15

Ostrzegam. 

W tym rozdziale jest dużo informacji.

 ✚✚✚    

Zwierzęta biegały jak oszalałe, a Ron czuł ból. Jego palce się wydłużały, paznokcie zamieniały się w pazury, a skóra bladła. Jednak chłopak nie krzyczał. 

On się śmiał. 

Inni za to byli przerażeni. Wiedzieli co się stanie. 

- Pierwsza przemiana... - szepnął pod nosem Remus i zbiegł na środek sali, przepychając się przez tłum ludzi i zwierząt. Jess, Hermiona, James i Syriusz zbiegli razem z nim. Peter już czekał przy Ronaldzie. - Pamiętajcie, nie róbcie nic, póki się nie przemieni. 

- A w co się przemieni? - dopytał Black. 

- Dobre pytanie. - przyznał Lupin. - Bo sam nie wiem. 

Hermiona podeszła do rudowłosego i uklęknęła przed nim. 

- Ron...? - szepnęła. Oczy jej przyjaciela były przekrwione, a na twarz zaczęła wchodzić sierść. Kajdany, które trzymały jego ręce i nogi, pękły z głośnym brzdękiem. 

- Miona, lepiej uciekaj. - poradził jej mężczyzna, ostatkami rozumu. - Nie chcesz tu być. 

W tym momencie jego uszy stały się szpiczaste, zęby zamieniły się w setki kłów, dłonie i nogi pokryło futro, a jego twarz wydłużyła się nienaturalnie. Hermiona odskoczyła od niego, lecz on złapał ją za rękę. 

- Jeszcze się spotkamy, obiecuję ci to. - powiedział. 

Malfoy jako jedyny zareagował. Wyjął z płaszcza rewolwer i przystawił bestii do głowy.

- Dla twojego dobra, puść ją. - polecił blondyn i odbezpieczył broń. - Uwierz mi, jest naładowany. 

Stworzenie wstało i wypięło dumnie pierś tak, że rewolwer teraz był przyłożony do jego klatki piersiowej. Ron machnął dłonią i odrzucił rewolwer z dłoni Dracona. 

- Milo, stań za mną. - rozkazał Draco i próbował złapać chłopca za dłoń, lecz bezskutecznie. - Milo, złap mnie za rękę!  

Odwrócił się.

Jego wychowanka nie było, tak samo jak Harry'ego i Matta.  

✚✚✚  

- Możesz mi do cholery wytłumaczyć, co odwalasz?! - wrzasnął Kais. - Powiedziałeś całemu światu, że żyję i nie mam magii! W co ty pogrywasz?! 

- To część planu. - odpowiedział spokojnie białowłosy. - Niedługo zrozumiesz, teraz potrzebuję chłopca. 

- Nie skrzywdzisz chłopaka, Matt. - postawił mu się Potter i zasłonił ciałem Milo. - Co to, to nie. Może i nie lubię Dracona, ale to nie fair. 

- Nie mam zamiaru, go krzywdzić. - wyjaśniał Rosier. - Chcę tylko kroplę jego krwi. 

- Po co? - tym razem odezwał się siedmiolatek. - Nie chcę oddawać krwi...

- Spokojnie, Milo. - uśmiechnął się do niego mężczyzna. - Nie chcę ci nic zrobić. Po prostu wystaw rękę. 

Chłopczyk spojrzał niepewnie na Pottera. 

- To twój wybór, Milo. - stwierdził równie niepewnie piętnastolatek. 

- Ufasz mu? - spytał młodszy. Smoczy Książę powrócił spojrzeniem na twarz niewidomego.

- Tak, ufam mu. - potwierdził po chwili brązowowłosy. Wychowanek Malfoya podszedł do śnieżnowłosego i wystawił powoli rękę w jego kierunku. Matt wyjął różdżkę i dotknął dłoni chłopca, a z niej przez skórę wyleciała kropelka krwi. Kropla wleciała wprost do ust Rosiera, który po tym się oblizał.  

- Harry, mogę ciebie prosić o to samo? - zagaił. 

- Po co ci ta krew? - zdziwił się Kais, nie rozumiejąc. 

- Zaraz zobaczysz. 

Writ podał mu rękę i mężczyzna powtórzył czynność. Gdy krew wleciała do jego ust, rzekł:

- Teraz, lepiej się odsuńcie. 

Jego twarz zaczęła emanować złocistym światłem. Czarnooki Potter odciągnął dziecko od świecącej postaci, patrząc na nią podejrzanie. Ciało Matta uniosło się lekko w powietrze. Po minucie lewitowania upadł na kolana, a światło zniknęło. 

- Co to było? - spytał nieprzekonany widowiskiem Harry.

- To, mój drogi Harry, była magia. - uśmiechnął się Rosier i zdjął okulary. - Prawdziwa, czysta, naga magia...

Zamrugał parę razy. Jego czarne oczy przyzwyczajały się do światła, aż w końcu się zadomowiły.

- Ty.... - zaczął Milo.

- Tak, chłopcze. - potwierdził białowłosy. - Znów widzę. 

