliwe, że wejdzie w reakcję. - szepnął zszokowany chłopak.
- Zrobimy to. - oświadczył Voldemort. - Za tydzień. Muszę wymyślić, skąd wziąć tak ogromny ból i w jaki sposób masz to przeżyć.
✚✚✚
(5 dni później)
Spytacie: co się działo z innymi? Ich życie stało się strasznie monotonne.
James i Peter - przygotowywanie aurorów i Ministerstwa na jakikolwiek ruch ze strony Mrocznego Pana.
Remus i Jess - uświadamianie wilkołaków z różnych części świata o sytuacji i zbieranie ich na swoją stronę.
Kate - szukanie poparcia u wampirów.
Draco i Hermiona - rozmaite rozmowy z czarodziejami.
Lily i Ginny - pomoc w Mungu.
Jason - u niego nic nowego, uczył w Hogwarcie.
Ciekawie robiło się dopiero u Syriusza. On bowiem został.....niańką. Remus bowiem poprosił go o opiekę nad jego urwisami, gdyż wraz z żoną nie mógł im poświęcić aktualnie zbyt wiele czasu. Draco podpiął się pod prośbę, dając mu Milo pod opiekę.
Łapa się zgodził, lecz zastanawiał się, czemu dzieciaki są zawsze wpychane mu. Czy ludzie zapomnieli, że pod jego opieką Peter porwał Harry'ego?
Obecnie byli w Siedzibie Głównej. Rodzeństwo Lupin biegało wokoło wielkiego stołu kuchennego, a sam Milo siedział na nim, czytając wielką księgę. Syriusz podszedł do niego i zwrócił wzrok na tytuł powieści.
- "Kryptonim X"? - powiedział na głos ze zdziwieniem, patrząc na chłopaka pytająco.
Chłopczyk spojrzał na niego.
- Opowiada o chłopaku, który musi ratować się z trudnych sytuacji. - odparł. - Każdą ucieczkę nazywa inaczej. "Plan A", "Ucieczka Z" i tak dalej.
- Czyli rozumiem, że ten Kryptonim też jest jakąś ucieczką?
Milo skinął głową.
- I jak wtedy uciekł?
- Jeszcze nie jestem na tym etapie książki, więc nie wiem.
- Kumam. - uśmiechnął się Łapa. - Jak dojdziesz do tego momentu, to mi się pochwal, dobra?
- Okej. - siedmiolatek odwzajemnił nieśmiało uśmiech i wrócił do książki. Black spojrzał na zegar i zagwizdał.
- Dobra, szczeniaki, obiad! - zawołał Lupinów. Bliźniacy zatrzymali się z piskiem trampków przy mężczyźnie i spojrzeli na niego uważnie, po czym okrążyli go i zaczęli wydawać z siebie ciche warknięcia. - Co wy odwalacie, za przeproszeniem?
Ci zaś zmienili się w swe wilcze wersję i wystawili kły. Huncwot odruchowo chwycił za różdżkę. Milo zeskoczył ze stołu i schował się pod meblem.
- Dzieciaki, chować się. - rozkazał czarodziej. Gdy wypowiadał te słowa, przez okno w kuchni wpadł Matt, a szkło za nim się posypało na podłogę. Białowłosy przeturlał się po podłodze i stanął na nogi.
- Wszyscy się chowajcie. - poprawił go Rosier i wyskoczył z budynku przez wcześniej rozbite okno.
✚✚✚
- Piątka pik. - uśmiechnęła się Narcyza. - Wygrywam.
- Nigdy nie wątpiłem w twe umiejętności karciane, Narcyzo. - zapewnił Matt i spojrzał na zegarek, po czym wstał. - Muszę się zbierać, problemy same się nie rozwiążą.
- Jeśli zechcesz - służę pomocą.
Mot skinął głową w geście podziękowania i wyszedł z pomieszczenia. Idąc przez korytarz, zauważył znajomego skrzata domowego, który szedł w jego stronę.
- Paniczu Rosier! - zawołał piskliwie i podbiegł do niego niemrawo.
- Tak, Grobku?
- Ktoś.....yyyy....znaczy....ja nie wiedziałem, że....
- Grobku, powoli i wyraźnie. - uspokoił go Rosier. - Co się stało?
- Ja próbowałem go powstrzymać, jak panicz kazał, ale....
- Do rzeczy. - ponaglił go czarodziej.
- Uwolnił się.
Po tym zdaniu w oczach białowłosego było widać jedynie czyste przerażenie.
- Dobra....spokojnie..... - mówił zasapany. - Powiadom...yyyy.....Zakon Feniksa, Dumbledore'a, Kaisa i wszystkich Potterów. Daj też informacje Lupinowi i Kate. Rozumiesz?
