1
- Smacznego! - uśmiechnął się Jason, siadając do stołu. Skrzaty skończyły właśnie nakładać śniadanie, więc cała rodzina była już obecna.
- Smacznego, skarbie. - Lily odwzajemniła uśmiech syna i zabrała się za jajecznice. - Zaraz do pracy, jak mniemam?
- Mamo, pytasz o to samo od trzech lat! - zaśmiał się czarnowłosy. - Tak, za chwilę idę do pracy.
- Czego dziś będziesz uczył? - zaciekawiła się Ginny, biorąc trochę jajka na widelec.
- Nie wiem. - przyznał po namyśle. - Piąta klasa gryfów chciała Zaklęcia Niewybaczalne...
- Dumbledore się na to zgodził? - spytał podejrzliwie James.
Odkąd jego drugi syn zginął, nie ufał dyrektorowi Hogwartu. Uważał, że to przez Albusa jego syn stracił życie pod stertą gruzu. Lily uważała, że podejście męża jest dziecinne, próbowała nawet uświadomić mu, że to nie wina starca, lecz jej próby nie dały żadnego efektu.
- Nie pytałem go o zdanie. - oznajmił Potter, smarując kromkę chleba masłem. - Dał mi wolną rękę.
- Jak zawsze. - prychnął ojciec i chwycił za Proroka, zakrywając tym samym twarz. - Ten staruch jest nieodpowiedzialny....Na Merlina! Nie uwierzycie!
- Co piszą? - dopytał szybko zielonooki chłopak.
- Chcą sprzątnąć resztki Dworu Riddle'a. - powiedział Rogacz.
W jadalni zapanowała cisza. Nikt nie poruszał tego tematu od dobrego roku. Nikomu nie zależało na ponownych kłótniach, które nastawały, gdy temat zmarłego chłopaka wchodził na pierwszy plan.
- Nie spieszyło im się. - Jason przerwał ciszę po paru minutach. - Przez tyle lat ich to miejsce nie obchodziło...
- Minister uważał to miejsce, za święte. - wyjaśniła spokojnie Lily. - W końcu to pole bitwy.
- Byłe pole bitwy. - poprawił Jason i spojrzał na zegarek. - No, to ja już lecę.
Czarnowłosy wstał od stołu, pocałował Ginny i swoją matkę w policzek, klepnął ojca w ramie (w geście pożegnania) i poszedł w stronę korytarza. Po rozmowie przy śniadaniu, wcale nie miał zamiaru iść dzisiejszego dnia do pracy - przynajmniej punktualnie.
✚✚✚
- Cześć, córciu. - przywitał się ciepło Severus swoją córkę.
- Witaj, ojcze. - dziewczyna przytuliła mężczyznę. - Co tu robisz? Nie powinieneś być w pracy?
- Mam przerwę. - wyjaśnił. - Chciałem się tylko spytać, czy słyszałaś...
- O Dworze Riddle'a? - przerwała. Severus potwierdził skinięciem głowy. - Owszem.
- I jak?
- I jak, co?
- Dobrze wiesz, że nie jestem dobry w takich gadkach. - mruknął rozzłoszczony. - Chodzi mi o to, czy się trzymasz...W końcu Potter był dla ciebie...
- Dość, tato. - wtrąciła się Kate. - Harry zginął. Uszanowałam to i pogodziłam się z tym. Trzymam się.
- Jeśli tak twierdzisz, to Ci wierzę. - uśmiechnął się Mistrz Eliksirów. - Dobrze, ja muszę iść na lekcję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, ojcze. - pożegnała się wampirzyca i patrzyła, jak jej ojciec aportuje się z jej salonu. Usiadła rozkojarzona na sofie.
Wspomnienia znów wróciły. Od lat nie myślała o chłopaku...o jej miłości. Uczucie nie wyparowało przez lata i prawdopodobnie (według niej) nigdy nie wyparuje.
- Tęsknię, Kais. - mruknęła pod nosem i omal nie zalała się łzami, które wylewała przed laty na grobie ukochanego.
✚✚✚
- Są śmieszni. - stwierdził chłopak i rzucił gazetą, z której zrobił dużą papierową kulkę. - Po tylu latach im się przypomniało!
- Co się stało? - spytał mały chłopczyk siedzący na kolanach dwudziestolatka.
- Nic ważnego, Milo. - uśmiechnął się blondyn do młodzieńca. Milo był jego podopiecznym. Siedmioletni chłopczyk, który był mugolem i sierotą, siedział właśnie na kolanach czarodzieja i do tego Śmierciożercy, który się nim opiekował. Ironia, czyż nie? Szanowany (kiedyś), czystokrwisty czarodziej trzymał na kolanach brudnego, niemagicznego mugola. - Chodź, musimy spotkać się z moim kolegom.
Milo wstał i chwycił mężczyznę za rękę. Weszli do Dziurawego Kotła, blondyn kiwnął głową na powitanie barmanowi i ruszył pewnym krokiem przez bar. Czarodzieje, którzy zobaczyli mężczyznę odsuwali się, jakby ten trzymał wymierzoną w nich różdżkę.
- To on... - mówił jeden.
- Znał Potter'a...
- Wiecie, że was słyszę, idioci? - warknął Draco, uciszając tym samym cały pub.
Draco z Milo wyszli z baru tylnym wyjściem, za którym znajdował się mur. Ogromna ściana z cegieł.
- Gotowy na magię? - uśmiechnął się Ślizgon i wyciągnął różdżkę.
- Tak! - ucieszył się brązowowłosy chłopak.