✚✚✚    

Jason siedział w bezruchu. Wszyscy zeszli do Rona, a magiczne stworzenia zaczęły go otaczać. Chłopak nie mógł się poruszyć. Z każdą sekundą ogarniało go coraz większe ciepło. Jego zielone oczy skupione były na człowieku-bestii, który wstał i chwycił Dracona za szyję. 

Twarz Weasley'a już nie przypominała w żadnym aspekcie ludzkiej twarzy. Jad wampira zmieszał się z jadem wilkołaka, przez co ciało Ronalda nie mogło zdecydować, w którą postać ma się zmienić. Jego usta rozszerzyły się aż na poliki, przez rozdzierające skórę kły, których było setki. 

- To, który chce się ze mną zmierzyć? - zaśmiała się bestia. 

- Może my chcemy. - powiedział Remus i zmienił się w wilka, a w jego ślady poszedł Peter i Jess. Wilki skoczyły na postać, przez co ta upuściła blondyna na zimne kafelki podłogowe. Hermiona i Kate odciągnęły chłopaka od pola bójki. 

- Gdzie Milo? - spytał szybko Draco. 

- Matt zabrał go razem z Harry'm. - odpowiedziała Hermiona. - Co robimy? 

- Nie mam pomysłu, jak go pokonać. - stwierdziła pesymistycznie Kate. - Rosier wiedział jak stworzyć nam przeciwnika. Bez Kaisa nie damy rady. 

- On nie ma magii. - zauważył Malfoy. - I tak dużo by nie zrobił... 

- Chodzi mi o jego silniejszą wersję. - wyjaśniła Snape. - Wiecie, skrzydła i tak....

Spojrzała w stronę Jasona i wytrzeszczyła oczy. 

- Panie Potter! - zawołała Jamesa, a gdy ten się odwrócił, dodała - Niech, pan, odciągnie ich od Rona! Mam plan! 

Rogacz kiwnął głową z zaufaniem i zmienił się w jelenia, po czym zaszarżował na jednego z wilków, przyciskając go rogami do ściany. Syriusz w psiej wersji dał znać Peterowi, że ma się odsunąć, a Jess podążyła za nim.

- Już koniec? - prychnął z zadowoleniem Ron. - Jesteście słabi. 

- My może tak. - potwierdziła Kate. - Ale jest jedna silniejsza osoba od nas. 

- Ciekawe....któż taki? 

- Spójrz w swoje prawo. - uśmiechnęła się pod nosem dziewczyna. 

Bestia wykonała polecenie. Nastał świst, a po nim Ron burzył plecami coraz więcej ścian. Wyleciał z Ministerstwa, aż na mugolską ulicę. Walnął w latarnię i wstał obolały. 

- Co do... - mruczał pod nosem i spojrzał przed siebie.

Parę metrów przed nim, klęczał dwudziestolatek. Jego ręce żarzyły się niczym przytłumione ognisko, skóra była częściowo zamieniona w czarne łuski, a z pleców wyrastała para ogromnych skrzydeł. 

- Zapraszam do tanga, Ron. - uśmiechnął się Jason. 

  ✚✚✚      

- Milo, napijesz się kakaa? - zaproponował z uśmiechem Matt. 

- Tak, poproszę. - odparł nieśmiało chłopczyk, siedząc na fotelu. Otrzymał od mężczyzny kubek z kakaem i zaczął je pić. 

- Więc, jak mam odzyskać magię? - spytał Harry, gdy z Mattem odeszli od siedmiolatka. 

- Zacznę od początku jeśli pozwolisz. - rzekł Rosier, a Kais kiwnął głową w zgodzie. - Pięć lat temu zginąłeś... 

- Fajnie, że mi przypominasz, bo bym zapomniał. - prychnął brązowowłosy. 

- Mógłbyś mi nie przerywać? - mruknął z pogardą czarnooki. - Gdy zginąłeś straciłeś całą magię....

- Bo martwi jej nie mogą mieć. 

- Owszem. - przyznał Śmierciożerca. - Wróciłeś do życia, ponieważ w tamtej chwili umarła cząstka duszy Voldemorta, która była połączona z twoją. Wasze połączenie zniknęło, więc ty wróciłeś, choć z innym wyglądem, co jak podejrzewam, jest winą tego, iż twoja dusza szukała zamiennika, do którego byłeś przyzwyczajony. Twoja magia natomiast...

- Przeszła do Jasona! - szepnął nagle Potter.

- Dasz mi dokończyć?! - westchnął zirytowany białowłosy. - Tak, przeszła do twojego brata, ponieważ on najbardziej przypominał ciebie z chwili przed śmiercią. Wszystkie twoje moce przeszły do niego, wliczając smocze, wilcze i czarodziejskie moce. 

- Dobra, to jakoś kumam. - stwierdził po namyśle Writ. - Jak mam je odzyskać i czy to w ogóle możliwe?

- Jest to możliwe. - potwierdził Matt. - Najzwyczajniej w świecie, musicie spełnić przepowiednię. 

- Co?! - zdziwił się Smoczy Książę. - Przecież przepowiednia się spełniła! Zabiłem Voldemorta! 

