Part 11


*Jimin Pov.*

To co ona wyprawiała sprawiało, że przestawałem myśleć racjonalnie. Weszła swoimi tenisówkami do mojego umysłu i nijak nie mogłem się jej pozbyć. Jednak czy chciałem o niej zapomnieć lub nie mieć z nią nic wspólnego ? Nie całkiem, bo chcąc czy nie chcąc dziewczyna stała się ważną częścią mojego życia i nawet jakbym nagle z niewiadomego powodu postanowił o niej zapomnieć to i tak naszych wspólnych chwil nie da się tak po prostu zapomnieć. Niby między nami jest tylko przyjaźń, ale od czasu do czasu widzę, że zaczyna się to zmieniać. Jednak mam pewne wątpliwości. Zauważyłem jak obserwuje Taehyunga.
Nie wiedząc co zrobić z rękami ułożyłem je delikatnie na plecach głęboko śpiącej dziewczyny i objąłem ją. Mógłbym tak leżeć do końca dnia, więc zamknąłem oczy czując szczęście. 

— A gdyby tak...— przez chwilę poczułem nagłą potrzebę złączenia naszych ust, ale odsunąłem tą myśl i ostrożnie wychyliłem się z hamaka, by sięgnąć do ziemi po mój plecak. Powoli i bez żadnych gwałtownych ruchów wyjąłem kocyk i okryłem nim dziewczynę. 
Dlaczego o tym pomyślałem? Czy pomiędzy nami nie ma tylko i wyłącznie przyjaźni? Czemu nie mogę przestać martwić się o nią i ciągle mam w głowie jej piękny uśmiech. Nie mówiąc to, że przed oczami mam obraz jej w mojej ogromnej bluzie. 

Pogłaskałem ją po głowie i cmoknąłem we włosy ignorując dziwne skręty żołądka. “Niech odpoczywa” przeszło mi na myśl, gdy spoglądałem w niebo po, którym poruszały się małe obłoczki.

— Dzień dobry! — odruchowo zerknąłem w stronę źródła dźwięku i ujrzałem kobietę, która miała około pięćdziesięciu lat. To musiała być pani Kang, która zajmuje się ogródkiem warzywnym. Odruchowo tak jak każe koreańska kultura kiwnąłem głową w geście szacunku starając się, by nie obudzić śpiącej dziewczyny. — Muszę cię ostrzec chłopcze, ale musisz zabrać ją pod dach, ponieważ niedługo zacznie padać. 

— Dziękuję — rzekłem grzecznie po czym uniosłem się lekko do góry tak, by nie przeszkodzić dziewczynie w drzemce. "Muszę być ostrożny" pomyślałem, gdy najstaranniej jak potrafiłem wysunąłem nogi z hamaka i ułożyłem dziewczynę w swoich ramionach. 

Soorim mruknęła coś pod nosem i wtuliła swój nos w moją szyję. Przez pewien moment zrobiło mi się gorąco. 

— Na co dzień jesteś wredna, ale, gdy zasypiasz momentalnie stajesz się aniołkiem — mruknąłem cicho śmiejąc się pod nosem i stanąłem obiema nogami na ziemi. Sen dał mi o sobie znać, ponieważ poczułem jak małe mróweczki wędrują mi po stopach. Z tym dziwnym uczuciem skierowałem się do altanki, która stała na skraju działki. 

Ten mały budynek, był skonstruowany, by mógł przyjmować gości i być jednocześnie tak zwaną graciarnią. Były oddzielne pomieszczenia, które służyły jako noclegownia i osobne jako składzik. W dodatku na zewnątrz znajdował się taras na, którym stały lekko brudne krzesła wraz ze stołem. Skąd to wiem? Zapamiętałem to z opowieści Soo. Wiem też to, że matka dziewczyny jest kolekcjonerką wszelkich win i trzyma je w piwniczce pod altanką. 

— Jimin…— wyjęczała chrapliwym głosem Soorim, gdy zaczęła czochrać mnie po włosach. — Możesz mnie już postawić… 

— Zaraz mi tutaj upadniesz. Przebudź się dobrze to cię puszczę — podrzuciłem w tym samym czasie dziewczynę lekko do góry. Ona zaskoczona pisnęła i mocniej objęła moją szyję nie chcąc wypaść z moich ramion. 

— Jimin!  — warknęła przestraszona. Zaśmiałem się pod nosem i opuściłem swoją lewą rękę w dół puszczając jej nogi na podłożę. 