Skrzat kiwnął główką i zniknął.
- Cholerny świat! - warknął chłopak i deportował się. Pojawił się w starym lochu z daleka widział pustą celę. Wystawił w jej kierunku różdżkę. - BOMBARDA!
Kamień i kraty posypały się, tworząc chmury kurzu. Ręce Śmierciożercy trzęsły się, a oddech był szybki i nierównomierny.
- Uciekł.... - szepnął pod nosem i patrzył przed siebie. - J-jaaaak....Dobra....uspokój się i pomyśl...gdzie mógł pójść?
W głowię usłyszał cichy głosik.
Las.
Wyszedł odsłoniętymi schodami i rozejrzał się, choć wcale nie musiał. Wiedział, gdzie jest las. Stare wspomnienia wypłynęły na zewnątrz i przez chwilę miał wrażenie, że znów ma pięć lat i biegnie obok węża....Nie...nie....to już było, prawda? Wróci do domu i będzie dobrze....
- Weź się w garść. - powiedział do siebie, idąc między drzewami. Znał las jak własną kieszeń, choć był w nim zaledwie trzy razy. Obracał w palcach swą różdżkę, próbując uspokoić oddech. Był już głęboko w buszu. Usłyszał trzask. Obrócił się, podskakując jednocześnie i wymierzył do ewentualnego zagrożenia. Zobaczył jedynie brzozę i inne drzewa. Jednak w całym skupieniu, dotarł do niego cichy szept:
- Złap mnie, Albinosku.
Matt nie myślał długo, tylko biegł przed siebie, przeskakując połamane drzewa, leżące kłody lub krzaki na jego drodze. Pogoń nie trwała zbyt długo. Zatrzymał się na małej polance, na której leżał jedynie duży głaz obrośnięty mchem.
Chłopak obracał się nieustannie, będąc gotów do walki.
- Och, biedna owieczka się boi? - zaśmiał się ochrypły męski głos.
- Twoje niedoczekanie. - syknął białowłosy. - Pokaż się, kundlu!
- Dobrze wiemy, że też jesteś wilkiem, więc nie zgrywaj takiego arogancika.
- Może i jestem, ale tym razem silniejszy.
- Każdy tak mówi.
- Sprawdźmy się. - zaproponował Rosier i instynktownie, skoczył, jednocześnie się obracając w powietrzu. Uderzył prawą pięścią w głaz, który w niego leciał, a ten rozkruszył się na mniejsze kamyki i gruz. Matt wylądował z gracją pantery i spojrzał pełnym pogardy wzrokiem na mężczyznę przed nim. - Greyback.
- Po nazwisku? - warknął alfa.
- Nie zasługujesz, bym mówił do ciebie po imieniu.
Fenrir wyjął z kieszeni długi sztylet, na którego widok chłopak przełknął szybko ślinę.
- Pamiętasz go. - uśmiechnął się wilkołak. - To dobrze. Twoja matka pamiętała coś jeszcze...
Nie dokończył zdania, bo czarnooki doskoczył do niego i chwycił go za szyję. Śmierciożerca jednak odrzucił go, rzuciwszy dwudziestolatka w drzewa. Greyback podszedł do niego, podniósł go jedną ręką za płaszcz i przybliżył się do jego twarzy i zaczął wywąchiwać jego zapach.
- Nie masz tylko swojej krwi. - stwierdził z namysłem, mówiąc do wpółprzytomnego nastolatka. - Mąciłeś z DNA? Serio? Dobra, pobawię się z tamtymi skoro ty, jesteś tak słaby.
Deportował się, a Matt upadł na trawę. Leżał tak przez chwilę i patrzył na korony drzew nad nim. Podparł się na rękach i powoli wstał.
- Nie tym razem, pchlarzu. - mruknął i zniknął z cichym POP. Pojawił się w angielskiej uliczce. - Grimmauld Place? Co go tu....Milo!
Ruszył biegiem w stronę znanego mu bloku, lecz przewrócił się i wylądował twarzą w kałuży. Ktoś przycisnął jego głowę butem tak, że ten zaczął się krztusić brudną deszczówką.
- No pij, pij! - zaśmiał się Fenrir. - Jesteś pewnie spragniony!
Jesteś jebanym wilkiem i wampirem w jednym! - pomyślał ze skargą w swoją stronę białowłosy i napiął mięśnie. - Dasz radę!
