Part 10


Kilka dni później atmosfera uległa poprawie. Jimin zaczął jeść, a jego przyjaciele odetchnęli z ulgą. Z resztą nie tylko oni. Soo także uspokoiła się, gdy zobaczyła ten delikatny uśmiech starszego, gdy wcinał swoje ukochane ryżowe ciastka. 
Powoli wszystko wracało do normalności, jednak każdy żył pod presją szykowania się do nadchodzącej trasy, która nie ukrywając będzie trochę trwała. Na początek Seul, następnie Ameryka Północna i na koniec Europa. Sześć krajów, dwadzieścia osiem koncertów, trzy miesiące, dziewięćdziesiąt dwa dni. Sporo czasu i z całą pewnością Soorim się za nimi stęskni. 

— Za ile będziemy na miejscu? — zapytał po raz kolejny podekscytowany Park. Zaśmiała się pod nosem i szturchnęła przyjaciela łokciem w ramię. — No co? Nie mogę się doczekać. 

Pokiwała głową nie mogąc uwierzyć w dziecinne zachowanie mężczyzny. 
— To tylko działka moich rodziców. Nie wiem czym się tak ekscytujesz — rzekła, a Park w odpowiedzi oparł się ufnie o jej ramię głową. 

— Dla osoby, która ma do dyspozycji tylko park, który jest za oknem taka wycieczka to przygoda — mruknął bawiąc się jej palcami. Taki Park jest niezwykle uroczy. A Soo uwielbia go w każdym wcieleniu. W marudnym zmęczonym Chimie, nabuzowanym energią Jiminie, czy nawet uwodzicielskim Christianie Chimchimie. 

— Nie ma tam nic szczególnego. Jakaś szopka, altana, mały ogródek, który hoduje starsza pani z bloku obok i hamak. — opowiedziała, a starszemu zaświeciły się oczy, gdy usłyszał słowo hamak. 

— Zajmuje go — prychnęła śmiechem. 

— No co? Wiesz co to znaczy pracować przez okrągły tydzień i nie mieć czasu poleżeć gdzieś gdzie nie słychać tego miejskiego hałasu? Bardzo ciężko. — odpowiedział oburzony Park odwracając wzrok. 

— No chyba, że tak. Okej to jak będziesz chciał poleżeć to nie ma problemu. Ja zajmę się czymś innym. Może porozmawiam sobie z tą miłą panią co plewi ogródek — nagle autobus zatrzymał się. — To nasz przystanek! 

Szybko chwyciła dłoń starszego i wywlokła go z pojazdu. Przed nimi było...pole. Pole pełne rosnącej kukurydzy i maku. 

— To to jest właśnie to miejsce? — zająknął się Park widząc malowniczy krajobraz wsi. W tym momencie para znajdowała się właśnie w małej miejscowości o nazwie Yangju na północ od Seulu. Jakieś dwadzieścia może trzydzieści kilometrów od centrum. 

— Tak! — zaciągnęła się tym świeżym powietrzem i odwróciła, by zobaczyć tą małą miejscowość, którą w sumie pamięta tylko z dzieciństwa. — Nic się tu nie zmieniło. 

Zaśmiała się, a Jimin zdezorientowany ciągle obserwował rosnącą kukurydzę. 

— Ale tutaj nic nie ma! — uniósł głos zdezorientowany, a Soo śmiejąc się pociągnęła go za rękę. Kiedy spojrzał w tą samą stronę co ona zaniemówił. 

— Rzeczywiście bardzo tu ładnie, ale gdzie są działki o których mi mówiłaś? — zapytał chwytając jej dłoń i splatając ich palce razem. Dziewczyna zerknęła szybko na nie, a Park zawstydzony zabrał rękę po czym zaśmiał się niezręcznie. 

— Musimy przejść przez całą miejscowość. Na samym końcu stoją bloki mieszkalne, a to za nimi są działki. Moja mama wynajęła jedną, gdy byłam mała, a potem wykupiła za symboliczne kilka jenów. Teraz o niej zapomniała i tylko ja ją odwiedzam. Nie często, ale raz na jakiś czas po to, by odpocząć od miejskiego chaosu. — wyjaśniła starszemu, na co on odpowiedział lekkim uśmiechem i słowem "rozumiem". 

— W takim razie prowadź — nakazał Park po czym ruszył w głąb nieznanej mu miejscowości. — Może chociaż tutaj ludzie będą mnie ignorować.

Brązowowłosa ruszyła za nim doganiając go. 
— Jak chcesz, żeby ktoś zaczął cię ignorować to mogę to zrobić jako pierwsza — zaproponowała żartując, a Park prychnął pod nosem. 

— Za bardzo mnie lubisz, więc raczej tego nie zrobisz, baby — odpowiedział pewnym siebie głosem i przyspieszył kroku. 

— Jak ty mnie nazwałeś? — zapytała rozbawiona. 

— Baby…to chyba nie jest złe przezwisko, nie? — zaprzeczyła i splotła dłonie za plecami. — To bardzo daleko? 

— Nie…może z dziesięć minut drogi piechotą. Autobus powrotny mamy około godziny dwudziestej drugiej także zdążymy odpocząć i poleniuchować. Będziesz mógł nawet pospać na hamaku — nie zdążyła dokończyć zdania, a Park szepnął podekscytowany pod nosem słowo "yess". 
Soo nigdy nie wiedziała, że z Parka taki śpioch. Nie dość, że spał dziś prawie do dwunastej to jeszcze będzie leniuchował na dworzu. Ale teraz poważnie. Mimo wieku pracuje bardzo ciężko i mimo, że zachowanie mężczyzny bawi dziewczynę, ona zdaje sobie sprawę, że bycie idolem jest bardzo trudne. Może on tego nie wie, ale Soo, cieszy się, że może pomóc mu chociażby w taki sposób. Odpoczynek jest bardzo ważny, a nawet wielkie gwiazdy zasługują na relax po godzinnych ćwiczeniach. 

