[5] Bluza
Zza mojej ściany dobiegał głośny odgłos muzyki. Zdjęcia w rankach na ścianie zaczęły się po chwili trząść.
Próbowałem zignorować hałas, ale nie dawał mi spokoju. Odłożyłem książkę i wyszedłem z pokoju.
W drodze spotkałem się akurat z Tordem.
- Idziesz do Tima? - zapytałem.
- Tak, ja to załatwię... - otworzył bez pukania drzwi od pokoju Toma. Wszedł, a ja stanąłem w przejściu.
Tom był zajęty słuchaniem muzyki i przeglądaniem telefonu, więc nawet nie zauważył Torda, który podszedł od razu do odtwarzacza płyt. Ściszył i podniósł otwarte pudełko po płycie.
- „Master of Puppets"? - wzdychnął. - Kiedyś miałeś lepszy gust - dodał z obrzydzeniem.
Tom wzdrygnął się. Natychmiast podbiegł do norwega.
- Nie ruszaj nieswoich rzeczy, komuchu! - wyszarpał pudełko i odłożył. - A co do gustu, mam lepszy niż ty go kiedykolwiek miałeś...
Tord przewrócił oczami.
- Ten twój „metal" to jakieś krzyki, krew, śmierć i chuj wie co jeszcze. - prychnął.
- Te twoje „emo" playlisty nadal są na twoim telefonie...?
Tom uśmiechnął się. Trafił w jego czuły punkt.
- ONE NIE SĄ EMO!! - krzyknął Tord.
- W takim razie, jak nazwiesz te randomowe odgłosy seksu? Założę się, że do tych piosenek fapiesz po nocach - parsknął śmiechem.
- A ŻEBYŚ WIEDZIAŁ, PIZDO - krzyknął i zaczęli przepychanki.
Poczułem się nieswojo, więc wróciłem do pokoju. W końcu mój problem został rozwiązany. Poprawiłem krzywe ramki i usiadłem na łóżku wracając do lektury.
Jednak zanim zdążyłem znaleść fragment, na którym skończyłem, do pokoju wbiegł Tord. Zdyszany. Uśmiechnął się.
Tom krzyczał zza drzwi i próbował je przepchać. Co chwila wyzywał.
Wstałem z westchnięciem i podeszłem do Torda. On po kilku sekundach upewnił się, że ogarniam sytuację i puścił drzwi. Gdy Tom je otworzył, zastał mnie, patrzącego się z góry.
Spojrzał tylko na mnie i znowu.
- WYŁAŹ SKURWIELU! - krzyknął w stronę Torda.
- Tum! - skarciłem go.
- Tom - poprawił mnie. - I CO SIE ŚMIEJESZ...
- Hej Tom... - zaczął Tord. - Może zamiast mi przypierdolić, chcesz się pierdolić??
- Jeb się, ohydny szczurze... - Tom poszedł sobie do swojego pokoju.
Zamknąłem drzwi i usiadłem z powrotem na łóżku.
- Co czytasz? - zapytał Tord, nadal będąc w moim pokoju.
- Szczerze, nawet nie pamiętam tytułu. Zainteresowała mnie jedynie okładka - przyznałem się.
Ale już coś innego zdążyło przykuć uwagę chłopaka. Podszedł do ścian i zaczął oglądać zdjęcia.
- Lubisz siebie widzieć?
- Hm? - wyrwał mnie z czytania. - A, tak... Lubię mieć świadomość, że wyglądam dobrze...
- I nawet nie zwracasz uwagi na tych, którzy ci mówią, że przesadzasz - zauważył.
- Masz rację.
- Nie dbasz o zdanie innych. - podszedł do mnie. Spojrzałem na niego znad książki. - Nie zmieniasz się pod ich wpływem, prawda?
- Tak, chyba tak...
- Większość ludzi chce się zmienić ze względu na chęć bycia akceptowanym, albo lepszym. Ale ty chcesz być lepszy jedynie dla siebie, nie dla innych.
Próbowałem przetrawić te słowa, ale za szybko mówił-
- Właśnie to jest jedna z twoich cech, które w tobie uwielbiam, Matt. - pochylił się, nasze twarze były dość blisko siebie. - Jesteś wprost idealny...
- Idealny...? - powtórzyłem, paląc jednocześnie buraka. Lubię gdy ktoś mi prawi komplementy.
- Tak, Matt. - chwilę spędził pochylając się nade mną a zaraz potem wyprostował się.
- Dzięki, Tord... - odparłem jedynie.
On uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
A ja zastanawiałem się o czym właściwie Tord ze mną rozmawiał.
。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆
Oczywiście nie mogło skończyć się na jednej kłótni chłopaków w ciągu jednej doby.
Słychać było ich aż z pokoju. Byłem przy rozpoczęciu. Zaczęło się niewinnie, od drobnostki. Mianowicie Tom zwrócił uwagę Tordowi, że nie wyrzucił opakowania po czekoladzie.
Jednak z każdym słowem, kłótnia stawała się coraz poważniejsza. Postanowiłem coś zaradzić i podeszłem do drzwi. Stamtąd było dużo słychać.
Nie chciałem się wtrącać w ich sprawy, ale nienawidziłem kłótni i krzyków, a musiałem mieć jakąś podstawę do argumentu.
