19

- Dobra, spokojnie. - oponował Tom. - Nie ma powodu do paniki. 

- Nie ma powodu?! - sapnął Harry. - Ja nie mam magii, a mam brać udział w Turnieju! 

- Dumbledore prosił waszą trójkę na rozmowę, więc może wypowiesz do cholerne hasło i wejdziesz do jego gabinetu? - zaproponował Riddle. 

- Porzeczkowa marmolada. - westchnął od niechcenia Wybraniec, czekając na przejście do gabinetu dyrektora, które po chwili pojawiło się za gargulcem. Zapukał do drzwi i wszedł, nie oczekując zaproszenia. - Witam, dyrektorze. 

- Witaj, Harry. - uśmiechnął się Albus, siedzący za biurkiem, przy którym siedział blondwłosy chłopak i fioletowowłosa dziewczyna. - To są Carl i Nadia. 

Kais przywitał się z każdym z nich, podając rękę. Mężczyzna zasugerował, by ten usiadł, lecz nastolatek odparł, że woli postać. Oparł się o ścianę, która była najbliżej biurka i czekał. 

- Dobrze, więc jesteście uczestnikami Turnieju Trójmagicznego. - zaczął spokojnie Dumbledore. - Z racji tego, że niedługo kończy się rok szkolny, zadania będą w krótszym odstępie czasu, niż oryginalnie powinny. 

- Co ile? - wtrąciła pytaniem Nadia. 

- Co tydzień. - odparł mag. 

- Nie zdążymy się przygotować! - stwierdził Carl. 

- Zadania będą tak skonstruowane, że mogę was zapewnić, iż zdążycie. 

- Z tego co pamiętam, przed każdym zadaniem powinniśmy dostać wskazówkę. - odezwał się Writ, obserwując trójkę osób przed nim.

- Nie mylisz się, chłopcze. - przyznał brodacz. - Wskazówka już czeka na was w waszych łóżkach. 

Potter poczekał, aż Nadia i Carl się wygadają, wtrącając się parę razy w rozmowę, po czym dwójka gości wyszła, zostawiając go samego z dyrektorem szkoły. Usiadł na fotelu, na którym wcześniej siedziała Flamel. 

- Może mi pan wyjaśnić, jakim cudem jestem uczestnikiem? - zapytał od razu. Stojący przy oknie Tom spojrzał z zaciekawieniem na starego czarownika. 

- Normalnie, Czara wyrzuciła karteczkę z twym nazwiskiem. 

- Chodzi mi o to, jakim cudem jestem uczestnikiem, skoro nie wrzuciłem żadnej kartki! 

Albus zamyślił się nad wyjściem z tej sytuacji. Chłopak nie zgłosił chęci udziału, więc ktoś zgłosił go bez jego zgody. 

- Niestety, muszę cie zasmucić, Harry. - rzekł po chwili. - Jesteś pełnoletni, nie mamy dowodów, że to nie ty się zgłosiłeś i nie mamy powodu, by cię zdyskwalifikować. Czara wybrała. 

- On ogarnia, że nie masz magii? - spytał Tom. - Bo już się pogubiłem. 

- Ja nie mam magii. - powtórzył słowa Riddle'a chłopak. - Jak mam chociażby przeżyć pierwsze zadanie?  

- Rozmawiam z Harrym Potterem czy z kimś innym? - zaśmiał się dyrektor. - Poradzimy sobie, chłopcze.

- Rozmawiasz z Albusem Dumbledorem czy z debilem? - przedrzeźniał Marvolo, po czym machnął ręką. - W sumie bez różnicy. 

✚✚✚   

PRZESZŁOŚĆ , Ministerstwo Magii, Anglia

- Proszę wstać, sąd idzie! 

Ława przysięgłych i lud wstali, czekając na sędziego, który po chwili skinął im głową i zasiadł na swym miejscu. 

- Wprowadzić oskarżonego. - rozkazał. 

Do Sali Rozpraw został wprowadzony czarodziej, pod nadzorem pięciu aurorów. Mężczyzna był elegancko (jak na winowajcę) ubrany. Ciemnoszara koszula kontrastowała z białymi spodniami i lakierkami na stopach. Na palcach obu dłoni miał po trzy sygnety w innych kolorach. Krótki wąsik pod jego nosem podwijał się do góry niczym u Włocha. Jasne (prawie białe) włosy postawione zaklęciem, sterczały niczym drabina w górę, nie psując przy tym ich estetyki.  

Mężczyznę posadzili na metalowym krześle, zakleszczając jego dłonie i nogi odpowiednimi urokami i linami. 

- Podać Veritaserum. - rozkazał sędzia. 