Malfoy stuknął w parę cegieł i mur zaczął się rozchodzić na boki. Przeszli przez przejście dla czarodziejów i rozejrzeli się po horyzoncie.
- Witaj na Pokątnej, Milo.
Draco pokazał podopiecznemu sklep z miotłami, książkami oraz parę sklepów z magicznymi zabawkami. Czarodziej kupił siedmiolatkowi parę ów magicznych zabawek.
- Gdzie teraz, Draco? - zagaił chłopak, bawiąc się malutką miotłą.
- Zobaczysz. - oświadczył Malfoy i poprowadził chłopca do baru o nazwie "Pod Ropuchą".
W pubie nie było dużo osób - i to był urok tego miejsca. Nie kręciły się tu szemrane typki, ani handlarze różnych przedmiotów. Właściciel nigdy, by na to nie pozwolił - przynajmniej tak słyszał Draco.
Podeszli do głównej lady, gdzie stał barman, wycierający szklanki po Whisky.
- Kogo moje oczy widzą! - zaśmiał się. - Co podać?
- Mam sprawę, Neville...
✚✚✚
Jason szedł przez łąkę, co jakiś czas kopiąc kamyki na swojej drodze. W oddali widział już grób, w którym - powinien leżeć jego brat. W jego myślach źle to brzmiało. Harry nie powinien umrzeć, ale powinien mieć spokojne życie w zaświatach.
Spojrzał kątem oka na drzewo, które rosło tuż obok. Pamiętał jakby, to było wczoraj. Syriusz opierał się o nie, jego ojciec przytulał szlochającą mamę, Peter patrzył wzrokiem bez krzty jego naturalnej radości na nagrobek, Remus obejmował Jess, a on patrzył na nich wszystkich i mówił kim był dla niego Kais.
Widział już napis na nagrobku, stał przed nim. Nikt nie przychodził tu od ilu? Trzech? Czterech? A może pięciu lat? Dla wszystkich patrzenie na grób członka rodziny - TEGO członka było zbyt bolesne.
On był pierwszy od lat, który tu się pojawił.
- Och, Harry... - mruknął i położył na nagrobku czerwoną różę. - Nawet nie wiesz, ile się działo...Draco wyjechał, Kate pracuje w Paryżu, mnie zatrudnili w Hogwarcie na OPCM...Tak, mnie! Śmieszne - ja nauczycielem...Hermiona się nie odzywa, a Ron....Nie wiem nawet co z nim...Drużyna się rozpadła. Drugi raz już byśmy nie pokonali Voldemorta. Bez lidera. Ty nim byłeś...
Westchnął.
- Kiedy zginąłeś wszyscy uciekli. - mówił dalej. - Nawet Ron i Hermiona. Została ze mną tylko Ginny...Właśnie! Ożeniłem się! Już rok jesteśmy razem! A Peter....
W tym momencie poczuł znajomy ucisk przy szyi. Ktoś mierzył do niego różdżką.
- Nie ruszaj się, Potter. - powiedział twardy głos. - Chcę tylko pogadać.
- Dziwna forma zaczynania rozmowy, nie sądzisz? - warknął Jason i jego ręka powoli zaczęła wędrować do kieszeni płaszcza.
- Nie chcę, żebyś mnie rozpoznał. - wyjaśnił napastnik. - To zbyt niebezpieczne.
- Dla kogo?
- Dla wszystkich. - odparł sucho nieznajomy. - Rosier zbiera z powrotem Śmierciożerców.
- Jesteś śmieszny. - stwierdził Potter, patrząc na grób Harry'ego. - Matt nie działa w Anglii od trzech lat. Śmierciożercy od niego uciekli.
- Nie zdziw się, jeśli za parę dni zacznie się piekło. - warknął mężczyzna, który przytrzymywał różdżkę. - Rosier wrócił do Anglii.
- Jesteś Śmierciożercą? - dopytał Jason.
- To nieistotne. - spławił go. - Najlepiej dla Anglii, jeśli zbierzesz swoją "drużynę" z powrotem. Tylko dzięki wam mieliśmy jakiekolwiek szanse i znów będziemy je mieli.
- Jak? - Jason wytrzeszczył oczy. - Nie mam z nikim kontaktu.
- To twój problem, Anglia liczy na Potter'a.
Czarnowłosy poczuł, że już nie ma różdżki przy szyi, po czym usłyszał trzask aportacji.
- Szkoda, że nie na tego Potter'a....
✚✚✚
- Potrzebujesz dokumentów? - zdziwił się Neville. - Mam zrozumieć, że arystokratyczny Draco Mafloy opiekuję się dzieckiem?!
- Znalazłem go na ulicy. - wyjaśnił blondyn. - Rodzice wyrzucili go z domu. Stary, błagam! Mam forsę! - wskazał na chłopaka bawiącego się małymi hipogryfami. - Zależy mi na nim. Proszę.
Neville spojrzał na Milo i z powrotem na Malfoy'a.
- Będą na jutro. - zapewnił. - Nie sądziłem, że doczekam się czasów, gdy Malfoy mnie o coś prosi...A teraz chodź.
- Dzięki! - ucieszył się szarooki, wziął Milo na "barana" i ruszył za właścicielem baru, który prowadził go na zaplecze. - Gdzie idziemy?
Neville otworzył drzwi do swojego gabinetu, gdzie na sofie siedziała pewna brązowowłosa dziewczyna, popijając herbatę.
- Cześć, Draco. - przywitała się z uśmiechem Hermiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top