— Jesteś zabawna kiedy się boisz — oderwałem się od niej, a ona jedyne co zrobiła to fuknęła pod nosem kilka słów, których nie usłyszałem i zgromiła mnie wzrokiem. — Jesteś wtedy taka słodka. 

— W-wcale, że nie! — uniosła się i nadęła policzki. Nie dość, że z boku wyglądało to komicznie to z drugiej strony miałem ochotę wytarmosić jej puci puci polisie. No po prostu słodycz!

Wziąłem jej dłoń w swoją tylko po to, by pociągnąć ją pod dach w pół zasłoniętego tarasu. Zawiał silny wiatr, a nam obydwóm zrobiło się bardzo zimno. Temperatura nagle spadła o kilka stopni w dół, a jak na złość mieliśmy na sobie letnie ubrania. Nie czekając na ulewę (która była nieunikniona) wyjąłem z plecaka swoją dużą bluzę. Była ona przesiąknięta moimi drogimi perfumami i przez chwilę pomyślałem, że może polubi ten zapach. Nie był on mocny, a subtelny, delikatny. Pobudzał zmysły i sprawiał uczucie błogości. Miałem wrażenie, że one zachęcają do bliskości z drugim człowiekiem. Przynajmniej ja to tak odczuwałem, gdy kupywałem owe perfumy. Mam nadzieję, że wpłyną one na nią. 

— Proszę — wyciągnęłam do niej rękę z ową częścią garderoby, a jej oczy powiększyły się kilkukrotnie. — I nie przyjmuję odmowy. 

— Ale tobie będzie zimno, Jimin — mówiąc to starała się ogrzać swoje łapki poprzez pocieranie ich o siebie. Wyglądało to niezwykle uroczo, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby po kilku dniach dziewczyna wylądowała w łóżku z wysoką gorączką i katarem. Czyli z potocznie nazywanym przeziębieniem. 

— Nie przejmuj się mną. Mam silną odporność — zapewniłem ją moim cudownym uśmiechem i na chama wcisnąłem jej bluzę do rąk. 

— Tak! A potem będziesz leżał zasmarkany w łóżku. Załóż ją sam. Ja znajdę coś w altanie — wcisnęła mi ją z powrotem do rąk i już skierowała się ku wejściu do budynku, ale skutecznie odwróciłem ją w swoją stronę, poprzez przyciągnięcie ją za rękę. Kiedy spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem i czekała na to co powiem wcisnąłem jej bluzę przez głowę i zmusiłem, by założyła ją do końca. 

— Jimin… 

— Chodź do środka — przerwałem jej w pół słowa i złapałem za klamkę, która nie chciała ustąpić. — Zamknięte? 

Wyjrzałem przez szybkę do środka i stwierdziłem, że jest tam zbyt ciemno, by cokolwiek zauważyć. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale byłem ciekawy co znajduje się w pomieszczeniu. Usłyszałem chichot i jakoś tak odruchowo zerknąłem na dziewczynę, która zaczęła machać mi kluczami przed twarzą. 

Usłyszałem huk, a piorun rozjaśnił niebo, które do tego momentu chowało się za czarnymi chmurami. Nie miałem dobrych myśli. Soo podskoczyła zaskoczona i szybko spojrzała za siebie. Zauważyłem jak zacisnęła obie dłonie w pięści, a jej ciało zaczęło się niepostrzeżenie trząść. 

— Ona chyba boi się piorunów… — pomyślałem.

Coś stuknęło o blaszany dach nad nami. Lekki deszcz zaczął kąpać, by po chwili zamienić się w ulewę. Wiatr wiał w lewym kierunku, co sprawiało, że woda leciała prosto na nasze nogi. Delikatnie ująłem jej zaciśniętą dłoń w swoją i czułym dotykiem sprawiłem, że rozluźniła uścisk. Kiedy przejąłem od niej klucze piorun znowu uderzył w ziemię, a Soo podskoczyła wydając z siebie pisk. Otworzyłem drzwi i zapaliłem światło. 

— Nie jest tak źle — pomyślałem. Kominek był. Łóżko też było. Jedzenie, przekąski i wodę miałem w plecaku. Mieliśmy wszystko, by przetrwać do rana. Założę się, że ulewa tak szybko się nie skończy, a nie będziemy biegli taki kawał do autobusu. Nie chciałbym, żeby dziewczyna rozchorowała się przez chęć szybkiego powrotu do domu. 