- Nie jestem tego taki pewien. 

- W jakim sensie? 

- W przepowiedni przewija się cały czas liczba dwa. - zauważył wilkołako-wampir. - "Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana..." w tym wersie jest mówione o tobie i Voldemorcie, czyli o waszej dwójce. 

Harry kiwnął głową. 

- "I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje..." znów dwójka. - dodał Potter. 

- Właśnie, ten wers, który zacytowałeś jest najważniejszy. - wyjaśnił Mot. - Mówi on o trzech przypadkach. Pierwszym z nich jesteś ty i Voldemort, czyli już nie znaczący. Kolejny mówi, o twoich osobowościach, czyli o Harrym i Kaisie. - zanim drugi chłopak się odezwał, dwudziestolatek kontynuował. - Ostatni mówi, o tobie i Jasonie. 

- Nie rozumiem....

- Nic nowego. - mruknął Matt. - Żeby odzyskać twoją magię, trzeba wypełnić wszystkie znaczenia przepowiedni. 

- Czy ty uważasz, że... - zaczął Kais, rozumiejąc o co chodzi przyjacielowi.

- Tak. - przerwał mu mężczyzna. - Żeby odzyskać magię...

- Jason musi mnie zabić.  - dokończył szeptem Wybraniec.  

✚✚✚        

- Zabiję cię...! - warknął Ron i wyrwał latarnię z chodnika. Rzucił metalową wielką pałką w chłopaka, który złapał ją w ostatnim momencie, nim wbiła mu się w twarz.

- Powinieneś się uspokoić, Ron. - poradził czarnowłosy. - Przemawia przez ciebie zemsta...Myśl trzeźwo!

- Takiej trzeźwości, jeszcze nigdy nie czułem, uwierz mi...! - zapewnił Weasley i rzucił w przyjaciela kawałkiem wyrwanego asfaltu. Jason podskoczył i odbił gruz dłonią, niczym zawodowy siatkarz. Kawał drogi ulicznej uderzył bestię w głowę, przez co ta się zachwiała. - A mną kieruje zazdrość! 

- Co...?

- Nie widzisz tego? - prychnął członek Złotej Trójcy. - Zawsze byłeś w świetle reflektorów. Wszyscy widzieli tylko i wyłącznie ciebie! Gdy pisali o tobie w gazetach, nawet nie przyszło ci do głowy, że zawsze byłem u twojego boku! ZAWSZE! 

Po tych zdaniach rzucił w przyjaciela kawałkiem metalu, który podniósł z chodnika. Metal wbił się w ramię chłopaka. Potter spojrzał na odłamek, a jego oczy zaświeciły krwistym światłem. 

- To był BARDZO zły ruch. - warknął brat Smoczego Księcia i wyrwał ostrze z ciała. Chwycił latarnię, którą przed chwilą upuścił i rzucił nią niczym oszczepem w bestię. Metalowy słup przebił brzuch rudowłosego na wylot i wbił się w ścianę jakiegoś budynku za nim, przygważdżając go tym samym do ściany. 

Jason stracił blask w oczach, po czym zemdlał z przemęczenia. Obudził się w białym pomieszczeniu. Poznał je od razu. Była to sala uzdrowień w Świętym Mungu. 

- Wyglądasz sto razy lepiej, niż jak cię tu kładli. - stwierdziła osoba, stojąca w progu. Potter spojrzał w tamtą stronę i ujrzał swego brata, z dwoma puszkami coli w ręku. - Ginny mówiła, że lubisz zwykłą. 

Rzucił napój bratu, który złapał puszkę i podziękował skinięciem głowy. Otworzył colę i wziął łyk. 

- Ile tu leżę? - spytał krótko. 

- Zemdlałeś wczoraj. - odparł Harry i usiadł na krześle przy łóżku pacjenta. - Teraz wiesz, jak się czułem, gdy prawie przesypiałem większość rzeczy, które się przytrafiały. Chociaż jeden dzień, a parę miesięcy to drobna różnica. 

- Zawsze wiesz, jak pocieszyć odrętwiałego brata. - prychnął dwudziestolatek. 

- Nie narzekaj, przyniosłem ci colę! - mruknął brązowowłosy i wziął łyk swojej coli o smaku wiśniowym. 

Siedzieli przez chwilę w ciszy, po czym Jason się odezwał.

- Jak to jest...nie mieć magii? - zapytał szeptem. 

- Wiedziałem, że o to zapytasz... - westchnął Kais. - To tak jakby...ktoś odebrał ci większą część sprawności. Jakbyś nagle stracił możliwość chodzenia i wylądował na wózku inwalidzkim. Albo strata mowy...Nie wiem, jak to określić poprawnie...

- Chyba rozumiem, o co ci chodzi... - stwierdził profesor OPCM. - Już tak się czułem. 

- Naprawdę? - zdziwił się Smoczy Książę. - Kiedy? 

- Pięć lat temu. - odpowiedział ponuro Jason i spojrzał mu w oczy. - W dzień twojego pogrzebu. 

  ✚✚✚          

Lubie czytać wasze teorie i odczucia w kom, więc zachęcam do komentowania <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top