żalenie się, pomijamy kochani
Vent alert! Pierwszy dzień okresu mi się skumulował z kilkoma nieprzyjemnymi rzeczami pod jego koniec. Proszę o wybaczenie 😖
No ogólnie to właśnie poszłam sobie z tej pseudo-dyskoteki na obozie, nie mam tutaj ludzi którzy chcieliby ze mną tańczyć. W ich oczach jestem jedynie tą taką miłą koleżanką- opiekunką, którą można zignorować i zostawić samą, bo się nie obrazi i nie będzie mieć tego za złe.
Znoszę blok zajęciowy na lądzie, ale przyjechałam tu, żeby żeglować. Tylko po to. I to dosłownie.
W sumie to taką relację stworzyłam między mną, Manią, Monią i Igą (dziewczyny z pokoju). I niczego nie mam nim za złe, bo mają ludzi, z którymi wolą spędzić ten czas i to jest dla nich bardziej odpowiednie.
Ale Mania nie zdała patentu (prawka na żaglówkę) i teraz bardzo mi przykro z tego powodu. Jak ona płacze, to ja też. Smutno mi, bo jej jest smutno. I nie mam jak jej pomóc, bo widać że chce być sama.
I jest mi też smutno, bo inni dobrze się bawią, a ja nie potrafię. Zbyt szybko przywiązuję się do ludzi, ale nie mogę z nimi stworzyć poprawnej relacji w zbyt krótkim czasie, jestem za bardzo samolubna i mam zbyt duże ego. I dystansuję się od nich, zostawiam ich.
I jest mi smutno, bo poszłam tam tylko, żeby popatrzeć na jednego hot typka z kadry. I i tak tego nie zrobię. I nie zrobię mu fajnych zdjęć na wspomnienie, bo jest niewiele starszy od mojej 21-letniej siostry i ma super kontakt z obozowiczami. I pewnie uważają mnie teraz za nudziarę która nie umie i nie chce się dobrze bawić. I razi ich (kadrę) to, że nie chcę brać udziału w zajęciu, które specjalnie przygotowali i że po prostu sobie idę. Wiem, że są trochę zawiedzeni, bo widziałam to na twarzy u Piotrka (tego typka) i Asi (innej instruktorki). Wiem, bo też się tak czuję kiedy ludzie z kółka które prowadzę nie do końca lubią temat.
Poza tym, ja nawet nie lubię imprez.
Chuja prawda. Jeżeli miałabym tu znajomych, świetnie bym się bawiła.
Chciałabym tam być. Ale tylko stałabym przy ścianie i wstydziłabym się tam w ogóle być i łączyć z kimkolwiek kontakt wzrokowy. W ogóle czułabym się mega drętwo. Ale przynajmniej nie kuliłabym się na łóżku i nie płakałabym.
Chciałabym się bawić. Żyć, a nie tylko istnieć. Chciałabym być chłopakiem w takich momentach, mogłabym. tam. być. Goni mnie to could have been me (piosenka na górze). Ja p.o.w.i.n.n.a.m. tam być. Ja MUSZĘ tam być. Ja m a m. tam być.
I czasami dochodzi mnie głos Piotrka z mikrofonu i głośne krzyki chłopaków i Belgijka.
I boli mnie że nie chcę tam być. JA CHCĘ TAM BYĆ. I Belgijka wycina mi dziurę w sercu. I ciul, że poszłabym tylko patrzeć na Piotrka (ja dosłownie nie mam co innego robić oprócz żeglowania, okej?? Na połowę zajęć chodziłam tylko dlatego, że on tam był, inaczej bym po prostu symulowała ból dupy żeby nie iść) (lol)
I teraz jestem tutaj, w domku, na łóżku, oczy wyschnięte i zaczerwienione od płaczu. Spanikowałam, okej? Nie mogę pomóc Mani. Monia świetnie się bawi. Iga też. Po prostu jestem tutaj. I istnieję. Ale nie żyję. Jestem gorsza. Bo nie umiem się bawić. Gorsza. Bo nie znam tych piosenek. Gorsza. Bo mi się to nie podoba. Gorsza. W oczach innych jestem gorsza. Gorsza. Gorsza. Gorsza. I machną na mnie ręką i powiedzą: nie wie, co traci. I zapomną o mnie i będą mieli cudowny wieczór.
Ja wiem, co tracę.
Kiedy słyszę piosenki które znam, oddałabym wszystko, aby być kimś innym i tam być.
Ale te piosenki znikną kiedy założę sobie słuchawki.
Tak, słuchanie muzyki to zdecydowanie mój coping mechanism.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top