16
Ręka ręką, ale nie mogłem was tak zostawić. Nie darowałbym sobie czekać jeszcze dwudziestu dni (tyle mi zostało do zdjęcia gipsu prawdopodobnie), ręka bolała jak pisałem, ale dałem radę.
Dla was wszystko <3
✚✚✚
- Jakim cudem zmusiłaś sowę, żeby do mnie przyleciała? - zdziwił się Harry. - I w ogóle, to powiedziałaś jej, że ma lecieć do Harry'ego Pottera czy do Kaisa Writa? I po co mnie tu wzywałaś?
- Dyrektor mnie o to poprosił. - wyjaśniła krótko Emilia. Zatrzymała się przed wejściem do Wielkiej Sali i spojrzała n chłopaka. - Nie działaj pochopnie.
Otworzyła drzwi i pozwoliła wejść Wybrańcowi jako pierwszemu. Harry od razu zauważył, że Wielka Sala powiększyła się, a w niej stało o dwa stoły więcej niż zawsze. Przy jednym z dodatkowych stołów zasiadały same dziewczyny, odziane w niebieskie mundurki, za to przy drugim młodzi mężczyźni w czerwono-czarnych strojach.
- Witam, panie Potter! - przywitał go od razu Dumbledore. Wszystkie oczy pobiegły wzrokiem do piętnastolatka stojącego w wejściu.
Nie mógł subtelniej? - mruknął w myślach brązowowłosy.
- Eeee....dzień dobry? - odparł niepewnie Harry i ruszył w stronę Ślizgonów razem z Emilią. Usiedli do stołu, pozwalając dyrektorowi kontynuować.
- Skoro jesteśmy już w komplecie, mogę zaczynać! - stwierdził uśmiechnięty Albus. - Jak wiecie, przybyli do nas członkowie dwóch szkół mianowicie: Beauxbatons i Durmstrangu! - zrobił przerwę, aż oklaski opadły, po czym mówił dalej - Przybyli ze swoimi dyrektorami, których mam nadzieję godnie powitacie i będziecie się przyzwoicie zachowywać w ich kierunku, jak i w kierunku reszty gości. Są tu, ponieważ w tym roku stało się coś niespodziewanego i nieoczekiwanego.
Umilkł, by zrobić napięcie.
- Czara Ognia się uruchomiła. - rzekł po chwili.
Uczniowie zaczęli szeptać, za to Harry przełknął głośno ślinę. Wiedział co zaraz nastąpi. Wiedział, co musi zrobić.
- Proszę o spokój! - zagrzmiał łagodnym tonem Dumbledore i odsłonił naczynie, które pojawiło się obok niego. - Legenda głosi, że Czarę Ognia stworzył sam Merlin, przy pomocy jednego z najbardziej niebezpiecznych istot na świecie - smoka. Zwierzę miało dać cząstkę swej duszy, by kontrolować naczynie, które z resztą stworzone jest ze smoczych łusek i kości. Kiedy Czara się aktywuje, gdzieś na świecie jakiś smok się przebudza.....ale to tylko miejska legenda.
- Teraz wszystko jasne. - mruknął pod nosem Kais. - Nienawidzę cię, Matt...
- ....zgłoszenia do Turnieju Trójmagicznego mogą dawać TYLKO osoby, które ukończyły siedemnasty rok życia. - dokończył dyrektor, lecz Potter nie słyszał jego poprzednich słów, bo się zamyślił. - W ten dzień będę w szkole CAŁY CZAS, gdyż znam już młodzież i wiem, co może się stać. Parę set lat temu, jednemu niepełnoletniemu urwało rękę....ach, no wiecie, o co mi chodzi!
✚✚✚
Matt uśmiechał się od ucha do ucha. Od dawna się tak nie cieszył. Chodził po pokoju z szklanką whisky w ręku, nie mogąc się doczekać, tego co miało nadejść.
Jego plan miał w końcu wypalić. Wszystko poszło po jego myśli, jak do tej pory. Lata obmyślania, miesiące przygotowań i szło jak po maśle. Obliczył sobie każdą minutę, która miała być potrzebna w jego jakże idealnym planie. Można przewidywać, co się stanie, owszem.
Ale on wiedział, co się stanie i kiedy. Wystarczyło dopiąć wszystko na ostatni guzik. Perfekcyjnie rozłożyć domino.