- Nie potrzebuję jakichś głupkowatych eliksirów, George. - uśmiechnął się czarodziej. George VI (mugolski władca Anglii był również sędzią w magicznym ministerstwie, ciekawe, prawda?)  skinął głową do aurorów, którzy odsunęli się z miksturą. - Dziękuję, panowie. 

- Dość zabaw. - rzekł spokojnie król Anglii. - Imię i nazwisko?

- Gellert Grindelwald. 

- Krew? 

- Czysta jak woda w oceanie. 

- Czy oskarżony poznaje tę różdżkę? - spytał siwowłosy, ukazując czarny patyk.

- Owszem, to moja różdżka. - potwierdził Gellert. 

- Oskarżony wie, że z tej różdżki zostało uśmierconych sto pięćdziesiąt siedem osób, w przeciągu ostatniego roku?  

- Aż tyle? - zdziwił się czarodziej. - Moje statystyki są lepsze, niż myślałem, ale odpowiadając na pytanie - wiem. 

- Czy oskarżony przyznaje się do tego, iż to on mordował mugoli i aurorów z tejże różdżki?

- Nie. 

- Proszę na świadka Albusa Dumbledore'a. 

Do stołka podszedł czarnowłosy brodacz, witając się z królem Anglii. 

- Czy świadek poznaje oskarżonego? - spytał sędzia. 

- Owszem, poznaję. - przyznał mag. 

- Czy świadek potwierdza, iż był z oskarżonym przyjaciółmi?

- Potwierdzam.

- Czy świadek widział, jak oskarżony zabija jakiegokolwiek mugola?

- Widziałem. 

- Czy świadek wie, dlaczego oskarżony popełnił ów czyn?

Albus spojrzał na przyjaciela, który patrzył na niego. 

- Dla większego dobra. - powiedzieli razem. 

✚✚✚ 

Matt przechodził przez jadalnie w swym dworze, nie mogąc się skupić. Do pierwszego zadania Turnieju został tydzień, więc większe kroki będą dopiero wtedy. Teraz musiał się zająć przygotowaniami. 

Aportował się. 

Pojawił się przed jakże pokaźnym dworem, dużo większym od jego posiadłości. Rosier otrzepał płaszcz z kurzu (którego nie było) i ruszył pewnym, lecz powolnym krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Czuł na sobie wzrok dziesiątek oczu. Właściciel posiadłości musiał wiedzieć, że ktoś wdarł się na jego teren. Matt nie był idiotą, był przygotowany. 

Zapukał do drzwi wielką kołatką w kształcie głowy jastrzębia i czekał.

- Słucham? - wejście domostwa otworzył służący. - Z kim mam przyjemność? 

- Matt Rosier. - przedstawił się przybysz. - Zastałem Pana Domu?  

- Owszem. - potwierdził sługa, bacznie obserwując gościa. Otworzył drzwi szerzej, wpuszczając białowłosego. Mot wszedł do ogromnego przedpokoju, idąc dalej za mężczyzną. Wpuścił go do innego pomieszczenia, samemu się oddalając. 

W pomieszczeniu znajdowało się pięć fioletowych foteli. Na każdym, prócz jednego siedziała jakaś osoba: mężczyzna w długich blondwłosach, siwo-czarnowłosa kobieta, Bellatriks oraz brązowowłosy osobnik z krzywym nosem. 

- Rosier. - warknęła Lestrange. 

- Również miło mi cię widzieć, Bello. - prychnął chłopak i zasiadł na wolnym fotelu, zakładając nogę na nogę. - Lucjuszu? 

- Czego chcesz, Matt? - spytał ostro, nie wiedząc czego się spodziewać bo spadkobiercy Czarnego Pana.

- Może grzeczniej dla pupilka twego pana? - zaśmiał się czarnooki i zaczął obracać różdżkę w palcach. - Voldemort nie byłby zadowolony z twojego tonu głosu. 

- Jak śmiesz wymawiać jego imię?! - wrzasnęła Bella, wstając i celując różdżką w dwudziestolatka. - Po tym jak broniłeś Pottera?! 

Rudolf wstał również i powtórzył ruch swej żony. Narcyza została na miejscu, obserwując swego męża, który czynił to samo co poprzednicy. 

- Radziłbym wam siadać. - uśmiechnął się śnieżnowłosy i podwinął rękawy do góry. 

- Jest nas więcej, możesz mi buty czyścić językiem! - zaśmiała się kasztanowowłosa. 

Matt powoli podniósł prawą dłoń i skierował je nad swe lewe przedramię. 