— Daleko jeszcze? — dopytał Jimin idąc przed nią, ale tyłem w kierunku obranej przez nich drogi. Jego ręce znajdowały się w kieszeniach spodni, a na twarzy widniał szeroki, szczery uśmiech, który nie dziewczyna nie zamieniła na nic innego na świecie. 

— Jesteśmy bardzo blisko — odpowiedziała miło i zaczęła rozglądać się po małych, zamieszkałych lecz skromnych domkach, które swoją prostotą sprawiały urocze wrażenie. Nie zawsze wielkie i wzniosłe jest piękne, a sama skromność jest czasami ładniejsza niż przepych i bogactwo. 

Przed nimi ukazały się trzy-piętrowe bloki. Było ich dokładnie sześć i każdy z nich miał inny kolor. Za ostatnim znajdował się ich cel. 
 
— Soorim czy to ty? — zapytał słaby głos kobiety z podwórka, które akurat mijali. Dziewczyna cofnęła się i zauważyła… 

— Pani Choi! — uniosła głos i ruszyła do starszej pani. Oparła się o zamkniętą bramkę i uśmiechnęła się czule do staruszki. — Tak dawno panią nie widziałam. Jak się pani czuje? 

— Dobrze moja droga — wstała powoli z krzesła i podeszła do niej powolnym krokiem. Otworzyła bramkę, a Soo cofnęłam się kilka kroków do tyłu. — Dziękuje, że pytasz. 

— Chciałabym pani pójść z nami na spacer? — zaproponowała, ale starsza kobieta odmówiła. 

— Nie będę przeszkadzać tobie i twojemu chłopakowi — uśmiechnęła się do Jimina, a ten zachłysnął się powietrzem i zaczął głośno kaszleć. Zaśmiała się pod nosem z reakcji mężczyzny i objęła ramieniem starszą kobietę. 

— Ten tam to nie mój chłopak pani Choi. Po prostu to mój przyjaciel i przywiozłam go, by odpoczął od show biznesu. 

— Od czego? Od biznesu? To on jest jakimś kierownikiem? — dopytywała starsza, ale zachichotała zaprzeczając. 

— Nie pani Choi…on jest…rozpoznawalny. — spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina trzecia, a naprawdę razem chcieliby odpocząć. — Musimy już iść pani Choi. Obiecuję, że jak znajdziemy trochę czasu to wpadniemy do pani na herbatkę. 

— Trzymam cię za słowo moja droga — mruknęła starsza pani po czym wróciła na swoje podwórko. 

— To co idziemy moja dziewczyno — rzucił Park po czym dostał łokciem w brzuch. Po ciosie skulił się śmiejąc, a Soo ruszyła przed siebie. — Poczekaj chwile! Nie znam okolicy i nie wiem, która to działka! 

Podbiegł do niej i objął ramieniem. Podniosła jedną brew do góry, a Park zabrał rękę. Zachichotała, ale po chwili dotarliśmy do bramki, która dzieliła ich od ogrodu. 

— To tutaj — szepnęła spoglądając do góry na wielki szyld "Ogrody działkowe numer 33". Wyjęła kluczyk do bramki po czym otworzyła ją i weszłam do środka. Park zrobił to samo i ruszyli w ciszy ścieżką. 
 
Działka numer dwadzieścia jeden, rząd trzeci, lewa strona. Nic się tu nie zmieniło. W klombie dalej kwitły posadzone przeze Soo kwiaty, a dalej w ogródku pani Kang kiełkowały posadzone przez nią warzywa i owoce. Dziewczyna już nie może się doczekać, kiedy będą większe, a cały ogród będzie wyglądał bajecznie. 

— Jesteśmy na miejscu Jimin — wzdychnęła opadając na równo przycięty trawnik i zaciągnęła się zapachem świeżo ściętej trawy. Park pochylił się nade nią i już miał coś powiedzieć, ale wskazała na dwa stojące obok siebie drzewa. — Tam jest hamak. 

— Dziękuję — odpowiedział Jimin i tyle go widziała. Zdjęła torbę i odłożyła ją obok siebie tak, by nie przeszkadzała jej w odpoczynku i zamknęła na chwilę oczy. Było cudownie. Świergoczące ptaki nad głową, rozmowy sąsiadów za płotem, gdaczące kury, świst obracającego się wiatraka oraz spokój. 

— I jak ci się podoba Jimin? — zapytała, lecz nie uzyskała odpowiedzi. — Jimin? 

Wstała z wygodnej trawy po czym podeszła do leżącego w hamaku mężczyzny. Śpiącego mężczyzny. 
— Spodziewałam się tego…— zachichotała pod nosem i odgarnęła opadająca na jego oczy grzywkę. Nagle Park złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. 

— Tak lepiej — wymamrotał pod nosem, a Soo wzdrygnęła czując szybkie bicie serca chłopaka. Zdziwiona uniosła głowę do góry. — A teraz leżymy… 

Jeszcze nigdy nie leżała ciałem na ciele mężczyzny i czuła się tak trochę dziwnie, ale…było naprawdę przyjemnie. Jego ciepły tors. To było coś magicznego i nigdy nie czuła się tak dobrze. 
Rozczulona zachowaniem starszego położyła głowę z powrotem na jego torsie, a wkrótce jego ręce oplotły ją przytulając do sobie. Było…całkiem miło. Milej niż się tego spodziewała. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top