[63]

Odsunął dzieci od bramy. Stanął przed nimi i groźnym tonem zabronił aby ruszyły się choćby na krok.

- Co ty tu robisz?... - warknął. Dostrzegł na jego ramieniu tatuaż. Datę. To była data dnia, kiedy poszedł do więzienia. Levi dokładnie pamiętał ten dzień. To właśnie w tedy Erwin zaatakował czarnowłosego w jego własnym domu.

- Przyszedłem tylko do moich starych przyjaciół - uśmiechnął się wrednie.

-  Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi... - patrzył na niego wrogo. Dzieci przytuliły się do niego.

- Przyszedłem tylko was odwiedzić, skąd te nerwy Złotko? - uśmiechał się zadziornie. Tak, jakby coś planował.

- Wedle wyroku sądu, nie masz prawa zbliżać się do mnie i do mojej rodziny  oraz do Erena i jego rodziny, w przeciwnym wypadku zadzwonię na policję - miał już wyciągać telefon, kiedy usłyszał dźwięk silnika. Czarne, wysokie auto zaparkowało przed bramą. Wyszedł z niego wysoki brunet.

- Tata! - krzyknął Hiro. Chciał do niego podbiec, jednak Levi nie pozwolił mu wychodzić.

- Erwin... Co ty tutaj robisz?... - warknął groźnie. Jego instynkt Alfy właśnie się odezwał. Był gotów nawet zabić, byle by chronić swoją omegę i dzieci. - Levi, zabierz dzieciaki do domu, my tu sobie 'porozmawiamy'...

- Eren... Uważaj, proszę... - wziął dzieci i zaprowadził je szybko do domu. Poszli do kuchni gdzie usiedli przy stole. Widać było że się boją. - Spokojnie, tata jest silny

- A... A co jak... Ten pan mu coś zrobi?... - zaczął Hiro.

- Ej, nie możecie tak myśleć - skarcił ich. - Tatuś jest najsilniejszy, nic mu się nie stanie... Ale pamiętajcie dzieci, pod żadnym pozorem nie możecie się zbliżać do tego człowieka, gdy tylko go zobaczycie, od razu macie uciekać, rozumiecie? - przytakneli.

Teraz pozostało im tylko czekać na Erena. Levi nie mógł pokazać im, że się boi, jednak od środka umierał ze strachu. W końcu usłyszeli jak ktoś wchodzi do domu i idzie w kierunki kuchni. W drzwiach stanął Eren z rozciętą wargą.

- Jestem kochani - uśmiechnął się.

- Tatuś! - cała trójka krzyknęła równo i zgodnie. Podbiegli do taty i go przytulili. Levi dopiero teraz odetchnął z ulgą.

- Oo~ mamusia się o mnie martwiła? - popatrzył na omegę z uśmiechem.

- Nie, wcale i w ogóle nie umieram od wewnątrz - podszedł do swojej Alfy. - A teraz pokaż mi tę warge, dzieci, usiądzie przy stole - posłusznie to zrobiły. - A Ty bohaterze siadaj na krześle

Uśmiechnięty posłuchał się swojej Omegi. Levi był niczym dyrygent. W domu utrzymywał się idealny ład właśnie dzięki niemu.

Czarnowłosy wziął apteczke po czym zajął się rozciętą wargą. Robił to wyjątkowo delikatnie i sprawnie. Gdy skończył pocałował go krótko w usta z delikatnym rumieńcem i uśmiechem.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Jeżeli myślicie że nie będą mieć kłopotów, to się mylicie








Do następnego ziemniaczki i Ty kartofelku! :33

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top