- Coś chcesz dopowiedzieć, kochanie? - dopytał spokojnie. 

 - Mogę ja go zabić? - zapytał Rudolf. 

- Pewnie. - zgodził się Rosier i zacisnął dłoń w pięść. Mroczny Znak na jego ręce zabłysnął srebrnym światłem, a stojący przed nim dorośli padli na ziemie, zwijając się z bólu. Chłopak wstał i spojrzał na nich. - Chyba czegoś nie rozumiecie. Jestem dziedzicem Voldemorta, więc mam kontrolę nad waszymi głupimi tatuażykami. Mam nad wami władzę, idioci. 

 - Matt... - szepnęła Narcyza, która jako jedyna nie odczuła bólu. Czarodziej spojrzał jej w oczy. - Przestań, proszę. 

Śmierciożerca kiwnął głową i jego słudzy przestali się zwijać na panelach. 

- Czego chcesz?! - warknął Lucjusz. 

- Posłuszeństwa. - odrzekł. - Nie radzę, Rudolfie, widzę twoją różdżkę. 

- Kpisz sobie z nas?! - krzyknął Lestrange. - Mamy być posłuszni dzieciakowi?! 

Matt zwrócił wzrok ku niemu i pstryknął palcami. Zza niego wypełznął wielki wąż boa, który szybko owinął mężczyznę. 

- Trzymaj go. - polecił w wężomowie. - Tak, Czarny Pan nauczył mnie wężomowy, nikogo nie powinno to dziwić, lubiłem Nagini. 

- Mogę go zjeść? - spytało zwierzę. 

- Potem. 

- Czego ty od nas chcesz?! - powtórzył Malfoy. 

- Po pierwsze: Draco ma być znów dziedziczony. Po drugie: zostawiacie Potterów w spokoju, dopóki nie wydam innego rozkazu. Po trzecie: jesteście moimi sługami, czaicie wszystko, czy mam mówić wolniej? 

- Nie trzeba. - mruknął Lucjusz. - Jesteśmy na twe...żądanie....Panie.  

- Słusznie. - przyznał Matt i spojrzał na węża. - Rudolf, będziesz grzeczny? 

- Spierda.... - sapnął tamten. 

- Krakers, obiad. - syknął do gada, a salon pobrudziła krew. 

✚✚✚ 

Harry siedział na łóżku z wielkim pergaminem w dłoniach, który podobno miał być wskazówką. Obejrzał każdy milimetr kartki, lecz nie znalazł tam ani grama atramentu.

- Próbowałeś użyć Zaklęcia Wszystkowidzącego? - westchnął Tom, leżący na łóżku jakiegoś nieobecnego Ślizgona.

- Nie jestem idiotą. - warknął chłopak. 

- Polemizowałbym. - prychnął Riddle. - Na papierze nic nie ma, ale może na kopercie coś się znajduje? 

- Nic nie ma. 

- Pokaż mi to... - polecił Marvolo i gdy podchodził do nastolatka, złapał się za lewe przedramię i padł na kolana. Wrzasnął przeraźliwie i zaczął zwijać się na podłodze. Zdziwiony Harry podbiegł do niego i potrząsnął ramionami czerwonookiego.  

- Tommy? - odezwał się w końcu, lecz czarnoksiężnik nieprzerwanie krzyczał. Nie myśląc długo, Ślizgon chwycił Voldemorta na ręce i ruszył w kierunku Skrzydła Szpitalnego. Potter nie myślał nad tym, że niesie właśnie ducha, którego tylko on widzi do szkolnego szpitala. On po prostu to zrobił. 

Dotarł do Skrzydła i położył Czarnego Pana na łóżku. Harry jak w transie otwierał szafki i wyjmował z nich różne eliksiry. Odkorkował jeden flakonik i wlał przyjacielowi zawartość do gardła. Płyn nie rozlał się jednak na pościeli (tak, jak zapewne przypuszczacie), a zniknął w ciele Toma. 

Kais wlewał mikstury cały czas. Po chwili Riddle się uspokoił, a następny eliksir, już przeleciał przez niego jak przez mgłę, plamiąc poduszki. 

- Co się stało? - spytał Wybraniec. - Odpłynąłeś. 

- Nie wiem. - przyznał zasapany Marvolo. - Nie powinienem czuć bólu. 

- Szczeniaku, dobrze się czujesz? - odezwał się nagle Syriusz, stojący w wejściu, który obserwował całą sytuację. - Wezwać Pomfrey? 

Writ spojrzał na Toma, szukając wsparcia. Nie spodziewał się jednak jego odpowiedzi.

- Powiedz mu. - polecił Voldemort. - O wszystkim. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top