Żyli wśród róż, Nie znali burz

Nathan wrócił tydzień przed wyznaczonym terminem porodu, co okazało się dniem faktycznego rozwiązania.

Dzięki profesjonalnej pomocy dziecko przyszło na świat zdrowe i silne, a Gerda przeżyła poród trochę mniej boleśnie, niż się spodziewała. Gdy było już po wszystkim, wzięła maleństwo w ręce i, dysząc jeszcze ze zmęczenia, zaczęła je czule całować.

- Moja córeczka. Moja mała córeczka.

- Nasza – zauważył z uśmiechem Nathan.

Gerda odkaszlnęła.

- Tak, oczywiście. – Królowa spojrzała ukradkiem na stojącego w kącie Pazia, który uśmiechnął się do niej delikatnie.

- Jak ją nazwiemy? – spytał Nathan.

- Diana. Mała Diana. – Gerda nakarmiła jeszcze swoją córeczkę, utuliła ją do snu i sama też wpadła w objęcia Morfeusza, znużona po niemałym wysiłku.

***

Przez następny tydzień królowa niemal nie wychodziła z sypialnej komnaty – leżała w łóżku, czytała książki, grała na pianinie i opiekowała się noworodkiem. Zaczynała się zima, więc Gerda wolała na razie nie wychodzić z Dianą na balkon ani tym bardziej do ogrodu.

- Nasza córka ma takie ładne rysy twarzy – stwierdził po tygodniu Nathan. – I piękne oczy po tobie. Ale do mnie nie jest podobna ani trochę. Gdyby chociaż miałaby taki nos jak ja!

Gerda roześmiała się, ale w głębi duszy zaczęła poważnie się obawiać.

Nie miała pojęcia, czy Diana jest córką królów czy bękartem. I nie chciała się tego dowiedzieć, choć czuła, że kiedyś nadejdzie chwila prawdy.

Przez okres ciąży, pod nieobecność Nathana, Gerda i Seth spotykali się potajemnie, ale kończyło się tylko na delikatnych pocałunkach i przyjacielskich objęciach. Rozmawiali ze sobą o wszystkim i o niczym, razem rozwiązywali drobne problemy i trudności.

Królowa dowiedziała się, że matka Setha jest chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie, dlatego chłopak postanowił rzucić swój marny stragan na rynku i postarać się o pracę w pałacu. Przez ostatnie miesiące uzbierał już minimalną sumę, dzięki której jego matka kupuje sobie pożywienie, a poza tym rozpoczęła już leczenie i ma się lepiej.

Gerda zapewniła dla Setha pomoc finansową i powiedziała, że może kiedyś odwiedzi jego rodzinny dom, w którym została już właściwie tylko matka.

Tak więc przez ten cały czas wspierali się i rozmawiali, zajmując sobie wolny czas. Teraz, po powrocie Nathana i narodzinach Diany, pozdrawiali się jedynie skinieniem głowy.

Nadszedł czas Bożego Narodzenia. Mała księżniczka miała już dziesięć dni.

Jak zwykle, cały świąteczny dzień spędzili razem - Nathan, Gerda, a tym razem jeszcze nowy członek rodziny. Udali się do świątyni na Mszę, wspólnie śpiewali kolędy z akompaniamentem fortepianu, zjedli uroczysty obiad i nastrojową kolację.

Gerda była szczęśliwa, a jednocześnie gryzło ją sumienie. Nathan wydawał się taki uroczy, kochający. Aż nie chciało się wierzyć, że kiedykolwiek zdradziłby ją z nałożnicą.

Ale królowa nie miała aż tak wiele na sumieniu. To tylko jedna noc, parę pocałunków i czułych słów. A Diana z pewnością była księżniczką z prawego łoża.

Tak wmawiała sobie Gerda.

***

Spotkali się pierwszy raz od dwóch tygodni. Sam na sam.

- Seth - wyszeptała Gerda. - Boję się.

- Czego, kochana? Jeśli kogoś zabiją, to tylko mnie - odpowiedział z gorzkim uśmiechem paź.

- Pocieszyłeś mnie - warknęła Gerda.

- Wybacz, pani. - Seth westchnął. - Też jestem zdenerwowany. Od czasu do czasu mam koszmary.

Mała Diana, dotąd śpiąca w ramionach matki, otworzyła oczka i zaczęła cicho łkać, machając łapkami.

- Jaka ona śliczna. - Paź uśmiechnął się. - Po mamie.

- Oczy ma po mnie, ale mam przeczucie, że nie typ urody. - Gerda zaczęła karmić córeczkę i leciutko ją kołysać.

- Po ojcu - mruknął paź, po czym zapadła cisza.

Słychać było tylko smoktanie i mlaskanie Diany.

- Nathan nigdy się nie dowie. Niemożliwe, żeby się dowiedział - powiedziała powoli Gerda.

- Nigdy nie byłem szczególnie religijny - stwierdził Seth - ale boję się, że Bóg nas za to ukaże.

- Powinniśmy to zakończyć. - Gerda odstawiła Dianę od piersi i zaczęła znów ją kołysać. - Rozumiem przez to brak spotykania się sam na sam, rozmawiania o prywatnych sprawach i całowania.

- Nie wytrzymam tego, kochana. Jesteś wszystkim, co mnie obchodzi na tym świecie.

- A matka...?

- Ona nie jest już dla mnie taka ważna. Nadal ją kocham i chcę, aby była szczęśliwa, ale to za tobą mógłbym się rzucić w ogień, za tobą skoczyłbym w ocean. Dla ciebie mogę pójść prosto na pstryczek. - Seth nabrał powietrza w płuca. - Jeśli zostanę skazany, moim ostatnim słowem przed śmiercią będzie: "Gerda była wielką, jedyną miłością mojego życia, a mała Diana owocem tej miłości. Szach mat, Nathanie".

- Hej, nie pozwalaj sobie - powiedziała pół żartem, pół serio Gerda. - Poza tym to aż dwa zdania, a nie jedno słowo.

- Mógłbym to powiedzieć bez odstępów.

- Seth - jęknęła Gerda. - Kocham cię, ale kocham też Nathana, a to mój prawowity mąż. Diana jest jego dzieckiem.

- To ty tak chcesz myśleć.

- Uznaję tę rozmowę za naszą ostatnią. Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba, czy nie. Żegnam.

Gerda wstała, a za nią Seth. Chwycił jej głowę i przyciągnął do siebie. Pocałunek był długi i mocny. Gdy odsunęli się od siebie, oboje mieli zaszklone oczy.

Mała Diana zaczęła wrzeszczeć.

- Cicho, maleńka... Cii... - Gerda rozpaczliwie zaczęła przytulać córeczkę i całować po główce. - Cichutko, już dobrze...

- Nie spodobało jej się nasz pocałunek - powiedział cicho Seth.

- Widzisz, to córka Nathana. Nie chce, żebym zdradzała jej tatusia - zachlipała Gerda, po czym wymaszerowała z komnaty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top