Domyślił się, kiedy Kate dowie się o sprzątnięciu Dworu Voldemorta i przyjdzie nad grób Pottera. Obliczył, w którym miejscu i w jaki dzień Harry wróci do żywych. A Ron? Czysty zbieg okoliczności, który ułatwił mu ujawnienie tego, iż Kais nie ma magii oraz zasianie ziarna wątpliwości w obywatelach magicznego społeczeństwa.
Białowłosy wypił alkohol do końca i spojrzał na zegar.
- Już czas. - uśmiechnął się do siebie, szklanka wyparowała z jego ręki, a on sam wyszedł z pomieszczenia. Schodząc po schodach, powtarzał sobie rozmowę z Harry'm, którą odbyli niedawno.
" - Albusa Dumbledore'a nie ma w szkole jeden dzień w roku. - powiedział mu. - Odwiedza on wtedy pewną osobę, przez co zostawia szkołę samopas.
- I co mi do tego? - spytał niezrozumiale Harry.
- Musisz go przytrzymać w szkole.
- Może nie zauważyłeś, ale Dumbledore jest uparty. - rzekł Writ. - A ty każesz mi go zatrzymać. Zwariowałeś, czy masz gorączkę? Jak mam to niby uczynić?
- Proste, Albus nie ruszy tyłka z Hogwartu, jeśli stanie się coś ważnego.
- Na przykład?
- Turniej Trójmagiczny. "
Jeśli dyrektor zostanie w szkole, plan Matta nie będzie mieć wad. Wszystko wyjdzie. No...prawie wszystko.
Rosier musiał jeszcze wzbudzić zaufanie w osobie, z którą miał się niedługo widzieć.
✚✚✚
Harry trzymał kawałek pergaminu w dłoni. To miało być proste zadanie - wrzucić kartkę do ognia. Więc czemu ręka aż tak drżała? Prawdopodobnie dlatego, że wiedział co się potem stanie.
Zostanie uczestnikiem Turnieju.
Zbyt abstrakcyjne, żeby było prawdziwe, prawda? Chłopak bez magii, miał wziąć udział w tak niebezpiecznej atrakcji? No, ale taki był plan Rosiera. A Harry mu ufał, choć nie do końca wiedział czemu. Zbliżył dłoń do Czary, lecz coś go powstrzymało i kazało spojrzeć w prawą stronę Sali. Wiedział, że jest sam, jednak czuł się obserwowany.
Nie mylił się.
O ścianę opierał się....duch? Przez chłopaka w ślizgońskim mundurku przelatywało światło oraz można było przez niego patrzeć niczym przez powietrze.
- Serio? - spytał duch, patrząc na Czarę. - Chcesz to zrobić?
- Raczej tak. - potwierdził Potter. - Po za tym, czemu się mnie uczepiłeś, Tom?
Riddle podszedł bliżej.
- Jestem resztką twojego zdrowego rozsądku, o ile kiedykolwiek go miałeś. - prychnął. - Ktoś cie musi uświadomić, że to głupie zachowanie.
- Nie ma innego wyjścia. - stwierdził czarnooki. - Taki jest plan Matta.
- A ty go popierasz. - orzekł Marvolo i zaczął krążyć w okół chłopaka. - Czemu?
- No kto jak kto, ale ty chyba powinieneś się cieszyć, że popieram twego ucznia! - mruknął Smoczy Książę, przewracając kartkę w ręku.
- Może i tak. - przyznał Voldemort. - Chociaż wiem doskonale, że Matt nigdy nie pałał do mnie sympatią, był i nadal jest świetnym strategiem i wojownikiem, to trzeba przyznać.
- Do sedna, czego chcesz?
- Uświadomić ci, że jesteś idiotą.
Wybraniec przewrócił oczami i spojrzał z wyrzutem na fragment swojej podświadomości.
- Mówiłem ci już, że po śmierci jesteś tak samo irytujący, jak za życia?
- Prawdopodobne. - odpowiedział Ślizgon. - Nie uważasz, że to podstęp?
- Sądzisz, że Matt chce dla mnie źle?
- Nie. - zaprzeczył tamten. - On chce źle dla innych. Akurat o ciebie dba jak o brata, nie dopuściłby, żeby coś ci się stało. Ale to, co masz zrobić, jest częścią czegoś okropnego.
- Co masz na myśli? - zaciekawił się Harry, opuszczając odrętwiałą rękę.