— Jest trochę kurzu, ale zaraz to posprzątamy — powiedziałem dziewczynie, gdy usłyszałem jej kroki za sobą. — Już Ci ciepłej? 

Odwróciłem głowę lekko do tyłu, a dziewczyna wtuliła się w moje plecy opierając swoją głowę na jednej z łopatek. 

— Dziękuję — szepnęła splatając mocniej dłonie na moim brzuchu. — Dziękuję, że się tak o mnie martwisz. 

Błąd. Czasami miałem uczucie, że robię za mało. Miałem przeczucie, że za mało się staram i nie chronię jej tak odpowiednio jak bym chciał. Chociaż czasami za bardzo chce otaczać ją bezpieczeństwem. 

Jedyne co mogłem zrobić to odwrócić się i cmoknąć jej czoło. 
— To normalne w końcu jesteśmy przyjaciółmi — odpowiedziałem uśmiechając się i rozplątałem się z jej uścisku. Dziewczyna zanim położyła swój plecak na nie pościelonym łóżku zdjęła z niego folie ochronną, a w powietrze uniósł się kłąb kurzu. Zaczęła kaszleć. 
— Rzeczywiście dawno tu nie byłam — udała się do prowizorycznej kuchni. Podeszła do jednej z szafek i otworzyła szufladę. 

— Musimy zacząć od ogarnięcia tego miejsca — podskoczyła słysząc grzmot za oknem i ówcześnie zamykając oczy wzięła głęboki oddech, by uspokoić swoje przestraszone serce. 

Zmartwiony strachem dziewczyny oparłem się o zagłówek fotela i jak zaczarowany przyglądałem się dziewczynie, która wyjmowała środki czystości z różnych szafek. 

— Zaczniemy od ścierania kurzy. Ja mogę to robić, a ty możesz zająć się wyniesieniem tych pustych skrzynek do pomieszczenia obok — przytaknąłem. — Potem możesz rozpalić w kominku. 

— Dobrze — zgodziłem się i zabrałem do pracy. 

Całe szczęście skrzynki nie były zbyt ciężkie, więc szybko się z nimi uporałem. Kiedy skończyłem dziewczyna w tym samym czasie kończyła czyścić klosz od lampy. Obserwowałem ją przez chwilę stojąc w progu i udałem się do kominka. 

— Drewno powinno być w składziku koło łazienki — rzekła dziewczyna schodząc z krzesła na, którym stała. 

Ten domek wyglądał o wiele lepiej niż wcześniej, ale dalej było chłodno. Udałem się do składzika i wziąłem kilka kawałków drewna. Dziewczyna dała mi rozpałkę i dzięki temu mogłem zaprószyć ogień, który po chwili zaczął przyjemnie ogrzewać nasze ochłodzone ciała. 

— Mmm jak miło — szepnąłem siadając po turecku przed kominkiem na dywanie, a dziewczyna usiadła tuż obok mnie i przykryła mnie dużym kocem, który wyjęła wcześniej z pościelonego łóżka. Przed nami postawiła średniej wielkości butelkę z czerwonym płynem. To pewnie było wino jej matki. Zdziwiony spojrzałem jej w twarz, a ona uśmiechnęła się do mnie niewinnie. 

— Przecież nie pijesz alkoholu — zacząłem. — To czemu wyjmujesz wino? 

— Raz na jakiś czas piję, a teraz jest dobra okazja…— odpowiedziała. Przyciągnąłem ją na swoje kolana i oparłem się plecami o stojący za mną fotel. Otworzyłem butelkę, która o dziwo nie miała korka, tylko normalną zakrętkę i rozlałem czerwony płyn do szklanek, które dziewczyna przyniosła z kuchni. 

Ciepło z kominka, dziewczyna siedzącą pomiędzy moimi nogami, ulewa za oknem i wino to chyba najlepszy moment, jaki mi się w życiu przytrafił. Nie mogłem się powstrzymać, więc przytuliłem się do ramienia Soo. Poczułem gorąc w żołądku i chęć nie wypuszczania jej z ramion. Było naprawdę przyjemnie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nasze usta ani na chwilę się nie zamykały. Uwielbiałem to. 
Nasza relacja była cudowna. Jednak czasami odczuwałem brak…
Niekiedy czułem, że zwykłe przytulenie mi nie wystarcza. Chciałbym dowiedzieć się co ze mną nie tak. Bo na pewno nie jest to miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top