Podniósł głowę, wykorzystując całą siłę jaką w sobie miał. W tafli wody zobaczył swoje odbicie. Jedno oko miał podbite, a z ust leciała mu strużka krwi. Wysunął z ust wampirze kły i zepchnął z siebie wilkołaka. Jednak wstając, oberwał cegłą prosto w twarz, a następnie został wystrzelony niczym z armaty w jedno z okien. Wpadł do środka i ujrzał Syriusza z dzieciakami. Powiedział im, żeby się chowali i wyskoczył z budynku. Wyjął różdżkę.
- Sectumsempra!
Mężczyzna uskoczył przed urokiem. Jednak został zaatakowany przez kolejny, który nie został wysłany przez byłego ślepca. Na szczęście (dla sługi Voldemorta) było to tylko zaklęcie rozpraszające, które trafiło go w plecy. Odwrócił się i zobaczył parę metrów przed nim zielonookiego mężczyznę z czarnymi włosami.
- Witaj, wilczku. - uśmiechnął się chytrze Jason i przyjął pozycję bojową. - Rosier, wszystko okej?
- Bywało lepiej. - jęknął tamten, łapiąc się za brzuch. - Dam radę.
- Rozerwę was obu, jeśli będę musiał. - wzruszył ramionami Fenrir i ruszył na Pottera. - Ty idziesz na pierwszy ogień.
Okularnik wysunął swe skrzydła i zmienił kolor oczu na czerwień. Zaczęli walkę w ręcz, która trwała może z trzy minuty. Zmęczony już Potter padł na kolana razem z przeciwnikiem, który wykorzystując to - zniknął. Mot kulejąc dotarł do Jasona i osunął się po ścianie na ziemię. Profesor OPCM położył się, oddychając ciężko. Odpoczywali tak w ciszy.
- Czemu mi pomogłeś? - spytał w końcu białowłosy.
- Ze względu na Harry'ego. - odparł drugi. - Gdyby nie on dawno byś nie żył.
- Nie sądziłem, że się uwolni...
- Serio myślisz, że sam to zrobił? - prychnął Potter, który zapoznał się w sytuacji, po tym jak Grobek mu wszystko opowiedział ze szczegółami. - Na pewno pomógł mu Grindelwald.
- Nie wiem. - mruknął Matt, podnosząc z ziemi nóż, którym groził mu Greyback.
- Czas najwyższy żebyś się dowiedział.
✚✚✚
Kais siedział w fotelu, będąc niesamowicie spiętym. Tom przechadzał się po pokoju, a za biurkiem spoczywał sam Gellert.
- Odezwiesz się w końcu? - spytał zniecierpliwiony Harry.
- Grzeczniej, imbecylu! - syknął Riddle.
Mroczny Pan jednak nie przyjął tego jako obelgi i zaczął mówić.
- Jesteś po stronie Matt'a? - zagaił.
- Jak na razie popieram jego poglądy.
- Hm, dobrze. - mruknął mag. - Czyli jesteś po naszej stronie?
- Jestem po jego stronie, nie po twojej. - sprostował chłopak, zaciskając ręce na oparciach fotela.
- Pragnę zaznaczyć, że uwolnił mnie, więc mnie popiera.
- Pragnę zaznaczyć, że to nie jest równoznaczne z tym, że cię popiera. - prychnął Marvolo. - A mówili, że ja jestem nienormalny.
- Po co mnie wezwałeś? - wtrącił zdenerwowany Potter.
- Chcę ci oświadczyć, że teraz ja przejmuję dowodzenie, więc proponuję ci, byś odzywał się do mnie z szacunkiem i słuchał moich poleceń, bo...
- Bo co mi zrobisz? - zaciekawił się arogancko Writ i wstał z siedzenia. Geller okrążył biurko i stanął z młodzieńcem twarzą w twarz. - Nawet bez magii potrafię dokopać staruchowi.
Na jego ramieniu pojawił się Fuego, wychodząc z kuli ognia. Starzec machnął dłonią, a feniks i Tom polecieli pod ścianę i nie mogli się ruszyć.
- Dostaniesz nauczkę. - zapewnił.
- Tak? A jaką?
- Za każde twe przewinienie, brak szacunku, nieposłuszeństwo, czy cokolwiek co mi nie przypadnie do gustu - zabiję jedną osobę, którą znasz.
Voldemort stojący pod oknem przełknął ślinę. Smoczy Książę spojrzał na niego kątek oka, co miało oznaczać pytanie.
- Nazywanie go "staruchem" było złym ruchem. - powiedział Ślizgon. - To brak szacunku.
✚✚✚
Długo mnie nie było, ręka zdrowa.
W rozdziałach pojawiają się od teraz wulgaryzmy, jednak proszę o kulturę (jakąkolwiek) w komentarzach.
Do niebawem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top