- Czy Matt wspominał, czemu masz w tym uczestniczyć?
- No....dokładnie nie. - mruknął czarnooki. - Mówi w kółko o jakiejś osobie, ale nie powiedział, kim ona jest.
- Rusz mózgownicą! - westchnął podirytowany Tom. - Powiedział ci, że Albus kogoś odwiedza, dlatego masz go tu trzymać! Chyba logiczne, że o tę osobę chodzi!
- Na gacie Merlina...! - Kais oprzytomniał i rzucił się pędem do drzwi. Kartka poleciała na zimne kafle podłogowe, a on wybiegł z Wielkiej Sali.
Parę minut po tym zdarzeniu, do pomieszczenia wszedł pewien uczeń, który podniósł papier i wrzucił spokojnie do Czary.
✚✚✚
Matt zbliżył się do bramy i wyjął z płaszcza parę dokumentów. Od każdego potrzebnego Ministra. Położył pergaminy na ziemi, a one wsiąknęły w nią, niczym woda. Po tej czynności wyjął mały scyzoryk i rozciął sobie dłoń, a gdy krew się na niej pojawiła, przyłożył ją do zamka bramy.
Mechanizm otwarcia wejścia był dość skomplikowany, ale nie niemożliwy do zrobienia. Potrzebował krwi czytokrwistej osoby - miał krew Rona.
Krew wampira i wilkołaka? Sam nimi był.
Krew niemagicznej osoby - Harry i Milo.
I krew potężnego maga - znowu Harry.
Nie dość, że taka ilość życiodajnego płynu pomogła odzyskać mu wzrok, to jeszcze była potrzebna w jego planie. Dlatego połknął każdą kroplę. By ich krew się wymieszała.
Zamek pękł, a furtka się otworzyła. Rosier uradowanym krokiem wszedł na teren małego pałacyku. Otworzył drzwi i zaczął szukać odpowiedniego pomieszczenia.
Krążył po komnatach, aż dodarł do jedynej zamkniętej zaklęciami, które szybko zdjął.
- To miało być trudne zadanie. - prychnął pod nosem i zbliżył dłoń do klamki, lecz się powstrzymał przed złapaniem za nią. Wstrzymał oddech i nasłuchiwał. Odwrócił się i rzucił krótkie zaklęcie w ścianę przed nim, która pękła i posypała się w drobny mak. - Widać w tym rękę Dumbledore'a, nigdy nie potrafił docenić ślizgońskiego sprytu...
Przeszedł przez dziurę w ścianie i spojrzał na małą celę, w której siedział pewien mężczyzna. Jego włosy były równie białe jak te Matta, lecz o wiele dłuższe i posklejane. Broda zachodziła mu aż za kolana, a paznokcie były nienaturalnie długie. Więzień spojrzał jednym okiem na przybysza, na co ten wzdrygnął się, widząc bliznę na ów oku.
Rosier skierował w niego różdżkę i mruknął:
- Finite Incantatem!
Mężczyzna otworzył usta i się oblizał.
- Kim jesteś? - spytał krótko. - Nie wyglądasz na samobójcę, ani kretyna, więc po co przychodzisz?
- Nazywam się, Matt Rosier. - odparł chłopak. - I przyszedłem cie uwolnić, mistrzu.
- Mistrzu? - zaśmiał się sucho starzec. - Nie daję korepetycji losowym młodzikom, którzy myślą, że są w stanie mnie uwolnić. Jak chcesz udowodnić swą wartość, chłopcze? Dobrze wiesz, że mogę cie zabić ruchem dłoni.
Mot wyjął z kieszeni różdżkę i wrzucił ją przez kraty.
- To ci odpowiada? - zapytał. Więzień podniósł patyk i przejechał po nim palcami z niedowierzaniem.
- Jak ją znalazłeś...?!
- Nieważne. - zbył pytanie Śmierciożerca. - Czy teraz jestem godzien nazywać cię mistrzem?
- I to jak! - uśmiechnął się drugi i machnął Czarną Różdżką, robiąc sobie przejście między kratami.
W tym momencie przez sufit wleciała kula ognia, która zmieniła się w feniksa z jakimś nastolatkiem.
Harry padł na kolana i nie wierzył własnym oczom.
- On jest z tobą? - zaciekawił się Gellert Grindelwald.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top