Jednak była to jeszcze poważniejsza kłótnia niż przypuszczałem.
- ... wcale się nie zmieniłeś od czasów liceum - stwierdził Tom.
- Ty do tej pory jesteś chujem - prychnął niemal Tord.
- Właśnie o tym mówię. Nie opierasz się na solidnych wypowiedziach, a rzucasz jakimiś tekścikami byle bym się odwalił.
- Tak, a teraz wypierdalaj...
- TY WYPIERDALAJ Z MOJEGO DOMU.
Nastała krótka chwila ciszy.
- Nawet nie wiem po co tu przyjechałeś. Znowu chcesz mnie w sobie rozkochać, a zaraz potem opuścić? Tak o? Bez powodu? Zostawić dla byle jakich przyjaciół, którzy nagle się odezwali po kilku latach? Serio? Jesteś beznadziejny, Tord. Myślałem, że wyrośniesz, ale ty nadal jesteś jeszcze tym samym dzieciakiem, którego widziałem stojącego pod szkołą bez parasolki. Powinienem był sobie pójść i nie zwracać na ciebie uwagi. Nawet nie wiem czemu zrobiło mi się ciebie żal...
Tord chyba się zaciął.
Ja też.
Momentalnie zamarłem w miejscu myśląc o tym, co usłyszałem. Nie potrafiłem się nawet skupić na tym co potem jeszcze Tom mówił. To było zbyt mocne.
Nie wiem ile czasu minęło, gdy zorientowałem się, że nikogo już tam nie było. Tom pewnie wrócił do pokoju, Tord chyba też.
Wyszedłem. Zajrzałem do pokoju, ale nie było go tam.
Po szybkim przeszukaniu pozostałych pomieszczeń, wyszedłem na dwór.
Był tam Tord, który siedział na betonowych schodkach paląc papierosa i obserwując deszcz.
Nie miał na sobie żadnego długiego rękawu, a było dosyć zimno.
- Todd?
Odwrócił się do mnie.
- Hej Matt. - wrócił do patrzenia.
Zamknąłem drzwi i usiadłem obok niego. Mały daszek osłaniał nas przed kroplami deszczu.
- Nie wiedziałem, że palisz - powiedziałem po chwili.
- Pomaga mi się odstresować.
- Stresujesz się teraz?
- Bardzo.
Nastał ponowny moment ciszy.
- To przez tą kłótnię z Tomem?
Uśmiechnął się, jedną ręką podpierając głowę.
- Wiesz, to nie była kłótnia...
- Tord. - przerwałem mu. - Moja mama też mi tak mówiła.
- I?
- I pewnego razu powiedziała, że bez taty będzie nam lepiej.
Zaciął się.
Chyba próbował się uśmiechać przez łzy.
- Tord? Chcesz opowiedzieć o tym, co stało się między tobą a Tomem w liceum?
Westchnął, ciągnąc nosem.
- Jeśli chcesz... - zastanowił się nad początkiem i zaczął mówić. - Byliśmy wtedy młodzi i głupi... Eh... Lubiliśmy się, aż za bardzo i pewnego razu w szkole mnie... pocałował...
Zamurowało mnie.
- Że Tom... pocałował cię? Chłopak z chłopakiem...?
- No... a potem chyba byliśmy razem, tak sądzę. Oczywiście kłótni było niemało, ale to były takie małe, nieistotne przegryzki, dzięki którym wymienialiśmy się obelgami na temat swoich wad. Po kilku miesiącach dowiedziałem się, że muszę wyjechać z powrotem do Norwegii. Czekali tam na mnie przyjaciele ze szkoły, oraz bliższa rodzina. Wybrałem oczywiście powrót, bo tam miałem tylu bliskich, a tu jedynie Toma... - wziął wdech papierosa.
- I? Co było dalej?
- Tom się wkurwił. Powiedział, że zostawiam go dla ludzi, którzy „nagle" sobie o mnie przypomnieli. Podczas gdy on „był przy mnie w trudnych momentach", ja... - z oczu poleciały mu łzy, ale odwrócił głowę, żebym nie widział. - ja... byłem tak zdruzgotany i wkurwiony, że spakowałem się i wyjechałem. Nie chciałem po prostu go już więcej widzieć. I patrz - dodał. - los znowu nas połączył. Co za ironia...
Minęła kolejna chwila ciszy.
Bez słowa przysunąłem się do niego i przytuliłem. Ogarnął go szok.
Zdawałoby się, że mijały długie godziny, gdy mogłem wąchać włosy tego pięknego norwega, jednak po chwili znowu usiadłem normalnie.
Uśmiechnął się. I znowu spuścił głowę w smutku. Drżał.
Po chwili zacząłem ściągać swoją bluzę. Tord zdziwił się i obserwował tylko co właściwie robię. Dałem mu bluzę.
Tym razem nie potrafił ukryć swojego niedowierzania.
- Dalej. Załóż - popędziłem.
- Ale... tobie...
- Zakładaj.
Tord zgasił papierosa i rozłożył bluzę. Wygładził ją i włożył na siebie. Była za duża.
- Oddam ci potem... - zaczął się tłumaczyć.
- Kiedyś mi ją oddasz. Rób z nią co chcesz - uśmiechnąłem się mimo drżenia. Szlag. Teraz to mi było zimno.
Schował łzy szczęścia w rękawach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top